Nigdy nie sądziłam, że mogę mieć aż takie szczęście. Nowa praca, dobra pensja, stabilna firma z nowoczesnym biurem w centrum miasta – marzenie każdej dziewczyny po korpo-traumie i rocznej tułaczce po zleceniach bez umowy. Gdy weszłam pierwszy raz do biura, aż zaniemówiłam – jasno, czysto, nowoczesne open space’y, designerskie kuchnie, i przede wszystkim: uśmiechnięci ludzie. Pierwszą osobą, którą poznałam, była Iwona. Sama się do mnie uśmiechnęła, zanim jeszcze zdążyłam powiedzieć „dzień dobry”. Średniego wzrostu, zadbana, w stonowanej garsonce i z notesem w ręku – wyglądała jak chodząca kompetencja.
Tutaj warto być ostrożnym
– Agata, tak? Ja jestem Iwona. Słyszałam, że dołączasz do naszego działu. Chodź, oprowadzę cię i pokażę, co i jak – powiedziała, zanim ktokolwiek z HR zdążył się mną zająć.
I tak się zaczęło. Wzięła mnie pod swoje skrzydła, jakbyśmy znały się od lat. Pokazała mi procedury, pliki, systemy, wytłumaczyła skróty, których nikt inny nie raczyłby mi rozwinąć. Codziennie zaglądała do mnie z pytaniem, czy wszystko rozumiem, czy czegoś nie potrzebuję. Po tygodniu jadłyśmy razem lunch. Po miesiącu wiedziałam już, że bez niej bym sobie nie poradziła. Czasem jednak coś mi nie grało. Na przykład mówiła mi, że daną tabelę mam uzupełniać do końca tygodnia, a potem ktoś z innego działu dziwił się, że jeszcze jej nie wysłałam. Albo mówiła, że nie muszę czegoś robić, po czym okazywało się, że to było kluczowe. Ale ufałam jej. Przecież była taka pomocna, taka życzliwa…
– Pamiętaj, Agata – mówiła mi któregoś dnia Iwona, poprawiając okulary – tutaj warto być ostrożnym. Niektórzy w biurze tylko czekają, aż się potkniesz. Ale spokojnie, ja ci zawsze powiem, na co uważać.
Kasia z księgowości raz rzuciła do mnie mimochodem:
– Tylko nie uzależniaj się za bardzo od Iwony. Nie wszystko, co mówi, to świętość.
– Oj tam – uśmiechnęłam się, pewna, że po prostu jest zazdrosna. Przecież Iwona była dla mnie jak mentorka. Gdyby nie ona… no właśnie, gdyby nie ona, może byłabym dziś w zupełnie innym miejscu.
Coś nie dawało mi spokoju
Wszystko zaczęło się niewinnie. Zwykły poniedziałek, kawa w kuchni, szybka wymiana zdań z Kasią o weekendzie, standardowe sprawdzenie skrzynki. Potem przyszedł mail od kierownika – krótki, suchy, z zaproszeniem na rozmowę. Nawet się nie zdziwiłam, bo minął już miesiąc mojej pracy i może chcieli porozmawiać o dalszych planach. Zamiast tego zostałam posadzona przy stole naprzeciwko niego i jego zastępczyni, którzy patrzyli na mnie poważnie, z chłodnym dystansem. Nie rozumiałam, co się dzieje.
– Agata, mamy kilka zastrzeżeń do twojej pracy – zaczął kierownik. – Chodzi o niekompletne dane w systemie, opóźnione zadania i kilka zadań, które... cóż, wydaje się, że zostały całkowicie pominięte.
– Przepraszam, ale nie rozumiem... – odparłam, czując, jak powoli robi mi się gorąco.
– Na przykład ostatni projekt. Miałaś przygotować analizę, która nigdy do nas nie dotarła. A te dane z raportu – są błędne, trzeba było je poprawiać w ostatniej chwili. I ten mail do klienta, w którym podałaś niewłaściwą datę zakończenia wdrożenia.
Siedziałam w milczeniu, kompletnie zbita z tropu. Nie przypominałam sobie, żebym dostała zadanie dotyczące tego projektu. Co do danych, byłam pewna, że sprawdzałam wszystko dwa razy. Zaczęłam coś mówić, że może ktoś inny miał się tym zająć, że być może doszło do pomyłki. Ale widziałam, że nie robi to wrażenia.
– Na razie cię nie zawieszamy, ale proszę, żebyś od dziś prowadziła szczegółową dokumentację swojej pracy – zakończył kierownik chłodnym tonem.
Wyszłam z sali z bijącym sercem. W głowie miałam chaos. Poszłam prosto do biurka Iwony. Siedziała spokojnie przy komputerze, jakby zupełnie nic się nie stało. Nachyliłam się i szepnęłam:
– Możemy pogadać?
Skinęła głową, wstała i poszłyśmy do salki konferencyjnej. Usiadłam i spojrzałam na nią pytająco.
– Mówiłaś mi, że nie muszę się zajmować ostatnim projektem. A teraz kierownik twierdzi, że to było moje zadanie. Co się dzieje?
– Spokojnie, Agata – powiedziała miękko. – Może coś się im pomieszało. Wiesz, ile tu rzeczy się przewija. Czasem ktoś coś wrzuci do złego pliku, czasem zapomni wspomnieć… Nie bierz tego do siebie.
– Ale czemu nie powiedziałaś mi o tych danych do raportu? Przecież ja je z tobą konsultowałam...
– Może. Już sama nie pamiętam. Agata, naprawdę, nie martw się tak. Wszyscy tu popełniamy błędy. Przejdzie.
Jej ton był spokojny, ale nie dał mi żadnego konkretu. Żadnego wyjaśnienia. Tylko ogólniki i sztuczny uśmiech. A jednak chwilę potem wróciłam do biurka i starałam się uspokoić. Przecież Iwona by mnie nie wystawiła. Znałyśmy się, ufałam jej. Ale przez resztę dnia coś nie dawało mi spokoju.
Nie byłam pewna, co z tym zrobię
Od tamtej rozmowy minęło kilka dni. Wróciłam do pracy z mieszanką napięcia i determinacji. Uśmiechałam się, rozmawiałam normalnie, ale w środku miałam jeden cel – dowiedzieć się, co się naprawdę dzieje. Zaczęłam od obserwowania Iwony. Nie rzucało się to w oczy, bo i tak siedziałyśmy blisko siebie, ale od teraz notowałam każdą jej radę, każdą zmianę w procedurach, każde polecenie. Zauważyłam, że często zostaje po godzinach. Zostawałam więc i ja. Udawałam, że czegoś nie skończyłam. Czekałam.
– Kasia... – zapytałam któregoś dnia. – A nie miałaś kiedyś wrażenia, że coś tu nie gra z Iwoną?
Kasia spojrzała na mnie z wahaniem.
– Z Iwoną? – podniosła brwi. – Wiesz... nie chcę plotkować.
– Po prostu zapytam: czy kiedykolwiek przekazała ci informacje, które potem okazywały się nieaktualne albo nieprawdziwe?
Zawahała się. W końcu skinęła głową.
– Zdarzyło się. Raz, drugi. Ale myślałam, że to moja pomyłka. Albo że coś źle zrozumiałam.
– A może to nie ty źle zrozumiałaś – powiedziałam cicho. – Mnie też się coś nie zgadza. Mam wrażenie, że ktoś robi mi pod górkę. I nie wiem, czy to przypadek.
Kasia patrzyła na mnie chwilę w milczeniu.
– Wiesz co? Uważaj. Ja się kiedyś naraziłam Iwonie. Powiedziałam coś o niej przy kierowniku. Po tygodniu dostałam ostrzeżenie.
Coraz więcej się układało w całość. Iwona była „zawsze miła”, „zawsze pomocna”, ale jednocześnie wszyscy jakby się jej bali. Zaczęłam gromadzić dowody. Kiedy przekazywała mi coś ustnie, zapisywałam to w mailu i wysyłałam do niej do potwierdzenia. Zrzuty ekranu, kopiowanie wiadomości, robienie notatek – stało się to moją rutyną. Pewnego popołudnia przypadkowo podsłuchałam rozmowę Iwony z Anią z marketingu.
– Nie można tak ufać tej nowej, Agacie. Ona wygląda na taką grzeczną, ale widzisz, jak się wdzięczy do kierownika?
– Myślisz, że coś ugra?
– Może i nie, ale wolę dmuchać na zimne. Wiesz, że wystarczy, że jedna osoba powie coś nie tak i potem wszyscy obrywają. A ja się nie dam w to wciągnąć. Lepiej niech się zajmie pracą. Już raz wysłała błędny raport.
Poczułam, jak ściska mnie w żołądku. Błędy w raporcie nie były z mojej winy – to ona dała mi złe dane. I teraz opowiadała innym, że to moja wina. Ale nie dałam nic po sobie poznać. Tego dnia postanowiłam, że nie dam się zepchnąć do roli kozła ofiarnego. Jeszcze nie byłam pewna, co z tym zrobię, ale wiedziałam, że nie pozwolę jej mnie zniszczyć.
Najważniejsza lekcja w moim życiu
Wiedziałam już, że jeśli chcę cokolwiek zmienić, muszę zaryzykować. Zbierałam materiały przez kolejne dni, odkładając każdy plik, każde potwierdzenie mailowe, screeny, notatki z datami. Gdy uznałam, że mam wystarczająco dużo, umówiłam się na rozmowę z dyrektorem działu.
Przyszłam punktualnie, z nerwowym biciem serca. Wyjęłam przygotowane dokumenty i spokojnie zaczęłam mówić. Przedstawiłam chronologię, pokazałam maile, nie insynuowałam, tylko relacjonowałam fakty. Dyrektor słuchał uważnie. Nie komentował, tylko zadawał konkretne pytania. Na koniec powiedział tylko:
– Sprawdzimy to dokładnie. Proszę nikomu nie mówić, że była pani u mnie.
Dwa dni później Iwona nie pojawiła się w pracy. Nikt nic nie mówił oficjalnie, ale w firmie zawrzało. Plotki krążyły od rana. Ktoś powiedział, że dostała wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym. Ktoś inny, że wyszła z płaczem. Siedziałam przy biurku, nie odzywając się do nikogo. Nikt nie wiedział, że to przeze mnie. A ja sama nie wiedziałam, czy mam czuć ulgę, czy strach.
Po odejściu Iwony zrobiło się jakby ciszej. Nie chodziło tylko o to, że nikt nie komentował oficjalnie jej zniknięcia. Atmosfera się zmieniła. Niektórzy oddychali z wyraźną ulgą, jakby coś ciężkiego spadło z ramion. Inni milczeli, trochę niepewni, trochę zagubieni. Przez chwilę wydawało się, że wszyscy udają, że nic się nie stało. Z czasem coraz więcej osób zaczęło plotkować. Że coś im kiedyś nie pasowało. Że bali się odezwać. Że czuli się manipulowani. To, co ja przeszłam, nie było wyjątkowe – tylko nikt wcześniej nie miał odwagi zareagować. Kasia któregoś dnia przyszła do mojego biurka z kubkiem kawy.
– Dobrze, że to zrobiłaś – powiedziała cicho. – Serio. Ja nie miałam siły się z nią mierzyć.
– Nie zrobiłam tego dla kogoś. Po prostu chciałam przetrwać – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Od tamtej pory byłam inna. Mniej mówiłam. Uczyłam się trzymać dystans. Już nie chodziłam na lunche. Wolałam zjeść coś w ciszy, odpisać na zaległe maile i nie angażować się za bardzo. Nowa dziewczyna przyszła po kilku tygodniach. Siedziała dokładnie przy tym samym biurku, co ja kiedyś. Miała tę samą niepewność w spojrzeniu, te same pytania. Z perspektywy czasu wiem, że to była najważniejsza lekcja w moim życiu zawodowym. I nie chodziło o procedury, systemy czy zarządzanie projektami.
Nauczyłam się, jak wygląda prawdziwa gra w biurze. Cicha, bez ostrzeżeń, pełna uśmiechów i podwójnych znaczeń. Gdybym wtedy nie zareagowała, gdybym dała się wmanewrować, pewnie dziś nie miałabym tej pracy. Może z jakąś łatką niesolidnej, może z wypalonym CV, może z poczuciem winy, które trudno byłoby zrzucić. A wszystko przez kogoś, kto po prostu dobrze się maskował. Nie żałuję. Ale wiem, że już nigdy nie będę taka sama. Uczę się ufać powoli, mówię mniej niż kiedyś. Kiedy ktoś za bardzo chce mi pomóc, zapala mi się lampka. Iwona już dawno zniknęła z mojego życia. Ale to, czego mnie nauczyła, zostało. I zostanie na długo.
Agata, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Kurczowo trzymałem się posadki w firmie i robiłem innym pod górkę. Od początku grałem nieczysto i teraz mam za swoje”
- „Przyjaciółka piła ze mną kawkę, a potem kopała pode mną dołki. Wystarczyło, że dostałam awans, by pokazała, co potrafi”
- „Przez 16 lat pracy każdy mój dzień był jak kserokopia. Trochę minęło, nim zrozumiałem, że chcę od życia czegoś więcej”








