Z zewnątrz wszystko wyglądało dobrze. Mieliśmy z Arturem dwójkę zdrowych synów, trzypokojowe mieszkanie w nowym bloku, pracę, która pozwalała nam na wygodne życie i wakacje raz do roku. Ja – Małgosia, trzydzieści pięć lat, zajmuję się marketingiem online, pracuję z domu. Artur – kierownik projektów w firmie IT. Zgrane małżeństwo? Kiedyś tak. Teraz... nie wiem. Od jakiegoś czasu czułam, że coś się zmieniło. Niby wszystko było „w porządku”, ale czegoś brakowało.

Artur wracał z pracy późno, coraz częściej z nosem w telefonie. Unikał rozmów, tych głębszych. Kiedyś potrafiliśmy przegadać wieczory. Teraz siedzieliśmy obok siebie na kanapie, oglądając serial, bez słów. Spać chodził późno, często mówił, że musi „coś jeszcze dokończyć”. Czasem budziłam się w nocy – a jego nie było w łóżku. Próbowałam nie panikować. Może to tylko rutyna, przemęczenie, faza, przez którą przechodzą wszystkie pary po tylu latach?

– Głodny jesteś? – spytałam, gdy wrócił z pracy.

– Jadłem coś w biurze – rzucił i od razu zamknął się w gabinecie.

Spojrzałam na pusty kubek po herbacie, który od kilku dni stał na parapecie. Obok leżała jego torba. I cisza. Zrobiłam sobie kawę. I znów byłam sama, choć przecież on był w drugim pokoju.

A to… prezent. Od znajomego

To był zwykły poniedziałek. Późne popołudnie, chłopcy bawili się w swoim pokoju, a ja robiłam porządki w szafach. Na dnie komody, w jednej szufladzie ze skarpetkami męża znalazłam czerwone, eleganckie pudełeczko. W środku naszyjnik z serduszkiem, delikatny, błyszczący. Obok – karteczka, ręcznie wypisana: „Dla najpiękniejszej kobiety w moim życiu. Artur” Poczułam dziwne mrowienie w żołądku. Serce przyspieszyło. Czy to... od Artura? Czyżby w końcu... zaplanował coś romantycznego?

Przez kolejne dni czekałam, czy mi je wreszcie wręczy, ale nic się takiego nie stało. W piątek mąż powiedział, że musi dłużej zostać w pracy, jakaś kolacja służbowa. Wrócił bardzo późno, gdy już niemal spałam. Rano, kiedy szłam wyrzucić śmieci natknęłam się na klatce na naszą sąsiadkę Natalię. Mieszkała piętro wyżej, samotna, zawsze zadbana, nieco tajemnicza. Nie raz przyłapałam ją na wymienianiu uśmieszków z Arturem na klatce.

– O, Małgosiu, cześć – powiedziała. Dawno cię nie widziałam. 

– Cześć, co słychać? - rzuciłam. 

Natalia miała zarzucony na siebie płaszcz i elegancką białą koszulę. Nagle w oczy rzucił mi się jej naszyjnik. Wyglądał identycznie, jak ten, który widziałam u męża w komodzie. Zrobiło mi się słabo, ale nie chciałam dopuścić do siebie najgorszych myśli. 

– Piękny naszyjnik - wymamrotałam. 

– Naszyjnik? – zaczęła się plątać. – A to… prezent. Od znajomego. Nic wielkiego.

Patrzyłam na nią długo, próbując zrozumieć, czy to tylko moja wyobraźnia, czy ten wyraz winy w jej oczach naprawdę tam był. 

To nie tak, jak myślisz...

Czekałam. Czekałam całą sobotę, jak na wyrok. Chłopcy byli u mojej mamy. Od rana myśli nie dawały mi spokoju. A mimo to próbowałam zachować pozory. Posprzątałam. Wstawiłam pranie. Zrobiłam obiad. Wszystko po to, żeby czuć, że wciąż mam kontrolę nad czymkolwiek. W końcu nie wytrzymałam. 

– Chciałam porozmawiać.

– Okej... – zmarkotniał.

– Widziałam pudełko z biżuterią. Widziałam ten naszyjnik u Ciebie w komodzie. Dla kogo go kupiłeś? – spojrzałam mu prosto w oczy.

Artur zamarł. Przez ułamek sekundy widziałam panikę.

To... jakaś pomyłka. Nie wiem, o czym mówisz – odparł cicho.

– Naprawdę? I co tak nagle wyparował? A może sąsiadka z góry sama go zabrała. Artur, przestań kłamać.

Zamilkł. Zacisnął usta. Spojrzał gdzieś w bok.

– To nie tak...

– To właśnie tak – przerwałam mu. – Ta paczka była dla Natalii. Od ciebie. Kłamiesz.

– Małgosiu...

– Ile to trwa? Jak długo żyję z kimś, kto mnie okłamuje?

To nie tak, jak myślisz...

– Więc jak, Artur? Powiedz mi, jak to jest, że dajesz prezenty kobiecie piętro wyżej, a mnie nawet nie pytasz, jak mi minął dzień?

Zamilkł. Wiedział, że już nie ma odwrotu. 

To nie znaczy, że przestałem cię kochać

Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. On na brzegu fotela, ja przy stole, z założonymi rękami. W mieszkaniu panowała cisza, przerywana tylko dźwiękiem lodówki. Patrzyłam na niego z wyczekiwaniem, ale on milczał. W końcu westchnął, ciężko, jakby ten dźwięk miał coś oczyścić.

– To nie było… nie planowałem tego – powiedział.

– Zawsze tak mówią, prawda? Że to się „po prostu wydarzyło”?

– Spotkałem ją kiedyś w windzie. Zaczęliśmy rozmawiać. 

– I co? Mało wam było tych rozmów?

– Nie, Małgosiu. Po prostu...my przestaliśmy być blisko. Oddaliliśmy się. Ona była... słuchała mnie, podziwiała. Tęskniłem za tym.

– Więc się zakochałeś?

– Nie, po prostu rozmawialiśmy, spotykaliśmy się czasem na kawę. Chciałem, żeby ktoś mnie znowu widział.

– I dlatego kupiłeś jej biżuterię? I pisałeś, że jest „najpiękniejsza”?

– Wiem, jak to brzmi. Chciałem jej sprawić radość. Ale to nie znaczy, że przestałem cię kochać.

Zacisnęłam zęby, żeby nie wybuchnąć. W środku wszystko się we mnie gotowało. Poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach. Nawet ich nie otarłam.

Wiem o wszystkim

Poszłam piętro wyżej w niedzielny poranek. Długo zbierałam się na tę rozmowę. Serce waliło mi jak młotem, dłonie miałam spocone, a nogi jak z waty. Wiedziałam, że muszę to zrobić – spojrzeć jej w oczy, powiedzieć, że wiem. 

– Małgosiu… – zaczęła.

– Musimy porozmawiać. Wpuścisz mnie?

Odsunęła się z niechęcią i skinęła głową. Weszłam do jej mieszkania – sterylnie czysto, pachniało drogimi perfumami i kawą. Usiadłam na krześle przy stole. Ona naprzeciwko. Milczałyśmy przez chwilę.

– Wiem o wszystkim – powiedziałam w końcu.

Spuściła wzrok. 

– Artur się przyznał?

– Nie musiał. Mam oczy. I dowody. Chcę tylko wiedzieć jedno – jak długo to trwa?

– Kilka miesięcy – odpowiedziała cicho. – Ale… to nie było tak, że planowaliśmy coś razem. To po prostu się stało. On... był taki sam jak ja. Samotny. Szukaliśmy ciepła.

– Ciepła? – parsknęłam. – To ja przez piętnaście lat byłam przy nim, rodziłam jego dzieci, myłam mu koszule i znosiłam jego humory. A on szukał ciepła?

– On mówił, że odejdzie. Że już was nic nie łączy.

Nie odpowiedziałam. Wstałam. Drzwi zamknęły się za mną z trzaskiem. I nagle poczułam coś dziwnego. Nie żal. Nie wściekłość. Tylko pustkę.

Już nigdy nie zaufam

Siedzę w kuchni. Jest cicho. Dzieci u mamy, Artur zabrał torbę i wyjechał „na jakiś czas”. Zostawił tylko lakoniczne: „Zadzwoń, jak będziesz chciała porozmawiać”. Nie zadzwoniłam. Nie wiem, czy chcę. Właściwie nie wiem już nic. Kubek z kawą stygnie, ale nie mam siły go podnieść. Przeglądam zdjęcia w telefonie – wakacje w Chorwacji, wspólne święta, uśmiechy. Patrzę na te obrazy i próbuję zrozumieć, kiedy to wszystko się zepsuło. Czy przegapiłam moment? Czy byłam zbyt zajęta dziećmi, domem, pracą? Czy to moja wina, że przestaliśmy być blisko? A może po prostu on się zmienił. Może ja się zmieniłam. Może przestaliśmy być tymi ludźmi, którzy kiedyś przysięgali sobie miłość i wierność. Syn zapytał mnie wczoraj:

– Mamo, tata już nie wróci?

Nie umiałam odpowiedzieć. Bo jak wyjaśnić dziecku, że dorosły człowiek potrafi się zgubić? Że można być razem przez lata i nagle stać się sobie obcy? Wiem jedno: już nigdy nie zaufam tak, jak ufałam. Już nigdy nie spojrzę na niego bez tej jednej myśli, która będzie mi towarzyszyć zawsze: „On wybrał kogoś innego. Kogoś, kto nie był mną.” Zdrada boli inaczej, kiedy nie spodziewasz się jej od człowieka, z którym planowałaś wszystko. Nie wiem, czy potrafię mu wybaczyć. Nie wiem, czy powinnam.

Małgorzata, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: