Przez wiele lat żyłam w ciągłym pędzie i byłam mistrzynią checklisty: prestiżowe studia – odhaczone, własne mieszkanie w centrum – jest, awans w korporacji – dawno zrobiony. Siedziałam wieczorami na tarasie dwunastego piętra, słuchając klaksonów i myśląc, że właśnie tak wygląda dorosłość. Dziś słucham ciszy i oglądam niebo pełne gwiazd, a nie neonowe reklamy. Wiem, że nie muszę już nikomu niczego udowadniać i chociaż czasem wciąż śni mi się tamto mieszkanie w centrum – z jego chłodem, szklanymi drzwiami i widokiem na wieczne korki – budzę się bez żalu.

Życie zaczęło stawać się niewygodne

– I jak? – zapytała Magda, gdy tylko weszłam do mieszkania.

Zdjęłam płaszcz, rzuciłam torbę na kanapę i westchnęłam – Ma duże okna – powiedziałam bez przekonania, siadając ostrożnie na kanapie. – Betonowa ściana, szarość, szkło i... zapach nowości. Idealnie pod Instagram, zero do życia. Wszystko na wyciągnięcie ręki, poza spokojem i możliwością oddychania. Chodzi mi o to, że... czuję się tu jak w showroomie. Jakbym weszła do katalogu wnętrz, w którym nie wolno niczego dotknąć.

– Przestań, przecież o takim mieszkaniu marzyłaś – przewróciła oczami. – Centrum miasta, prestiżowy budynek, wszystko na wyciągnięcie ręki, przecież sama to wybrałaś – przypomniała. – Pamiętasz, jak mówiłaś, że „w końcu będziesz miała swój kawałek nieba nad miastem”?

Zaśmiałam się cicho – No właśnie. Kawałek nieba, tyle że bez gwiazd.

– Co ty masz z tymi gwiazdami?

– Bo dopiero jak je zobaczyłam znowu – te prawdziwe, nad dachami – zrozumiałam, że przez lata patrzyłam nie w niebo, tylko w odbicie siebie w szybie.

Chciałam tylko usłyszeć siebie

– Więc wyprowadzasz się? Tak po prostu? – zapytał Adam, opierając się o framugę drzwi – Przecież masz tu wszystko – rozejrzał się po salonie. – Pralka, zmywarka, ekspres do kawy, oświetlenie sterowane z aplikacji... I ten widok!

– Tak po prostu – powtórzyłam. – Bez dramatu. Bez płaczu. Bez oklasków. Masz pojęcie, ile razy siedziałam przy tym widoku z uczuciem, że tonę? Dopiero teraz naprawdę jestem sobą – odparłam cicho – A myślałeś kiedy ostatnio słyszałeś ciszę? Taką prawdziwą. Bez szumu z windy, bez muzyki z sąsiedniego lokalu, bez klaksonów. Po prostu... ciszę?

Zamyślił się na chwilę – Nie wiem – przyznał. – Może jak kiedyś uciekłem do babci na wieś. Ale to było lata temu.

– No właśnie. Ja chcę tam wrócić. Może nie do babci. Ale do spokoju. Do powietrza, które pachnie czymś więcej niż parą z klimatyzatora.

Spojrzał na mnie uważnie, a potem zapytał: I co tam będziesz robić?

Uśmiechnęłam się – Oddychać.

Moment, w którym czas zwolnił

– Myślałam, że przesadzasz – powiedziała Magda, siadając na schodkach mojego nowego tarasu. – Ale tu naprawdę jest... inaczej. Nawet zegar tu chodzi wolniej – zauważyła, patrząc na zegarek. – Albo mi się wydaje?

– Lepsze „inaczej” niż „za głośno” – mruknęłam, podając jej kubek herbaty. Z prawdziwym miodem i miętą, a nie tymi saszetkami smakowymi, które smakują tak samo sztucznie, jak tamto życie. Tu naprawdę czas przestaje się spieszyć. Nie musisz stać w korku, żeby zdążyć na jogę, żeby się potem spieszyć na lunch i jeszcze szybciej wracać do pracy. Tu się idzie na spacer bez mapy i po nic. Po pola. Po zapach liści. Po ciszę. Po niebo.

– No dobra, poetycko to brzmi, ale... nie boisz się, że się znudzisz? Że ci się to wszystko opatrzy?

– Dawniej ciągle pędziłam, a teraz chce się nudzić. Patrz w niebo i poczekaj, zaraz będą gwiazdy. Tutaj nic nie trzeba gonić. Tu wszystko przychodzi samo.

Koniec Instagramowego życia

– Więc... pracujesz zdalnie i siedzisz tu sama cały tydzień? – zapytała Monika, kręcąc się po kuchni, jakby nie mogła znaleźć swojego miejsca. – I to cię nie przeraża?

– Nie. Przerażało mnie bardziej, że nie słyszę własnych myśli – odparłam spokojnie, wsuwając blachę z chlebem do piekarnika.

– Ale przecież miałaś takie życie... „instagramowe”. Piękne, prestiżowe, drogie.

– No właśnie. „Instagramowe”. Wszystko wyglądało świetnie, a w środku pusto jak w showroomie. Twoje życie to nie hasztag. Albo przynajmniej nie powinno być.

Monika usiadła i zamilkła, a to się rzadko zdarzało – Myślałam, że jak będę miała wszystko, to będę szczęśliwa – szepnęła po chwili. – A ja tylko coraz bardziej zazdroszczę innym.

– A może zazdrościsz sobie z przeszłości? Tej, która jeszcze potrafiła się zachwycić świeżym chlebem i ciszą po burzy?

Popatrzyła na mnie zaskoczona – Kiedy stałaś się taka mądra?

– Kiedy przestałam się spieszyć.

W końcu czułam się na swoim miejscu

– Więc naprawdę już nie wrócisz do miasta? – zapytał Adam, stając przy furtce. – Nawet na chwilę? A ludzie? Znajomi? Klienci?

– Nie ma do czego – odpowiedziałam, strzepując ziemię z rąk. – Tamto życie się skończyło. Zgubiło mnie wśród korków i kalendarzy. Ja po prostu zmieniłam kierunek. A jeśli ktoś odszedł, bo przestałam nosić szpilki i zaczęłam nosić kalosze, to znaczy, że nigdy nie był po mojej stronie. Klient znajdzie się zawsze, a dobre rzeczy robi się wszędzie, nie tylko między biurowcami.

– Ale przecież byłaś tam dobra. Radziłaś sobie. Pamiętam, jak mówiłaś, że musisz być najlepsza.

– Byłam najlepsza w byciu zmęczona. I najbardziej elegancka w wypaleniu zawodowym – uśmiechnęłam się krzywo. – Adam, ja nie zrezygnowałam.

Westchnął i spojrzał na niebo. Było już późne popołudnie, pierwsze gwiazdy zaczynały się pojawiać – Kurczę. Wiesz, chyba naprawdę ich dawno nie widziałem.

– Bo trzeba było wyjść z windy i spojrzeć w górę. Ale zawsze możesz jeszcze wyjść. Drzwi są otwarte.

Siedziałam na drewnianym leżaku przed domem

Powietrze pachniało wilgotną ziemią, a niebo nad dachami – jakby specjalnie dla mnie – rozświetlało się tysiącem gwiazd. Tych samych, które kiedyś przegapiłam, patrząc tylko pod nogi. Albo na ekran.

Zadzwonił telefon. Magda.

– I jak się czujesz? – zapytała od razu, bez żadnego „halo”. – Nie brakuje ci miasta?

– Czuję jakbym w końcu była w swoim życiu, a nie tylko jego menedżerką – odpowiedziałam. – A miasta może i brakuje. Czasem. Ale nie bardziej niż mi kiedyś brakowało siebie.

Bo czasem nie trzeba nic więcej tylko cisza to nie pustka. To przestrzeń na siebie, na oddech i na myśli, które już nie giną w szumie. Sukces już nie znaczy dla mnie „wszyscy zazdroszczą”. Sukces to moment, w którym patrzysz w niebo i wiesz, że nie musisz już nigdzie pędzić.

Natalia, 43 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: