To miała być tylko przygoda. Kilka czułych spojrzeń, trochę pikantnych wiadomości, a później odrobina namiętności w hotelowym pokoju z widokiem na nic ważnego. Przysięgałam sobie, że nie pozwolę się w to wciągnąć. Żadnych uczuć, żadnych planów, żadnego „co dalej?”. A potem wracałam do domu, gotowa ugotować rosół i uśmiechnąć się do męża, jak gdyby nigdy nic.
Ale nie przewidziałam jednej rzeczy: że ten drugi też zacznie pachnieć znajomo. Że będzie mnie rozśmieszał, że zapamięta, jaką herbatę lubię, i że będzie umieć odczytać z mojej twarzy, kiedy jestem zmęczona, a kiedy po prostu wkurzona. Nie planowałam zdrady. Tak jak nie planowałam zakochania. A teraz płaczę, bo nie wiem, którego z nich kocham bardziej. I co najgorsze – naprawdę nie żałuję, że tak się to wszystko zaczęło.
Zaczęło się niewinnie – jak to zawsze się zaczyna. Tylko że ja już wtedy wiedziałam, że wcale nie jestem taka niewinna, za jaką chciałabym uchodzić. Poznałam go na szkoleniu. Nuda jak flaki z olejem, a tu nagle obok mnie siada facet, który ziewa tak teatralnie, że nie mogłam się nie zaśmiać.
– Widzę, że też przyszłaś tu tylko po certyfikat – mruknął z tym półuśmiechem, który już następnego dnia śnił mi się po nocach.
– A ty nie? – spojrzałam na niego znad notatek, których nawet nie zamierzałam potem przeczytać.
– Ja? Ja przyszedłem dla ciebie – odpowiedział bez cienia zawahania.
Powinnam była wtedy wstać, przewrócić oczami i zmienić miejsce. Ale zostałam. I powiedziałam coś głupiego w stylu:
– No to będziesz musiał się postarać, bo jestem mężatką.
Na przerwie kupił mi latte. Z migdałowym mlekiem. Bez pytania.
– Skąd wiedziałeś?
– Bo do ciebie pasuje coś słodkiego, ale nieoczywistego.
I wtedy to się zaczęło. Tylko sms-y, tylko lunch. Tylko jedna kawa. Tylko jeden pocałunek w aucie. A potem było już wszystko.
Jutro o tej samej porze?
Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie czułam się winna. Wracałam do domu, gotowa uśmiechnąć się do męża i zapytać, jak minął dzień. A on... nawet nie zauważył, że moje perfumy zmieniły zapach.
– Zrobiłem spaghetti – powiedział z kuchni, nie odrywając wzroku od telefonu. – Tylko musiałem użyć tego starego parmezanu, bo innego nie było.
– Spaghetti brzmi świetnie – rzuciłam lekko, choć miałam jeszcze smak jego ust na swoich.
– Wszystko w porządku? – zapytał po chwili, jakby przypomniał sobie, że mamy jakąś relację.
– Jasne – skłamałam z uśmiechem. – A u ciebie?
– Wiesz, jak jest. Spotkanie za spotkaniem cały dzień. A ty? Jak szkolenie?
Zawahałam się tylko sekundę.
– Nuda. Ale dostaliśmy pączki.
Nie kłamałam. Pączki były. Zjedliśmy je razem, śmiejąc się jak para licealistów, których nikt nie podejrzewa o podwójne życie. Wieczorem położyłam się do łóżka i odruchowo sięgnęłam po telefon. Wiadomość już czekała: „Nie mogę przestać o tobie myśleć. Jutro o tej samej porze?” Wpatrywałam się w ekran, czując ekscytację. A potem odpisałam, nie zastanawiając się ani przez chwilę: „Oczywiście.”
Od lat nikt nie zapytał mnie, czego pragnę
Czwartki stały się naszym rytuałem. Mówiłam mężowi, że mam jogę. I miałam – tylko trochę bardziej fizyczną, bardziej namiętną i zdecydowanie nie w grupie kobiet. Spotykaliśmy się w tym samym hotelu przy trasie wylotowej. Na rejestracji nikt nie zadawał pytań. A jeśli zadawali, to tylko wzrokiem – tym samym, który mówił: „Wiemy, po co tu przyszłaś”.
– Wyglądasz olśniewająco – powiedział, gdy zdjęłam płaszcz.
– Ty za to wyglądasz jak pokusa, której nie powinnam ulegać – odparłam, rozpinając mu koszulę.
– Kiedy jestem z tobą, czuję się, jakbym znowu miał dwadzieścia lat i zero zobowiązań.
– A ja czuję się jak... jakbym w końcu była dla kogoś pierwsza – szepnęłam.
Zamilkł. Nie musiał nic mówić. Rozumiał. Wiedział, że u mnie w domu jestem jak mebel – obecna, ale niezauważalna. Że od lat nikt nie zapytał mnie, czego pragnę. A on pytał. I to był błąd. Bo zaczęłam odpowiadać. Zaczęłam czuć. Zaczęłam się gubić.
Nie wiedziałam, co czuję
Wszystko się posypało, kiedy mój mąż wrócił do domu godzinę wcześniej. Leżałam na kanapie z telefonem w ręku. Rozpromieniona po spotkaniu. Wciąż pachniałam jego perfumami.
– Kto to? – zapytał, rzucając torbę w przedpokoju.
– Co?
– Uśmiechasz się do telefonu jak nastolatka. Co tam takiego zabawnego?
– A, to... koleżanka z pracy. Wysłała mema.
– Pokaż.
I wtedy popełniłam drugi błąd. Oddałam mu telefon. Na ekranie nie zdążyła zniknąć wiadomość: „Nie mogę się doczekać poniedziałku.”
Zamarliśmy oboje. On – z telefonem w ręku. Ja – bez tchu.
– Kto to? – zapytał cicho. Zbyt cicho.
– To nie tak, jak myślisz...
– A jak? Co mam myśleć?
– To... tylko flirt – powiedziałam w końcu. – Nic ważnego.
Zaśmiał się. Krótko, bez humoru.
– Flirt. Tylko flirt. No jasne. I co, chcesz teraz, żebym to jakoś zrozumiał? Żebym ci wybaczył?
– Nie wiem, czego chcę.
I to była prawda. Kompletnie nie wiedziałam. Patrzyłam na jego twarz, na oczy, które znałam od lat, i myślałam: „Czy ja go jeszcze kocham?”. A potem pomyślałam o drugim. I też nie wiedziałam, co czuję. Zdradziłam. Ale nie dlatego płakałam. Płakałam, bo nagle nie wiedziałam, kto jest moim domem.
Nie wyprowadziłam się. Nie wyrzucił mnie. Chodziliśmy po mieszkaniu jak współlokatorzy, mijając się w kuchni i łazience. Zero kłótni. Zero łez. To było najgorsze – ta cisza. Tylko raz próbował coś powiedzieć.
– Milena... – zaczął, stojąc z kubkiem herbaty w ręku.
– Tak?
– Powiedz mi jedno. Czy... czy był moment, w którym jeszcze widziałaś nas? Tak szczerze?
Spojrzałam na niego. Mój mąż. Ten sam, z którym remontowałam mieszkanie, śmiałam się z głupich komedii, płakałam po stracie pierwszej ciąży.
– Był taki moment – powiedziałam w końcu. – Ale trwał krótko.
Skinął głową, jakby właśnie usłyszał werdykt, na który od dawna się przygotowywał. W tym samym tygodniu spotkałam się z nim. Tym drugim.
– I co, jesteś wolna? – zapytał bez cienia emocji.
– Nie do końca. Ale jestem zagubiona.
Zamilkł. A potem dodał coś, czego się nie spodziewałam:
– Milena... ja nie planowałem nic więcej. To miała być ucieczka. Dla mnie też.
– Myślałam, że... że może...
– Że zostawię wszystko? Dla kobiety, którą widuję raz w tygodniu w tanim hotelu?
To zabolało. Bo choć sama mówiłam, że to tylko romans – zaczęłam w niego wierzyć. Wróciłam do domu i pierwszy raz od dawna wypiłam kieliszek wina. Sama. Nie było mnie ani tam, ani tu. Utknęłam gdzieś pomiędzy. Z dwoma mężczyznami, z których żaden nie był do końca mój.
Czy go jeszcze kocham?
Minęły dwa miesiące. Nie wróciłam do kochanka. Nie wróciłam też do męża – choć nadal mieszkaliśmy pod jednym dachem. Byliśmy jak dwa duchy w tym samym mieszkaniu. Czasem gotował obiad. Czasem ja. Czasem rozmawialiśmy o rachunkach, ale unikaliśmy siebie jak ognia. Jakby każde z nas trzymało w rękach szklankę pełną żalu, gotową się rozbić przy pierwszym dotyku. Któregoś dnia powiedział:
– Myślę, że powinienem się wyprowadzić. Ważne, żebyśmy przestali udawać.
Skinęłam głową. Nic nie powiedziałam. Wieczorem zapakował kilka rzeczy do torby. Wyszłam za nim na korytarz.
– Wiesz – zaczęłam – nie zdradziłam cię dlatego, że cię nie kochałam. Tylko dlatego, że przestałam czuć się kochana.
Zatrzymał się w pół kroku. Westchnął.
– A ja myślałem, że wystarczy, że jestem. I że to wystarczy, żebyś wiedziała.
– Ale nie wystarczyło.
– Wiem. Teraz już wiem.
Drzwi się zamknęły. Zostałam sama. Z winą. Z ulgą. Z tęsknotą. Czy go jeszcze kocham? Nie wiem. Czy jego – tamtego – kochałam? Też nie wiem.
Ale wiem, że muszę najpierw pokochać siebie. I przestać udawać, że wszystko, co mnie spotkało, to tylko „przygoda”. Bo czasem przygoda zmienia życie. Ale niekoniecznie na lepsze.
Milena, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Już dawno wiedziałam o zdradach męża, ale cierpliwie milczałam. Czekałam na idealny moment, żeby się zemścić”
- „W małżeństwie czułam się jak zamknięta w złotej klatce. Nikt nie wiedział, że mąż kontroluje każdy mój ruch”
- „Mąż nie tęsknił za mną, gdy byłam w delegacji. Po powrocie zapach zdrady unosił się w domu jak francuskie perfumy”





