Święta zbliżały się wielkimi krokami. W całym domu pachniało pierniczkami, a choinka migotała kolorowymi światełkami, odbijając się w oczach Zosi, która codziennie, od samego rana, pytała, czy Mikołaj już był. Uśmiechałam się, przytulając ją do siebie, choć w głębi serca czułam lekki niepokój, bo w tym roku coś było inaczej.
Zosia zostawiła dla niego ciastka i szklankę mleka, starannie poukładała prezenty pod choinką, a ja… nie byłam pewna, czy dam radę utrzymać magię świąt. Kiedy wieczorem patrzyłam, jak Zosia zasypia, tuliła swojego misia, a w głowie układałam dla niej opowieści o Mikołaju, czułam mieszankę radości i winy. Bo choć dom był pełen świątecznej atmosfery, w powietrzu unosił się cień niepewności – Mikołaj w tym roku… nie dotarł. I wiedziałam, że pytanie, które niechybnie padnie o poranku, zmusi mnie do wymyślenia wyjaśnienia, które jednocześnie będzie prawdziwe i nie odbierze Zosi dziecięcej wiary w cud.
Chciałam, żeby była szczęśliwa
Poranek był zimny, a światło przebijające się przez zasłony malowało cienie na ścianach. Zosia siedziała na dywanie w salonie, patrząc na pustą przestrzeń pod choinką. Jej małe rączki ściskały misia, a oczy błyszczały niepokojem.
– Mamo… – zaczęła cicho, a głos jej drżał – czemu Mikołaj do nas nie przyszedł?
Serce mi zamarło. Przez ułamek sekundy pomyślałam, że może lepiej udawać, że nic się nie stało, ale spojrzenie Zosi nie pozwalało mi uciec.
– Pewnie był zmęczony, kochanie… – odpowiedziałam, starając się uśmiechnąć. – Wiesz, dźwiga bardzo dużo prezentów i czasem musi odpocząć.
Zosia spuściła głowę. – Ale ja zostawiłam dla niego ciastka i mleko!
– Wiem, skarbie… – przytuliłam ją mocno. – On to docenia. Może po prostu miał bardzo długą trasę i nie zdążył do nas wczoraj.
Chwilek ciszy. Słychać było tylko delikatne tykanie zegara. Zosia spojrzała na mnie z wielkim smutkiem: – To znaczy, że mnie nie lubi?
Łzy zaczęły mi się zbierać w oczach. Nie wiedziałam, czy bardziej czuć żal do Mikołaja, czy do siebie, że nie udało mi się zachować świątecznej magii.
– O nie, skarbie… – odpowiedziałam, głosem drżącym od emocji. – Mikołaj zawsze pamięta o dobrych dzieciach, po prostu czasem… musi trochę zwolnić.
Zosia przytuliła się do mnie jeszcze mocniej. A ja stałam tak chwilę, czując napływające poczucie winy. „Czuję się winna. Chciałam, żeby święta były magiczne, a teraz Zosia jest smutna. Czy dobrze robię, mówiąc, że Mikołaj był zmęczony?” – myślałam w duchu. Jej małe paluszki zacisnęły się na mojej dłoni, a ja wiedziałam, że ta chwila zadecyduje o tym, jak długo Zosia będzie wierzyć w magię świąt.
Musiałam coś wymyślić
Wieczorem, gdy Zosia zasnęła, usiadłam przy stole w kuchni z kubkiem ciepłej herbaty. Tata siedział naprzeciwko mnie, milczący, patrząc w ścianę, jakby chciał przeczekać moje emocje.
– Myślisz, że powinniśmy jej powiedzieć prawdę? – zagadnęłam ostrożnie. – Że Mikołaj nie zdążył, bo był zajęty…
Tata wzruszył ramionami. – Może… Ale ona już trochę się zmartwiła. Nie chcemy psuć jej świąt.
– Wiem, ale czuję, że potrzebuje wyjaśnienia. Nie chcę, żeby myślała, że Mikołaj jej nie lubi. Może wieczorem napiszemy list do Mikołaja, żeby wiedział, że tu byliśmy? Wiesz, taki „dowód”, że o nim pamiętamy.
Tata spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. – To może być dobry pomysł… Ale nie wiesz, jak bardzo zależy Ci na tej magii. Jeśli przesadzimy, może ją tylko zmartwić jeszcze bardziej.
– Właśnie o to się boję – westchnęłam, chowając twarz w dłoniach. – Chcę być szczera, ale jednocześnie nie chcę niszczyć jej wyobrażeń. Jak pogodzić prawdę i bajkę?
Patrzyłam przez okno na mróz malujący fantazyjne wzory na szybie. W głowie układałam słowa, które mogłyby pocieszyć Zosię, a jednocześnie nie zdradzić całej prawdy. Czułam, jak świąteczna atmosfera w domu staje się jednocześnie piękna i kruche, jak cienki lód pod stopami.
– Może po prostu damy jej trochę czasu – mruknął Tata, a ja przytaknęłam. Wiedziałam, że każde nasze słowo tej nocy będzie miało znaczenie.
Dziecięce serce potrafi chłonąć radość i smutek w tym samym momencie. W tym momencie postanowiłam: muszę znaleźć sposób, żeby Zosia poczuła, że Mikołaj naprawdę o niej pamięta – nawet jeśli w tym roku nie dotarł osobiście.
Następnego dnia postanowiłam działać
Schowałam się w kuchni, a Zosia bawiła się klockami w salonie, jeszcze nieświadoma mojej małej intrygi. Delikatnie sięgnęłam do szafki, gdzie wcześniej ukryłam małe prezenty i list od Mikołaja. Każdy element przygotowałam starannie – miało wyglądać, jakby Mikołaj naprawdę pamiętał o niej, choć w tym roku nie zdążył wejść przez komin.
– Zosiu… – zawołałam cicho, wyciągając pierwszą paczuszkę. – Chodź, mam coś dla ciebie.
– Ojej… To dla mnie?
– Tak, kochanie – uśmiechnęłam się, próbując ukryć drżące serce. – Mikołaj zostawił to, nawet jeśli nie udało mu się przyjść osobiście. Chciał, żebyś wiedziała, że o Tobie pamięta.
Zosia chwyciła prezent, a jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. W jej oczach wciąż tkwił cień smutku, ale radość powoli go rozpraszała. – Czy on zawsze jest taki zmęczony? – zapytała szeptem.
– Czasem tak… – odpowiedziałam spokojnie, głaszcząc ją po włosach. – Ale zawsze znajdzie sposób, żeby być blisko dzieci. Nawet jeśli musi trochę zwolnić.
Chwilę potem Zosia zaczęła rozpakowywać prezenty, a ja obserwowałam jej małe dłonie, jak drżące z ekscytacji otwierały każdy upominek. Serce mi rosło, a jednocześnie czułam cień poczucia winy – chciałam, żeby te święta były idealne, a wyszło… prawdziwe.
– Mamo, mogę napisać mu list? – spytała po chwili, patrząc na mnie z nadzieją.
– Oczywiście, skarbie – odpowiedziałam. – Możesz mu powiedzieć wszystko, co chcesz.
W tej chwili poczułam ulgę. Choć magia była częściowo wymyślona, Zosia rozumiała, że Mikołaj też ma swoje trudności. Święta nie były perfekcyjne, ale były prawdziwe. A prawdziwość – jak uświadomiłam sobie – bywa piękniejsza niż każdy wymyślony cud.
Przyszedł czas na rozmowę
Popołudnie przeciągało się leniwie, a Zosia siedziała przy stole, wciąż rozpakowując prezenty. Jej radość powoli mieszała się z cieniem niepewności. Nagle spojrzała na mnie z wyraźnym zamieszaniem.
– Mamo… – zaczęła cicho – jeśli Mikołaj nie przyszedł, to czy on naprawdę istnieje?
Serce zabiło mi szybciej. Słowa te były jak niewidzialny nóż. Przez ułamek sekundy chciałam odwrócić wzrok, wymyślić coś na poczekaniu, ale wiedziałam, że Zosia potrzebuje szczerej odpowiedzi.
– Skarbie… – wyszeptałam, próbując zachować spokój – Mikołaj istnieje, ale czasem musi odpocząć albo odwiedza dzieci w innym miejscu. Może nie zdążył wczoraj, ale pamięta o wszystkich dzieciach. Czasem nawet nie może wejść do domu, a i tak zostawia prezenty.
Zosia spuściła głowę, a jej małe ramiona podskakiwały lekko z emocji. – To znaczy, że… czasem nie da się mieć wszystkiego?
– Tak, skarbie – odpowiedziałam, tuląc ją do siebie. – Czasami życie nie jest idealne, ale wciąż można je wypełnić magią, choć nie zawsze dokładnie taką, jak sobie wymarzymy.
Wewnętrznie czułam mieszankę ulgi i niepokoju. „Czy dobrze robię, pozwalając jej zadawać takie pytania? Czy powinnam chronić jej wiarę w cud za wszelką cenę, czy uczyć, że czasem rzeczy są skomplikowane?” – myślałam, patrząc, jak Zosia wciąż wstrzymuje oddech, próbując pojąć te słowa.
– Mamo… – szepnęła po chwili – czy on naprawdę zawsze próbuje być blisko, nawet jeśli nie może?
– Tak – przytuliłam ją mocniej. – I zawsze znajdzie sposób, żeby pokazać, że o Tobie pamięta. Nawet jeśli wygląda to inaczej, niż sobie wyobrażamy.
Czułam, jak napięcie między nami powoli opada, choć wiedziałam, że emocjonalna burza w Zosi jeszcze nie minęła. Święta nie były idealne, ale właśnie w tym chaosie tkwiła prawdziwość.
Wieczorem w domu zapadła cisza
Zosia leżała już w łóżku, a ja siedziałam przy jej biurku, dopracowując list do Mikołaja, który miała wysłać rano. Jej małe rączki zostawiły kilka kolorowych kredek na stole, a obok leżał niedokończony rysunek choinki.
– Mamo… – szepnęła nagle, wchodząc do pokoju. – Czy mogę przytulić swojego misia razem z tobą?
– Oczywiście, kochanie – uśmiechnęłam się, wstając i siadając obok niej. – Chcesz, żebym poczytała ci fragment listu, zanim wyślesz go do Mikołaja?
Zosia przytuliła się mocno, a jej oddech uspokoił się. – Tak… Chcę, żeby wiedział, że o nim pamiętam i że go lubię, nawet jeśli nie przyszedł.
– Widzisz – powiedziałam cicho – czasem magia wygląda inaczej, niż myślimy, ale wciąż jest prawdziwa, jeśli w nią wierzymy i dzielimy ją z innymi.
Wewnętrznie czułam mieszankę radości i ulgi. „Udało się – pomyślałam. – Zosia rozumie, że Mikołaj ma swoje trudności, a mimo to wciąż o niej pamięta. Święta nie są idealne, ale są prawdziwe.”
– Mamo… – dodała po chwili, tuląc się jeszcze mocniej – czy w przyszłym roku Mikołaj też może być zmęczony?
– Może – wyszeptałam, głaszcząc jej włosy. – Ale zawsze znajdzie sposób, żeby być blisko dzieci. I zawsze znajdzie sposób, żeby pokazać, że o nich pamięta.
Obserwowałam, jak zamyka oczy, a oddech staje się równy i spokojny. Jej mały świat wracał do ładu, a ja czułam, że choć święta nie są idealne, to właśnie w tym tkwi prawdziwe ciepło. Wstałam, patrząc jeszcze przez okno na migoczące światła choinki. Święta miały swoje własne tempo i swoje własne niespodzianki. A ja wiedziałam, że w tym roku Zosia nauczyła się czegoś ważnego: magia czasem przychodzi w najmniej oczekiwany sposób.
Kamila, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Tę randkę zapamiętam na zawsze. Zaczęła się od kompletnej katastrofy, a skończyła jak z dobrej komedii romantycznej”
- „Wiedziałam, że mąż mnie zdradza, ale nie dawałam po sobie poznać. On bawił się w najlepsze, a ja szykowałam zemstę”
- „Romans z szefem miał być trampoliną do kariery, a spadłam na samo dno. Dziś patrząc w lustro, widzę tylko wstyd”









