Kiedy mówię komuś, że pracuję w korporacji, większość wyobraża sobie marmurowe korytarze, szklane biura i ekspresy do kawy za kilka tysięcy złotych. Prawda jest taka, że moje życie zawodowe wygląda znacznie mniej spektakularnie. Osiem godzin dziennie, często dziewięć, za biurkiem w dziale strategii – bez większych fajerwerków. Ale ja i tak kocham swoją pracę. Może dlatego, że mam ambicję, by zajść wysoko. Może dlatego, że w pracy czuję się potrzebna. A może po prostu dlatego, że... nie miałam w życiu zbyt wielu innych pewnych rzeczy.

Mam dwadzieścia siedem lat, nazywam się Ola. Jestem tą osobą, która dwa razy sprawdza maila przed wysłaniem, potrafi siedzieć po godzinach, by skończyć raport i wciąż pyta, czy mogłaby coś zrobić lepiej. Szefowie to lubią – przynajmniej ci starzy. Ci nowi… No cóż, zaraz do tego dojdziemy. Zaczęło się niewinnie. Spotkanie ze znajomymi po pracy – trochę wina, śmiechów, jedna z tych kolacji, które mają ci przypomnieć, że życie to nie tylko tabelki i deadline’y. Tam poznałam Marka. Z początku wydawał się cichy, trochę z boku, ale miał w sobie coś – spokój, którego sama wtedy potrzebowałam.

Zaczęło się od krótkich wiadomości. Potem długie rozmowy do późna. Wspólne spacery, śniadania po imprezach. Marek miał w sobie coś więcej niż chłopak z aplikacji randkowej. Miał głębię. A ja… ja czułam, że się zakochuję. Szybko. Może zbyt szybko. Po dwóch miesiącach zaproponował, żebyśmy poznali swoich rodziców. Trochę się zawahałam – to był duży krok. Ale byłam gotowa. Byłam pewna, że to ten etap. Siedzieliśmy w naszej ulubionej kawiarni, z miękkimi fotelami i ścianą z książek. On przysuwał się coraz bliżej, jakby chciał, bym usłyszała każde słowo.

– Chciałbym, żebyś poznała moją mamę – powiedział, opierając brodę na dłoni.

– Serio? – uśmiechnęłam się, ale serce nagle zabiło mocniej.

– Tak. Wiem, że może to dziwnie zabrzmi, ale myślę, że powinnaś. Ona jest ważną częścią mojego życia. I muszę ci jeszcze coś powiedzieć, chciałem to zrobić już wcześniej, ale nie chciałem, żebyś czuła się niezręcznie. Od niedawna pracuje w twojej firmie jako dyrektor działu strategii. 

Zamarłam. Na moment naprawdę zamarłam.

– Dyrektor działu strategii? – zapytałam już z całkiem inną miną.

Marek tylko skinął głową. 

– Marek… ja pracuję u twojej matki. Ona jest moją przełożoną.

Nie odpowiedział od razu. Milczeliśmy dobre kilkanaście sekund.

– I co teraz? – szepnęłam w końcu. – Co, jeśli uzna, że jestem z tobą dla kariery? Co, jeśli nasza relacja to dla niej romans władzy?

– Ola… – spojrzał mi w oczy. – To moja mama. Ale to twoje życie. Nasze życie. I ono nie ma nic wspólnego z pracą.

Nie byłam już tego taka pewna.

Miło ciebie poznać

Poszłam na to spotkanie tylko dlatego, że Marek tak bardzo na to nalegał. Próbował mnie przekonać, że to przecież normalne, że ludzie się zakochują, a praca nie powinna mieć z tym nic wspólnego. Ale dla mnie to nie było normalne. Nie wtedy, gdy kobietą, którą miałam poznać, była moja nowa przełożona. Drzwi otworzył Marek, uśmiechnięty, jakby to miała być zwykła niedziela u rodziny. Wchodząc, poczułam znajomy zapach drogiej kawy. Wiedziałam, że Anna pija ją codziennie w biurze. Teraz ten sam zapach uderzył mnie prosto w twarz i sprawił, że serce zaczęło mi walić jak oszalałe.

– Mamo, to Ola – powiedział Marek, prowadząc mnie do salonu.

Anna siedziała na kanapie. Miała na sobie granatowy sweter i ciemne spodnie. Wyglądała dokładnie tak samo jak w pracy – spokojna, skupiona, lekko zdystansowana. Wstała i podała mi dłoń.

– Miło cię w końcu poznać. Marek sporo o tobie mówi – powiedziała, z uśmiechem, ale bez ciepła.

– Dzień dobry – odpowiedziałam, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo jestem spięta. – Dziękuję za zaproszenie.

Usiedliśmy przy stole. Na obrusie stała tarta i woda z cytryną. Nikt nie poruszał tematu pracy, ale czułam, że to wisi w powietrzu. Anna zadawała pytania o studia, o zainteresowania, o rodzinę. Mówiła spokojnie, z wyraźnym dystansem, jakby chciała coś wybadać. A potem padło to jedno zdanie, które uderzyło mnie mocniej, niż powinno:

– To zabawne, że nigdy nie wspomniałaś o Marku w pracy.

Marek spojrzał na matkę z zaskoczeniem, a ja starałam się coś odpowiedzieć.

– Nie wiedziałam, że to będzie miało znaczenie – wymamrotałam. – Poza tym… to wszystko stało się tak szybko.

– Mhm – skinęła głową. – W dziale strategii wszystko dzieje się szybko. Wiemy o tym obie.

Po kolacji Marek odprowadził mnie do tramwaju. Szedł obok, w milczeniu. W końcu się zatrzymałam.

– To nie ma sensu. Będę wyglądać jak dziewczyna, która liczy na awans przez znajomość z tobą.

– Przestań – powiedział, stając przede mną. – Porozmawiam z nią. To nie może wyglądać tak. Ty jesteś dla mnie ważna. I to nie ma nic wspólnego z pracą.

Może dla ciebie nie – szepnęłam. – Ale dla niej już tak.

To nie romans dla kariery

Marek zjawił się u niej późnym wieczorem. Wiedziałam, że poszedł porozmawiać, ale nie spodziewałam się, że tak szybko. Zadzwonił po wszystkim.

– Chciałaś, żebym to wyjaśnił. Zrobiłem to.

Usiadłam na łóżku, z telefonem przy uchu, nie wiedząc, co powiedzieć.

– I co? – spytałam w końcu.

– Była zdystansowana, jak zwykle. Ale słuchała. Powiedziałem jej, że nie chcę, by traktowała cię inaczej – ani lepiej, ani gorzej. Że to nie romans dla kariery, tylko coś, co po prostu się wydarzyło.

– I co odpowiedziała?

– Powiedziała, że to skomplikowane. Że w pracy każdy ruch może być źle odczytany. Ale nie zamierza cię skreślać. Obiecała, że będzie profesjonalna.

– Myślisz, że dotrzyma słowa?

– Myślę, że będzie ci się przyglądać. Ale nie będzie robić ci pod górkę. I wiesz co? Jestem z ciebie dumny. Bo nie boisz się mówić, co czujesz. A ja… nie wyobrażam sobie teraz życia bez ciebie.

W pracy nikt nie wiedział, że coś się zmieniło. Anna wciąż była chłodna, rzeczowa, punktualna. Oceniała uczciwie, czasem nawet pochwaliła. Na spotkaniu zespołu skomentowała naszą prezentację. Kiedy doszło do mojej części, uniosła lekko brew.

– Ola. Bardzo dobry materiał. Konkret, spójność, świetna puenta, ale mam kilka uwag, które prześlę ci mailem. 

Zrobiło się cicho. Wszyscy spojrzeli na mnie. Mruknęłam „dziękuję” i wróciłam na miejsce. Czułam, jak serce mi wali, ale tym razem z ulgi.
Wieczorem opowiedziałam o tym Markowi.

– Widzisz? – powiedział z uśmiechem. – Mówiłem, że potrafi oddzielić emocje od pracy.

– Albo testuje, ile zniosę – mruknęłam.

– A może po prostu cię docenia.

Nie odpowiedziałam. Nie chciałam zapeszyć.

Wszystko zaczęło się układać. Marek coraz częściej nocował u mnie, planowaliśmy wspólny urlop. Praca przestała być polem minowym, a relacja… z dnia na dzień była bliższa, dojrzalsza. Po raz pierwszy od dawna nie bałam się przyszłości. Któregoś dnia Marek zaproponował, byśmy przyszli razem na niedzielny obiad do jego mamy. Odmówiłam. Dwa razy. Za trzecim zgodziłam się – chciałam zobaczyć, czy to wszystko jest prawdziwe.

Zjedliśmy przy stole w ogrodzie. Anna podała makaron z pesto, sama zrobiła. Rozmawialiśmy o winie, o podróżach, o jakimś jej starym projekcie z pracy. Atmosfera była… spokojna. Potem, zupełnie naturalnie, zostałyśmy same w kuchni. Anna włożyła naczynia do zmywarki i nagle odwróciła się do mnie.

– Widziałam, jak walczysz o siebie w firmie. Nie myślałam, że dasz radę, a jednak… masz w sobie siłę.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Kiwnęłam głową. W samochodzie, wracając do domu, Marek ścisnął moją dłoń.

– Co powiedziała?

– Że mam w sobie siłę – szepnęłam. – I wiesz co? To znaczyło więcej niż jakikolwiek awans.

Najważniejsze, co mogę zrobić, to być sobą

Od tamtego obiadu wszystko się zmieniło, choć nikt nie powiedział tego głośno. Czułam się pewniej – nie tylko w pracy, ale też w naszej relacji. Przestałam bać się, że Anna nagle zmieni zdanie. Zrozumiałam, że najważniejsze, co mogę zrobić, to być sobą. Bez uciekania, bez tłumaczenia się. Marek pomagał mi, ale coraz częściej to ja stawiałam granice. W pracy nie chciałam forów. W domu – nie chciałam być tylko jego dziewczyną. Potrzebowałam czegoś więcej. Chciałam być silna sama z siebie, nie przez to, że ktoś mnie pokochał. Któregoś wieczoru, leżąc obok niego na kanapie, zapytałam:

– Wiesz, co najbardziej mnie przerażało?

– Co?

– Że stanę się tylko „tą od ciebie”. Że przestanę być sobą. A ja chcę mieć swoje życie. Swoją drogę. Ty możesz być jego częścią, ale nie podstawą.

Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.

– Właśnie za to cię kocham.

Czasem wracam myślami do tamtego wieczoru w kawiarni, gdy po raz pierwszy usłyszałam, że matka Marka to moja szefowa. Wtedy wydawało mi się, że to koniec wszystkiego – miłości, pracy, a może i mojej wiary w siebie. A jednak zostałam. Zostałam, bo postanowiłam nie uciekać.
Nie było łatwo. Musiałam nauczyć się mówić wprost, stawiać granice, ufać sobie, nawet gdy inni nie ufali. Dzisiaj wiem, że najwięcej wygrałam wtedy, kiedy nie próbowałam niczego udawać.

Miłość z Markiem nie uratowała mnie. Ale nauczyła mnie, że mogę być kochana taka, jaka jestem – z niepewnością, z lękami, z ambicją i potrzebą niezależności. Praca z Anną nie była próbą sił, tylko lekcją. Pokazała mi, że szacunek nie przychodzi od razu, ale warto o niego zawalczyć.
Nie wiem, co będzie dalej. Życie i tak zrobi swoje. Ale wiem jedno: nie boję się już tego, co ludzie pomyślą. Nie boję się zawalczyć o siebie. I nie boję się kochać – nawet jeśli czasem to trudne.

Ola, 27 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: