Z Michałem spotkaliśmy się przypadkiem — na integracyjnej imprezie w Krakowie, przez wspólnych znajomych. On z Gdyni, ja z Rzeszowa. Teoretycznie nierealne, ale praktycznie… codzienne wiadomości, późne rozmowy, coraz częstsze wizyty. Wierzyłam, że to miłość. Rok takiego życia wystarczył, bym zdecydowała się na wszystko postawić na jedną kartę.

– A jeśli jemu po prostu wygodnie, że to ty robisz cały ruch? – zapytała przyjaciółka, Aneta. 

– To nie tak – odpowiedziałam, choć w środku zaczynała kiełkować niepewność.

Ojciec przy pożegnaniu chłodno zaznaczył tylko, że jak coś się spieprzy, mam nie dzwonić z pretensjami. A ja… byłam pewna, albo chciałam być. To przecież tylko Polska, tylko 600 kilometrów. Co mogło pójść nie tak?

Z dworca odebrał mnie bez uśmiechu

Zamiast „tęskniłem” usłyszałam „masz ciężką walizkę”. Zignorowałam to. Zrzuciłam na stres, na jego zmęczenie. W końcu środek tygodnia. W samochodzie milczeliśmy. Gdy w końcu dojechaliśmy do jego mieszkania, spojrzałam na niego pytająco.

– Co? – mruknął.

– Nic – odpowiedziałam. – Po prostu… jestem. Już tu.

– No jesteś. Rozgość się.

Rozglądałam się po mieszkaniu, które do tej pory znałam tylko jako weekendowy przystanek. Teraz miało być moje, ale wyglądało tak samo jak wtedy, kiedy mnie w nim nie było – żadnej przestrzeni dla mnie, żadnego miejsca na moje rzeczy.

Wieczorem próbowałam z nim porozmawiać

– Michał… wszystko okej?

– Tak, tylko miałem ciężki dzień – powiedział nie odrywając wzroku od telefonu.

– Możemy pogadać?

– Justyna, przeprowadziłaś się, okej, ale ja mam tu swoje życie, pracę i obowiązki. Nie będę nagle siedział i klepał cię po plecach 24/7.

– Ja wszystko zostawiłam. Rodzinę, pracę, dom… dla ciebie – Mówiłam i czułam, jak coś zaciska mi się w gardle.

– Nikt cię nie zmuszał.

Michał coraz częściej wracał późno, niby zmęczony, ale niechętny, by powiedzieć, co robił po pracy. Odpowiadał zdawkowo, coraz bardziej jak ktoś, kto już nie czuje, że powinien tłumaczyć się komukolwiek.

– Z kim rozmawiałeś wczoraj, tak długo? – zapytałam raz, kiedy o północy jego telefon znowu zaświecił się w ciemnościach.

– Z kumplem. Coś tam o pracy. To cię teraz będzie interesowało każdy mój SMS?

Zamilkłam, ale coś we mnie zaczęło pękać. Brakowało mi wszystkiego — rozmów, śmiechu, tej czułości, którą znałam. Teraz było chłodno. Jakby mieszkałam z kimś, kto toleruje moją obecność, ale już mnie nie chce.

W końcu nie wytrzymałam. Zadzwoniłam do Anety

– Jest tak, jak się bałam – powiedziałam szeptem, siedząc skulona na balkonie. – On się zmienił. Albo po prostu… przestał udawać.

Aneta milczała chwilę.

– Ty tam jesteś sama, Justyś. On jest u siebie. Ma pracę, znajomych. Pomyślałaś, co będzie, jeśli cię zostawi? Ludzie różne rzeczy robią, gdy wiedzą, że druga osoba nie ma dokąd pójść.

I wtedy to poczułam. Bezgłośny strach. Bo przecież naprawdę nie miałam dokąd. Stałam nad jego telefonem przez kilka sekund, które wydawały się wiecznością. Wieczorem Michał brał prysznic. Zostawił telefon na stole, a ekran znów się zaświecił: Weronika – „Nie mogę przestać myśleć o tej rozmowie...” 

Nie chciałam tego robić, ale już nie ufałam. Kliknęłam. Hasło znałam – jego data urodzenia. Zawsze twierdził, że „nie ma nic do ukrycia”. Weszłam w rozmowy z Weroniką: „Tęsknię za tym, jak wtedy było”, „Czasem żałuję, że to się skończyło”, „Wiesz, że zawsze będziesz dla mnie ważna”

Przesuwałam kolejne wiadomości, nie dowierzając, że ten sam Michał, który jeszcze niedawno całował mnie w czoło przed snem, pisał równolegle do swojej byłej o tym, co by było „gdyby”. W drzwiach łazienki usłyszałam skrzypnięcie. Michał. W ręczniku. Zmrożony na widok mnie z jego telefonem w dłoniach.

Prawda wyszła na jaw

– Więc to dla niej zawsze miałeś czas, a dla mnie nigdy? – zapytałam drżącym głosem. – Ściągnąłeś mnie tu, żeby ci było wygodnie, a sam masz romans?

– To nie tak. Ona po prostu... to przeszłość. To były tylko słowa.

– Wiesz, co jest najgorsze? Że ja naprawdę wierzyłam, że jesteś moim domem.

Nie odpowiedział. Wyszedł z pokoju, a ja zostałam z cudzym telefonem w rękach i sercem połamanym na kawałki. Opuściłam mieszkanie jeszcze zanim zdążył wrócić z pracy. Zostawiłam klucze na stole, a torbę spakowałam w kwadrans. Nie miałam planu, dokąd pójdę. Chciałam tylko… uciec. Snułam się po Gdyni, jakby to było obce miasto. Wszystko tu było jego – jego trasy, jego rytm, jego cisza.

Zerknęłam na telefon. Palec zawisł nad kontaktem „Tata”. Nie… jeszcze nie. Nie dam mu tej satysfakcji. Ale potem przeszłam do Anety i napisałam tylko jedno słowo: „Wracam.” Odpowiedziała po minucie:

– Wracaj, nikt nie będzie cię oceniał. Przyjedź pierwszym pociągiem.

Kupiłam bilet na nocny do Rzeszowa. Na dworcu byłam na długo przed czasem. Trzymałam telefon na kolanach, ekran zgaszony. Pisałam do ojca kilka razy, ale za każdym razem kasowałam wiadomość. Może zasłużyłam. Może za bardzo chciałam. Może… Pociąg ruszył. Zasypiałam na siedząco. W śnie wracałam do chwili, w której wszystko mogło się potoczyć inaczej. Ale nie potoczyło się. I to był mój błąd – że wierzyłam, że samo uczucie wystarczy.

Ojciec czekał na mnie na dworcu. Nie powiedział nic

Po prostu wziął moją torbę, jakby ważyła piórko, i ruszył do samochodu w milczeniu. Ale zanim wsiadłam, przytulił mnie jak wtedy, gdy miałam dziesięć lat. Nie pytał, co się stało. Wiedział, że powiem, kiedy będę gotowa. Dopiero po dwóch dniach spotkałam się z Anetą. Czekała już w naszej ulubionej kawiarni, z dwoma herbatami malinowymi i ciepłym ciachem na środku stołu.

– Nie wiem, kim ja tam byłam – powiedziałam cicho, mieszając herbatę. – Jakbym kompletnie przestała być sobą.

– Jesteś – odpowiedziała spokojnie. – I zrobisz z tym, co trzeba.

Wróciłam też do urzędu. Na szczęście jeszcze nie zatrudnili nikogo na moje miejsce i przyjęli mnie z powrotem bez pytań. Jakby nikt nie chciał rozdrapywać świeżej rany. Wieczorem siedziałam z ojcem w kuchni. Zaparzył herbatę i po chwili powiedział:

– Nie trzeba być mądrym zawsze. Wystarczy, że człowiek umie wstać, kiedy upadnie.

Popatrzyłam na niego i kiwnęłam głową. Tak – wstaję. Powoli. Ale wstaję.

Justyna, 37 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.