Nie wiem, kiedy dokładnie z mojego domu wywiało resztki porządku i zdrowego rozsądku. Może wtedy, gdy Marta po raz pierwszy stwierdziła, że „nie ma siły” umyć po sobie talerza. Albo kiedy przestała udawać, że zamierza się wyprowadzić. Ma trzydzieści lat, a ja wciąż czuję się jak matka nastolatki, która zapomina, że pranie samo się nie robi. Codzienność wygląda u nas mniej więcej tak: ja w kuchni, z garami i mopem, Tadeusz przy telewizorze z pilotem jak berłem; a Marta – rozciągnięta na kanapie, z telefonem przyklejonym do dłoni. Patrzę czasem na nią i myślę: gdzie popełniłam błąd? Chyba wtedy, gdy zamiast uczyć ją życia, pokazywałam, że mama zawsze zrobi za nią wszystko. Nie wiem, kiedy przestałam być matką, a zaczęłam być służącą na pełen etat.
Poczułam, że mam dość
Pewnego dnia po prostu mi się ulało. Miałam już serdecznie dość wiecznego zbierania po wszystkich, prania ich ubrań, zmywania po kolacjach, które sama ugotowałam. Spojrzałam na Martę, siedzącą w dresie i przeglądającą telefon, i postanowiłam, że czas coś zmienić.
– Od dziś każdy dba o siebie – oznajmiłam, wchodząc do pokoju. – Ja już nie będę robić za pralnię, stołówkę i sprzątaczkę.
Marta poderwała głowę: – Co ty mówisz, mamo? Przecież ty zawsze pierzesz.
– Właśnie. Zawsze. A teraz przestaję. Każdy ma ręce i rozum. Od dziś każdy pierze swoje ubrania, gotuje sobie, sprząta po sobie.
– Żartujesz, tak? – oburzyła się. – Przecież ja nie umiem!
– To się naucz, kochanie. Trzydzieści lat to nie wiek na instrukcje z przedszkola.
Zrobiła wielkie oczy, jakby powiedziałam coś nieprzyzwoitego, i uciekła do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. Tadeusz tylko westchnął, ale nie odezwał się ani słowem. Wiedział, że lepiej mnie teraz nie drażnić. Wieczorem, gdy przechodziłam obok pokoju Marty, słyszałam, jak dzwoni do kogoś i narzeka. „Moja matka zwariowała” – powiedziała do telefonu. Uśmiechnęłam się pod nosem. Może wreszcie coś do niej dotrze.
Następnego dnia niczego nie dotykałam. Jej ubrania leżały na podłodze, naczynia stały tam, gdzie je zostawiła. Czekałam, aż w końcu zrozumie, że nic się samo nie zrobi. Siedziałam przy herbacie i myślałam, jak długo wytrzyma ten bunt. A może to ja nie wytrzymam i znowu się złamię? Nie, tym razem nie. Za dużo lat spędziłam, kręcąc się między kuchnią a łazienką. Teraz miało być inaczej.
Minął tydzień odkąd ogłosiłam bunt
Marta zachowywała się, jakby w domu nic się nie zmieniło. Chodziła w tych samych ubraniach, a w jej pokoju panował zapach, którego wolałabym nie nazywać. Widziałam, że udaje obojętną, ale jej mina zdradzała, że zaczyna ją to uwierać. Tadeusz próbował interweniować.
– Może jej pomożesz, bo się ośmieszy – powiedział któregoś wieczoru, gdy siedzieliśmy przy kolacji.
– Nie. Jak ją raz uratuję, to nigdy się nie nauczy – odparłam spokojnie.
Z pokoju Marty dobiegł stłumiony głos: – Słyszę was! I wcale nie śmierdzę!
Tadeusz westchnął, a ja udawałam, że nie słyszę. Wiedziałam, że muszę wytrwać, choć we mnie samej rodziło się coś między rozbawieniem a złością.
Po kilku dniach Marta zaczęła wyglądać na zmęczoną tą wojną. Przestała nawet prasować swoje wymówki. Gdy wychodziła do pracy, zakładała tę samą bluzkę, co wczoraj i przedwczoraj. Na stole zostawiała puste opakowania po gotowych daniach, a wieczorem chowała się w pokoju z laptopem.
Pewnego dnia wróciła szybciej niż zwykle
Zanim zdążyłam zapytać, co się stało, trzasnęła drzwiami i rzuciła torbę na podłogę: – To wszystko przez ciebie, mamo! – krzyknęła. – Gdybyś nie miała tego swojego durnego buntu, nie musiałabym się wstydzić!
– A co się stało? – spytałam, choć już przeczuwałam, że historia będzie ciekawa.
– Aneta powiedziała, że ode mnie… no wiesz… pachnie praniem sprzed tygodnia! – Marta była czerwona jak burak. – To twoja wina!
– Moja? – uniosłam brwi. – Ja tylko pozwoliłam ci dorosnąć.
Wybiegła do swojego pokoju i zatrzasnęła drzwi, a Tadeusz popatrzył na mnie z mieszaniną współczucia i rozbawienia. W domu panowała cicha wojna, ale wiedziałam, że prędzej czy później Marta przyjdzie po pomoc.
Minęły dwa dni od jej wybuchu
Wracając z pracy, zastałam w kuchni Tadeusza, który stał z jakimś dziwnym wyrazem twarzy. W pralce coś buczało. Zajrzałam do łazienki. Marta stała przy pralce, trzymając w ręku butelkę płynu do prania i instrukcję obsługi, którą musiała wygrzebać z szuflady.
– Tato, a to się wlewa tutaj czy tutaj? – spytała zrezygnowanym głosem.
– A kolory oddzieliłaś? – zapytał Tadeusz.
– Jakie kolory? Przecież to wszystko ubrania – odparła bez zastanowienia.
Spojrzeli na siebie bezradnie, a ja już wiedziałam, jak się to skończy. Gdy wróciłam wieczorem z zakupów, pranie wisiało na suszarce, wyglądając jak dzieło szalonego artysty. Bielizna była niebieska, ręczniki zielonkawe, a Tadeuszowy t-shirt przybrał różowy odcień.
– No pięknie. Picasso w pralce – powiedziałam, patrząc na tę galerię barw.
Marta stała z opuszczonymi ramionami, bliska płaczu: – Nie śmiej się ze mnie, mamo. Ja naprawdę chciałam dobrze.
Popatrzyłam na nią i coś we mnie zmiękło. Pierwszy raz od dawna zobaczyłam w niej nie rozkapryszoną trzydziestolatkę, tylko moją córkę, która się pogubiła.
Następnego dnia wstałam wcześniej
Słyszałam, jak Marta krząta się po kuchni. Zapach przypalonej jajecznicy zdradził, że próbuje zrobić śniadanie. Weszłam po cichu, nie chcąc jej przestraszyć. Stała przy kuchence, z włosami spiętymi byle jak, w moim fartuchu. Odwróciła się zaskoczona, trzymając w dłoni łopatkę.
– Nie śmiej się, mamo. Wiem, że jajka przypaliłam.
– Nie śmieję się. Cieszę się, że próbujesz.
– Wiesz, mamo, nie miałam pojęcia, że to wszystko jest takie trudne. Chyba za bardzo się do tego przyzwyczaiłam. Myślałam, że tak po prostu jest, że wszystko robisz, bo lubisz.
– Lubię, ale nie wszystko i nie zawsze. Każdy musi coś od siebie dać, inaczej jedna osoba się wypala.
Po śniadaniu poszłyśmy razem do łazienki. Pokazałam jej, jak oddzielać kolory, ile proszku wsypać, jak ustawić program. Nie protestowała, nie przewracała oczami. Była cicha, skupiona, jak dziecko, które naprawdę chce się nauczyć. Kiedy pralka skończyła cykl, wyjęła pranie i spojrzała na mnie z dumą.
– Udało się. Nic nie zafarbowało!
Wieczorem usiadłyśmy razem na kanapie. Marta przyniosła herbatę dla nas obu: – Mamo, dziękuję. Wiem, że łatwo ze mną nie masz.
– Teraz już będzie łatwiej. Obyśmy tylko obie pamiętały, że dorosłość to nie wiek, tylko odpowiedzialność.
Tadeusz zajrzał do pokoju, popatrzył na nas i uśmiechnął się: – Widzę, że dom znów działa jak trzeba.
Minęło kilka tygodni
W domu znów zapanował spokój, ale inny niż dawniej. Marta zaczęła robić pranie regularnie. Czasem jeszcze pomyliła temperaturę albo przesadziła z płynem do płukania, ale przestała się złościć, gdy coś nie wychodziło. Widziałam, jak się zmienia – z kobiety obrażonej na cały świat w kogoś, kto zaczyna rozumieć, że życie wymaga wysiłku. Któregoś wieczoru, kiedy siedziałam w fotelu z książką, Marta zajrzała do pokoju.
– Mamo, jutro zrobię pranie. Sama.
– Tylko proszę, nie mieszaj białych z czerwonymi – odpowiedziałam z uśmiechem.
Roześmiałyśmy się obie. Ten śmiech był inny niż dawniej – szczery, bez napięcia. Tadeusz, słysząc nas z kuchni, też się uśmiechnął pod nosem. Wiedział, że to coś więcej niż żart.
Wieczorem, kiedy gasiłam światło, pomyślałam, że ten bunt był potrzebny. Nie po to, żeby komuś coś udowodnić, tylko żeby przypomnieć sobie, kim jestem. Nie służącą, nie sprzątaczką, tylko matką, która wreszcie odważyła się odłożyć mop i nauczyć swoje dziecko samodzielności. Może i późno, ale lepiej nauczyć się życia w trzydziestce niż nigdy. A jeśli kiedyś Marta będzie miała własne dzieci, może przypomni sobie ten dzień, kiedy odkryła, że pralka to nie potwór, tylko początek dorosłości.
Kazimiera, 58 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zawsze byłam tą gorszą córką, a siostra zbierała wszystkie pochwały. Rodzice mieli ukryty powód tej niesprawiedliwości”
- „Byłam pewna, że 50 tys. kredytu na wesele zwróci się z nawiązką. Kiedy zobaczyłam, co jest w kopertach, oniemiałam”
- „Dowiedziałam się o ciąży, gdy mąż pracował w Norwegii. Tylko ja znałam prawdę, którą potwierdził test na ojcostwo”









