Nazywam się Renata. Mam trzydzieści dwa lata, dwójkę dzieci, męża, kredyt i sporo obowiązków. W pracy bywam, ale to bardziej dorywczo niż zawodowo. Artur zarabia dobrze, więc wszystko jakoś się kręci. Mamy dom, w którym zawsze coś się psuje, kuchnię, w której spędzam większość dnia, i sypialnię, do której wieczorami wpadam tylko po to, by paść na łóżko i spać. Klasyka. Z pozoru jesteśmy szczęśliwą rodziną. Z pozoru.
Nie powiem – zawsze byłam raczej zadowolona z naszego życia. Nie oczekiwałam cudów. Miłość z czasem zamieniła się w przywiązanie, intymność w rutynę, a rozmowy… no cóż, głównie o dzieciach, rachunkach i tym, kto jutro zawozi Jasia na basen. Ale przecież to nic złego. Ot, życie.
Od zawsze starałam się utrzymywać dobre relacje z rodziną Artura. Zwłaszcza z jego rodzicami – Henrykiem i Elżbietą. Pochodzili z zupełnie innej bajki niż ja. Tradycja, zasady, konserwatyzm. Na początku mnie to przytłaczało, ale później zrozumiałam, że tacy właśnie są. Twardzi, zamknięci w sobie ludzie. I bardzo dumni.
Teść – Henryk – to była dla mnie zagadka. Surowy, zasadniczy, a jednocześnie dusza towarzystwa. Taki gość, co to potrafi rozśmieszyć przy stole, ale wystarczy jedno jego spojrzenie i wszyscy milkli. Artur zawsze go podziwiał. Chciał być jak ojciec. Mieć ten sam ton głosu, sposób trzymania noża, te same poglądy. Czasem wydawało mi się, że próbuje żyć jego życiem.
A ja... ja z boku próbowałam się w to wszystko wpasować jak puzzel z innego pudełka. Nie odstawać za bardzo. Uśmiechać się, gdy Henryk opowiadał te swoje stare historyjki. Przytakiwać, gdy mówił o wartościach i lojalności. Zgrywać kogoś, kim nie do końca byłam. Aż w końcu przyszedł ten jeden wieczór, kiedy coś we mnie pękło. I od tamtej pory nic już nie było takie samo.
Nie wiedziałam, co powiedzieć
Tego dnia już od rana wszystko kręciło się wokół urodzin teściowej. W kuchni unosił się zapach pieczonego schabu, Elżbieta uwijała się przy kuchence, a Henryk od czasu do czasu doglądał przygotowań. Ja robiłam, co mogłam, żeby pomóc, ale czułam się bardziej jak statystka niż członek rodziny. Przyniosłam sałatkę, którą sama zrobiłam, ale nikt mnie za to nie pochwalił. Kiedy wniosłam ją do jadalni, Elżbieta spojrzała tylko, czy pasuje do reszty potraw, i postawiła ją na końcu stołu.
Przyjechali też szwagier z rodziną, ciocia Zosia z psem, który merdał ogonem między nogami gości, i dwóch sąsiadów, których imion nigdy nie pamiętam. Był też Artur, jak zwykle zamyślony i trochę nieobecny. Czasem miałam wrażenie, że w domu rodzinnym oddala się ode mnie, mimo że od lat jesteśmy razem.
Usiedliśmy przy stole, tort jeszcze czekał w lodówce. Na razie były śledzie, jajka z majonezem i pełne kieliszki. Rozmowy o pogodzie, o tym, co podrożało, o dziurach na drodze do kościoła. W pewnym momencie zrobiło się gwarno, śmiech niósł się aż do kuchni, a ja siedziałam obok Henryka i udawałam zainteresowanie, chociaż myślałam już tylko o tym, żeby zdjąć te ciasne rajstopy. I wtedy to się stało.
Henryk spojrzał na mnie z tym swoim zadowolonym uśmieszkiem i powiedział:
– Wiesz, Renatka… ja też nie byłem święty. W młodości... no, wiadomo, jak to jest. A i teraz czasem coś się trafi. He, he.
Zrobiło mi się gorąco, choć siedziałam w przeciągu. Zamarłam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czy właśnie usłyszałam od teścia, że nadal zdradza swoją żonę? Swoją Elżbietę, która przed chwilą opowiadała z dumą, jak piekła tort według przepisu z lat osiemdziesiątych? Spojrzałam na Artura. Rozmawiał z szwagrem o jakimś filtrze do oleju, nie usłyszał. Reszta towarzystwa roześmiała się, jakby Henryk opowiedział najlepszy dowcip dnia. Elżbieta przewróciła oczami, jakby chciała powiedzieć: „Oj, Heniek, ty to zawsze coś palniesz”, i nalała mu kolejny kieliszek.
Nie śmiałam się. Zamiast tego wzięłam łyk kompotu i spojrzałam przez okno. Liście na drzewach zaczynały żółknąć. Poczułam się dziwnie samotna wśród tych ludzi, którzy śmiali się, choć wcale nie było z czego.
– Dobrze się bawisz? – zapytała mnie teściowa, kiedy przechodziła obok z półmiskiem.
– Tak, bardzo – skłamałam, nie odrywając wzroku od szklanki.
Nie mogłam przestać o tym myśleć
Dzieci spały już od dawna, a ja nie mogłam zasnąć. Leżałam na boku, patrząc w ciemność i wsłuchując się w ciche oddechy Artura. Miał ten swój spokojny, równy rytm, jakby nic go w życiu nie ruszało. W końcu nie wytrzymałam.
– Twój ojciec dziś trochę przesadził – powiedziałam cicho, choć wiedziałam, że jeszcze nie śpi.
– Jak zwykle. Co powiedział?
– W pewnym momencie zaczął opowiadać o swoich „przygodach”... Tak to ujął. Że w młodości to wiadomo, a i teraz coś się trafi.
Artur prychnął, jakby usłyszał kiepski dowcip.
– Ojciec zawsze taki był. Gada głupoty. Chciał się popisać, jak zawsze. To tylko gadanie.
– A ty jesteś pewien?
Zamilkł na chwilę, jakby nie wiedział, czy warto wdawać się w dyskusję.
– Co mam być pewien? Że nie zdradza mamy? Przecież nie będę go śledził, Renata. Daj spokój, ma siedemdziesiąt lat.
– Nie chodzi o wiek. Chodzi o to, co powiedział. I jak to powiedział. Bez cienia wstydu. Jakby to było coś normalnego.
Artur odwrócił się na plecy, westchnął.
– Renata, będziesz robić aferę z niczego?
– A może to nie jest nic? Może to po prostu tak u was wygląda. Mężczyzna ma rodzinę, ale od czasu do czasu coś się „trafi”. A kobieta przymyka oko, bo tak wypada.
– Przestań. Nie wrzucaj mnie do jednego worka z ojcem.
– Nie wrzucam. Ale patrzę, jak reagujesz. A raczej jak nie reagujesz.
Zamilkł. Czułam, że się zamknął, odgrodził murem. Nie pierwszy raz.
– Czyli ty naprawdę nic nie wiesz? – zapytałam po chwili ciszy.
– Nic, co miałoby znaczenie.
Poczułam, jak w środku zaczyna mnie dusić to zdanie. Wsunęłam się pod kołdrę i odwróciłam plecami. Nie chciałam już więcej pytać. Ale jego słowa zostały ze mną. Nie miało znaczenia? Czyli co – coś jednak było na rzeczy? Zasnęłam późno. A kiedy rano budziłam dzieci, już wiedziałam, że nie przestanę o tym myśleć.
Tajemnica wyszła na jaw
Nie szukałam tej rozmowy. Sama do mnie przyszła, zupełnie niespodziewanie. Wracałam z dziećmi z basenu, zahaczyłam o sklep, a tam – przy półce z nabiałem – stała Sylwia. Znałyśmy się ze szkoły średniej, ale nie rozmawiałyśmy od lat. Jej siostra była kilka klas niżej, kojarzyłam ją tylko z korytarzy.
Sylwia poznała mnie pierwsza, zawołała, podeszła. Zamieniłyśmy kilka zdań o dzieciach, o pracy, o tym, że nic się w tym mieście nie zmienia. Zwykła pogawędka, dopóki nie zeszłyśmy na temat ludzi, których kiedyś znałyśmy.
– Ej, a ty wiedziałaś, że twój teść miał romans z moją siostrą? – rzuciła to między pytaniem o ceny serów a wspomnieniem jakiejś starej nauczycielki. Tak, jakby mówiła o czymś, co wszyscy wiedzieli.
– Co takiego? – zamarłam z ręką wyciągniętą po jogurt.
– No tak, był taki epizod. Z dziesięć lat temu. Moja siostra wtedy pracowała u nich w firmie. Biuro, coś przy dokumentach. Nie wiem dokładnie, co robiła, ale długo tam nie wytrzymała. Mówiła, że atmosfera była... skomplikowana.
Zatrzymałam się. Nagle zrobiło się duszno. Jogurt spadł mi z ręki i potoczył się po podłodze.
– Kiedy dokładnie to było?
– Może z rok przed waszym ślubem z Arturem. Ale serio nie wiedziałaś? Myślałam, że to żadna tajemnica.
Pokręciłam głową. Nie, nie wiedziałam. Nikt nigdy mi o tym nie wspomniał. A przecież to był czas, kiedy byłam już z Arturem. Jeździliśmy razem na święta, bywałam u nich w domu. Widziałam Henryka z Elżbietą, siedzących przy stole jak przykładne małżeństwo. I ona – siostra Sylwii – uśmiechała się wtedy do mnie przy wejściu do biura. Dobrze ją pamiętałam. Krótkie włosy, czerwone usta. Zawsze z teczką w ręku.
Z trudem dokończyłam zakupy. Dzieci marudziły, chciały lody, a ja chciałam tylko zniknąć. Po powrocie do domu zamknęłam się w łazience i usiadłam na zimnych kafelkach. W głowie kotłowały się obrazy i zdania. Niby tylko „epizod”, ale od tego słowa wszystko się zaczęło. Co, jeśli to, co powiedział Henryk na urodzinach, nie było żartem? Co, jeśli zdradzał Elżbietę przez całe życie? A co, jeśli Artur o tym wiedział?
Musiałam to wyjaśnić
Pojechałam do nich sama. Artur nie wiedział, nie pytał, gdzie idę. Powiedziałam tylko, że muszę coś załatwić. Elżbieta była akurat u fryzjera, a Henryk siedział w fotelu z gazetą.
– Pamięta pan imprezę urodzinową? – zapytałam bez wstępów.
– Jasne, było wesoło. Coś się stało?
– To, co pan wtedy powiedział… o tych „przygodach”. To miały być żarty?
Uśmiechnął się, ale bez przekonania.
– Oj, kochana, nie bierz tego do siebie. To tylko gadanie przy kieliszku.
– A znajomość z tą młodą sekretarką? To też tylko gadanie?
Zamilkł. Opuścił gazetę. Przez chwilę w pokoju słychać było tylko zegar na ścianie.
– Nie wiem, kto ci to powiedział, ale nie wszystko musisz wiedzieć – odparł w końcu, spokojnie.
– Czyli to prawda?
Nie odpowiedział. Patrzył na mnie tak, jakby ważył, czy jestem warta wyjaśnień.
– To nie były żarty. Pan po prostu nigdy nie miał sumienia – powiedziałam cicho i wstałam.
Nie zatrzymał mnie. Nie zaprzeczył. A ja wyszłam, zostawiając za sobą ciszę, której nie dało się już cofnąć.
W końcu przejrzałam na oczy
Wieczorem powiedziałam Arturowi wszystko. Że spotkałam Sylwię. Że jej siostra miała romans z jego ojcem. Że byłam u Henryka i usłyszałam więcej, niż chciałam. Artur siedział przy stole, jadł kolację, jakby ta rozmowa nie miała żadnego znaczenia.
– Po co w ogóle w to wchodziłaś? To nie twoja sprawa – rzucił, nie odrywając wzroku od talerza.
– Nie moja sprawa? To, że twój ojciec przez lata zdradzał matkę, a wszyscy to przemilczeli, to nie jest moja sprawa?
– Nie wiem, czego oczekujesz. To było dawno. Po co rozdrapywać stare rany?
– Po co? Bo nie chcę siedzieć przy jednym stole z człowiekiem, który bez żenady mówi, że wierność to dla naiwnych. Bo nie chcę wychowywać synów w poczuciu, że tak się robi. Bo jeśli twój ojciec był taki, a ty to akceptujesz… to co to mówi o tobie?
– Każdy ma coś za uszami. Ty pewnie też – odpowiedział, nawet na mnie nie patrząc.
Zaniemówiłam. Ta rozmowa nie była kłótnią, nikt nie krzyczał. To było coś znacznie gorszego. Obojętność. Jego twarz nie drgnęła ani razu. Jakby nie rozumiał, co się właśnie między nami wydarzyło.
Wyszłam do drugiego pokoju. Dzieci już spały, a ja usiadłam na kanapie i długo wpatrywałam się w ciemność za oknem. Zaczęłam rozumieć, że Artur nie tylko nie jest inny niż jego ojciec. On nigdy nie zakwestionował jego postępowania, nie potępił jego zdrad. On chciał nim być.
Renata, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Jestem samotną matką trójki dzieci i mam 0 rąk do pomocy. Moi rodzice traktują swoje wnuki jak zbędny ciężar”
- „Oświadczyłam się mojemu facetowi, bo on się ociągał. Po jego odpowiedzi powinna mi się zapalić czerwona lampka”
- „Mój partner mógłby być moim synem i wszyscy nas obgadują. Dopiero po 50-tce i z młodzieńcem u boku czuję, że żyję”





