Znowu się nie wyspałam. Właściwie… nie pamiętam już, kiedy ostatni raz przespałam całą noc. Nina obudziła się dziś o 2:17. Potem jeszcze o 4:03. A potem o 5:28 Franek przyszedł do naszego łóżka, bo „mu się coś przyśniło”. Michał się tylko przekręcił na drugi bok. O szóstej zadzwonił budzik. Dla Michała. Ja już nie spałam. Wstałam, poszłam do kuchni. Włączyłam czajnik, w międzyczasie zrobiłam mleko dla Niny i płatki dla Franka. Włożyłam Hani do śniadaniówki kanapkę i jabłko, chociaż pewnie i tak ich nie zje.
W sypialni cisza. Michał jeszcze śpi. O 7:10 obudziłam Hanię. Po raz pierwszy. Potem po raz drugi. I trzeci. Ostatnim razem już podniosłam głos:
– Hania, wstawaj, spóźnisz się do szkoły!
Wstała z nietęgą miną. Nina w tym czasie zdołała się rozpłakać już kilka razy. Franek rozsypał płatki. Hania nie mogła znaleźć czystych rajstop. A Michał? Michał wyszedł z sypialni o 7:42. Ziewnął. Przeciągnął się. Cmoknął mnie w policzek, jakby nic się nie działo. Powiedział:
– Ale dzisiaj jestem zmęczony. Spałem może z sześć godzin.
Sześć godzin. Chciałabym. Naprawdę chciałabym. Zawieźliśmy razem Hanię do szkoły. W drodze powrotnej Michał powiedział, że ma dzisiaj dużo spotkań online i będzie pracował zdalnie. I że żebym starała się, żeby dzieci nie hałasowały. A potem, że może bym pomyślała o powrocie do pracy. „Wiesz, Hania już w szkole, Franek przedszkole, Nina coraz większa… Może na pół etatu? Żebyś miała coś swojego?” Coś swojego. Mam pranie. Zmywanie. Gotowanie. Trójkę dzieci, które beze mnie nie ogarną niczego. I łazienkę, w której czasem zamykam się, żeby popłakać. To też jest moje.
Ale on tego nie widzi. Nikt tego nie widzi.
Trochę odskoczni
Usiedliśmy do kolacji. Michał zdjął z pieczywa skórkę – bo za twarda – i rzucił niby od niechcenia:
– Myślałaś może, żeby wrócić do pracy? Może coś lekkiego… pół etatu? Wiesz, Hania już chodzi do szkoły, Franek przedszkole…
Zamarłam. Franek właśnie rozlał herbatę, Nina marudziła w krzesełku, a ja miałam tłuste włosy i koszulkę w przecier z dyni.
– Że co? – zapytałam cicho.
– No… może dobrze by ci to zrobiło. Żebyś miała coś swojego. Trochę odskoczni.
– Aha. Czyli teraz siedzę i pachnę? Mam czas na odskocznie?
– Nie o to mi chodziło – Michał unikał wzroku. – Po prostu… kiedyś byłaś taka pełna pasji. Teraz mam wrażenie, że… zgasłaś.
Zgasłam?
– Michał – powiedziałam spokojnie, ale czułam, że we mnie kipi – wiesz, że Nina budzi się co noc? Że codziennie robię trzy prania i wycieram pięć razy podłogę? Że nie pamiętam, kiedy byłam sama dłużej niż pięć minut?
– Julia, ja nie atakuję. Martwię się o ciebie.
– Nie, Michał. Ty nie martwisz się o mnie. Ty martwisz się, że za długo nie przynoszę pieniędzy.
Westchnął. Zostawił talerz, wstał.
– Nie o to chodzi. Po prostu myślałem, że może… chciałabyś się rozwijać. Jak inne kobiety.
Jak inne kobiety. Zostałam sama w kuchni z chłodną zupą i wrażeniem, jakby ktoś mi splunął w twarz.
Moja praca nigdy się nie kończy
– Inne kobiety jakoś łączą jedno z drugim – rzucił dwa dni później, jakby mówił o pogodzie.
Stałam wtedy przy zlewie, z rękami w pianie. Odwróciłam się powoli.
– Słucham?
– No wiesz… mają dzieci, pracę, ogarniają.
– Michał, ty serio to powiedziałeś?
– Julia… ja tylko mówię, że da się to pogodzić. Niektóre kobiety po macierzyńskim wracają do biura i jakoś żyją.
– A może niektóre mają mężów, którzy rozumieją, że życie z trójką dzieci to nie sielanka? – głos mi drżał. – Może niektóre mogą wziąć prysznic bez walenia w drzwi co pięć minut?
– Nie przesadzaj.
– Nie przesadzam, tylko ty nie masz pojęcia, jak wygląda mój dzień. Dla ciebie on się zaczyna kawą przy laptopie, a kończy kolacją, którą ktoś ci podał.
Michał uniósł ręce w obronnym geście.
– Przecież nic nie powiedziałem…
– Właśnie to jest najgorsze. Ty nic nie mówisz, tylko oceniasz. Po cichu. Uważasz, że jestem leniwa, że „się zasiedziałam”. Że skoro nie zarabiam, to nic nie robię.
– Julia, to nie fair…
– Fair? To ja ci powiem, co jest nie fair. Ty wracasz z pracy i odpoczywasz. Ja z pracy nie wracam NIGDY. Bo moja praca nigdy się nie kończy. I nikt mi za nią nie płaci.
Wyszedł z kuchni. Bez słowa. Zostawił mnie z pianą na rękach i sercem walącym jak młot. Usiadłam na podłodze i poczułam, że nie mam już siły.
Nie mam ambicji?
– I co on ci powiedział? – zapytała Anka, mieszając cappuccino.
– Że może bym wróciła do pracy. Żebym miała coś „swojego”.
Anka uniosła brwi.
– On tak serio?
– Mhm. I że inne kobiety jakoś łączą jedno z drugim. No wiesz, cudowne matki w szklanych biurowcach, które ogarniają dzieci, karierę i jeszcze robią kimchi w słoikach.
– No pięknie – mruknęła. – Twój mąż chyba nie wie, ile kosztuje cię każdy dzień.
– Nie wie – przyznałam. – Bo nigdy nie chciał wiedzieć.
Rozmowa z Anką była jak ciepły koc – otulała zrozumieniem. A jednak, kiedy wróciłam do domu, zderzyłam się z lodowatą ścianą rzeczywistości.
Drzwi do sypialni były lekko uchylone. Michał siedział na łóżku z telefonem przy uchu.
– Nie wiem, stary… Może przesadzam, ale czuję, że Julia się zasiedziała. Nie ma ambicji, jak dawniej. Tylko dom, dzieci… Jakby to ją zjadło.
Zamarłam. Weszłam bez pukania.
– Nie mam ambicji? – zapytałam cicho, ale głos mi zadrżał.
Michał spojrzał na mnie, zbladł. Rozłączył się bez słowa.
– Julia… ja nie…
– Nie kończ. Słyszałam.
Po chwili wyszłam. Zamknęłam się w łazience. Siedziałam na zimnej podłodze i próbowałam nie płakać. Ale łzy i tak ciekły. Nie mam ambicji? Ja? Ja, która od siedmiu lat ogarniam wszystko, żeby on mógł pracować w ciszy?
Nie wiedziałeś, bo nie chciałeś wiedzieć
Nie wytrzymałam. Musiałam z nim porozmawiać. Tylko nie jak dotąd – między zupą a pieluchą. Wieczorem, kiedy dzieci już spały, stanęłam w drzwiach salonu.
– Możemy? – zapytałam.
Michał skinął głową, ale nie odrywał wzroku od telefonu. Wzięłam mu go z ręki i odłożyłam na stół.
– Serio? – rzucił, unosząc brwi.
– Tak, serio. Bo mam ci coś do powiedzenia.
Usiadłam naprzeciwko niego. I zaczęłam mówić. Spokojnie. Ale z każdą minutą we mnie narastało.
– Nie jestem już twoją partnerką, Michał. Od dawna. Jestem twoją opiekunką do dzieci, kucharką, sprzątaczką. Nawet nie pytasz, jak się czuję. Bo po co. Przecież siedzę w domu, nie?
Milczał. Ale tym razem nie patrzył gdzieś obok. Patrzył na mnie.
– Nie pamiętam, jak to jest przespać całą noc. Jak to jest pić gorącą kawę. Jak to jest być kobietą, a nie tylko mamą. Wiesz, że czasem boję się wejść na wagę? Albo w lustro spojrzeć?
– Julia… – szepnął.
– Nie, pozwól, że skończę. Bo ty mówisz o ambicjach. A ja przez te lata nauczyłam się panować nad trzema histeriami na raz, gotować z dzieckiem na biodrze i negocjować z sześciolatką jak dyplomata.
Zacisnęłam dłonie, bo głos mi drżał.
– A ty mówisz, że się zasiedziałam.
– Nie wiedziałem, że aż tak się z tym zmagasz – odezwał się po chwili.
Spojrzałam na niego ostro.
– Nie wiedziałeś, bo nie chciałeś wiedzieć.
I wstałam. Wyszłam z pokoju. Ale zostawiłam za sobą coś więcej niż ciszę. Zostawiłam go wreszcie zmuszonego do myślenia.
Witamy w moim świecie
Następnego ranka Michał wstał wcześniej. Bez budzenia. Zrobił Hani śniadanie, przewinął Ninę, ogarnął Franka. Stałam w kuchni i patrzyłam, jak próbuje – jak się miota między kanapkami a kubkiem z mlekiem. Po dziesięciu minutach miał pot na czole.
– Nie wiedziałem, że oni zadają tyle pytań naraz – mruknął, nalewając sobie kawy. – Franek mnie zapytał o pogodę na Marsie, a Hania już trzeci raz narzeka na swoją fryzurę.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Witamy w moim świecie.
Po dwóch dniach Michał wyglądał jak ja – rozczochrany, zmęczony, w dresie. W niedzielę wieczorem usiedliśmy obok siebie. Dzieci spały. On miał pod oczami sińce.
– Julia… ja nie miałem pojęcia. Jak ty to robisz codziennie?
Spojrzałam na niego bez uśmiechu.
– Bo nie mam wyjścia.
– Myślałem, że to proste. Że siedzisz w domu, oglądasz seriale, robisz obiad. Ale to jest jak… trzy etaty. Naraz. Bez przerwy.
– Dziękuję, że to wreszcie widzisz.
Chwilę milczeliśmy. Michał spojrzał na mnie uważnie. Tak, jak dawno nie patrzył.
– Może powinniśmy coś zmienić. Razem. Nie chodzi o to, żebyś wracała do pracy, tylko żebyś nie była w tym sama.
Nie odpowiedziałam. Ale po raz pierwszy od miesięcy poczułam, że między nami nie ma tylko ściany.
Julia, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż kręci nosem na moje obiady, a mamusi rosołek zjada ze smakiem. Zgotowałam mu taką zemstę, że straci apetyt na dobre”
- „Nie wiem kiedy z żony stałam się służącą męża. Całe życie upływało mi tylko pomiędzy gotowaniem, a sprzątaniem”
- „Dla kariery żony, zgodziłem się zostać w domu. Ona podpisywała kontrakty, a ja w podomce myłem gary i pichciłem obiadki”








