Dorastałam w marmurowej willi, gdzie obowiązywały trzy zasady: nie sprzeciwiaj się ojcu, nie zawiedź jego oczekiwań i nie pokazuj emocji. Ojciec – Wiktor – był potężnym biznesmenem i jeszcze potężniejszym egoistą. Moja matka Helena zawsze trzymała głowę nisko. Siostra Magda? Idealna. Zrobiła prawo, wyszła za bogatego prawnika. A ja… ja zakochałam się w chłopaku z warsztatu. Adama poznałam przypadkiem – na stacji benzynowej, gdy złapałam gumę. Nie miał zegarka wartego fortunę, ale miał ciepły uśmiech i ręce, które pachniały smarem, nie perfumami. Spotykaliśmy się po cichu. I po raz pierwszy w życiu czułam się… wolna.

– Julio, kto cię tak rozśmiesza przez ten telefon? – zapytała matka, podając mi herbatę.

– To… znajomy – odpowiedziałam z uśmiechem.

Chciałam jej powiedzieć, że to ktoś, kto mnie naprawdę widzi. Ale wiedziałam, że ojciec by go zniszczył.

Konfrontacja z ojcem

Zebrałam się na odwagę po tygodniach duszenia w sobie prawdy. W salonie, przy szklance drogiego szkockiego, ojciec przeglądał raporty z jakiejś fuzji, jakby los świata zależał od jednego przecinka. Usiadłam naprzeciwko.

Chcę ci coś powiedzieć – zaczęłam, starając się mówić spokojnie. – Zaręczyłam się. Bierzemy z Adamem ślub.

Zamarł. Uniósł wzrok znad papierów i przez długą chwilę po prostu się na mnie gapił.

– Z kim? – spytał lodowato.

– Adamem. Pamiętasz, mówiłam… ten chłopak z warsztatu…

Roześmiał się. Ale to nie był śmiech rozbawienia – raczej pogardy.

– Czy ty upadłaś na głowę?! Myślisz, że poślubisz jakiegoś… smarownika i co? Będziesz piec bułki w bloku i żyć za tysiąc pięćset?

– Wolę to niż być marionetką w twoim teatrze – syknęłam.

– Julia… – wstał powoli – jeśli naprawdę to zrobisz, przestajesz być moją córką.

– Nie muszę być twoją córką, żeby być sobą – powiedziałam i wstałam.

– Wybrałaś biedaka? To jesteś dla mnie nikim – rzucił i odwrócił się plecami.

Poszłam do pokoju, spakowałam dwie torby. Mama stała w korytarzu, patrzyła na mnie bez słowa, z oczami pełnymi strachu.

– Przepraszam, mamo – powiedziałam. – Ale ja muszę żyć po swojemu.

Zamknęłam za sobą drzwi willi. W powietrzu czuć było jaśmin i ostateczność.

Rodzina zerwała ze mną kontakty

Nasze mieszkanie miało 37 metrów i drzwi, które skrzypiały przy każdym otwarciu. Adam sam pomalował ściany, kuchnię złożyliśmy z mebli z drugiej ręki, a łóżko dostaliśmy od jego babci. Było skromnie. Ale to było nasze. Pierwsze miesiące po ślubie były jak sen – wspólne śniadania, kolacje na podłodze, śmiech z głupich rzeczy. Ale im dłużej trwało milczenie z domu rodziców, tym bardziej ciążyło.

Dzwoniłam do mamy. Nie odbierała. Napisałam do Magdy. Odpisała po trzech dniach: „Nie wciągaj mnie w swoje decyzje. Tata nie chce mieć z tobą kontaktu. Uszanuj to.” Próbowałam się nie rozklejać. Adam robił, co mógł. Pracował po godzinach, brał drobne zlecenia. Ale gdy w sklepie odmówiono mi płatności kartą, poczułam pierwszy raz prawdziwy wstyd.

– Kochanie, co się stało? – zapytał Adam.

– Nic. Po prostu… limit. – Uśmiechnęłam się blado.

Wieczorem usiedliśmy razem.

– Wiesz… czasem się zastanawiam, czy warto było – powiedziałam cicho.

Adam zamilkł. Przełknął ślinę.

– Nie mów tak. Warto. Bo jesteśmy razem, Julia.

Chciałam mu uwierzyć. Ale głęboko we mnie kiełkowało pytanie: czy miłość wystarczy, kiedy świat cię skreśla?

Przypadkowe spotkanie z matką

Spotkałam ją przypadkiem na ulicy. Miała na sobie beżowy płaszcz i tę samą skórzaną torebkę, którą ojciec przywiózł jej kiedyś z Mediolanu. Stała w kolejce do kwiaciarni, trzymając naręcze żółtych tulipanów.

– Mamo? – powiedziałam cicho.

Odwróciła się. Na chwilę zamarła, jakby nie wiedziała, czy mnie przytulić, czy uciec.

– Julio… – szepnęła, po czym spojrzała za siebie. – Chodź. Może usiądziemy gdzieś?

W pobliskiej kawiarni usiadłyśmy przy oknie. Ona trzymała filiżankę, jakby miała się rozpaść w dłoniach. Ja dłubałam w serwetce.

– Chciałam zadzwonić – powiedziała w końcu. – Ale on… nie pozwala. Nie rozmawia o tobie. Nie mówi twojego imienia. Tylko: „ta dziewczyna”.

Zabolało mocniej, niż się spodziewałam.

– Czy on naprawdę mnie nienawidzi?

– On... czuje się zdradzony. Ty wiesz, jaki on jest. Zawsze wszystko musiało być „jak należy”.

– A ja? – zapytałam. – Czy ja się liczę?

Matka zamilkła. W jej oczach pojawiły się łzy, których nie otarła.

– Gdyby to zależało ode mnie, Julia… Ale w tym domu nigdy nic ode mnie nie zależało.

Zrozumiałam wtedy, że ona też była więźniem. I że mój ojciec nie tyle mnie stracił… co po prostu wyrzucił ze swojego świata.

– Powiedział, że cię wydziedziczy – dodała cicho. – Tak, jakbyś nigdy nie istniała.

Pierwsze poważne zgrzyty

Po tamtej rozmowie coś we mnie pękło. Leżałam w łóżku całymi dniami, patrząc w sufit. Adam przynosił herbatę, przykrywał mnie kocem, mówił: „Jestem tu”. Ale ja nie słyszałam nic. Czułam tylko pustkę.

Chciałabym, żebyś miał więcej ambicji – wyrzuciłam mu w końcu któregoś wieczoru. – Żebyś chciał czegoś więcej niż naprawiać cudze samochody do emerytury.

Patrzył na mnie długo. Milczał.

– A ja bym chciał, żebyś w końcu przestała żyć pod dyktando ojca – powiedział spokojnie.

– Nie o to chodzi.

– Właśnie o to chodzi, Julia. Jesteś ze mną, ale w środku wciąż siedzisz w tamtej willi i czekasz, aż tatuś cię zauważy.

Zrobiło mi się niedobrze od jego słów. Bo były prawdziwe.

– Może popełniłam błąd – szepnęłam.

– A ja cię nigdy nie zmuszałem, żebyś tu była – rzucił i wyszedł, trzaskając drzwiami.

Zostałam sama w naszym małym salonie. Na stole stała niedopita herbata, a na krześle jego stara bluza. Przeszłam się po mieszkaniu, dotykając ścian, które tak bardzo chciałam pokochać, ale wciąż porównywałam do marmuru z dzieciństwa. Wzięłam telefon. Chciałam zadzwonić do ojca. Ale przez godzinę patrzyłam na ten numer jak na drzwi, które może jeszcze mogę otworzyć. Tylko musiałabym najpierw zamknąć inne – te z napisem „my”.

To nie ja przegrałam

Ubrałam się jak kiedyś – granatowa koszula, klasyczny płaszcz, delikatny makijaż. Weszłam do biura ojca bez zapowiedzi. Recepcjonistka zbladła, gdy mnie zobaczyła.

– Pana Wiktora nie ma… – zaczęła.

– Poczekam – przerwałam i usiadłam na skórzanym fotelu.

Po dwudziestu minutach drzwi się otworzyły. Ojciec spojrzał na mnie jak na obcą. W jego oczach nie było zdziwienia, nie było nawet złości. Była obojętność.

– Czego chcesz?

– Porozmawiać – odpowiedziałam, wstając.

Wskazał mi miejsce naprzeciwko swojego biurka. Siadłam. Ręce mi drżały.

– Tylko tyle. Porozmawiać.

– O czym? O twoim mężu, który pachnie olejem silnikowym? – zaśmiał się chłodno. – O tym, jak ci się żyje za minimum socjalne?

– Przyszłam, bo… tęsknię. Bo może jeszcze… możemy coś naprawić.

Pochylił się do przodu.

– Możesz wrócić, Julio. Ale bez niego.

Zamarłam.

– Nie wrócę sama.

– Więc to wszystko.

Wstałam. W oczach miałam łzy, ale nie pozwoliłam im spaść.

– W takim razie żegnam – powiedziałam cicho i odwróciłam się do wyjścia.

– Niech ci będzie dobrze w błocie, które wybrałaś – rzucił za mną.

Nie obejrzałam się. Ale po raz pierwszy poczułam, że to nie ja przegrałam. To on właśnie stracił córkę. Na zawsze.

Julia, 27 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: