Małżeństwo miało być nowym początkiem. Marzyłam o wspólnym życiu, kompromisach i wzajemnym wsparciu. Wierzyłam, że związek to coś, co buduje się razem – nie pod dyktando innych. Nie sądziłam jednak, że ktoś będzie miał wobec mnie tak konkretne oczekiwania, zanim jeszcze zdążę się dobrze zaaklimatyzować w nowej roli. Moja teściowa od pierwszego dnia uznała, że jej obowiązkiem jest wprowadzenie mnie „na dobrą drogę”. Uważała, że jeśli nie będę postępować zgodnie z jej zasadami, zrujnuję małżeństwo. Nie prosiłam o rady, a już na pewno nie o tę nieszczęsną listę, która wszystko zmieniła.
Małżeństwo to odpowiedzialność
Pierwsze dni po ślubie mijały mi w lekkim oszołomieniu. Nadal nie potrafiłam przyzwyczaić się do brzmienia nowego nazwiska, do dwóch kubków na blacie zamiast jednego, do faktu, że ktoś zasypiał obok mnie każdej nocy. Cieszyłam się tą bliskością, choć wszystko wydawało się jeszcze delikatne, jakby mogło się rozsypać od jednego nieuważnego ruchu. Kiedy pewnego popołudnia przyszła w odwiedziny teściowa, spodziewałam się krótkiej rozmowy i życzeń na nową drogę życia. Zamiast tego dostałam wykład.
– Wiesz, dziecko, małżeństwo to odpowiedzialność – zaczęła, rozglądając się po kuchni, jakby oceniała każdy centymetr. – Syn potrzebuje spokoju, porządku i wdzięczności. Mężczyzna musi czuć, że jego dom działa jak należy.
– Staram się, naprawdę – odpowiedziałam, podając jej herbatę. Ręce miałam lekko drżące, choć nie wiedziałam jeszcze dlaczego.
– Starania to za mało. Trzeba wiedzieć, jak to robić – stwierdziła tonem kogoś, kto właśnie ogłasza wyrok. – Na szczęście mogę ci pomóc. Każda młoda żona potrzebuje wskazówek.
Usiadła na kanapie i wyjęła z torebki schludnie złożoną kartkę. Podała mi ją jak coś niezwykle cennego.
– To zestaw zasad, które sprawdziły się w moim małżeństwie przez czterdzieści lat. Gdy będziesz ich przestrzegać, wszystko się ułoży.
– Rozumiem… dziękuję – wymusiłam uśmiech, choć skóra na karku zrobiła mi się napięta.
– Zaczynaj od pierwszej – powiedziała, jakby rozdawała polecenia nowej pracownicy. – Kobieta powinna być o krok za mężem, nie przed nim.
Wtedy poczułam, że w moim własnym domu zaczyna brakować mi powietrza. Jej spojrzenie było uważne, surowe, jakby sprawdzała, czy zasłużyłam na bycie żoną jej syna.
– Zrobię, co mogę – wyszeptałam, choć wcale nie wiedziałam, czy chcę żyć według czyichś wytycznych.
Przecież to dla dobra rodziny
Następnego dnia teściowa pojawiła się ponownie, jakby w obawie, że nie zdążę wdrożyć jej zasad wystarczająco szybko. Drzwi otworzyłam z lekkim napięciem, próbując wyglądać na spokojną. W ręku trzymała torbę z zakupami, jakby właśnie przejmowała dowodzenie nad naszą kuchnią.
– Pomyślałam, że przyniosę ci kilka rzeczy, żebyś mogła zrobić porządny obiad – oznajmiła bez pytania. – Syn lubi, gdy kobieta dba o mężczyznę przez żołądek.
– Mamy już zaplanowany posiłek, ale dziękuję – odpowiedziałam, odstawiając torbę na blat.
– Zaplanowany? – uniosła brwi. – Kochana, w małżeństwie trzeba czasem zmieniać swoje plany. Przecież to dla dobra rodziny.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, podeszła do szafek i zaczęła je otwierać, jakby nadal mieszkała w tym domu. Zerknęła na ustawienie talerzy i pokręciła głową.
– Tak się nie robi. Ma być praktycznie, nie chaotycznie.
– Nam to odpowiada – powiedziałam nieco pewniejszym głosem.
– Może wam, ale nie jemu. Mężczyźni potrzebują porządku.
Właśnie wtedy do kuchni wszedł mój mąż, nieświadomy napięcia.
– Mamo? Już byłaś wczoraj. Co się dzieje? – zapytał, próbując zamaskować zaskoczenie.
– Próbuję pomóc twojej żonie. Jest młoda, więc musi się nauczyć pewnych rzeczy – oznajmiła z dumą, jakby naprawdę czyniła dobro.
– Daj jej trochę przestrzeni – poprosił łagodnie.
– Przestrzeń jest wtedy, gdy wszystko funkcjonuje jak należy – odparła, wskazując na mnie jak na nieopierzone pisklę.
Poczułam, jak zaciska mi się brzuch. Choć mój mąż próbował ją uspokoić, ona patrzyła tylko na mnie, czekając na potwierdzenie, że przyjmuję jej słowa bez sprzeciwu.
– Dziękuję za troskę, ale poradzę sobie – powiedziałam. Głos miałam stabilny, choć w środku czułam się krucha jak szkło.
– Zobaczymy – oznajmiła chłodno. – Na razie widzę, że pracy jest dużo.
Ona zawsze była taka
Kolejne dni przyniosły jeszcze więcej drobnych komentarzy, które zaczynały układać się w pewien niepokojący wzór. Teściowa dzwoniła codziennie, pytając, co ugotowałam, o której mój mąż wrócił z pracy i czy „wszystko jest pod kontrolą”. Brzmiało to tak, jakby ktoś nadzorował mnie z daleka, oceniając każdy krok. Pewnego wieczoru, kiedy mój mąż wrócił zmęczony, postanowiłam porozmawiać z nim szczerze.
– Musimy coś zrobić – powiedziałam, kładąc talerz przed nim. – Twoja mama zaczyna wchodzić nam na głowę.
– Wiem… – westchnął. – Tylko że ona zawsze była taka. Myślałem, że z czasem odpuści.
– Wczoraj kazała mi zmienić ustawienie mebli. Dzisiaj skomentowała mój strój, że „zbyt domowy jak na młodą żonę”. Próbuję być cierpliwa, lecz to już nie jest zwykła troska.
Zanim zdążył odpowiedzieć, telefon mojego męża zadzwonił. Na ekranie pojawiło się imię jego matki. Spojrzeliśmy na siebie bez słowa.
– Odbierz – poprosiłam, choć w środku miałam ochotę wyjść z kuchni.
– Mamo? – rzucił ostrożnie do telefonu.
– Synu, chciałam tylko przypomnieć, że jutro macie wyjście rodzinne u cioci Ireny. Twoja żona pewnie o tym nie wie, więc jej przekaż. Kobiety czasem tracą głowę przy obowiązkach – oznajmiła.
– Mamo, naprawdę nie musisz…
– Muszę, bo ktoś tu musi o wszystkim pamiętać – przerwała mu. – Powiedz jej też, żeby ubrała coś eleganckiego. Nie wszystko, co nosi, jest odpowiednie.
Połączenie się zakończyło, a w powietrzu zawisła ciężka cisza.
– Widzisz? – szepnęłam. – Ona tak właśnie mnie traktuje.
Mój mąż potarł twarz dłonią i usiadł ciężej na krześle.
– Pogadam z nią jutro. Obiecuję. Nie chcę, żebyś czuła się w naszym domu jak uczennica pod nadzorem.
Wtedy zrozumiałam, że nie chodzi już tylko o komentarze. Walczyłam o własną przestrzeń, o to, by ktoś w końcu zapytał mnie, czego ja chcę.
Poradzę sobie sama
Następnego dnia teściowa znów pojawiła się bez zapowiedzi. Tym razem weszła do mieszkania z pewnością osoby, która uważa, że ma do tego pełne prawo. Siedziałam właśnie w salonie z kubkiem kawy, próbując zebrać myśli po wczorajszej rozmowie z mężem. Kiedy ją zobaczyłam, serce zabiło mi szybciej.
– Przyszłam zobaczyć, czy wdrażasz moje zasady – powiedziała, jakby to była oczywista kontynuacja poprzednich dni. – To ważne, żebyś się nie rozleniwiła.
– Jestem dorosła, poradzę sobie sama – odpowiedziałam, starając się mówić spokojnie.
– Dorosłość to jedno, a doświadczenie drugie – rzuciła, zdejmując płaszcz i odkładając go na oparcie fotela, jak we własnym salonie. – Pokażę ci jeszcze, jak powinnaś segregować pranie. Wczoraj na suszarce widziałam twoje bluzy obok jego koszul. Tak się nie robi. Twój mąż ma wymagającą pracę, nie może się martwić o takie rzeczy.
– On nie wymaga tego ode mnie – odpowiedziałam, czując ciepło na policzkach. – Sama z nim rozmawiałam.
– Czyli buntujesz się? – zapytała tym swoim tonem.
W tym momencie do mieszkania wszedł mój mąż. Widząc nas stojące naprzeciwko siebie, zatrzymał się.
– Mamo, rozmawialiśmy przecież – powiedział cicho. – Potrzebujemy przestrzeni.
– Przestrzeni? – prychnęła. – Chcesz, żeby wam się życie rozpadło przez brak porządku?
– Nikt nie mówi o braku porządku – odpowiedziałam. – Chcę tylko, byś szanowała nasz dom.
Teściowa wbiła we mnie wzrok, jakby nie mieściło jej się w głowie, że mogłam postawić granicę. Milczenie trwało dłuższą chwilę, aż w końcu odwróciła się, wzięła płaszcz i ruszyła do drzwi.
– Zastanówcie się, czy wiecie, co robicie – rzuciła na pożegnanie.
Kiedy zamknęły się za nią drzwi, poczułam drżenie w dłoniach. Wiedziałam jednak, że musiałam to powiedzieć.
Chcemy tylko żyć po swojemu
Po tamtym dniu w domu zapanowała cisza, która początkowo wydawała mi się ulgą. Teściowa nie dzwoniła, nie przychodziła, nie komentowała mojego stroju ani sposobu układania sztućców. Myślałam, że wreszcie zrozumiała nasze potrzeby. Szybko jednak okazało się, że cisza ma swoją cenę. Mój mąż stał się zamyślony, jakby każdy wieczór był dla niego próbą pogodzenia lojalności wobec mnie i wobec niej.
– Powinniśmy do niej pojechać – powiedział pewnego dnia, odkładając widelec. – Źle to przeżywa. Twierdzi, że się od niej odsuwamy.
– Chcemy tylko żyć po swojemu – odpowiedziałam łagodnie. – Nikt jej nie odsuwa.
– Ona tego tak nie widzi – westchnął. – Mówi, że ją odrzuciłaś.
– Postawiłam granicę, nic więcej. Nie mogę pozwolić, żeby ktoś decydował, jak mamy żyć.
Mój mąż skinął głową, lecz widziałam, że w środku coś go uwiera. Kilka godzin później zaproponował, że pojedzie sam, porozmawia z nią spokojnie, bez napięcia. Zgodziłam się, choć czułam rosnący niepokój. Wieczorem wrócił później niż zwykle. Usiadł obok mnie na kanapie, lecz nie spojrzał w moją stronę.
– Co powiedziała? – zapytałam.
– Że ją zraniłaś – mruknął. – Uważa, że od początku nie chciałaś jej słuchać. Twierdzi, że próbowała cię wspierać.
– Wsparcie to nie kontrola – przypomniałam.
Milczał chwilę, po czym dodał:
– Powiedziała też, że jeśli będę pozwalał ci rządzić, skończę nieszczęśliwy.
– Rządzić? – powtórzyłam cicho. – Ja tylko chciałam, żeby nasz dom był… nasz.
Spojrzał na mnie w końcu, a w jego oczach zobaczyłam zmęczenie.
– Nie wiem, jak to wszystko pogodzić – powiedział. – Kogo mam słuchać?
Usiadłam prosto, choć serce biło mi mocniej.
– Nie proszę, żebyś wybierał między nami. Chcę tylko, byś wybrał naszą wspólną drogę.
Wiedziałam jednak, że dla niego to wcale nie było takie proste.
Małżeństwo nie potrzebuje cudzych zasad
Kilka dni po rozmowie, która przeciągnęła się do późnej nocy, obudziłam się z poczuciem ciężaru na piersi. Nie chciałam żyć w małżeństwie, które od początku wymagało wyborów między sercem a lojalnością wobec rodziny. Pragnęłam partnerstwa, nie pola bitwy. Gdy mój mąż usiadł obok mnie przy śniadaniu, wyglądał na jeszcze bardziej przygaszonego.
– Myślałem o wszystkim, co ostatnio się dzieje – zaczął. – Mama ma swoje przyzwyczajenia, ty masz swoje potrzeby, a ja stoję gdzieś pomiędzy.
– Wiem – odpowiedziałam spokojnie. – Dom nie może być miejscem, w którym ktoś trzeci ma decydować, jak żyjemy.
– To prawda – przyznał i w końcu spojrzał mi w oczy. – Chcę, żeby nasz dom był naszym wyborem, nie przedłużeniem czyjejś wizji. Rozmawiałem z nią jeszcze raz. Powiedziałem, że musi uszanować nasze decyzje.
– Jak zareagowała?
– Źle. Uważa, że odwróciłem się od niej. Potrzebuje czasu.
Pokiwałam głową, choć w środku mieszała się ulga z niepokojem. Widziałam, jak wiele kosztowało go to stanowisko. Kilka dni później dostałam wiadomość od teściowej. Krótka, oszczędna, bez żadnych pouczeń. Pisała, że potrzebuje przerwy, lecz nie chce stracić kontaktu. Odczytałam w tym więcej, niż chciała przekazać. Jej kontrola nie wzięła się z wrogości, tylko ze strachu, że utraci wpływ na życie syna. Nie zamierzałam przepraszać za to, że mam własne zdanie, jednak czułam, że kiedyś może uda się nam spotkać pośrodku.
Wieczorem usiedliśmy w salonie, oboje wyczerpani ostatnimi tygodniami.
– Dziękuję – powiedziałam cicho. – Za to, że wybrałeś nas.
– To była jedyna sensowna decyzja – odpowiedział. – Chcę budować życie z tobą, nie według cudzego planu.
Wtedy poczułam, że choć droga była trudna, w końcu stawaliśmy po jednej stronie. Małżeństwo nie potrzebuje cudzych zasad. Wystarczą nasze własne.
Iga, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa wtrąca swoje 3 grosze nawet do wystroju naszego domu. Nie mogę patrzeć na to, jak zamienia go w skansen"
- „Teściowa ubzdurała sobie, że mam romans i bawi się w detektywa. Przez nią czuję się jak bohaterka filmu szpiegowskiego”
- „Teściowa robi wszystko, by zniszczyć moje małżeństwo. Szkoda, że mąż nie widzi, jaka z niej intrygantka”








