Nie wiem, kiedy zaczęłam się bać weekendów. A przecież na początku były przyjemne. Marek, mój mąż, wtedy najczęściej bywał w domu. Gotowaliśmy razem, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Aż zaczęły się te regularne wizyty jego matki. Początkowo tylko niedzielny obiad raz na dwa tygodnie, niby da „utrzymywania więzi rodzinnych”. Przygotowywałam zdrowe potrawy i wtedy to usłyszałam pierwszy raz, że ona tego nie zje i przyniosła sobie własny posiłek. Wyjęła z torby termicznej schabowego, ziemniaki i buraczki. Zjadła wszystko z apetytem, ignorując to, co postawiłam na stole. Marek udawał, że tego nie widzi. A ja? Udawałam, że mnie to nie boli. Potem robiła tak za każdym razem. 

Tego dnia pękłam

Halina jak zwykle przyszła z własnym jedzeniem i patrzyła na moje dania z politowaniem. 

– Nie chcę nic mówić, ale... to wygląda jak breja – oznajmiła, sięgając do torby. – Ja tam wolę coś konkretnego.

Wyjęła swój pojemnik, wypełniony po brzegi. Schabowy, ziemniaki z koperkiem i buraczki, czyli obiad jak z katalogu „Polska tradycyjna kuchnia 1985”.

– Mamo... – zaczął Marek cicho, ale zamilkł, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.

– Naprawdę? – powiedziałam, z trudem panując nad tonem. – Znów przyniosłaś swoje? To może nie przychodź, skoro wszystko ci nie pasuje? – wypaliłam.

Zapadła cisza, ale Marek w końcu oderwał się od telefonu: – Natalia... co ty mówisz?

– To, co myślę. Może po prostu mam już dosyć udawania, że wszystko jest okej.

Mąż nic nie rozumiał

– Możesz mi powiedzieć, o co ci chodziło? – zapytał Marek, gdy wrócił wieczorem – Przecież mama nic złego ci nie zrobiła.

– Jak to nic? Od lat przychodzi tu jak do kantyny, z własnym obiadem, a do tego komentuje moje jedzeni. Zachowuje się, jakby to ona była właścicielką tego mieszkania, a ty zawsze milczysz.

– Bo nie chcę awantur. Ty zawsze wszystko wyolbrzymiasz...

Zrobiło mi się gorąco. Wstałam z krzesła i spojrzałam na niego: – Wiesz, co jest najgorsze? – zapytałam. – Że czuję się jak intruz we własnym domu. I to przez twoją matkę. I nie mów mi, że przesadzam, tylko dlatego, że nie masz odwagi jej nic powiedzieć. Może po prostu nigdy nie byłeś po mojej stronie?

Marek uciekł spojrzeniem i wtedy to do mnie dotarło, że on nigdy nie stanął za mną. Nigdy. Zawsze tłumaczył się w imieniu swojej matki. Mówił: „ona ma swoje nawyki”, „ona już tak ma”, „nie chcę jej denerwować”. A mnie wolno zignorować, bo nie krzyczę, nie szantażuję, nie płaczę pokazowo przy stole? Postanowiłam, że nigdy więcej nie zgodzę się już na takie traktowanie.

Było już po dwudziestej

Usłyszałam, że Marek rozmawia z kimś przez telefon. Stał w salonie, niby szeptał, ale słowa i tak niosły się po mieszkaniu. Zatrzymałam się przy ścianie, nie oddychając i rozpoznałam głos Haliny: –...no mówię ci, Mareczku, że ona jakaś dziwna się zrobiła. Zawsze coś wymyśli, jakieś nowości, jakieś dziwactwa. Jakbyś miał codziennie jeść liście! Przecież ty zawsze lubiłeś normalne jedzenie.

Marek wyszeptał tylko: – Mamo, proszę cię...

– Co? Mam nie mówić prawdy? Przecież to nie jest kobieta dla ciebie. Ty chudniesz, bladniesz... I dziecka się nie doczekałam, bo ta twoja żona tylko tofu i rukolę wcina! Ty jej się boisz, Marek. A ona cię trzyma na krótkiej smyczy. I dobrze wiesz, że nikt w rodzinie jej nie trawi. Nawet Agnieszka mówi, że to... dziwna baba. Tylko ty nie chcesz widzieć.

Weszłam do pokoju bez słowa, a Marek zamarł z telefonem przy uchu: – Wszystko słyszałam – powiedziałam cicho, ale pewnie.

Halina coś jeszcze mówiła, ale on się rozłączył.

– Naprawdę tak mówisz o mnie za plecami? – zapytałam. – Tak bardzo ci przeszkadza, że nie gotuję jak twoja mama? Że jestem "dziwną babą", która nie robi schabowych i nie urodziła ci dzieci? Wiesz co? Nie musisz mnie bronić przed swoją matką. Ale mógłbyś chociaż nie przytakiwać, gdy mnie obraża.

Tej nocy nie mogłam spać

Leżałam z otwartymi oczami, wpatrzona w sufit, a każda minuta w ciszy bolała bardziej niż krzyk. Następnego dnia poszłam do Agnieszki. Chciałam usłyszeć coś innego niż to, co padło w rozmowie telefonicznej. Może coś zrozumie. Może... Otworzyła z uśmiechem, ale szybko spoważniała, gdy powiedziałam, że chcę pogadać.

– O co chodzi? – zapytała, nalewając herbaty.

– O Halinę. O Marka. O to, jak... mnie postrzegacie – powiedziałam, patrząc jej prosto w oczy. – Naprawdę uważacie, że jestem jakąś dziwaczką, bo nie gotuję schabowych?

Wypuściła powietrze z westchnieniem: – Natalia... Mama ma swoje zdanie, wiadomo. Ale... no tak, ty jesteś trochę... inna. Z tobą nigdy nie wiadomo, kiedy coś ci odbije. Raz się śmiejesz, raz płaczesz. Raz jesteś miła, a potem jakbyś zniknęła.

– Może dlatego, że próbuję funkcjonować w świecie, w którym nikt mnie nie akceptuje?

– To nie tak... – zaczęła, ale ja już wstałam.

– Wiesz co? Dziękuję. Teraz wiem, na czym stoję.

Wyszłam stamtąd, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. A potem chodziłam godzinami po mieście. Noc zapadła, a ja nie mogłam wrócić do domu. Czułam się tak obco, jakbym nie miała dokąd wracać. Usiadłam na ławce przy fontannie i płakałam. 

Wróciłam nad ranem bez słowa

Marek siedział w kuchni, w samym podkoszulku, z kubkiem zimnej kawy. Widział, że mam podpuchnięte oczy, ale nie zapytał, gdzie byłam.

– Możemy pogadać? – spytał cicho – Przepraszam za to, co powiedziała mama – zaczął.

– To nie ona mnie zraniła. Tylko ty – przerwałam. Wybacz mi jedno pytanie, Marek. Czy ty mnie w ogóle kochasz? Czy po prostu szukałeś kogoś, kto ugotuje, posprząta, będzie cicho i nie będzie robić problemów?

Znieruchomiał, a po chwili powiedział: – Ty cały czas coś przeżywasz. Wszystko bierzesz do siebie. Nie mogę oddychać.

– Bo nikt cię wcześniej nie zmuszał do dorosłości – powiedziałam. – Z mamą miałeś wygodnie. Nic nie trzeba było czuć ani rozumieć.

– A ty chcesz, żebym był kimś innym.

– Nie, Marek. Chcę tylko, żebyś był mężczyzną, który potrafi się określić. Który ma jaja powiedzieć „stop”, gdy ktoś traktuje jego żonę jak śmiecia.

Zapadła cisza. Wstałam, wzięłam torbę z szafy i zaczęłam pakować kilka rzeczy.

– Co robisz? – zapytał zaskoczony.

– Potrzebuję przerwy. Chcę być gdzieś, gdzie nie muszę się nikomu tłumaczyć z tego, że jestem sobą.

Zanim zdążył odpowiedzieć, zamknęłam za sobą drzwi i nie oglądałam się za siebie. Tego dnia postanowiłam postawić granicę i nie dawać się już więcej wytykać palcami. 

Natalia, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: