Nie pamiętam, kiedy ostatni raz wstałam rano z uczuciem, że coś mnie czeka. Że świat może mnie jeszcze czymś zaskoczyć. Od lat budziłam się o tej samej porze, parzyłam kawę w tym samym kubku i patrzyłam na to samo odbicie w lustrze - twarz kobiety, która wyglądała, jakby już dawno zrezygnowała z marzeń. W pracy też nic nowego. Ciągłe maile, raporty, spotkania, na których wszyscy udają, że ich coś obchodzi. Dyrektor Andrzej, surowy jak zawsze, Karolina — jedyna, z którą da się czasem pośmiać. A potem znów ten sam rytuał: dom, cisza, telewizor i wino. I myśl: czy tak już będzie zawsze?

Któregoś dnia zmęczona długim siedzeniem przed komputerem, postanowiłam pójść na grzyby. Pomyślałam, że mała przechadzka na łonie natury przyniesie mi odrobinę relaksu i pomoże złapać oddech od nawału spraw. Las pachniał mokrymi liśćmi. Panowała w nim przyjemna cisza, gdy nagle usłyszałam kroki. Odwróciłam się i zobaczyłam jego. Młodszy, z błyskiem w oczach. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz ktoś tak się do mnie uśmiechnął.

– Udane grzybobranie? – zapytał.

– Nie jestem w tym najlepsza, ale zobaczymy – roześmiałam się.

Potem rozmowa potoczyła się naturalnie. Nawet nie wiem kiedy, spędziliśmy w swoim towarzystwie dwie godziny, a na koniec wymieniliśmy numerami telefonów. Nie przypuszczałam wtedy, że niebawem nasze ścieżki skrzyżują się raz jeszcze – tam, gdzie absolutnie nie powinny.

Wiadomości, które pachniały uczuciem

Poniedziałek. Szary, jak każdy inny. Kawa z automatu smakowała jak zwykle, a poczta znów wyrzucała powiadomienia jedno po drugim. I nagle — dźwięk telefonu. To był Marek, którego poznałam dzień wcześniej. Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy od dawna coś we mnie drgnęło. Ten jego ton — lekki, zadziorny, jakby bawił się każdym słowem. Wieczorami zaczęliśmy pisać częściej. Początkowo o błahostkach: pogoda, praca, muzyka. Potem pojawiły się bardziej osobiste pytania. Karolina przyłapała mnie któregoś dnia, gdy po raz dziesiąty zerkałam na telefon.

– Ty się z kimś spotykasz, prawda? – zapytała z przekornym uśmiechem.

– Nie wiem jeszcze… – odpowiedziałam, czując ciepło na policzkach. – Ale przy nim czuję się… inaczej.

Kiedy wieczorem znów napisał: „Jutro elegancka kolacja? Bez lasu i grzybów?” – zgodziłam się bez chwili wahania.

Jedno spotkanie zmieniło wszystko

Weszłam do biura, jeszcze z głową pełną wczorajszych wiadomości. Całą drogę do pracy uśmiechałam się jak idiotka. Winda pachniała kawą i perfumami Karoliny, a ja myślałam tylko o tym, że wieczorem mam się z nim zobaczyć. Na open space panował zwyczajny gwar — stukot klawiatur, szelest kartek, rozmowy przez słuchawki. I wtedy usłyszałam ten głos.

– Dzień dobry, jestem Marek. Nowy w zespole marketingu.

Zamarłam. Świat naprawdę potrafi być okrutnie ironiczny. Dyrektor Andrzej uśmiechał się szeroko:

– Lena, poznaj naszego nowego specjalistę. Przyszedł z oddziału w Krakowie, będzie pod twoim nadzorem.

Czułam, jak robi mi się gorąco. 

– Pod… moim? – zapytałam, jakbym źle usłyszała. 

– Dokładnie tak. Liczę, że pomożesz mu się wdrożyć.

Marek milczał. Spojrzał na mnie, tak jak wtedy w lesie — z tym samym błyskiem w oku, który teraz palił jak żar.

– Dzień dobry, pani Leno – powiedział cicho, z ledwo wyczuwalnym uśmiechem.

Cały dzień minął jak w zamgleniu. Próbowałam skupić się na raportach, na mailach, na czymkolwiek, ale jego obecność czułam dosłownie obok – zapach perfum, szelest koszuli, nawet dźwięk, gdy stukał w klawiaturę. Po pracy wyszłam pierwsza. Gdy usłyszałam za sobą jego kroki, serce przyspieszyło.

– Jednak los potrafi być nieprzewidywalny – powiedział z półuśmiechem.

– Nie wiedziałam, że dołączysz do zespołu. Kiedy trwały wewnętrzne rekrutacje, byłam jeszcze w innym dziale, a tym kierowała moja koleżanka.  – odpowiedziałam. 

– I co teraz? – zapytał.

– Teraz… – zawahałam się. – Teraz musimy zapomnieć o tej kolacji.

Spojrzał na mnie długo, z tą mieszaniną żalu i wyzwania w oczach.

– Spróbuj, jeśli potrafisz.

Granice między nami zaczęły pękać

Pierwsze dni po jego przyjściu były jak gra w udawanie. Udawaliśmy obojętność. Profesjonalizm. Ale między nami było coś, czego nie dało się całkiem zatuszować – napięcie, które wisiało w powietrzu jak zapach kawy po długim spotkaniu.

– Lena, mogę omówić ten raport? – zapytał któregoś popołudnia, stojąc w progu mojego gabinetu.

– Jasne, siadaj – odpowiedziałam, nie patrząc na niego.

Zamknął drzwi.

– Wolałbym, żebyś mówiła do mnie „ty”. – Uśmiechnął się niepewnie.

– W pracy to niemożliwe.

– A poza pracą? – zapytał szeptem.

Udawałam, że tego nie słyszałam. Ale przez resztę dnia myślałam tylko o nim. Wmawiałam sobie, że to tylko zauroczenie, że minie. Ale nie mijało. Rosło. Czasem nasze dłonie przypadkiem się stykały, gdy wymienialiśmy dokumenty. Czasem przystawał przy moim biurku dłużej, niż powinien.

– Lena – usłyszałam pewnego dnia po godzinach. – Nie chcę ci utrudniać życia, ale nie potrafię udawać, że nic się nie dzieje.

– Marek… my nie możemy – wyszeptałam. – Wiesz, jak to wygląda.

– Wiem. Ale wiem też, że ty czujesz to samo.

Karolina zaczęła się przyglądać.

– Wy z Markiem…? – zapytała, gdy piłyśmy razem kawę.

– Co z Markiem?

– Nie udawaj. Znam cię za długo, żeby nie widzieć, kiedy coś cię rusza.

Nie odpowiedziałam. Bo prawda była zbyt blisko. Zbyt niebezpieczna. Granice zaczynały pękać. Cienkie jak szkło między obowiązkiem a uczuciem, które próbowałam zdusić, a które właśnie uczyło się oddychać.

Wszyscy zaczęli coś podejrzewać

Plotki mają to do siebie, że zawsze znajdują ujście, nawet jeśli starasz się je dusić w zarodku. Najpierw były drobne uwagi – półsłówka, spojrzenia, żarty. Potem cisza, która mówiła więcej niż słowa. Czułam, że coś wisi w powietrzu. Że ktoś nas widział, może usłyszał. Któregoś popołudnia wezwał mnie dyrektor Andrzej.

– Pani Leno – zaczął tonem, którego nie znosiłam. – Wie pani, że bardzo cenię pani zaangażowanie. Ale proszę uważać, żeby prywatne sprawy nie weszły do biura.

– Nie rozumiem, o co chodzi.

– Proszę zrozumieć między wierszami. Firma jest jak rodzina. Plotki źle robią atmosferze.

Wyszłam z jego gabinetu z drżeniem rąk. Wiedziałam, że to nie przypadek. Ktoś musiał coś powiedzieć. Tego samego wieczoru Marek zapukał do moich drzwi. Nie do biura – do mieszkania.

– Nie powinieneś tu być – wyszeptałam, otwierając.

– Wiem. Ale już nie potrafię inaczej.

Marek wszedł do środka. Cisza była gęsta jak mgła z pierwszego spotkania w lesie.

– Powiedzieli mi dziś, żebym „uważała na prywatne sprawy”.

– To moja wina – wyszeptał. – Nie chcę, żebyś przez mnie wszystko straciła.

– A ja nie chcę żyć w ukryciu – odparłam ostro, z oczami pełnymi łez. – Mam dość udawania, że nie czuję.

Nie wiem, kto kogo pierwszy dotknął. Wiem tylko, że tamtej nocy wszystko przestało mieć znaczenie. Biuro, plotki, zasady. Zostało tylko to jedno: jego ręce, mój szept i świadomość, że właśnie przekroczyliśmy granicę, z której nie da się wrócić.

Bolesna decyzja

Nazajutrz biuro było inne. Te same biurka, te same twarze, a jednak coś się zmieniło – jakby ściany wiedziały. Marek siedział kilka stanowisk dalej, skupiony na ekranie, ja udawałam, że czytam raport. Nasze spojrzenia ani razu się nie spotkały. Karolina weszła do mojego gabinetu i bez słowa zamknęła drzwi.

– Lena… – zaczęła cicho. – Wiem, że to nie moja sprawa. Ale skończy się źle.

– Wiem – wyszeptałam. – Już się zaczęło.

Tego samego dnia Marek napisał mi krótką wiadomość: „Spotkajmy się po pracy, musimy porozmawiać.” Wieczorem przyszedł pierwszy, czekał w parku nieopodal mojego bloku. Był blady.

– Nie mogę tak dalej – powiedział bez wstępu. – Nie chcę, żebyś przez mnie wszystko straciła.

– Marek… – zaczęłam, ale podniósł rękę.

– Złożyłem wypowiedzenie. Odejdę.

Świat mi zawirował.

– Nie rób tego. To ja powinnam odejść, to ja jestem twoją szefową.

– Nie. Ty zostaniesz. Jesteś tu od lat, zbudowałaś wszystko. Ktoś z nas musi zostać.

Chciałam go zatrzymać, złapać za rękę, ale co mogłam powiedzieć? Że od początku wiedziałam, jak to się skończy? Że bałam się nie plotek, tylko właśnie tej chwili – kiedy zostanę sama? Ostatnie dni jego pracy były jak cichy film. Rozmowy ograniczone do minimum, spojrzenia pełne niedopowiedzianych słów. W piątek, gdy wychodził, zatrzymał się przy drzwiach.

– Nie wiem, czy kiedyś się zobaczymy – powiedział cicho.

– Zobaczymy. Ale już nie jako szefowa i podwładny – odpowiedziałam.

Patrzyłam, jak odchodzi. I wiedziałam, że coś się właśnie skończyło. Minęło kilka tygodni. W firmie wszystko wróciło do normy – przynajmniej pozornie. Nowy specjalista pojawił się na miejscu Marka, a ja znów siedziałam przy biurku z kubkiem zimnej kawy, odpowiadając na maile, które nic nie znaczyły. Ludzie przestali szeptać, czas przykrył wszystko jak kurz. Tylko ja nie potrafiłam wrócić do dawnej siebie. Czasem, gdy przechodziłam obok jego biurka, którego teraz używa ktoś inny, czułam ukłucie w środku. Takie, które przypominało, że coś się we mnie naprawdę wydarzyło.

Karolina milczała. Może wiedziała, że nic, co mogłaby powiedzieć, nie miałoby sensu. W weekendy zaczęłam chodzić sama do lasu. Tamtego samego, w którym wszystko się zaczęło. Liście znowu pachniały wilgocią. Nie wiem, czy Marek jeszcze o mnie myśli. Może już jest w innym mieście, przy innym biurku, z kimś, kto śmieje się z jego żartów. Ale wiem jedno – po raz pierwszy od lat poczułam coś prawdziwego. I choć to uczucie miało wysoką cenę, nie żałuję.

Lena, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: