Nie jestem wredna, ale kiedy kobieta widzi, jak jej jedyne dziecko powoli oddala się w nowe życie, gdzie dla matki już nie ma miejsca, to serce się buntuje. Dzwoniłam wieczorami, gdy zięć wracał z pracy. Wymyślałam różne rzeczy – raz piekarnik się popsuł, raz miałam skurcz w nodze, innym razem po prostu „czułam się samotna”. Przecież matce nie można odmówić rozmowy, prawda?

Telefony, które rozpętały piekło

– Dzwoniłaś do niej znowu? – zapytał Marcin, mój zięć, gdy ledwo przekroczył próg mieszkania. Robisz to codziennie i zawsze wtedy, kiedy wracam z pracy. Łucjo, to nie jest normalne.

– Nie dramatyzuj – uśmiechnęłam się chłodno. – Anka mówiła, że miała czas, więc rozmawiałyśmy. Zresztą, piekarnik mi się zaczął dymić, to co miałam zrobić? Sama do siebie gadać?

– Ale ona wszystko rzuca, żeby z tobą rozmawiać. Ja wracam zmęczony, a ona siedzi godzinę z telefonem przy uchu. Nawet obiadu nie zdążyła skończyć. Zabierasz mi żonę! – warknął i spojrzał na mnie tak, jakby chciał mnie wyprosić z własnego domu.

– Może po prostu jesteś zazdrosny, że ma z kim porozmawiać. Kobieta też potrzebuje matki, nie tylko faceta, który jęczy, że jest zmęczony.

Zamilkł. Widziałam, że mnie nienawidził. Dobrze. Emocje to lepsze niż obojętność.

Anka przyszła do mnie po południu, bez zapowiedzi

Następnego dnia Anka sama do mnie przyszła – Mamo, jak się czujesz? – zapytała słodko, wchodząc z torbą pomarańczy i miną, która od razu mówiła: „Nie mów nic, mamo, tylko mnie przytul”. No więc nie mówiłam, tylko wstawiłam wodę na herbatę i położyłam jej dłoń na ramieniu.

– Pokłóciliście się? – zapytałam delikatnie, chociaż doskonale znałam odpowiedź. Daj mu trochę przestrzeni. Jak mężczyzna się boczy, to nie znaczy, że trzeba za nim łazić z przeprosinami.

– Mamo, nie chodzi o ciche dni. Chodzi o to, że jemu przeszkadza nasz kontakt. Mówi, że się czuje odsunięty – powiedziała cicho Anka, patrząc w okno.

– A ja się czułam odsunięta, kiedy wyszłaś za mąż. Ale się nie skarżyłam.

– Dzień dobry – powiedział Marcin, wchodząc do mojego mieszkania bez pukania – Anka tu jest? Wszedł do kuchni, a Anka zerwała się z krzesła jak uczniak złapany na wagarach.

– Marcin… Miałam ci napisać, ale...

– Ale uznałaś, że lepiej po prostu zniknąć z domu? – przerwał jej.

– Przestań – weszłam mu w słowo. – Ona nie zniknęła. Przyszła do matki, a nie do klubu nocnego.

– Codziennie coś, prawda? Zgubiony przepis, bóle głowy, niesprawny pilot. A ona rzuca wszystko, żeby tu lecieć. Ja już nie mam kontaktu z własną żoną, a to wszystko przez ciebie! – krzyknął.

– Marcin! – Anka podniosła głos. – Nie mów tak do niej. Jestem dorosła. Sama decyduję, co robię.

– A może właśnie w tym problem, że wszystko „sama”. A ja? Kim ja jestem w tym układzie? Wracasz? – zapytał ją, tym razem łagodniej.

– Za chwilę – szepnęła.

Wyszedł, a ja uśmiechnęłam się pod nosem

– Mamo, nie wiem, co mam robić. To nie tak, że go nie kocham… – zaczęła, ale urwała – Może ja po prostu za dużo od niego oczekuję? Czuję, że jestem pomiędzy tobą a nim.

– Bo jesteś – przytaknęłam. – I może najwyższy czas wybrać, po której stronie chcesz być.

– Ale mamo… ja nie chcę wybierać.

– To nie wybieraj. Tylko nie pozwól, żeby to on wybierał za ciebie.

Anka popatrzyła na ekran i nie odebrała. To Marcin. Nie chcę teraz z nim rozmawiać – powiedziała cicho. – Czuję się przy tobie spokojna.

– Wiem. Bo tu jesteś bezpieczna. I wiesz, że nie musisz się tłumaczyć.

Anka położyła głowę na moim ramieniu. Przez moment było cicho.

– Myślisz, że to się rozpadnie? – zapytała nagle.

– Myślę, że sypie się, a ty próbujesz to sklejać, jakby to było coś więcej niż tylko pęknięty talerz.

Minęły dwa tygodnie

Anka już nie przychodziła codziennie, ale kiedy przychodziła – zostawała dłużej. Gotowała mi obiad, przeglądała stare zdjęcia, siedziała przy mnie jak kiedyś, zanim poznała Marcina. Aż pewnego dnia przyszła sama. Z torbą. I oczami tak pustymi, że od razu wiedziałam.

Zostawił mnie – powiedziała bez powitania.

– Sam? – uniosłam brwi. – Bez żadnej rozmowy?

– Rozmawialiśmy. Krzyczał. Mówił, że już nie czuje się częścią tej rodziny. Że między nami nic nie ma. Że jestem nieobecna, oderwana. I że nie chce tak żyć. 

– A nie mówiłam, że się nie nadaje? – odparłam sucho.

– Mamo! – podniosła głos. – Czy ty rozumiesz, co się właśnie stało?! Mój mąż… on...

– Wcale mnie to nie dziwi. Mężczyźni nie lubią, gdy kobieta ma kogoś ważniejszego. A ty miałaś mnie. On nie był dla ciebie dobry, Anka. I nie potrafił cię zatrzymać, bo tak naprawdę… nigdy nie miał szans.

– Mamo… Ty to wszystko zaplanowałaś?

– Ja tylko dbałam, żebyś miała wybór. I w końcu go dokonałaś.

To musiało się tak skończyć

Anka została u mnie na noc. Potem na kolejną. A potem zaczęła mówić „na razie nie chcę wracać”. Nie naciskałam. Po co? Miałam ją przy sobie. Spokojną. Milczącą. Ułożoną. Taką, jaką lubiłam najbardziej.

– Myślisz, że zrobiłam błąd? – zapytała któregoś wieczoru. Może gdybym wcześniej zauważyła, że się oddalamy. On był moją rodziną, mamo.

– Był. A teraz znów masz rodzinę. Prawdziwą. Tę, która cię nie zostawiła.

Nie powiedziała nic. Patrzyła na herbatę jakby tam, na dnie, szukała odpowiedzi. Marcin nie dzwonił. A jeśli dzwonił – to nie do niej. Pewnie ta jego „koleżanka z pracy” już dawno przestała być koleżanką. Cóż, takich jak on nie szkoda. A Anka? Wróciła na stare śmieci. Do siebie. Do mnie. Czasem jeszcze wspomina tamto małżeństwo, ale coraz rzadziej. Bo kobieta, jak już raz odetchnie pełną piersią, to nie chce wracać do ciasnych ścian. Ja tylko obserwowałam i delikatnie podsuwałam wnioski. Bo matka, jak widzi, że córka idzie na dno, to nie stoi i nie klaszcze. Tylko wyciąga rękę. Albo wbija klin i ja swój wbiłam w sam środek.

– Mamo, myślisz, że jeszcze kiedyś kogoś pokocham? – zapytała szeptem.

– Oczywiście. Ale teraz najważniejsze, że masz mnie. – pogładziłam ją po włosach. Teraz wszystko było na swoim miejscu.

Łucja, 75 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.