Byłam pewna, że śmierć ojca coś zmieni. Że nagle los się odwróci, że dostaniemy z mamą chociaż tyle, bym mogła wyprowadzić się z jej dwupokojowego mieszkania i zacząć wreszcie żyć na własnych zasadach. Bo ile można się tłuc w jednym pokoju z sześciolatką, z płaczem za ścianą i pretensją w spojrzeniu matki? Ojciec był jedyną osobą, która nigdy mnie nie oceniał. Nawet kiedy wróciłam do domu z niemowlakiem na rękach i rozpaczą w oczach, to on pierwszy powiedział: „Jakoś damy radę, Klaro.”

A teraz zostały tylko jego zdjęcia i warsztat pełen starych mebli, w którym przesiadywał całymi dniami. Kiedy otworzyłam kopertę z testamentem, aż wstrzymałam oddech. Nie było tam ani słowa o pieniądzach. Żadnego konta, lokaty, ani choćby polisy. Tylko ten cholerny zapis o przekazaniu „kolekcji mebli z pracowni przy ulicy Klonowej”. Miałam ochotę rzucić tym papierem o ścianę.

Tyle po nim zostało? – spytałam matkę z goryczą.

A ona tylko wzruszyła ramionami i powiedziała beznamiętnie:

– On nigdy niczego nie robił przypadkiem.

Nie wiedziałam jeszcze, że te meble naprawdę coś skrywają. Coś, czego wcale nie chciałam odkrywać.

Przed tobą też miał tajemnice

– Tyle lat z nim byłaś i nie wiedziałaś, że zostawi nam tylko meble? – wrzasnęłam do matki, czując, że cała się trzęsę.

– Nie wiedziałam, Klara. Naprawdę. – Jej głos był spokojny. Zbyt spokojny, jak na to, co właśnie usłyszałyśmy.

Stałyśmy w kuchni, między stertą nieumytych naczyń a czajnikiem, który właśnie zaczął świszczeć. 

– Nigdy nie był ze mną szczery. Zresztą przed tobą też miał tajemnice - rzuciła, ale nagle ugryzła się w język. 

Zamarłam. Co to miało znaczyć?

– Co masz na myśli?

– Nic. Nic ważnego.

Ale ja już wiedziałam, że to było coś. Coś, co miało odejść razem z nim.

Próbuję cię chronić

– Mamo, co to znaczy, że coś „ukrywał”? – zapytałam następnego dnia, niby spokojnie, ale wewnątrz gotowało się we mnie wszystko.

Siedziała przy oknie z gazetą, której nawet nie czytała. Udawała skupienie, ale widziałam, że jej oczy nie śledzą żadnych liter. Tylko uciekała.

I tak byś nie zrozumiała – odpowiedziała po chwili ciszy, z tym swoim chłodnym tonem, który pamiętałam z dzieciństwa. – Próbuję cię chronić. 

Zacisnęłam zęby. Już nie byłam dzieckiem. Już nie musiałam udawać, że nie słyszę szeptów za drzwiami. Że nie czuję napięcia, które wisiało w tym domu jak grzyb w kącie łazienki.

– Chronić przed czym?! – krzyknęłam. – Przed prawdą?! Boję się bardziej tego, że nigdy jej nie poznam, niż tego, co możesz powiedzieć!

Wstała. Nerwowo złożyła gazetę, ale nawet nie popatrzyła mi w oczy.

– Twój ojciec miał swoje tajemnice. I swoje meble. Może tam znajdziesz odpowiedzi, których ode mnie nie usłyszysz.

Nie czekając na więcej, wyszłam. Pojechałam do warsztatu. Czułam się jak intruz. Ale zaczęłam grzebać. Szuflada po szufladzie, zawias po zawiasie. Z każdą godziną czułam coraz silniej, że coś tu nie gra. Że to nie tylko stara kolekcja. Że coś w tych meblach... czeka.

Nie mam pojęcia, kim on był

Późnym wieczorem usłyszałam, jak matka rozmawia z kimś przez telefon. Cicho, prawie szeptem, jakby bała się, że ktoś ją usłyszy. Zbliżyłam się bezszelestnie.

– …tak, widziała meble… – mówiła z wyraźnym niepokojem. – Nie wiem, co już wie. Ale nie możemy jej powiedzieć prawdy. Nie teraz. Nie… nie dam rady.

Serce mi stanęło. Cofnęłam się w panice, jakbym właśnie zobaczyła coś, czego nie miałam prawa widzieć. Prawda. Znowu to słowo. Wpadłam do kuchni, a po chwili drzwi otworzyły się z trzaskiem. Mama stała w progu, z telefonem w ręce. Zbladła.

Z kim rozmawiałaś? – zapytałam od razu.

– To nie twoja sprawa.

– Wszystko jest moją sprawą! Ojciec nie żyje, a ja nie mam pojęcia, kim on był! – wrzasnęłam. – Nie powiem Hani, że po dziadku zostały nam tylko krzesła! Co on przede mną ukrywał? I dlaczego ty w tym siedzisz po uszy?!

Zamilkła. I nagle – może przez zmęczenie, może przez moje oczy pełne furii – skinęła głową.

– Jutro. Porozmawiamy jutro – powiedziała cicho.

Ale ja już wiedziałam, że nie poczekam do jutra. Bo ojciec coś zostawił. I to coś czekało właśnie tam – wśród lakieru, drewna i starych zapachów.

I wtedy... trafiłam na coś

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie. Ja z kubkiem zimnej herbaty, ona splecionymi dłońmi. I wreszcie zaczęła mówić.

– Twój ojciec... nie był twoim prawdziwym ojcem, Klaro – powiedziała.

Zamarłam.

– Co ty…?

– To był mój błąd. Miałam romans. Krótki, głupi, pełen emocji, których wtedy mi brakowało. Andrzej się dowiedział. Ale nie odszedł. Powiedział, że mnie kocha. I że jeśli ty się urodzisz, to będzie traktował cię jak własną córkę.

Złapałam się za głowę. Serce waliło mi jak młotem.

– Dlatego całymi dniami się zamykał w pracowni?

Mama skinęła głową.

– Myślę, że nie umiał sobie z tym poradzić. Że to go zżerało. Kochał cię. Ale miał też w sobie żal. Do mnie. Do siebie. Może do ciebie, choć nie miał prawa.

Zerwałam się z miejsca. Wybiegłam z mieszkania, jakby ściany miały mnie udusić. Przeszłam pół miasta na piechotę, aż w końcu stanęłam pod pracownią. Otworzyłam drzwi i weszłam w ten znajomy zapach kurzu i politury. Podeszłam do komody, której jeszcze nie sprawdzałam. Szuflady skrzypiały jakby z bólu. I wtedy... trafiłam na coś. Koperta. Na niej moje imię. Pismo ojca. Dłonie mi drżały.

Oddaję ci to, co dla mnie najcenniejsze

„Klaro”, zaczynał list. „Nie wiem, czy kiedykolwiek odważysz się to przeczytać. A może nie ja powinienem był odważyć się napisać. Ale jestem już zmęczony. Życiem, ciszą, tym, że patrzę ci w oczy i milczę.”

Czytałam każde słowo z rosnącym ciężarem na sercu.

„Nie byłem twoim ojcem. Nie w sensie biologicznym. Ale każdą myślą, każdą decyzją – byłem. Zawsze traktowałem cię jak własną córkę. A nie powiedziałem ci prawdy, bo bałem się, że przestaniesz patrzeć na mnie jak wtedy, gdy miałaś pięć lat i wrzeszczałaś, że tylko ja umiem zrobić najlepsze naleśniki.”

Łzy kapały mi na kopertę.

„Te meble… nie są przypadkowe. Każdy z nich kryje coś więcej. Listy. Notatki. Czasem rysunki. To moje skarby. Oddaję ci to, co dla mnie najcenniejsze”

Po powrocie do domu, spojrzałam na matkę. Stała w przedpokoju, jakby czekała.

Kto był moim ojcem? – zapytałam.

Zawahała się.

– Mężczyzna, który uciekł, gdy dowiedział się, że jestem w ciąży.

I wtedy wiedziałam, że nie chcę go znać. Bo ja miałam już swojego tatę. Andrzeja.

Klara, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: