Kiedyś myślałam, że miłość to wspólne śniadania, kino w piątek i rozmowy do późna. A dziś? Dziś miłość to milczenie przy kolacji, stosy brudnych naczyń i ja – siedząca z laptopem na kanapie, próbująca skończyć raport, zanim ugotuję obiad, zanim odgruzuję kuchnię. Rafał twierdzi, że przesadzam. Że naczynia nie znikną, a zmywarka nie ucieknie. „Nie trzeba zmywać codziennie”, powtarza, jak jakąś mantrę. On wraca z pracy i zasiada na kanapie. Ja też pracuję – tyle że zdalnie – i jakoś nie mam przywileju odpoczynku. Zresztą nawet nie próbuję, bo jak? Przecież ktoś musi. Ktoś musi kupić mleko, wyprać ręczniki, zamówić fryzjera dla córki, i posprzątać łazienkę. Ktoś musi ogarniać ten dom, skoro Rafał twierdzi, że „nie ma sensu przejmować się pierdołami”.

– Może zamówimy coś dziś? – zapytał ostatnio, patrząc na mnie znad telefonu.

– Jasne – odpowiedziałam. Nie miałam siły się kłócić.

Potem zadzwoniłam do Marty, mojej siostry.

– Zwariuję – powiedziałam od razu. – On nic nie widzi. Jakbyśmy mieszkali razem, ale osobno. Jakbyśmy byli współlokatorami, a nie małżeństwem.

Czy on w ogóle mnie jeszcze słyszy?

– Rafał, możesz w końcu pozmywać? – zapytałam, stając w drzwiach kuchni.

Stał przy ekspresie do kawy i z namaszczeniem wsypywał kawę do kapsułki wielorazowej. Obok – sterta talerzy, kubków, misek, która od wczorajszego wieczoru zdążyła już wyschnąć i przylgnąć do siebie na dobre.

– Przecież jeszcze się nie zawaliło – mruknął, nie odwracając się w moją stronę. – Od jednego talerza nikt nie umarł.

– Ale to nie jest jeden talerz! – podniosłam głos. – To jest trzy dni lenistwa i absolutnego braku szacunku. Dla mnie. Dla naszego domu.

– Joasia, serio? O naczynia wojna? – przewrócił oczami. – Zrelaksuj się, naprawdę. Świat się nie kończy na zlewie.

Poczułam, jak robi mi się gorąco. W głowie mi dudniło.

– Zrelaksuj się?! A kto ogarnia dzieci, kto ogarnia zakupy, kto pamięta o wszystkim?! Ty tylko wchodzisz do czystego mieszkania i uważasz, że to się dzieje samo!

– Oj, nie dramatyzuj – rzucił z ironicznym uśmieszkiem. – Jakbyś nie miała co robić, to byś znalazła sobie inny pretekst do fochów.

– Ja nie mam focha! – wykrzyczałam. – Ja mam dość! Czuję się jak służąca, która nie ma prawa się zmęczyć. Bo przecież „pracuję z domu”, czyli nic nie robię, prawda?!

Rafał uniósł brwi, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi. I może faktycznie nie rozumiał. Może już dawno przestał mnie słuchać. W głowie miałam tylko jedną myśl: czy on w ogóle mnie jeszcze słyszy? Czy już dawno przestało mu zależeć?

Czułam się tak, jakbym ze wszystkim była sama

Rano obudził mnie stuk zamykanej szafki i przekleństwo pod nosem. Rafał szukał czegoś w kuchni, miotając się między szafką a zlewem. Usiadłam w łóżku, ale nie ruszyłam się. Czekałam.

– Joanno! – zawołał w końcu. – Nie pozmywałaś wczoraj?

Nie odpowiedziałam od razu. Otworzyłam laptop, jakby właśnie miałam ważny call. W końcu rzuciłam przez ramię:

– Myślałam, że nie trzeba codziennie.

Wiedziałam, że to go uderzy. I uderzyło. W kuchni zapadła cisza, potem usłyszałam brzęk – chyba poruszył suszarkę w zlewie.

– No dobra, ale mogłaś przynajmniej zostawić mi jeden kubek – rzucił.

Weszłam do kuchni powoli, z herbatą w ręku. Spojrzałam mu w oczy. Były zaspane, zmieszane i wkurzone.

– Przepraszam – powiedziałam chłodno. – Ale uznałam, że skoro ja codziennie ogarniam, to jeden dzień beze mnie da ci trochę perspektywy.

– To jakiś test? – prychnął. – Bo jak tak, to naprawdę dziecinne.

– Nie test. Akt desperacji.

Wzruszył ramionami. W końcu sięgnął po kubek z dnia poprzedniego. Opróżnił go z zimnej herbaty, przepłukał wodą z kranu i nalał do niego świeżo zaparzoną kawę. Westchnęłam tylko. Nawet nie wiedziałam, czy bardziej mnie to śmieszy, czy boli. Nie skomentowałam. Odeszłam. Bo to nie chodziło o kubek. Chodziło o to, że czułam się tak, jakbym ze wszystkim była sama.

Musisz coś z tym zrobić

– No i co, zmył w końcu te naczynia? – zapytała Marta, kiedy usiadłyśmy z kawą w jej kuchni.

– Zmył. Jak mu się kawa nie miała w co nalać – skrzywiłam się. – Przepłukał stary kubek po mnie. I miał pretensje, że nie zostawiłam mu czystego.

Marta uniosła brwi, ale nie powiedziała nic. Czekała. Znała mnie za dobrze.

– Wiesz… ja już nie wiem, po co ja to wszystko ciągnę. Czuję się, jakbym żyła obok niego. Jakbyśmy tylko dzielili przestrzeń, nie życie.

– Ale może mu po prostu powiedz? On nie czyta w myślach – powiedziała spokojnie.

– Marta, ja mówiłam. Mówię. Krzyczę, proszę, milczę. Wszystko już było. On słyszy tylko wtedy, gdy mu się coś nie podoba.

Spojrzała na mnie uważnie.

– A ty? Kochasz go jeszcze?

Zamilkłam. Zakręciło mi się w głowie.

– Nie wiem – szepnęłam po chwili. – Chyba nie.

– Chyba?

– Czasem myślę, że po prostu już się nie chce postarać. A może ja też przestałam. Może za długo się staram sama.

Zaczęłam płakać. Tak po cichu, bez szlochu. Marta przesunęła chusteczki w moją stronę i chwyciła moją dłoń.

Nie jesteś sama – powiedziała. – Ale musisz coś z tym zrobić, Joanno. Bo inaczej tak będzie już zawsze.

Patrzyłam przez okno na deszcz i próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz naprawdę czułam, że Rafał mnie kocha. I nie umiałam.

Od miesięcy czuję się niewidzialna

Wieczorem siedział na kanapie, z pilotem w ręku, zapatrzony w wiadomości. Usiadłam naprzeciwko. Nie odezwał się.

Musimy pogadać – powiedziałam cicho.

– Jasne. O czym tym razem? – rzucił, nie odrywając wzroku od ekranu.

– Rafał, spójrz na mnie.

Spojrzał. Znużony, nieco zniecierpliwiony. Tak, jak się patrzy na reklamę, która przerywa ulubiony film.

– Ja już nie chcę tak żyć – powiedziałam powoli. – Nie chodzi o naczynia. Nie chodzi o bałagan. Chodzi o nas.

– A konkretnie?

– O to, że od miesięcy czuję się niewidzialna. Że wszystko, co robię, jest oczywiste. Że jestem od logistyki, gotowania i dopilnowania rachunków. Ale nie od bliskości. Bo jej między nami już nie ma.

– Przesadzasz – westchnął. – Przecież wszystko jakoś działa. Pracujemy, ogarniamy, żyjemy. Co niby jest nie tak?

– To właśnie to. „Jakoś działa”. My się mijamy, Rafał. Żyjemy obok siebie. Nie wiem, kiedy ostatnio się śmialiśmy razem. Nie pamiętam, kiedy mnie dotknąłeś bez powodu.

Milczał przez chwilę. Oparł się o oparcie i odłożył pilot.

– Myślałem, że jesteś po prostu zmęczona. Że praca, dom… Nie wiedziałem, że to aż tak…

– Bo nie pytałeś. A nawet jak mówiłam, to puszczałeś mimo uszu. Wiem, że łatwiej jest udawać, że wszystko jest ok. Ale nie jest.

– I co teraz?

Spojrzałam mu prosto w oczy.

– Albo się budzimy i coś zmieniamy. Albo… ja się budzę. Sama.

Może on się zmieni

Zeszłam rano do kuchni i przez chwilę nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Rafał zmywał. Stał przy zlewie w starym T-shircie, z miną, jakby właśnie odbywał pokutę. Nie spojrzał na mnie, nie powiedział nic. Po prostu zmywał w milczeniu. Podeszłam po wodę. Minęliśmy się, prawie się nie dotykając.

– Zostawię ci śniadanie na blacie – powiedział. Tyle.

– Nie trzeba – odpowiedziałam. – Zjem coś na mieście.

Znowu cisza. Przeszłam przez salon, zgarnęłam torbę i kurtkę. Klucze zadźwięczały w dłoni. Spojrzał na mnie kątem oka, ale nie zapytał.

Wrócę późno – rzuciłam, stając w drzwiach.

– Ok – odpowiedział, nie odwracając się.

„Ok.” Tyle. Jakbyśmy byli znajomymi z biura, a nie małżeństwem z dziesięcioletnim stażem. Przez chwilę czekałam – może jednak coś powie, zapyta, złapie mnie za rękę. Ale nie. Wyszłam. Deszcz padał lekko, jakby tylko na próbę. Szłam bez celu, mijając sklepy, ludzi, świat. W głowie wciąż to samo zdanie: może on się zmieni. Może ja już nie chcę, żeby się zmieniał. Bo może to nie chodzi o to, żeby znów było dobrze. Może chodzi o to, że już przestałam wierzyć, że będzie.

Joanna, 31 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: