Wszyscy mi go zazdroszczą. Wysoki, z idealnie przyciętą brodą, oczami jak z reklamy perfum i tym spokojem, który sprawia, że kobiety topnieją w jego obecności. Moje koleżanki mówią, że jestem szczęściarą. Że takie egzemplarze to już tylko w bajkach. I gdyby ktoś patrzył z zewnątrz, pewnie też by tak pomyślał. Piękne zdjęcia w social mediach, romantyczne wyjazdy, czułe gesty. Ale nikt nie wie, jak to wygląda za zamkniętymi drzwiami. Że wieczorami leżę obok niego, a on mnie nie zauważa. Między nami nie ma żadnej bliskości.

Poznałam go na ślubie wspólnej znajomej. Stał w rogu sali, oparty o kolumnę, z kieliszkiem czerwonego wina. Nie uśmiechał się do nikogo, ale jego spojrzenie... było jak magnes. Dwie godziny później tańczyliśmy razem na parkiecie, a ja byłam już kompletnie oczarowana. Miał w sobie coś, co przyciągało – elegancję, klasę, tę dziwną aurę niedostępności. Nasza znajomość potoczyła się szybko. Trzy miesiące później zamieszkaliśmy razem, a po roku wzięliśmy ślub. Wszyscy mówili, że jestem szczęściarą.

– Twój facet to ideał – powtarzały koleżanki z pracy, przeglądając nasze zdjęcia. – Przystojny, kulturalny, jeszcze gotuje ci kolacje... Szukaj drugiego takiego ze świecą.

Rzeczywiście był troskliwy, pomocny, nigdy nie podniósł głosu. Robił zakupy, masował mi stopy, mówił, że jestem piękna, nawet kiedy miałam na sobie dres i spięte włosy. Z zewnątrz wyglądało to jak z bajki. Tylko że bajki zwykle kończą się pocałunkiem, a my... no właśnie. U nas pocałunki były, ale jakby w nich nie było ognia. Kiedy miesiące mijały, a on wciąż unikał jakiejkolwiek intymności, zaczęłam się zastanawiać, że może coś ze mną jest nie tak.

Tęsknię za tobą, wiesz?

Początkowo próbowałam sobie to tłumaczyć. Że może to kwestia pracy – był architektem, często siedział po nocach, wpatrzony w ekran. Może był przemęczony. Albo może nie miał nastroju. Przecież każdy ma czasem taki okres. Ale ten „okres” trwał miesiącami. Zaczęłam zadawać pytania. Najpierw delikatnie, niby mimochodem, przytulając się do niego wieczorem.

– Tęsknię za tobą, wiesz? – szepnęłam mu kiedyś do ucha, licząc, że zrozumie.

– Ja też – odpowiedział, całując mnie w czoło, po czym odwrócił się na bok i zasnął.

Innym razem powiedziałam wprost:

– Czemu mnie unikasz? Nie chcesz mnie?

Spojrzał na mnie zdziwiony, jakby naprawdę nie rozumiał, o co mi chodzi.

– Kochanie, przecież jesteśmy blisko. Spędzamy razem czas, rozmawiamy, przytulamy się. Nie każdy związek musi kręcić się wokół łóżka.

Zamilkłam. Może rzeczywiście nie każdy. Ale ja czułam się jak duch. Miałam męża, który był obecny przy mnie fizycznie, ale emocjonalnie jakby cały czas stał dwa kroki dalej. W pewnym momencie przestałam pytać. Zaczęłam obserwować. Czy on w ogóle mnie pragnie? Czy patrzy na mnie z pożądaniem? Nic. Zero sygnałów. Czułam się jak współlokatorka, jak dobra koleżanka. Nie żona. Wieczorami leżałam w łóżku i patrzyłam w sufit, zastanawiając się, czy inne kobiety też tak mają. Czy to ja się czepiam? Czy jestem nienormalna, że pragnę dotyku i bliskości?

Więc grałam dalej

Na zewnątrz byłam tą szczęśliwą żoną z idealnym mężem. Uśmiechnięta, zadbana, zawsze z odpowiedzią na żarty koleżanek. A one nie szczędziły komentarzy.

– Jak ty to robisz, że on tak na ciebie patrzy? – zagadywała Basia na kawie. – Mój po trzech latach małżeństwa patrzy na mnie, jakbym była kolejną reklamą pralki.

– Może dlatego, że nie nosisz koronek tak jak nasza gwiazda? – śmiała się Iza, puszczając do mnie oczko.

A ja się śmiałam razem z nimi. Udawałam, że wszystko gra, że w sypialni u nas jest jak w filmie. W końcu lepiej karmić cudze wyobrażenia niż tłumaczyć, że mój „ideał” całuje mnie tylko w czoło i śpi z dala ode mnie. Czasem myślałam, żeby się wygadać, powiedzieć prawdę. Ale co miałabym im powiedzieć? Że mój mąż, ten przystojniak, którego wszyscy chcą, od miesięcy mnie nie dotknął? Że czuję się odrzucona, niepożądana? Bałam się, że nikt by mi nie uwierzył. Albo gorzej – że zaczęliby szukać winy we mnie.

Więc grałam dalej. Wrzucałam zdjęcia z kolacji, z weekendów za miastem, z jego uśmiechniętą twarzą i podpisami typu „mój świat”. Ludzie lajkowali, komentowali, zazdrościli. A ja, zamykając telefon, czułam pustkę. Pustkę i coraz większy wstyd, że w domu jestem dla niego jak siostra. Może jeszcze przyjaciółka. W nocy słyszałam jego spokojny oddech obok. I ten spokój był najgorszy. Bo nie niósł w sobie ani miłości, ani pożądania. Tylko obojętność.

Jutro. Zawsze jutro

Postanowiłam coś zmienić. Nie mogłam dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Zaczęłam od siebie – nowa bielizna, wizyta u fryzjera, perfumy, które kiedyś mówił, że lubi. Chciałam poczuć się kobieco. Chciałam go skusić, jak wtedy, kiedy dopiero się poznawaliśmy. Wieczorem przygotowałam kolację, włączyłam nastrojową muzykę. On, jak zwykle, był uprzejmy. Pochwalił jedzenie, zapytał, jak minął mi dzień. Kiedy przeszliśmy do salonu, usiadłam blisko, dotykając jego ramienia.

– Tęskniłam za nami – powiedziałam, patrząc mu w oczy.

Pocałowałam go. Najpierw delikatnie, potem mocniej, z nadzieją, że coś poczuję, że wreszcie pęknie ten mur. Oddał pocałunek, ale bez zaangażowania. Jakby chciał, żebym przestała.

– Jesteś zmęczony? – zapytałam cicho, choć odpowiedź już znałam.

– Trochę – przyznał i odsunął się ode mnie. – Może jutro, kochanie.

Jutro. Zawsze jutro.

Usiadłam na łóżku, patrząc, jak się przebiera w piżamę. Tyle lat razem, a ja czułam się przy nim jak intruz. Zastanawiałam się, co robiłam nie tak. Czy przestałam być dla niego atrakcyjna? Może miał kogoś innego? Może mnie nie kochał? Ale on nadal był czuły, opiekuńczy, troszczył się o mnie. Tylko tej jednej rzeczy nie chciał mi dać. Tego, czego potrzebowałam najbardziej. Bliskości, która nie kończy się na uścisku. Czułości, która ma w sobie pragnienie. Tamtej nocy długo nie spałam. I wtedy po raz pierwszy przemknęła mi przez głowę myśl, której bałam się wypowiedzieć na głos: a co, jeśli on nigdy tego nie chciał?

Ile można udawać przed sobą

W końcu nie wytrzymałam. Musiałam wiedzieć. Nie chodziło już tylko o intymność, chodziło o to, kim jesteśmy dla siebie. Kim ja jestem dla niego. Pewnej niedzieli, kiedy wróciliśmy ze spaceru, zatrzymałam go w kuchni, zanim zdążył wyjąć mleko z lodówki.

– Muszę cię o coś zapytać – powiedziałam stanowczo. – Tylko proszę, bądź szczery.

Spojrzał na mnie uważnie, jakby przeczuwał, co nadchodzi.

– Czy ty w ogóle mnie pragniesz? Czy kiedykolwiek mnie pragnąłeś?

Zamilkł. Patrzył gdzieś za mnie, w okno. Minęła długa chwila, zanim odpowiedział.

– Lubię cię. Bardzo. Kocham cię, ale... inaczej. Ty jesteś dla mnie domem. Ciepłem. Bezpieczeństwem.

– A pociąg? – zapytałam cicho.

Westchnął i spuścił wzrok.

– Nie czuję tego. Nigdy nie czułem. Starałem się, naprawdę. Myślałem, że z czasem się zmieni. Ale nie zmieniło się nic. – wzruszył ramionami. – Nie wiem. Może po prostu nie potrafię być taki, jak oczekujesz. Wiem, że to cię boli. I że zasługujesz na więcej.

Siedliśmy w ciszy. Nie było w tym złości, tylko smutek. Bo w końcu usłyszałam prawdę, której się bałam. I której nie potrafiłam już zignorować.
Bo jak długo można żyć w związku, w którym nie ma pragnienia? Ile można udawać przed sobą, że ciepło to wszystko, czego potrzeba?

Każdy zasługuje na miłość

Po tamtej rozmowie coś się zmieniło. Może nie między nami – bo nadal jedliśmy razem śniadania, oglądaliśmy filmy, planowaliśmy wakacje – ale we mnie. Już nie oszukiwałam siebie. Wiedziałam, że nie chodziło o chwilowy kryzys, stres czy brak czasu. On po prostu nie potrzebował tego, czego ja potrzebowałam najbardziej. Nie zrobiłam sceny. Nie wybiegłam z płaczem, nie spakowałam walizki. Chyba byłam zbyt zmęczona, żeby dramatyzować.

Zamiast tego usiadłam w salonie z kubkiem herbaty i patrzyłam na zdjęcia w telefonie. Na te wszystkie kadry, które miały udowodnić światu, jak bardzo jesteśmy szczęśliwi. Ale teraz wiedziałam – to było szczęście jednostronne. Moje wyobrażenie, nie nasze życie. Zaczęłam się zastanawiać, czy to ja mam za wysokie oczekiwania. Może rzeczywiście byłam zbyt skupiona na fizycznej stronie miłości? Może on dawał mi wszystko, co umiał, a ja wciąż chciałam więcej?

Ale potem przypomniałam sobie, jak to jest czuć się chcianą. Jak to jest, kiedy ktoś patrzy na ciebie z iskrą w oczach. Tego nie da się udawać. Tego nie zastąpią dobre rozmowy, wspólne obiady, ani nawet najpiękniejsze słowa. Dziś wciąż jesteśmy razem. Jeszcze. Ale ja już wiem, że nie chcę tak żyć do końca życia. Nie chcę tylko trwać. Chcę czuć. I choć boję się, co będzie dalej, jeszcze bardziej boję się pozostać w tym, co jest teraz. Bo każdy zasługuje na miłość. Taką, która jest cała – i czuła, i namiętna.

Oliwia, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: