Kiedy rozmawiam z kimś o swoim rozstaniu, często słyszę to zdziwione: „Serio? Przecież wyglądaliście na szczęśliwych”. Tak, potrafiliśmy dobrze udawać. A może to tylko ja tak udawałem? Nie wiem już sam. Moja była mówiła, że mam tendencję do słuchania nie tych osób, co trzeba. Trafnie. Chociaż wtedy byłem przekonany, że robię słusznie. Bo skoro ojciec mówił, że „z tej mąki chleba nie będzie”, to znaczyło, że coś wie. I miałem to szczęście, że wiedziałem, co on o wszystkim myśli. Nawet kiedy milczał, i tak wiedziałem.
Z Agą rozstaliśmy się po sześciu latach. Sześć lat tłumienia emocji, nieporozumień, frustracji. Ale do dziś pamiętam, jak ojciec wyjął z ust zapałkę i powiedział, niby mimochodem:
– Dobrze zrobiłeś. Takie kobiety jak ona to nie na żonę. Widziałem od początku.
Tylko że to nie była pierwsza taka historia. I nie ostatnia.
Bolesne rozstanie
– Arek, nie będę się z tobą kłócić. Mam już dość – powiedziała spokojnie, ale z tym znajomym napięciem w głosie. Stała w przedpokoju, wkładając rzeczy do walizki.
– A możesz mi chociaż powiedzieć, co się stało? – zapytałem, chociaż znałem odpowiedź.
– Naprawdę nie wiesz? Serio? Po tej rozmowie z twoim ojcem?
Zamilkłem. Wiedziałem, o co chodzi.
– Usłyszałam, jak mówiłeś mu, że może miał rację. Że może faktycznie jestem zbyt emocjonalna, że nie nadaję się na matkę. A ty nic, tylko potakiwałeś. Jakbyś się bał mieć własne zdanie.
– Aga… On tylko chciał pomóc.
– Nie. On chciał decydować za ciebie. Znowu. A ty mu na to pozwalasz.
Patrzyłem, jak pakuje szczoteczkę do zębów i krem, który zawsze trzymała na mojej półce. Jeszcze przed chwilą to była jej półka. Nasza łazienka. Nasze życie.
– Próbowałem… – zacząłem, ale przerwała.
– Nie. Ty zawsze próbujesz. Ale nigdy nie stoisz po mojej stronie. Zawsze słuchasz jego.
Zamknęła walizkę z hukiem i sięgnęła po płaszcz.
– A wiesz co jest najgorsze, Arek? Że ty naprawdę myślisz, że jesteś niezależny.
Drzwi zamknęły się cicho. A ja zostałem w korytarzu zostałem sam z moimi myślami.
Mówiłem ci, że to się nie uda
Ojciec siedział na krześle w kuchni, oparty łokciem o stół. Wiedziałem, że czekał. Zawsze miał taki rytuał – gdy coś się waliło, siadał spokojnie i czekał, aż przyjdę i opowiem, jak bardzo miał rację.
– Odeszła? – zapytał, nie patrząc na mnie.
– Tak – odpowiedziałem, siadając ciężko naprzeciwko.
– I dobrze. Szkoda by było życia z taką. Za dużo języka, za mało cierpliwości. – pokręcił głową – Od początku mówiłem, że to się nie uda. Taki związek na emocjach to jak domek z kart.
– Tata, może po prostu… Nie powinienem cię słuchać?
Spojrzał na mnie z ukosa.
– Co ty teraz sugerujesz? Że to moja wina, że się wam nie udało?
– Nie… To znaczy… Może trochę? Przecież zawsze musiałem liczyć się z twoim zdaniem.
Parsknął śmiechem.
– Synu, przecież ja ci nic nie kazałem. Mówiłem, co myślę. A że trafnie – to już chyba nie moja wina, co?
Zacisnąłem zęby. To była jego specjalność – zawsze „tylko mówił, co myśli”.
– A co, jak powiem, że chciałbym to naprawić? – zapytałem nagle.
– Zaufanie jak szklanka – jak pęknie, to już nigdy nie będzie jak dawniej.
Znów zamilkłem. Może miał rację. Albo może nie potrafiłem inaczej niż jego głosem.
Nowa dziewczyna, stary schemat
Z Pauliną poznaliśmy się w pracy. Była inna niż Aga – zrównoważona, bardziej „poukładana”. Zapytałem ojca, co myśli.
– Widać, że cicha, spokojna – mruknął po pierwszym obiedzie u nas. – Nie to, co tamta, ta... Jak jej było?
– Aga – powiedziałem.
– No właśnie. Wiecznie w chmurach, z tą swoją „emocjonalnością”. Ale nie ma się co spieszyć.
Nasz związek rozwijał się powoli. Na początku wszystko układało się świetnie. Paulina była niezwykle spokojna i zorganizowana. Uważałem, że to dobrze. Że może właśnie tego potrzebuję - harmonii w życiu. Ale coś mi zgrzytało. I jak się później okazało – nie tylko mnie.
– Wiesz, Arek… twój ojciec często do mnie mówi w taki... osobliwy sposób – powiedziała Paulina któregoś wieczoru. – Jakby mnie oceniał. Albo testował.
– On po prostu taki jest – rzuciłem odruchowo.
– No właśnie. „Po prostu taki jest”. A ty co, nie potrafisz mówić swoim głosem?
Zatkało mnie. Brzmiało znajomo. Zbyt znajomo.
– Uważasz, że nie mam własnego zdania? – zapytałem ostrożnie.
– Nie wiem. Uważam, że jesteś mądrym facetem. Ale jak z tobą rozmawiam, to mam wrażenie, że słyszę głos twojego ojca. A nie ciebie.
I znowu ten moment, kiedy nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
Znów powtarzałem dawne błędy
Z Pauliną rozstaliśmy się po dziewięciu miesiącach. Nie było dramatu, płaczu, rzucania talerzami. Wyszła bez krzyku, bez pretensji. Zostawiła tylko karteczkę "Mam nadzieję, że w końcu będziesz żył, tak jak chcesz". Poczułem wstyd. Bo to był już trzeci raz, kiedy ktoś mi to powiedział – innymi słowami, ale to samo. I trzeci raz, kiedy nie posłuchałem.
– Co się znowu stało, że masz taki zły humor? – zapytał ojciec dzień później – Posprzeczaliście się?
– Nie. Odeszła.
– Czyli jednak nie była taka idealna, co? Mówiłem, żebyś się nie wiązał za szybko.
Wziąłem głęboki oddech.
– A może po prostu… ja nie jestem idealny?
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, jakby pierwszy raz usłyszał coś takiego z moich ust.
– Nie przesadzaj. Nie rób z siebie ofiary. Przecież to ty wybierasz. Nikt ci niczego nie narzuca.
– Tak? – zaśmiałem się. – A przypomnij mi, kto mówił, że Aga to histeryczka, Paulina cicha jak mysz i że może Marta z księgowości „miałaby lepsze podejście do rodziny”?
Zamilkł na chwilę, potem machnął ręką.
– No mówiłem. Ale przecież to ty decydujesz.
Tyle że ja nigdy nie decydowałem. Ja tylko przytakiwałem. I coraz mniej rozpoznawałem siebie w lustrze.
Rozmowa z ojcem
Kiedy wróciłem do pustego mieszkania po rozstaniu z Pauliną, usiadłem na kanapie i pierwszy raz od dawna nie włączyłem telewizora. Nie włączyłem też czajnika, laptopa ani żadnego podcastu. Siedziałem w ciszy i słuchałem myśli, które od lat zagłuszałem. Wstałem i podszedłem do lustra. Po chwili wziąłem telefon i zadzwoniłem do ojca.
– Co jest? – odebrał jak zwykle – bez „halo”, bez „cześć”.
– Musimy pogadać.
– No to mów.
– Całe życie robiłem to, co mówiłeś. Z kim się spotykać. Kogo unikać. Jak mówić, jak milczeć. Wiesz co? Mam dość.
– Arek, co ty gadasz? Zawsze tylko chciałem dla ciebie dobrze.
– Nie. Ty zawsze chciałeś mieć rację. Od dzisiaj – powiedziałem cicho – to ja decyduję, co myślę. I nie pytam cię o pozwolenie.
Rozłączyłem się. Patrzyłem w lustro jeszcze chwilę. Pierwszy raz poczułem, że nie jestem tłem. Że moje życie nie musi być odbiciem cudzego.
Ojciec zadzwonił tydzień później.
– No i jak ci tam, w tej nowej roli samodzielnego myśliciela? – zapytał z kpiną.
– Dobrze – odpowiedziałem.
– Tylko czekam, aż znów tu przyjdziesz, szukać ojcowskiej rady.
– Ale następnym razem zapytam: co ty byś zrobił i zrobię dokładnie odwrotnie - powiedziałem z uśmiechem.
Arek, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.