Usłyszałam dzwonek do drzwi około osiemnastej, a gdy zobaczyłam ją na progu, serce zabiło mi mocniej. Trzymała ciężką walizkę, a na ramieniu miała torbę z laptopem. Uśmiechała się, ale oczy miała zmęczone, jakby od kilku dni nie spała. Zapytała czy może się zatrzymać tu na kilka dni, a ja od razu poczułam, że jest jakaś inna. Nie chodziło tylko o te cienie pod oczami czy suchą skórę, coś w niej było jakby... zamknięte. Poprosiła o herbatę i powiedziała, że zamknęli jej dział w firmie. Że to przez cięcia, że nie tylko ona. I że to tylko na kilka tygodni, póki czegoś nie znajdzie.

Zaprowadziłam ją do pokoju, który kiedyś był jej królestwem. Został przekształcony w coś na kształt magazynu – pudła z zimowymi kurtkami, stare książki, nawet maszyna do szycia. Patrzyła na to wszystko z lekkim uśmiechem, który miał chyba sugerować, że się nie przejmuje. Przygotowałam jej kolację, ale ledwo zjadła. Powiedziała, że jest zmęczona, i szybko poszła spać, ale coś mi tu nie grało.

Pierwsze dni mijały spokojnie

Zamiast przesiadywać przy komputerze, przeglądając ogłoszenia, córka całymi godzinami leżała na łóżku z telefonem w ręce. Twierdziła, że wysyła CV, ale jakoś nigdy nie słyszałam stukania w klawiaturę. Gotowała obiady, czasem posprzątała, ale głównie była... obecna. Fizycznie. Emocjonalnie jakby gdzieś błądziła.

– Dostałaś już jakąś odpowiedź? – zapytałam któregoś ranka, próbując zabrzmieć lekko.

– Jeszcze nie. Ale to normalne, wszystko teraz trwa wieki – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem i wbiła wzrok w ekran.

Nie chciałam jej przyciskać, a jednocześnie czułam rosnącą frustrację. Każdy dzień wyglądał podobnie – późne wstawanie, kilka godzin bezcelowego przewijania telefonu, wieczorem seriale lub kąpiel. Nie rozmawiałyśmy za wiele, jakby obie bały się, że coś pęknie, gdy tylko padnie jedno nieostrożne pytanie. Któregoś wieczora podsłuchałam, jak rozmawia przez telefon w swoim pokoju. Mówiła szeptem, ale z tonu wyczułam napięcie.

– Nie, nie teraz... Nie mogę, przecież wiesz... Nie dzwoń tak późno.

Drzwi były przymknięte, ale głos jej zadrżał. Gdy weszłam chwilę później z kubkiem herbaty, siedziała na łóżku, patrząc przed siebie.

– Wszystko w porządku? – zapytałam.

– Tak. Przez pomyłkę zadzwonił znajomy – odpowiedziała zbyt szybko, by brzmieć wiarygodnie.

Od tego momentu zaczęłam uważniej na nią patrzeć

Pewnego piątkowego wieczoru zaproponowałam, żebyśmy napiły się razem herbaty i porozmawiały w spokoju. Córka zgodziła się z nieco sztucznym entuzjazmem, ale było w niej coś... jakby ulga. Może też potrzebowała tej rozmowy, tylko nie potrafiła jej zacząć. Usiadłyśmy przy stole w kuchni, jak kiedyś, zanim wyprowadziła się na studia. 

– Pamiętasz, jak się tu uczyłam do matury? – zapytała. – Godzinami z nosem w książkach i z twoim krzykiem, że zaraz oszalejesz od tego bałaganu? Wtedy myślałam, że jak tylko się stąd wyrwę, wszystko się ułoży – dodała.

– A ułożyło się?

Wzruszyła ramionami – Przez chwilę. Potem znów się rozpadło. Z tą pracą... to nie było zwolnienie, sama odeszłam. Nie dawałam już rady. – Wbiła wzrok w stół. – Szef... on miał do mnie pewne... oczekiwania. Nieformalne.

Zrobiło mi się gorąco – Mówiłaś komuś?

– Nie. I nie chcę mówić więcej. To już było. Nie mam z tym nic wspólnego.

Mimo to nie wyglądała na osobę, która coś zamknęła. Raczej na kogoś, kto to ze sobą nosi. Po rozmowie poszła spać, a ja zostałam. Siedziałam w kuchni w ciszy.

Miałam wrażenie, że to był tylko fragment prawdy

Wyszłam wcześniej na zakupy, a kiedy wróciłam, drzwi były lekko uchylone. Weszłam cicho i usłyszałam wibrujący telefon. Leżał na kuchennym blacie, a na ekranie wyświetlało się imię: „Kamil”. Nie zamierzałam go odbierać, ale zanim zdążyłam odejść, telefon zadzwonił ponownie. I jeszcze raz. Potem pojawił się SMS: „Musimy pogadać. Nie mogę dłużej czekać.” W tej samej chwili usłyszałam jej kroki. Weszła do kuchni, zauważyła telefon i zamarła. Próbowała to zbyć, ale było widać, że ten Kamil to nie był byle kto.

– Przepraszam, nie chciałam zaglądać – powiedziałam, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.

– To nic – odparła krótko, ale już nie sięgnęła po telefon. – Idę na spacer.

Nie zaproponowałam, że pójdę z nią. Wyszła szybko, zapięła kurtkę pod samą szyję, jakby chciała schować się przed całym światem. Po jej wyjściu usiadłam przy stole. Imię „Kamil” dźwięczało mi w głowie. Zaczęłam przypominać sobie różne drobne rzeczy – jej zmiany nastroju, unikanie spojrzenia, nieustanne sprawdzanie telefonu.

Gdy wróciła po godzinie, była blada. Rzuciła torbę na krzesło i powiedziała tylko: – Nie pytaj, proszę. Po prostu nie pytaj.

I nie zapytałam. Ale wiedziałam już, że sprawa jest dużo poważniejsza, niż przypuszczałam. I że coś trzyma ją w miejscu, z którego nie potrafi się wyrwać.

Pewnej nocy obudził mnie szelest

Myślałam, że to może kot sąsiadów znów wskoczył na parapet, ale kiedy wyszłam z sypialni, zobaczyłam światło w kuchni. Córka siedziała przy stole, w piżamie, z kubkiem w dłoniach i szklanym wzrokiem. Przez chwilę myślałam, że mnie nie zauważyła.

– Nie śpisz? – zapytałam cicho.

– Nie mogę – odpowiedziała po chwili. – Mamo, ja naprawdę próbuję jakoś żyć, ale wszystko się sypie. Każdego dnia bardziej.

Usiadłam naprzeciwko niej. Nie chciałam naciskać, ale tym razem to ona zaczęła mówić.

– Ten Kamil... to mój były. Byliśmy razem dwa lata. Najpierw wszystko było dobrze, ale zaczął mnie kontrolować. Sprawdzał telefon, zabraniał spotkań z przyjaciółmi. A ja... pozwalałam na to. Tłumaczyłam sobie, że to z troski.

– Kiedy w końcu odeszłam, zaczął mnie śledzić. Zjawiał się pod firmą i groził, że jak nie wrócę, powie moim przełożonym różne rzeczy. I powiedział. Że kradnę dane, że jestem niestabilna. Szef wezwał mnie na rozmowę i... zamiast się bronić, złożyłam wypowiedzenie, ze strachu. Dlatego się tu zasiedziałam. Bałam się wszystkiego.

Położyłam dłoń na jej dłoni. Nie mówiłam nic. Bo wiedziałam, że czasem cisza daje więcej niż słowa.

Kilka dni po tamtej nocnej rozmowie córka zaczęła się zbierać

Bez pośpiechu, ale wyraźnie. Zaczęła wcześniej wstawać, częściej wychodziła z domu, odkurzyła stare CV. Widziałam, że niektóre poranki nadal były dla niej ciężkie – nie jadła, unikała wzroku – ale wieczorami siadałyśmy razem i rozmawiałyśmy. Już nie tylko o pogodzie czy zakupach. O niej. O tym, co się wydarzyło. O tym, co dalej.

Pewnego popołudnia przyniosła mi herbatę i powiedziała: – Znalazłam pokój na wynajem. Nic wielkiego, ale czuję, że muszę spróbować od nowa. Sama.

Nie zapytałam, czy to na pewno dobry moment. Nie przypominałam jej, jak długo się tu zatrzymała, ani nie wspomniałam, że zawsze może wrócić. Wiedziała to. Po prostu uśmiechnęłam się i skinęłam głową.

– Tylko daj znać, jak ci pójdzie. I jedz coś czasem – powiedziałam półżartem.

Zaśmiała się. Może po raz pierwszy od miesięcy naprawdę szczerze. Spakowała się następnego dnia. Walizka była lżejsza niż ta, z którą przyszła. Może dlatego, że część ciężaru zostawiła tu, między tymi ścianami. Kiedy zamknęły się za nią drzwi, długo jeszcze stałam w oknie, patrząc, jak odchodzi. Wiedziałam, że jeszcze się potknie. Ale wiedziałam też, że zrobiła pierwszy krok, który nie wynikał ze strachu, tylko z odwagi.
I że to już coś.

Renata, 57 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: