Wszystko zaczęło się niewinnie, od sobotniego obiadu. Upiekłam schabowego, jak zawsze. Z ziemniaczkami, zasmażaną kapustą – tak jak lubił mój syn. Przyszli całą rodziną: on, jego żona Elwira i dwie córeczki. Dziewczynki od razu pobiegły do pokoju, żeby się bawić, a my usiedliśmy przy stole. Czułam, że coś wisi w powietrzu. Elwira była cicha, spięta. A on, Michał, unikał mojego wzroku.
Rozmowa, która zmieniła wszystko
– Mamo, musimy z tobą pogadać – powiedział syn, kładąc widelec na talerzu – Chyba się rozstajemy – rzucił, jakby mówił o zmianie planów na weekend.
– Co ty mówisz? – wymsknęło mi się. – Jak to... rozstajecie się?
Elwira nie odezwała się ani słowem, tylko spuściła głowę. Michał oparł się na krześle i wzruszył ramionami.
– Nie pasujemy już do siebie. Przestaliśmy się dogadywać.
Zaparło mi dech. Tyle lat razem, a teraz po prostu odwracają się plecami? – A dzieci? One też wam przestały pasować?
Michał zmarszczył brwi – Nie mieszaj w to dzieci, mamo.
Ale ja już wiedziałam jedno: nie pozwolę mu tak po prostu odejść. Nie pozwolę rozbić tej rodziny.
Nie spałam całą noc
Przewracałam się z boku na bok, myśląc tylko o jednym: co poszło nie tak? Jeszcze dwa miesiące temu jechali razem na wakacje, uśmiechali się, trzymali za ręce, a teraz mój syn mówi mi, że wszystko się skończyło? Następnego dnia zadzwoniłam do Elwiry. Michał był w pracy, a ja potrzebowałam z kimś porozmawiać – z kimś, kto nie będzie udawał, że wszystko jest w porządku.
– Elwira... – zaczęłam ostrożnie. – Powiedz mi prawdę. Czy Michał kogoś ma?
– Tak, chyba tak – powiedziała cicho. – Ostatnio zachowuje się dziwnie. I znalazłam wiadomości. Między nim a jakąś kobietą z pracy.
Zrobiło mi się niedobrze. Michał nigdy nie był aniołem, ale żeby tak... Zdradzić żonę? Zostawić dzieci? Nie tego go uczyłam. Zawsze powtarzałam, że jak się zakłada rodzinę, to się o nią dba. Nawet jak bywa trudno.
– I co zamierzasz? – spytałam.
– Nie wiem – odpowiedziała z rezygnacją. – Próbowałam z nim rozmawiać. Mówi, że nie czuje już nic. Że się wypalił.
Poczułam, jak narasta we mnie złość. To nie była prawda. On po prostu wkręcił sobie coś nowego i postanowił uciec. Tak robią tchórze. A ja nie wychowałam tchórza. Nie zamierzałam tego tak zostawić. Michał miał się jeszcze przekonać, że jego matka nie jest z tych, które patrzą z boku i milczą.
Michał przyszedł do mnie sam
Elwira zadzwoniła rano i powiedziała, że dziewczynki są przeziębione, więc zostają w domu. Nie wiedziałam, czy to prawda, czy wymówka – ale nie drążyłam. Wiedziałam, że dziś i tak czeka mnie poważna rozmowa. Podałam obiad bez słowa. Michał jadł wolno, jakby każdy kęs musiał przemyśleć. Nie patrzył na mnie, nie pytał o nic.
– I co dalej? – zapytałam w końcu, odkładając widelec.
– Rozmawiamy. Staramy się jakoś to ułożyć – odparł bez przekonania.
– Ale z kim? Z Elwirą czy z tą drugą?
Spojrzał na mnie ze złością – To nie twoja sprawa, mamo.
– O nie, Michał. Tu się mylisz. To moja sprawa, bo chodzi o moje wnuki. Jesteś ich ojcem. Masz obowiązki, nie tylko prawa. Rozumiesz to w ogóle? Zachowujesz jak dzieciak, który rzuca zabawką, bo się znudziła. Jeśli zostawisz tę rodzinę, Michał, stracisz znacznie więcej niż żonę. Stracisz szacunek. Mój też.
Michał nie dzwonił przez kilka dni
Nie przyszedł w niedzielę, nie dał znaku życia. Cisza. W międzyczasie spotkałam Elwirę na zakupach. Była blada, zmęczona. Dziewczynki szarpały się przy wózku, a ona próbowała ogarnąć wszystko jednocześnie. Podeszłam i, bez słowa, pomogłam jej spakować zakupy do torby.
– Jak się trzymasz? – zapytałam cicho.
– Jakoś – odpowiedziała zmęczonym głosem. – Staram się nie płakać przy dzieciach.
Nie mogłam patrzeć, jak się męczy. Wiedziałam, że jest w tym sama. Michał wpadł w jakiś egoistyczny obłęd, z którego nie chciał wyjść. Po powrocie do domu zadzwoniłam do niego. Nie odebrał. Zadzwoniłam raz jeszcze. Potem jeszcze raz. W końcu podniósł.
– Czego chcesz, mamo?
– Chcę, żebyś się obudził. Przestań myśleć tylko o sobie. Masz rodzinę, dzieci. One cię potrzebują. Elwira nie da rady sama wszystkiego ciągnąć.
– A ja? Mnie już nikt nie potrzebuje? – rzucił z goryczą. – Przez lata robiłem wszystko. A teraz mam siedzieć w czymś, co mnie zabija?
– Nie. Masz naprawić to, co rozwalasz. Bo jeśli tego nie zrobisz, będziesz za parę lat samotnym facetem, który zobaczy dzieci tylko w święta. Naprawdę tego chcesz?
Zamilkł. Przez chwilę myślałam, że się rozłączył.
– Nie wiem, czego chcę – powiedział w końcu. – Ale wiem, że nie chcę tego, co mam teraz.
W końcu się odezwał
– Możemy się spotkać? Sam na sam?
Zgodziłam się bez wahania. Umówiliśmy się w kawiarni niedaleko parku, gdzie chodził jeszcze jako chłopiec na lody. Usiadł przede mną, zamówił kawę i długo milczał. W końcu odezwał się pierwszy.
– Wiem, że jesteś zła. Wszyscy są. Ale ja... ja się duszę, mamo. Żyję życiem, którego nie chcę. Codziennie się budzę i czuję, jakby coś mnie przygniatało.
– A twoje córki? One cię nie przygniatają?
– Nie one. Nigdy one. Ale z Elwirą... to wszystko umarło. I nie jestem już w stanie tego udawać.
– Michał – zaczęłam spokojnie – jeżeli naprawdę wiesz, że to koniec, to nie rób tego tak, jak wszyscy. Nie znikaj. Nie uciekaj. Bądź ojcem. Bądź obecny. Pokaż dziewczynkom, że nie rozbijasz rodziny, tylko zmieniasz jej kształt.
Wziął głęboki oddech – Obiecuję. Będę walczył o relację z nimi. Nie chcę, żeby mnie zapomniały.
– Ale pamiętaj – dodałam – jeśli chcesz nowego życia, to musisz zostawić po sobie porządek. Nie bałagan.
Nie uściskaliśmy się. Po prostu wstaliśmy i poszliśmy w przeciwnych kierunkach. A ja wiedziałam, że nie wygrałam. Ale też nie przegrałam.
Minęły trzy miesiące
Michał i Elwira rozstali się, ale nie było wojny. Nie było wyrywania dzieci, awantur o meble ani płaczu na klatce schodowej. Było spokojnie – na ile mogło być. Michał wynajął mieszkanie kilka ulic dalej. Dziewczynki przychodziły do niego co weekend, a w środy odbierał je ze szkoły. Początki były niezręczne, ale widziałam, że się starał.
Nie popierałam jego decyzji, ale nauczyłam się ją akceptować. Zrozumiałam, że nie jestem w stanie zatrzymać dorosłego mężczyzny w małżeństwie, które dla niego było już tylko murem bez drzwi. Ale mogłam przypilnować, by nie uciekł z pola bitwy. Elwira też się podniosła. Znalazła pracę na pół etatu, uśmiechała się częściej. Pewnego dnia, gdy odprowadzałam wnuczki do niej po spacerze, zatrzymała mnie w drzwiach.
– Dziękuję, że pani była – powiedziała cicho. – Gdyby nie pani, to wszystko mogło potoczyć się o wiele gorzej.
Uśmiechnęłam się tylko. Nie potrzebowałam podziękowań. Potrzebowałam wiedzieć, że dzieci mają oboje rodziców. Nawet jeśli już nie mieszkają razem. Wciąż trudno mi się pogodzić z myślą, że moi wnukowie żyją „na dwa domy”. Ale przynajmniej wiem, że w żadnym z tych domów nie są sami.
Michał zrozumiał coś ważnego – że odejście od partnera nie oznacza odejścia od dzieci. A ja? Ja zrozumiałam, że czasem miłość do rodziny to nie zatrzymywanie na siłę. To trzymanie granic i przypominanie, co naprawdę ważne.
Barbara, 61 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowie nie pomogli nam z kredytem, choć skrywali wielką fortunę. Przez ich skąpstwo nie mam co włożyć do bułki”
- „Żona nie chciała zgodzić się na remont. Dla niej to było szastanie kasą, a ja wstydziłem się zaprosić do nas gości”
- „Mój mąż to prawdziwe skąpiradło. Sam dobrze zarabia, a mi wydziela pieniądze jak kieszonkowe dla dziecka”








