Mam na imię Michał. Mam trzydzieści pięć lat, jestem programistą, trochę introwertykiem i trochę marzycielem. Niby ułożony facet, a jednak… całe życie coś mnie trzymało w miejscu. Czasem żartuję, że moją największą pasją była stabilność – praca, kawa o siódmej, kolacja o dziewiętnastej, telefon od matki punktualnie o dwudziestej. Codziennie. Właśnie, matka. Grażyna. Trudno o niej mówić bez ściśnięcia gardła. To taka kobieta, która zawsze wie lepiej. Zawsze głośna, obecna, dominująca. W dzieciństwie to ona decydowała, w co się ubiorę, do kogo pójdę na urodziny, z kim mogę się zadawać. W dorosłości – kogo powinienem unikać, z kim się spotykać, a już na pewno, z kim się wiązać. Mimo upływu lat wciąż nie chce mi oddać kontroli nad moim własnym życiem.
Matka zawsze mnie kontrolowała
Nigdy nie lubiła moich dziewczyn. Zawsze coś było nie tak – a to za niska, a to za pewna siebie, a to "zbyt cwana". Ale Ania... Ania była inna. Anię naprawdę pokochałem całym swoim sercem. Ciepła, uśmiechnięta, trochę artystyczna dusza. To z nią odważyłem się zrobić coś dla siebie – wynająć mieszkanie, zamieszkać razem, zacząć budować nasze życie. Bez matki.
Na początku było jak w bajce. Wspólne śniadania, ciche wieczory z książką i winem. Nikt nam się nie wtrącał. Matka niby się wycofała, udawała, że "daje nam przestrzeń", ale wystarczyło kilka tygodni, żeby znów zaczęła dzwonić codziennie. Najpierw z pytaniami o zdrowie, potem o to, co Ania gotuje, czy dobrze się prowadzi dom, czy nie zaniedbuje mnie. I nagle się okazało, że znowu wszystko kręci się wokół niej.
– Twoja matka znowu dzwoniła – powiedziała Ania, gdy tylko wszedłem do mieszkania – Michał, ona dzwoni codziennie. Nie rozumiesz, jak to działa? Ona sprawdza, czy nadal jesteś dostępny na każde jej zawołanie. Od kiedy tu mieszkamy, ani razu nie zapytała mnie, jak się czuję. Tylko: czy Michał je regularnie, czy Michał ma uprasowane koszule, czy Michał ma gdzie zaparkować.
Zamilkłem. W takich chwilach najchętniej uciekałem w ciszę. Wiedziałem, że Ania ma rację, ale trudno było mi to przyznać. W mojej głowie wciąż siedział głos matki, który latami tłumaczył, że robi wszystko dla mojego dobra i że jestem jej sensem życia. Uczyłem się życia z Anią, ale nie umiałem jeszcze żyć bez matki. Może byłem naiwny sądząc, że uda się oddzielić stare życie grubą kreską. Może nie da się odciąć tak po prostu.
– Michał – Ania przerwała moje myśli. – Ja cię kocham, ale nie potrafię dzielić cię z kobietą, która traktuje mnie jak intruza. Nie tak miało wyglądać wspólne życie.
Myślałem, czy nie popełniłem błędu
Wiedziałem, że ten moment nadchodzi. Czułem to od tygodni. Ania była coraz bardziej zamknięta, milcząca, choć starała się nie pokazywać, że coś ją gryzie. Ale ja widziałem.
– Michał, musimy porozmawiać – powiedziała, siadając na brzegu kanapy, a w dłoniach ściskając poduszkę – Nie mam już siły. Naprawdę. Ona rządzi twoim życiem, a ty się na to godzisz – powiedziała spokojnie, ale w jej oczach było napięcie. Jakby ta cisza była ostatnią warstwą, która trzymała ją w całości.
Pokręciłem głową. – Przesadzasz. To moja matka, nie mogę jej zostawić. Ona się tylko troszczy – powiedziałem, choć w środku sam już w to nie wierzyłem.
– Troszczy się o siebie – odpowiedziała natychmiast. – Dusi nas, Michał. Dusi mnie. A ty jej na to pozwalasz. I jeszcze się usprawiedliwiasz.
– Myślałem, że jakoś to przetrwamy – odezwałem się cicho. – Że to się unormuje. Że się przyzwyczaisz...
Ania spojrzała na mnie inaczej niż zwykle: – Michał... to ja cię zostawię. Bo nie jesteś gotowy na prawdziwy związek.
Podniosła się z kanapy i poszła do sypialni. Wróciła z małą walizką i kurtką przewieszoną przez rękę. Nie zatrzymywałem jej. Może nie umiałem. Może byłem zbyt zaskoczony, choć przecież wszystko prowadziło dokładnie do tego momentu. Gdy trzasnęły drzwi, usiadłem i sięgnąłem po telefon i wybrałem numer, który znałem na pamięć.
– Michał? – odezwał się głos Grażyny. – Wiedziałam, że to się tak skończy. Dobrze, że przejrzałeś na oczy.
Mieszkanie stało się ciche
Mijały dni, a ja nie mogłem się pozbierać. Na początku próbowałem się zająć pracą. Siedziałem przed monitorem godzinami, ale myśli wracały do niej. Do tej rozmowy. Do momentu, w którym wyszła, nie odwracając się za siebie.
Matka dzwoniła częściej niż zwykle. Czasem dwa, trzy razy dziennie. Pytała, czy jem, czy śpię, czy posprzątałem po „tej dziewczynie”. Kiedyś powiedziała, że dobrze się stało. Że kobieta, która rozbija rodzinę, nie nadaje się na żonę. Nie odpowiedziałem.
Któregoś dnia wróciłem wcześniej z pracy. Matka rozmawiała przez telefon, miała włączony głośnik: – W końcu mam go z powrotem. Ta dziewczyna tylko mu mieszała w głowie – powiedziała z uśmiechem w głosie.
Zamarłem w przedpokoju. Te słowa nie były dla mnie nowe, ale pierwszy raz usłyszałem je tak otwarcie. Prawie z dumą. Nie powiedziałem nic. Wyszedłem z mieszkania i długo chodziłem po mieście bez celu. Coś się we mnie zamknęło.
Pojechałem do niej w niedzielę
Właściwie nie miałem konkretnego planu, ale czułem, że muszę coś powiedzieć. Nie mogłem już udawać, że wszystko jest jak dawniej.
– Michałku, jak miło cię widzieć – przywitała mnie z przesadnym uśmiechem i od razu zaczęła szykować herbatę. – Zrobię ci coś do jedzenia, pewnie jesteś głodny…
– Usłyszałem, co powiedziałaś o Ani – przerwałem spokojnie, siadając przy stole.
Zamilkła na moment, jakby zbierała myśli: – Źle zrozumiałeś. Chciałam tylko cię chronić – powiedziała w końcu, próbując przybrać łagodny ton. – Zawsze robię to, co najlepsze dla ciebie.
– Nie dla mnie. Dla siebie – odparłem. – Przez całe życie powtarzałaś, że wiesz, co dla mnie dobre. Ale nigdy nie zapytałaś, czego ja chcę. Ani razu.
– Przecież widzisz, jak to się skończyło. Odeszła. Zostawiła cię.
– Bo nie umiałem jej obronić. Bo nie potrafiłem powiedzieć ci „dość”. Zabiłaś we mnie zaufanie – powiedziałem cicho. – Całe życie starałem się być lojalny wobec ciebie. A ty wykorzystałaś to przeciwko mnie. Teraz żyjesz sama – dodałem, patrząc na nią przez chwilę. – Tak jak chciałaś.
Wyszedłem. Za sobą usłyszałem stłumione szlochanie, ale nie zatrzymałem się.
Nie odbierałem telefonów
Na początku po prostu nie miałem siły, a potem już nie widziałem sensu. Matka dzwoniła coraz rzadziej, jakby z każdą próbą traciła nadzieję, że znów odbiorę jak dawniej. Kiedyś, wracając z zakupów, minąłem sąsiadkę matki. Uśmiechnęła się do mnie i rzuciła: – Twoja mama mówi, że teraz to jesteś niewdzięczny. Że poświęciła dla ciebie wszystko, a ty... no, sam wiesz. Tylko skinąłem głową. Nie chciało mi się tłumaczyć. Nikomu.
Samotność przyszła powoli. Z początku bolała. Brakowało mi Ani, jej śmiechu, porannego milczenia, nawet tych drobnych spięć o głupoty. Ale z czasem zacząłem oddychać lżej. Cisza, która wcześniej ciążyła, stała się przestrzenią.
Nie planowałem tego. Nie zamierzałem zrywać więzi z matką, nie sądziłem, że to się tak potoczy. Ale kiedy przypominałem sobie jej głos, jej słowa, to, jak z radością przyjęła rozpad mojego związku… nie potrafiłem już czuć tego samego. Nie potrafiłem ani jej kochać, ani nienawidzić. Chciałem mieć rodzinę. Bliskość. Chciałem kogoś, z kim będę mógł dzielić życie, a nie tłumaczyć się z każdej decyzji. Zostałem sam. Tak samo jak ona.
Nie widzieliśmy się od miesięcy
Przestałem odwiedzać, nie oddzwaniałem, nie odpowiadałem na wiadomości. Czasem tylko zaglądałem na jej profil w mediach społecznościowych – nadal wrzucała zdjęcia rosołu, storczyków i żaliła się na komentarze sąsiadek. Żadnych zmian.
Z Anią też nie miałem kontaktu. Zostawiła po sobie pustkę, która długo nie chciała się zamknąć. Wiem, że próbowałem ją zatrzymać, ale nie wystarczyło mi odwagi, by naprawdę się odciąć od tego, co niszczyło nasz związek. Gdybym miał drugą szansę… może zrobiłbym inaczej. Ale druga szansa nie przyszła.
Zacząłem urządzać mieszkanie po swojemu. Powoli. Bez pośpiechu. Każda zmiana była jak krok w stronę kogoś, kim być może powinienem był być od początku. Zacząłem słuchać muzyki, której wcześniej unikałem, czytać książki, które kiedyś wyśmiewałem. Przestałem tłumaczyć się z wyborów. Przestałem potrzebować aprobaty.
W pewien piątek po pracy telefon znów zadzwonił. Imię matki wyświetliło się na ekranie. Patrzyłem na nie przez chwilę, jakby to był egzamin. Dłoń mimowolnie zadrżała. Westchnąłem, odłożyłem telefon ekranem do dołu, a w pokoju zapadła cisza.
Michał, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Chciałem dostać pracę, więc trochę podkręciłem swoje CV. Gdy kłamstwa wyszły na jaw, gorzko wszystkiego pożałowałem”
- „Przeczuwałam, że mąż ma kochankę, ale nie wiedziałam, kogo. Zamarłam, gdy odkryłam, z kim dzielę pościel”
- „Siostra myśli, że wszystko kręci się wokół niej. Moje problemy ma za nic i nie kiwnie nawet palcem, by mi pomóc”








