Nigdy nie byłem typem człowieka, który garnie się do firmowych integracji. Jasne, potrafię pogadać z ludźmi przy kawie, uśmiechnąć się, rzucić jakieś „miłego dnia”, ale kiedy tylko widzę w kalendarzu słowo spotkanie zespołowe, to jakoś tak… dziwnie zaczyna mnie swędzieć kark. Może to przez to, że jestem tu nowy i wciąż mam wrażenie, że wszyscy znają się od lat, a ja tylko stoję obok z kubkiem herbaty, udając, że wcale nie czuję się jak uczeń przeniesiony do nowej klasy w połowie roku szkolnego.
Wszyscy o tym mówili
Kiedy HR wysłał maila o corocznym losowaniu prezentów, westchnąłem tylko ciężko.
– O, Paweł, pierwszy raz bierzesz udział? – zagadnął mnie Marek z IT, opierając się o moje biurko.
– Tak… chyba tak – mruknąłem, poprawiając myszkę, zupełnie bez sensu, bo przecież nic jej nie było.
– Spoko będzie. W zeszłym roku dostałem kapcie w kształcie ryb – Marek roześmiał się głośno.
– Brzmi… praktycznie – rzuciłem, a on klepnął mnie w ramię, jakby właśnie powiedziałem żart roku.
W kuchni firmowej temat prezentów tylko narastał:– A ty kogo byś chciał wylosować? – zapytała mnie Aneta, mieszając cukier w kawie.
– Nie mam pojęcia. Ktokolwiek będzie, to będzie – odpowiedziałem, bo tak naprawdę jedyne, czego chciałem, to nie skompromitować się wyborem.
Słuchałem ich rozmów, śmiechów, plotek o tym, kto w zeszłym roku komu dał co. Niby byłem częścią tego wszystkiego, a jednak jakby trochę z zewnątrz. Myślałem kogo ja właściwie wylosuję i jak kupić coś sensownego dla osoby, której nawet nie potrafię przypisać ulubionego koloru? Ta mieszanka dystansu i ciekawości mnie zaskocyzła. Może i nie przepadam za takimi imprezkami, ale coś mnie jednak intrygowało. Jakby jakaś mała część mnie chciała w końcu poczuć, że należę.
Zabawa się zaczęła
Losowanie odbyło się w małej salce obok recepcji. Weszliśmy tam grupą, każdy udawał obojętność, ale dobrze widziałem, jak ludzie zerkali na siebie, jakby chcieli sprawdzić, czy przypadkiem nie trafią najtrudniejszej osoby w firmie. Ja trzymałem się z tyłu. Wciąż byłem świeżakiem i czułem ten lekki, nieprzyjemny dyskomfort bycia kimś, kogo nikt jeszcze nie zna tak naprawdę. Aneta trzymała w dłoni miseczkę z karteczkami.
– Paweł, chodź pierwszy, skoro jesteś nowy – powiedziała.
– A czemu ja? – zapytałem, ale i tak już wyciągałem rękę.
– Bo nowi mają szczęście, podobno – odparła, uśmiechając się szeroko.
Zmieszałem karteczki palcami, niepewnie wyciągnąłem jedną i rozwinąłem ją zbyt powoli jak na mój gust. Było tam imię Klaudia. Nie kojarzyłem jej dobrze, poza tym, że pracowała w księgowości i miała spokojny, trochę nieobecny wzrok, zawsze schowana za monitorem.
– Kogo masz? – zapytał Marek, próbując zajrzeć mi przez ramię – Oooo, Klaudia to miła dziewczyna, ale ciężka do wyczucia – stwierdził, jakby chciał mnie pocieszyć, ale raczej mi podniósł ciśnienie.
Wracając do biurka, zastanawiałem się, jak dobrać prezent komuś, o kim wiem tylko tyle, że księgowość, kubek herbaty i luźny sweter to jej codzienność. Może książka, płyta, a może coś biurowego? Tylko że to by było zbyt przewidywalne. Chciałem kupić coś, co nie będzie wyglądało na prezent z obowiązku.
Po pracy pojechałem do centrum handlowego. Chodziłem między półkami z prezentami, świeczkami, brelokami, skarpetami z reniferami, ale nic nie przyciągnęło mojej uwagi na dłużej. W końcu trafiłem do sklepu z gadżetami. Kolorowe, czasem kompletnie niepotrzebne rzeczy, ale miały w sobie coś. Zatrzymałem się przy półce z poduszkami z napisami.
Podszedł do mnie młody sprzedawca: – W czymś mogę pomóc? – zapytał.
– Szukam czegoś zabawnego, dla dziewczyny z biura. Nie znam jej zbyt dobrze, więc trudna sprawa – przyznałem.
– To może coś neutralnego, ale z humorem? – zasugerował i wskazał poduszkę z napisem: „Nie przeszkadzać, ładuje się kawą”.
Wziąłem ją do rąk. Była miękka, ładnie uszyta, a napis miał w sobie lekki żart, ale nie taki, co przekracza granicę dobrego smaku. Stałem chwilę, rozważając, czy to nie jest zbyt banalne.
– Dobra – powiedziałem w końcu. – To będzie to.
zapakował ją w papier, a ja wychodziłem ze sklepu z poczuciem ulgi, choć wciąż nie byłem pewien, czy wybrałem właściwie. W drodze do domu myślałem o tym, że kupowanie prezentu dla obcej osoby potrafi być zaskakująco stresujące. Skromny żart na poduszce wydawał mi się bezpieczny, a jednak gdzieś z tyłu głowy czułem niepokój, czy Klaudia w ogóle lubi takie rzeczy.
W końcu zaczęło się spotkanie
Odbyło się w dużej sali obok kuchni. Stoły uginały się od przekąsek, wszyscy gadali jednocześnie, a ja trzymałem paczkę pod pachą, czekając na swoją kolej. Kiedy wyczytano moje imię, podszedłem do stołu i podałem prezent Klaudii. Rozwinęła papier ostrożnie, jakby bała się go podrzeć. W momencie, gdy zobaczyła poduszkę, jej twarz nagle straciła wyraz. Stała tak chwilę, patrząc na napis, jakby coś ją zabolało.
Podszedłem pół kroku: – Wszystko w porządku? – zapytałem cicho.
Klaudia skinęła głową, uniosła kąciki ust, ale ten uśmiech był udawany: – Tak. Dziękuję – odpowiedziała.
Oddaliła się, niosąc poduszkę tak delikatnie, jakby była czymś kruchym. Ja zaś zostałem w miejscu, z irytującym poczuciem, że zrobiłem coś nie tak. Może wybrałem zły prezent? Może to był głupi pomysł? Widziałem, jak inni śmieją się, żartują, a ja tylko zastanawiałem się, dlaczego jej mina wyglądała tak, jakby coś ją ścisnęło od środka. Reszta spotkania minęła mi na udawaniu, że dobrze się bawię, choć myśl krążyła wciąż wokół jednego: co poszło nie tak?
Nie mogłem pozbierać myśli
Kiedy ludzie zaczęli się rozchodzić, usiadłem przy stoliku pod oknem, udając, że sprawdzam wiadomości w telefonie. W rzeczywistości czekałem, choć sam nie wiedziałem na co. Czułem, że powinienem podejść do Klaudii, ale coś mnie powstrzymywało. Chyba strach, że tylko pogorszę sprawę.
To ona podeszła pierwsza. Cicho, prawie bezszelestnie, stanęła obok i trzymała poduszkę w dłoniach.
– Mogę na chwilę? – zapytała – Chciałam przeprosić, jeśli moja reakcja wyszła dziwnie. Po prostu… zaskoczyłeś mnie.
– Jeśli prezent był nietrafiony, mogę…
– Nie. Nie o to chodzi – przerwała, a jej oczy zrobiły się szkliste, choć starała się to ukryć. – Moja mama zmarła dwa tygodnie temu. Lubiła takie drobne, zabawne rzeczy. Mogła kupować podobne poduszki, kubki, breloczki… cokolwiek, byle miało śmieszny napis. No więc kiedy ją zobaczyłam… przypomniała mi się mama i to było miłe, tylko… trochę mnie uderzyło.
Poczułem, jak robi mi się gorąco, jakbym nagle dostał czymś w klatkę: – Nie wiedziałem – powiedziałem cicho. – Przykro mi. Naprawdę.
– Nie masz za co przepraszać – odpowiedziała i pierwszy raz uśmiechnęła się szczerze. – Właśnie dlatego chciałam ci to powiedzieć. Ten prezent… zrobił mi dobrze. Chociaż przez chwilę miałam wrażenie, że ona stoi obok mnie.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Słowa nie miały sensu w takiej chwili. W mojej głowie kotłowało się poczucie zakłopotania i coś podobnego do smutku, choć jej nie znałem. Zrozumiałem tylko jedno: mój drobny, nic nieznaczący gest nagle stał się dla kogoś czymś dużo większym.
Klaudia po chwili dodała: – Dziękuję ci. Naprawdę.
Potem odeszła do szatni, a ja zostałem, próbując poukładać w głowie to, co właśnie usłyszałem.
Coś we mnie pękło
Po rozmowie z Klaudią wróciłem do biurka, ale nie potrafiłem skupić się na niczym. Ludzie żartowali, planowali wyjście po pracy, a ja siedziałem w ciszy, patrząc w ekran, który nie miał dla mnie żadnego znaczenia. Czułem ciężar, którego wcześniej nie znałem. Niby zrobiłem coś miłego, a jednak miałem wrażenie, że dotknąłem czegoś bardzo delikatnego, czego nawet nie powinienem widzieć.
Podszedł do mnie Marek: – Wszystko okej? – zapytał – Wyglądasz, jakbyś się tam nieźle zamyślił.
– Wszystko w porządku – odparłem, choć wiedziałem, że to nie do końca prawda.
Przez resztę dnia analizowałem każde słowo, które powiedziała Klaudia, każdy szczegół jej reakcji. Nigdy bym nie przypuszczał, że zwykła poduszka może wywołać tak silne wspomnienie. Zrozumiałem jednak, że czasem przypadkowe gesty trafiają w miejsca, o których nie mamy pojęcia. Kiedy wychodziłem z pracy, miałem wrażenie, że ten dzień zostawił we mnie coś, czego nie potrafiłem nazwać.
W mieszkaniu długo myślałem
Wieczorem, kiedy wróciłem do mieszkania, długo chodziłem po nim bez celu. Odruchowo spojrzałem na stół, jak wtedy, gdy pakowałem prezent, ale teraz patrzyłem inaczej. Przez cały dzień miałem w głowie obraz Klaudii trzymającej poduszkę tak, jakby była czymś ważnym. Nie rozumiałem wcześniej, jak małe rzeczy potrafią otworzyć drzwi do wspomnień, nie zawsze łatwych.
Usiadłem w fotelu i spróbowałem nazwać to, co czułem. Było we mnie jakieś poruszenie, może nawet szacunek dla tego, przez co przechodziła. Nie znałem jej prawie wcale, a jednak moja decyzja podjęta między jedną półką a drugą w sklepie stała się dla niej czymś znaczącym. Poczułem odpowiedzialność, której nie spodziewałem się po takim drobiazgu.
Myślałem też o tym, jak jutro będziemy przechodzić obok siebie w biurze. Zastanawiałem się, czy powinniśmy powiedzieć sobie coś więcej, czy może wystarczy to, co już padło. Nie miałem gotowej odpowiedzi. Wiedziałem tylko, że nic nie jest już zupełnie takie samo jak przed tym spotkaniem.
Tamtego wieczoru zrozumiałem, że drobne gesty, nawet przypadkowe, potrafią dotknąć miejsc, o których nie mamy pojęcia. A ja, starając się nie odstawać od reszty zespołu, nawet nie zauważyłem, że zrobiłem coś, co dla kogoś okazało się ważne. Ta świadomość została ze mną na długo.
Paweł, 44 lata
Czytaj także:
- „Córka nie znalazła faceta, więc wzięłam sprawy w swoje ręce. Złożyłam je do pacierza i wymodliłam jej księcia z bajki”
- „Mąż nie rozumiał, że kasa od państwa jest na dziecko, a nie na nowe jeansy i perfumy. Wszystko by wydał na głupoty”
- „Zawsze śmiałam się z andrzejkowych wróżb, ale jedna z nich zmieniła moje życie. To był klucz do ukrywanej przeszłości”








