Choinka stała już trzeci dzień, jakby czekała, że ktoś w końcu się zlituje i ją przystroi. W dzieciństwie tata ubierał ją zawsze wieczorem 21 grudnia – dokładnie wtedy. Mówił, że wcześniej to przesada, a później to już za późno. Nakładał wtedy swój ulubiony sweter z reniferem i robił z tego prawdziwe święto. Śmiał się, że każda bombka ma swoje „miejsce przeznaczenia” i musi wisieć dokładnie tam, ani gałązki dalej.
Paweł go przedrzeźniał, mama się tylko uśmiechała, a ja kręciłam się gdzieś obok niego, tylko mu przeszkadzając. Teraz wszystko się zmieniło i mama tylko wzruszyła ramionami, gdy zaproponowałam, żebyśmy powiesiły lampki, a Paweł nawet nie podniósł wzroku znad telefonu. Poczułam gulę w gardle. Ten dom, który kiedyś był ciepły i pełen świątecznej atmosfery, teraz po prostu przygasł. Każde pomieszczenie jakby milczało i brakowało w nim jego głosu, zapachu i obecności taty. Pomyślałam jednak, że może wcale nie chodziło tu o żałobę. Może w tym domu było więcej sekretów niż wspomnień?
Święta straciły swój urok
– Dlaczego nie chcesz nawet powiesić jednej lampki? – zapytałam cicho, ale w moim głosie słychać było napięcie.
Mama mieszała herbatę beznamiętnie, jakby to była najważniejsza czynność świata.
– Nie wszystko musi być jak dawniej – powiedziała w końcu, nie patrząc na mnie.
– To znaczy jak? Normalnie? – podniosłam głos. – Boisz się wspominać go, czy po prostu masz go dość?
Wtedy podniosła wzrok dosłownie na sekundę, ale to spojrzenie mnie przeraziło. Było w nim coś… nie tylko smutnego. Coś zamkniętego, jakby nie pozwalała sobie na żadną myśl. Nawet bolesną. Albo zwłaszcza bolesną.
– Julia, nie chcę o tym rozmawiać. Naprawdę – powiedziała i wstała od stołu. Ręka jej zadrżała, kiedy odstawiła kubek do zlewu.
– Zachowujesz się, jakbyś chciała wymazać wszystko, co było związane z tatą! – rzuciłam.
Zatrzymała się w progu i stała przez chwilę nieruchomo, jakby walczyła z czymś w środku. Potem ruszyła dalej i nie odezwała się ani słowem. Zostałam sama w kuchni, z sercem tłukącym się o żebra. To nie była zwykła żałoba. Jej reakcja była zbyt gwałtowna, zbyt lodowata. Jakby bała się czegoś więcej niż wspomnień. Wyszłam na ganek. Oddychałam chłodnym, grudniowym powietrzem, jakby mogło mi przynieść odpowiedzi. Ale w tym domu nic nie było proste. Czułam się jak intruz. Byłam obca we własnej rodzinie i pierwszy raz w życiu pomyślałam, że może mama nigdy nie kochała taty.
Zadzwoniłam do Pawła
O dziwo, zgodził się spotkać niemal od razu:
– Wpadnij do tej kawiarni obok dworca. Będę za pół godziny – powiedział szybko i się rozłączył.
Siedziałam przy oknie z herbatą malinową, kiedy wszedł. Kurtka rozpięta, mina jak zwykle: zmęczony życiem trzydziestolatek w ciele dwudziestopięciolatka. Usiadł naprzeciwko i spojrzał na mnie z niechęcią, ale bez agresji.
– Co się dzieje? – zapytał. – Mama znów cię zignorowała?
– Paweł, ty coś wiesz, czuję to. Dlaczego ona tak się zachowuje? Przecież tak nie wygląda normalna żałoba. Mija drugi rok, a ona zachowuje się, jakby on nigdy nie istniał. Co się stało?
Milczał chwilę, potem westchnął ciężko: – Może wreszcie byś przestała drążyć! To nie ty musiałaś żyć z tym wszystkim!
– Z czym?! – prawie krzyknęłam.
Zamrugał, jakby sam nie wierzył, że to powiedział. Wstał gwałtownie: – To nie był tylko tata – rzucił cicho, ale dobitnie, i wyszedł. Siedziałam oszołomiona. „Nie był tylko tata”? Co to miało znaczyć? Gapiłam się na parującą herbatę, próbując zrozumieć, co właśnie się wydarzyło. Serce waliło mi jak młot. W tej rodzinie naprawdę było coś, o czym nie miałam pojęcia, ale poczułam, że muszę poznać prawdę, nawet jeśli ma być dla mnie bolesna.
Nie mogłam spać
Była ciemna noc, a ja siedziałam na schodach, zawinięta w koc, z kubkiem zimnej już herbaty. W głowie wciąż miałam słowa Pawła: „To nie był tylko tata.” Wtedy usłyszałam głosy z salonu. To była mama i dziadek. Wyszłam bezszelestnie z pokoju, ostrożnie zeszłam kilka stopni i usiadłam w ciemnościach na schodach.
– Myślisz, że się domyśla? – szept mamy był ostry jak nóż.
– Julia zawsze była bystra – odpowiedział dziadek. – A Paweł... nie umie trzymać języka za zębami.
– Nie chciałam, żeby tak się dowiedziała. Miała mieć spokojne święta. Nie miała nigdy poznać tej prawdy. Piotr robił wszystko, żeby Julia czuła się kochana. Choć wiedział.
W tym momencie już nie mogłam się powstrzymać. Zeszłam ostatnie dwa stopnie i stanęłam w drzwiach salonu:
– Co tata wiedział?
Mama zamarła z filiżanką w dłoni, a dziadek nawet się nie poruszył.
– Julia... – mama próbowała coś powiedzieć, ale głos się jej załamał – Chyba czas, żebyś poznała prawdę...
Nigdy nie zapomnę tej rozmowy
Mama siedziała na kanapie skulona jak dziecko, a ja stałam, bo nie potrafiłam się zmusić, by usiąść. Czułam, że jeśli to zrobię, to pęknę. Dziadek położył dłonie na kolanach i zaczął mówić.
– Julia, to nie jest łatwa historia. Ale zasługujesz na nią. Na całą. Bez niedomówień.
Mama unikała mojego wzroku, a oczy miała mokre:
– Miałam dwadzieścia pięć lat... – zaczęła cicho. – Piotr był wtedy... zimny, więc oddaliliśmy się. I wtedy pojawił się ktoś i stało się. Jednorazowy błąd, myślałam, ale kilka tygodni później... dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
– I nie powiedziałaś tacie?
– Powiedziałam. Od razu. Myślałam, że odejdzie i że nie zaakceptuje dziecka innego mężczyzny. Ale on... – zacięła się. – On tylko zapytał: „Czy możemy wychować je razem, jak nasze?” I wtedy pierwszy raz naprawdę zrozumiałam, jak bardzo mnie kochał.
Zamilkłam. Wszystko we mnie drżało.
– Więc ja nie jestem jego córką? – zapytałam, choć znałam już odpowiedź.
– Biologicznie nie, ale zawsze dla niego byłaś wszystkim – szepnęła mama.
Nie mogłam oddychać. Wyszłam z salonu, z domu, z siebie. Włóczyłam się bez celu, aż trafiłam pod dawną szkółkę choinkową. Tu co roku przyjeżdżaliśmy z tatą wybierać drzewko. Usiadłam na ławce. I wtedy płakałam pierwszy raz od bardzo dawna.
Dziadek zadzwonił następnego dnia
Poprosił, żebym poszła z nim na spacer, ale nie chciałam. Nie miałam ochoty rozmawiać z nikim, kto znał prawdę wcześniej. Mimo to dziadek nie dawał za wygraną i przyszedł pod dom. Stał z termosem i dwiema herbatami. Musiałam do niego wyjść, chociaż kompletnie nie dałam rady stać tego dnia na własnych nogach. Usiedliśmy w parku, na tej samej co zawsze ławce pod wielkim dębem. Dziadek wyjął kubeczki, nalał herbaty. Milczał. Dopiero po chwili powiedział:
– Piotr powiedział mi kiedyś, że miłość to nie kwestia krwi. Że kiedy spojrzał ci w oczy, wszystko w nim krzyczało, że jesteś jego.
– Ale przecież... – zacisnęłam palce na kubku. – On musiał cierpieć.
– Bardzo cierpiał, ale nigdy nie przestał cię kochać. To była jego decyzja. Chciał ci dać wszystko, co najlepsze. I dał.
– A ty? Ty też wiedziałeś? – spojrzałam na dziadka z wyrzutem.
– Od początku. I to ja doradziłem Annie, żeby milczała i nic ci nie mówiła. Może źle zrobiłem. Ale wtedy wydawało mi się, że robimy to... dla ciebie.
Zamilkł. Ja też. Siedzieliśmy dłuższą chwilę w tej głuchej ciszy i tylko wiatr przegarniał liście po ścieżce. A we mnie mieszały się wszystko: żal, wdzięczność, poczucie zdrady i miłości. Wcześniej nawet nie wiedziała, że to możliwe, żeby czuć je jednocześnie. Nagle uświadomiłam sobie, że przez całe lata nie wiedziałam kim jestem. Musiałam poukładać sobie to wszystko w głowie. Wiedziałam, że mama i dziadek chcieli dla mnie dobrze.
Julia, 24 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Uwagi teściowej puszczałam mimo uszu. Gdy jednak stwierdziła, że źle wychowuję syna, przestałam gryźć się w język”
- „Gdy przyjęli mnie do pracy, aż skakałam z radości. Życzliwa koleżanka rzuca mi kłody pod nogi, ale ze mną nie wygra”
- „Mąż z teściem zniszczyli mi całą magię świąt. Zamiast rodzinnego ciepła, czułam się jak aktorka w słabym spektaklu”








