Mieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu na Ochocie, z balkonem, który przerobiliśmy na mały zielnik. Codzienność była stabilna. Michał wstawał pierwszy, parzył kawę, ja robiłam śniadanie. W weekendy śmialiśmy się z idiotycznych filmów i graliśmy w planszówki. Mieliśmy swoje rytuały: wtorkowe spaghetti, sobotnie śniadania w łóżku, piątkowe zakupy z listą i kłótnią o niepotrzebne wydatki. A jednak... coś mnie gryzło.
Przez lata temat dzieci jakoś nie wypływał. Nie było go, jakby ktoś na niego nałożył filtr wyciszenia. Na początku myślałam: „jeszcze czas, najpierw mieszkanie, potem stabilizacja”, ale po trzydziestce coś zaczęło się we mnie przestawiać. Czułam się gotowa i nawet tęskniłam za kimś małym, za wspólnym tworzeniem rodziny. Michał? On tylko się uśmiechał i mówił: „Zobaczymy, kochanie. Jeszcze mamy czas”. I znowu zmieniał temat.
Pamiętam rozmowę z Agnieszką jakby to było wczoraj
Siedziałyśmy w moim salonie, obie lekko zmęczone, rozciągnięte na kanapie – Czasem myślę, że Michał unika tematu dzieci – powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do niej.
Agnieszka uniosła brwi – A mówił ci kiedykolwiek, że chce mieć dzieci?
– Nie. Ale też nigdy nie powiedział, że nie chce.
– Werka... może czas zapytać go wprost.
Westchnęłam. Wiedziałam, że powinnam. Ale coś mnie powstrzymywało. Może nie chciałam usłyszeć odpowiedzi, której się bałam?
To był jeden z tych spokojnych wieczorów, kiedy wydaje się, że nic nie może pójść źle
Zjedliśmy kolację – makaron z pesto, mój ulubiony – a potem Michał jak zwykle zajął miejsce na kanapie, ja zaparzyłam melisę i usiadłam obok. Telewizor mruczał coś w tle, ale nikt nie zwracał uwagi. Byliśmy razem, jak zwykle, tylko że tego wieczoru coś w nim było inne. Siedział cicho, nie sięgał po telefon, nie patrzył na mnie. Jakby czekał – Muszę ci coś powiedzieć – rzucił nagle.
Spojrzałam na niego. Jego twarz była napięta, ale głos miał spokojny. Zmarszczyłam brwi – O co chodzi?
Nie odpowiedział od razu. Wziął głęboki oddech, po czym spojrzał mi w oczy. I wtedy powiedział: – Nie chcę dzieci. Nigdy nie chciałem. Myślałem, że to rozumiesz.
Przez chwilę siedziałam bez ruchu, próbując pojąć sens tych słów. Przez tyle lat razem... przecież... przecież zawsze byliśmy zgodni. Wydawało mi się, że mamy wspólny kierunek. Rodzina była naturalnym kolejnym krokiem. Przynajmniej tak myślałam – Nigdy o tym nie mówiłeś – powiedziałam cicho.
– Bo się bałem. Bałem się, że jak ci powiem, to odejdziesz.
Pokręciłam głową, czując, jak serce bije mi coraz mocniej – I co, teraz nie boisz się już, że odejdę?
– Bałem się tak długo, że... myślałem, że samo się rozwiąże.
Czułam, jak robi mi się niedobrze, ale nie płakałam. Patrzyłam tylko na niego i nie wierzyłam, że to się dzieje. Nie próbował się zbliżyć, nie szukał mojej dłoni. Siedział obok jak ktoś obcy, kogo przypadkiem spotyka się w pociągu. Wiedziałam już, że tej nocy nie zasnę. I że nie da się tego tak po prostu odłożyć.
Nie poszłam tej nocy do sypialni. Usiadłam na kanapie i siedziałam tam przez wiele godzin
Wzięłam do ręki album, ten z naszej podróży do Grecji i przewracałam kartki powoli, zdjęcie po zdjęciu. I nagle przypomniałam sobie, jak spacerowaliśmy po plaży i minęliśmy kobietę w ciąży. Zatrzymałam się wtedy i powiedziałam coś o tym, że fajnie byłoby kiedyś przyjechać tu z dzieckiem. Michał wtedy pocałował mnie w czoło i zmienił temat. Zawsze to robił. Wtedy uznałam to za urokliwą nieśmiałość. Teraz zobaczyłam to inaczej.
Było więcej takich momentów. Kiedy odwiedzaliśmy znajomych z dziećmi i Michał nagle przypominał sobie o czymś do zrobienia w pracy. Gdy przy świątecznym stole moja matka mówiła: „No, pora na wnuki”, a on się tylko uśmiechał, a ja kiwałam głową za nas oboje. Myślałam, że on po prostu potrzebuje czasu. Ale on po prostu milczał.
Wstałam wcześnie, zanim jeszcze słońce całkiem wstało. Zaczęłam się pakować. Najpierw kosmetyki, potem ubrania. Nie miałam planu, nie wiedziałam, dokąd pójdę. Ale nie mogłam tam dłużej zostać. Michał nie próbował mnie zatrzymać. Stał w drzwiach salonu, w piżamie, z rozczochranymi włosami. Patrzył na mnie bez słowa i nawet wtedy nie powiedział: „Nie odchodź”.
Postanowiłam pojechać na kilka dni do mamy
Powiedziałam tylko, że muszę odpocząć. Na początku nie pytała, ale wystarczyło jedno spojrzenie na moją twarz, by zrozumiała, że coś się stało. Dopiero trzeciego dnia zapytała: – Weronika, co się dzieje?
Oparłam się o oparcie krzesła w kuchni i spojrzałam na nią. Gotowała rosół, jak zawsze w niedzielę. Nic się nie zmieniało w jej świecie. A mój właśnie się rozsypał – Michał powiedział, że nie chce dzieci. Że nigdy nie chciał.
Mama odstawiła łyżkę, ale nie wyłączyła gazu. Spojrzała na mnie uważnie, jakby próbowała zrozumieć więcej niż to, co właśnie usłyszała.
– Ale dlaczego nie możesz mu wybaczyć? Może miał trudne dzieciństwo. Może się boi. Może się jeszcze opamięta.
Uśmiechnęłam się smutno. Wzięłam głęboki wdech – Nie chcę już kogoś, kto się opamiętuje. Chcę kogoś, kto jest obecny.
Leżąc w moim dziecięcym pokoju, zaczęłam myśleć o sobie. Przez lata nie chciałam widzieć tego, co było oczywiste. Nie tylko Michał unikał rozmów, ja też to robiłam. Bałam się pytać, żeby nie usłyszeć odpowiedzi. Wolałam wierzyć, że on się kiedyś przekona, że wystarczy kochać, ale czasem miłość to za mało.
Minął miesiąc, odkąd się wyprowadziłam
W tym czasie Michał nie dzwonił, nie pisał. Ja też nie. Agnieszka kilka razy zabrała mnie do kina, na wystawę, na kawę. Przypomniałam sobie, jak to jest być wśród ludzi. Bez wspólnych zakupów, planowania kolacji i podziału obowiązków. Bez patrzenia na kogoś, kto jest obok, ale ciągle nieobecny. W czwartek po południu zadzwonił. Najpierw chciałam nie odbierać. Serce przyspieszyło, jakby cofnęło się o lata – Cześć. Możemy się spotkać? – zapytał tylko.
Zgodziłam się. Nie wiem po co. Może z ciekawości, może z litości, może dlatego, że ciągle nie potrafiłam do końca zamknąć tej historii. Usiedliśmy w naszej dawnej kawiarni. Michał przyszedł wcześniej. Miał na sobie tę samą kurtkę, którą nosił jesienią. Wyglądał jak zawsze. A jednak coś było inaczej. Może to ja się zmieniłam.
– Dziękuję, że przyszłaś – zaczął – Wiem, że zawaliłem. Po prostu... nie potrafiłem o tym mówić. Bałem się, że cię stracę.
– A i tak mnie straciłeś. Bo nie mówiłeś.
– Myślałem, że z czasem zmienię zdanie. Że... może coś się we mnie obudzi. Ale nie zmieniło się nic.
– A ja już nie chcę, żebyś się zmieniał – przerwałam mu. – Nie chcę być z kimś, kto żyje w oczekiwaniu, że może kiedyś poczuje coś innego. Ja chcę być z kimś, kto czuje teraz. Kto mówi. Kto wybiera mnie, nie tylko „nas”. To nie twoja wina. I nie moja. Po prostu... za długo milczeliśmy.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę. Bez pretensji, bez wyrzutów. Michał zapytał, czy wszystko u mnie w porządku. Odpowiedziałam, że tak. Nie kłamałam. Wróciłam do mieszkania mamy, chociaż wiedziałam, że niedługo będę musiała iść dalej. Nie płakałam. Nie dlatego, że nie było mi żal. Ale nie czułam, że straciłam przyszłość. Straciłam tylko złudzenie i z tą myślą było mi po prostu lżej.
Weronika, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Przygarnęłam przyjaciółkę w potrzebie, a ona zajęła moje łóżko i męża. Straciłam 2 najbliższe osoby w jednej chwili”
- „Mieszkaliśmy z teściową, aż wystawiła nam rachunek i wyrzuciła walizki za drzwi. Mój mąż nie umiał się jej postawić”
- „Mąż wydaje kasę lekką ręką, a mi wypomina każdy grosz. Jeszcze ma czelność pytać, gdzie się podziały nasze pieniądze”









