Nie byłem wzorowym synem. Wyprowadziłem się do miasta, budowałem firmę, rodzinę i „lepsze życie”, a ojca odwiedzałem coraz rzadziej. Tomasz natomiast został i zawsze był pod ręką. Ten „wierny”, ten „odpowiedzialny” i ten, którego ojciec wybrał. To właśnie brat zadzwonił z wiadomością, że ojciec zmarł. „We śnie. Po prostu się nie obudził”. A potem, przy stole po stypie, rzucił to jednym zdaniem, bez emocji: „Ojciec przepisał mi gospodarstwo”. Dopiero teraz, jadąc na Wszystkich Świętych z rodziną, poczułem, jak bardzo mnie to boli. Że zrobili to beze mnie. Jakbym nigdy nie znaczył nic.

Tłum gęstniał przy grobie

Znicze paliły się rzędami, równo ustawione w szklanych lampionach. Matka klęczała w ciszy, dłonie złożone do modlitwy. Tomasz stał za nią, z rękami w kieszeniach, jakby był gospodarzem tej ziemi. No tak – w końcu już oficjalnie był. Ja stałem trochę z boku, z synem trzymającym mnie za palec i córką skuloną pod ramieniem Anki.

– Chodźcie bliżej – szepnęła mama, odwracając się na moment.

Zacisnąłem zęby. Zacząłem czuć to dławienie w gardle, które znałem aż za dobrze. Wziąłem kilka kroków do przodu. Cisza jak makiem zasiał. Każdy wyglądał, jakby coś udawał – że wszystko jest w porządku, że jesteśmy jedną rodziną. I nagle coś we mnie pękło.

Zrobiłeś z ojca bankomat – powiedziałem. Wprost. Na głos. Głośniej niż zamierzałem.

– Co ty gadasz, Paweł – syknął Tomasz. – Jesteśmy na cmentarzu. Nie teraz...

– A kiedy?! Kiedy mam się zapytać, dlaczego mój ojciec, ten sam, który całe życie uczył mnie uczciwości, przepisał wszystko na ciebie jak jakiś przekaz pieniężny?!

– Bo ja przy nim byłem – wybuchł Tomasz. – a ty nie! Miałeś gdzieś rodzinę, siedziałeś w mieście, przypomniałeś sobie dopiero, jak zobaczyłeś testament!

Dom był duszny

Dzieci poszły do pokoju, Anka zdjęła płaszcz i zajęła się parzeniem herbaty w kuchni. Ja wszedłem do salonu, gdzie matka siedziała skulona w fotelu.

– Musimy pogadać – rzuciłem. – Tylko my dwoje. Dlaczego ojciec przepisał wszystko Tomaszowi? – zapytałem, patrząc jej prosto w oczy. Chcę wiedzieć kiedy to było i dlaczego nic nie powiedziałaś mi wcześniej.

– Paweł… ja nie miałam na to wpływu. Próbowałam go przekonać, naprawdę. Mówiłam mu, żeby zostawił to wam po równo… Ale on był uparty i mówił, że Tomasz był blisko, że pomagał, że nie zostawił go samego.

– A ja niby co? Zdradziłem was? Wyjechałem, bo chciałem żyć inaczej. Nie zerwałem kontaktu!

– Ale nie byłeś przy nim, kiedy miał udar. Nie byłeś, kiedy nie mógł już sam wstać z łóżka. Kiedy się bał, że zapomni, jak się nazywa.

– Mogłaś mi powiedzieć – wyszeptałem.

– Nie chciałam, żebyś poczuł się… odrzucony. Ale… chyba już było za późno.

Dom spał, ale ja nie mogłem

Leżałem na tapczanie w dawnym pokoju Tomasza, wpatrzony w sufit. Każdy skrzyp podłogi, każdy podmuch wiatru wydawał się głośniejszy niż normalnie. Wstałem, nie mogąc już znieść ciszy, i zszedłem na dół do kuchni po wodę. Wtedy ich usłyszałem.

– On nie rozumie, mamo – mówił Tomasz. – Paweł był zawsze gdzieś indziej. Nie tu. Nie z nami.

– Wiem… – odpowiedziała matka, ale jej głos drżał. – Ale nie był zły. Po prostu… inaczej żył.

– Ale ojciec miał dość. Naprawdę miał. Mówił mi, że nie może patrzeć, jak Paweł wpada raz na rok z prezentami dla dzieci i znikającym wzrokiem.

– Tomasz… – westchnęła. – Próbowałam to wszystko jakoś pogodzić. Ale może popełniłam błąd.

– To nie twój błąd. Ojciec sam to ustalił. Sam poszedł do notariusza. Powiedział, że chce zabezpieczyć gospodarstwo. Że ja tu zostanę. Że ty też będziesz miała spokój. Nie wytrzymałem. Otworzyłem drzwi.

– Nie musicie szeptać – powiedziałem. – Wszystko słyszałem. Proszę – dodałem – porozmawiajmy szczerze. Chociaż raz w tym domu. Czy ojciec... czy mnie nienawidził?

– Nie – powiedziała matka stanowczo. – Nigdy. Ale czuł się zawiedziony. Po prostu… oddał to, co miał temu, kto był blisko – rzucił Tomasz. – Ale ja tego nie planowałem. Przysięgam.

Następnego dnia matka zaprosiła mnie na herbatę

Usiadłem obok niej, jeszcze zmęczony nocą, z oczami przekrwionymi od bezsenności.

– Chciałeś wiedzieć więcej, to ci powiem – powiedziała, patrząc w dal. – Twój ojciec… zmienił się pod koniec. Stał się cichy, zamknięty. Rzadko się śmiał. Jakby coś go przygniotło. Kiedy dzwoniłeś i mówiłeś, że nie możesz przyjechać – kiwał głową, ale potem wychodził przed dom i palił papierosa, jeden za drugim. Powtarzał, że „takie czasy, młodzi mają swoje życie”, ale jego oczy mówiły coś innego.

– Tomasz został. Czasem narzekał, że nie ma życia, że mógłby być gdzie indziej. Ale był. Pomagał. Kiedy ojcu zaczęły drżeć ręce, to Tomasz prowadził traktor. Kiedy ojciec zapominał, czy wziął leki, Tomasz pilnował. Wiesz… to nie było o pieniądzach. Ojciec po prostu nie chciał, żeby obcy przejęli to, co on sam budował.

– Dlatego poszedł do notariusza?

– Tak. Sam. Ja nawet nie wiedziałam, kiedy dokładnie. Pewnego dnia wrócił z dokumentami i powiedział tylko: „Zrobione”. Nie mówiliśmy ci nic, bo zawsze miałeś wszystko poukładane w swoim świecie. Nie chcieliśmy burzyć ci tego.

Spotkaliśmy się z Tomaszem pod domem

On coś naprawiał przy drzwiach, młotek stukał o drewno w jednostajnym rytmie. Podszedłem powoli, bez złości, bez gotowych słów. Po prostu... potrzebowałem odpowiedzi – Czy naprawdę chciałeś to wszystko dla siebie?

– Nie wiem. Nie planowałem tego. Myślałem, że to tymczasowe. Że pomogę, postoję przy ojcu, a potem… wrócę do swojego życia. Ale ono się tu jakoś rozłożyło. Wrosłem. Ojciec… najpierw traktował mnie jak cień. Ale jak dostał udaru, to coś się zmieniło. Zaczął mówić mi rzeczy, których nigdy wcześniej nie mówił. Że się boi. Że czuje się stary. Że nie chce, żeby gospodarstwo się rozpadło.

– I uznał, że ja bym je roztrwonił? Wiesz, ja też nie planowałem być obcy – powiedziałem. – Po prostu jak raz wyjechałem, to coraz trudniej było wracać. A potem… bałem się, że nie pasuję.

– Może obaj coś zawaliliśmy – powiedział Tomasz. – Ale ojciec już nie wróci. I teraz tylko my jesteśmy.

Spojrzeliśmy na siebie jak po raz pierwszy od lat. Bez maski. Bez rywalizacji. Dwa zmęczone, dorosłe dzieci.

Wróciliśmy do miasta późnym wieczorem

Myśli krążyły po głowie jak rozbite ptaki – bez celu, bez lądowania. Nie poczułem ulgi. Nie było żadnego „rozwiązania”. Nie cofnąłem testamentu. Nie usłyszałem „przepraszam”, a jednak coś się zmieniło. Zrozumiałem, że może ojciec nie był takim człowiekiem, jakim go zapamiętałem. Może był słabszy, bardziej zagubiony. Może nie chodziło o majątek, ale o strach. Może też nie umiał mówić. Jak ja.

W mieszkaniu wziąłem prysznic, przebrałem się w dres i usiadłem przy kuchennym stole. Wyjąłem telefon, otworzyłem galerię. Jedno z ostatnich zdjęć z ojcem – zrobione przypadkiem, na imieninach u mamy. On siedzi, w tle, z ręką na poręczy krzesła. Patrzy gdzieś w bok. Obok mnie grał syn. Pochylony nad telefonem, stukając palcem w ekran. Spojrzałem na niego, potem znów na zdjęcie ojca. Nagle poczułem zimno w karku. Taki sam układ ust. Tak samo spuszczony wzrok. I to samo oddalenie.

– Ignaś – odezwałem się. – Co tam robisz?

– Gram – odpowiedział, nie podnosząc wzroku.

– A pogadamy chwilę? – Zamknąłem galerię. Włożyłem telefon do szuflady. I po raz pierwszy od bardzo dawna spojrzałem na syna naprawdę uważnie.

Paweł, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: