Od momentu, gdy mój syn przyprowadził swoją dziewczynę do naszego domu, czułem niepokój, którego nie potrafiłem sobie wytłumaczyć. Patrzyłem, jak śmieje się bez powodu, gestykuluje przesadnie i mówi rzeczy, które nie mają sensu, a w głowie wydawało się, że słychać tylko echo. Mój syn, którego zawsze uważałem za rozsądnego i odpowiedzialnego, nagle stał się nieobecny, zapatrzony w jej uśmiech jak dziecko. Zastanawiałem się, jak mogłem tak bardzo się pomylić, wierząc, że ktoś taki mógłby być dla niego odpowiedni. Wszystko w mojej głowie krzyczało, że popełnił błąd, a ja nie potrafiłem nic zrobić.

To nie jest miłość, lecz iluzja

Nie mogłem oderwać wzroku od Marioli już przy pierwszym spotkaniu. Jej śmiech, pełen niefrasobliwości, wydawał się wyć z pustki, w którą wciągała mojego syna. Grześ siedział obok, zapatrzony w nią jak w obrazek, a jego zwykła czujność całkowicie zniknęła. Nie rozumiałem, jak ktoś, kto zawsze potrafił przewidzieć każdy ruch, nagle przestał myśleć. Zauważyłem, że rozmowy między nimi były jak gra – ona zadawała pytania, on odpowiadał, starając się zaimponować, ale jego odpowiedzi były niepewne, pełne zawahania i niekiedy bez sensu.

Początkowo próbowałem sobie wmówić, że przesadzam. Jednak kolejne spotkania utwierdzały mnie w przekonaniu, że coś jest nie tak. Mariola wydawała się interesować wyłącznie sobą i swoimi planami, a mój syn, zamiast być ostrożny i rozsądny, gubił się w jej świecie. Widziałem, jak traci swoje zwykłe poczucie realności, jakby echo jej słów zagłuszało jego myśli. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego pozwala jej prowadzić siebie w ten sposób. Każdy drobny gest, uśmiech czy złośliwy komentarz wydawał się mieć ogromny wpływ na jego decyzje.

Próbowałem interweniować, proponując wspólne wyjścia, spędzenie czasu w sposób, który mógłby oderwać go od tej sztucznej fascynacji. Zawsze jednak słyszałem od niego krótkie, wymijające odpowiedzi, a jego oczy mówiły wszystko – „Nie chcę tego teraz”. Zaczęło mnie ogarniać poczucie bezradności. Mój syn, mój dorosły chłopak, związał się z kimś, kto wydawał się pusty jak echo w pokoju. Nie wiedziałem, jak go ostrzec, jak sprawić, by zrozumiał, że to nie jest miłość, lecz iluzja. Każdy dzień przynosił nowe dowody, że mój syn wybiera źle, a ja stoję z boku, obserwując, jak popełnia ten sam błąd, który wydawał się oczywisty dla każdego zdrowo myślącego człowieka.

Czułem, że tracę grunt pod nogami

Nie mogłem powstrzymać się od obserwowania ich w kawiarni, gdy spotkali się po raz pierwszy sami. Mariola siedziała przy stoliku, włosy luźno opadały jej na ramiona, a jej uśmiech był tak sztuczny, że aż bolał. Grześ wyglądał na rozkojarzonego, nie potrafił nawet poprawnie zamówić kawy, a kiedy Mariola coś powiedziała, kiwał głową i uśmiechał się głupio, jakby nie miał własnego zdania. Zacząłem odczuwać gniew, który mieszał się z bezradnością. Jak mój syn, który zawsze potrafił ocenić ludzi, mógł być tak łatwo zmanipulowany? Co w jej słowach było tak hipnotyzujące, że nie zauważał jej gry? Każde jej zdanie, pozornie niewinne, kierowało rozmową tak, że Grześ nie mógł się jej sprzeciwić, a ja nie mogłem się wtrącić bez ryzyka spowodowania awantury.

– Przecież mogłeś wybrać coś innego – powiedziałem cicho do syna, kiedy podchodziłem, ale on tylko spojrzał na mnie z wyrzutem i odwiódł wzrok.

Mariola śmiała się, jakby doskonale rozumiała, że kontroluje sytuację, a ja czułem, że tracę grunt pod nogami. Każdy ruch mojego syna był odbiciem jej zachowania; jej gesty, sposób mówienia, nawet lekkie mrugnięcia. Nie mogłem uwierzyć, że ten sam chłopak. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego mój syn nie widzi, że wszystko w tej relacji jest sztuczne. Siedziałem przy stoliku, trzymając kubek z kawą, czując ciężar własnej niemocy i świadomość, że mój syn popełnia największy błąd swojego życia, a ja mogę jedynie patrzeć, jak pozwala się prowadzić komuś, kto w jego oczach wydaje się wszystkim.

Wiedziałem, że muszę działać

Kilka dni później zauważyłem coś, co mnie całkowicie zaskoczyło. Mój syn, zwykle tak rozważny i powściągliwy, zaczął robić rzeczy, które wydawały się całkowicie nierozsądne. W czasie spotkania rodzinnego w naszym domu nie odzywał się do mnie ani do nikogo z rodziny – skupiał się wyłącznie na Marioli. Jej każde słowo wywoływało u niego reakcję, którą trudno było przewidzieć. Kiedy ktoś próbował wtrącić się do rozmowy, odsuwał się lub zmieniał temat, starając się pokazać, że liczy się tylko jej opinia.

Nie mogłem uwierzyć, że mój własny syn pozwala, by ktoś decydował za niego. Zauważyłem, że Mariola miała przy tym niebywałą satysfakcję. Każda reakcja mojego syna, wywoływała u niej lekki, triumfalny uśmiech. A on? Stał się niemal lalką w jej rękach, a ja patrzyłem na to z rosnącym przerażeniem. Wiedziałem, że muszę działać, ale jak? 

Próbowałem wprowadzać drobne granice, proponowałem wspólne aktywności, które mogłyby oderwać go od jej wpływu, ale Grześ wybierał zawsze jej stronę. Byłem świadkiem, jak młody człowiek, którego wychowałem z dbałością o rozsądek i odpowiedzialność, nagle traci kontrolę nad sobą w relacji z kimś, kto wydawał się nie mieć żadnej głębi.

Dorosły człowiek podejmuje własne decyzje

W końcu zebrałem odwagę. Nie mogłem już dłużej obserwować, jak mój syn zatraca się w relacji, która wyraźnie go niszczyła. Kiedy siedzieli przy stole w salonie, poczułem, że muszę mówić jasno, bez owijania w bawełnę.

– Grześ, musimy porozmawiać – zacząłem, próbując utrzymać spokój. – Nie mogę patrzeć, jak pozwalasz, by ktoś decydował za ciebie.

On spuścił wzrok, a w jego oczach dostrzegłem mieszankę wstydu i bezradności. Mariola natomiast uśmiechała się szeroko, jakby czekała na moje wybuchy. To dodało mi determinacji, choć serce biło jak szalone.

– Dlaczego zawsze słuchasz jej? – kontynuowałem, czując gniew i smutek naraz. – Przecież wiesz, że to nie jest normalne!

Mariola przerwała mi lekceważącym tonem:

– Nie przesadzaj, każdy ma swoje zdanie. A Grześ po prostu liczy się z moim. 

Syn się nie odzywał, jakby bał się powiedzieć cokolwiek.

– Nie możesz pozwalać, by ktoś manipulował twoim życiem  – dodałem. 

Jego milczenie było odpowiedzią. Mariola wstała, przyglądając mi się z triumfem, i wyszła bez słowa. Grześ natychmiast wyszedł za nią. Wtedy dotarło do mnie, że niezależnie od moich prób, nie mogę za niego myśleć ani decydować. W głębi duszy wiedziałem, że muszę się pogodzić z tym, że każdy dorosły człowiek podejmuje własne decyzje, nawet jeśli wydają się głupie i niszczące. Mogłem jedynie stać z boku, obserwować i liczyć na to, że odzyska własny głos. Ta historia nauczyła mnie, że czasem nawet największa miłość i troska nie wystarczą, by ocalić kogoś przed własnymi błędami. Możesz jedynie być świadkiem i czekać, aż ktoś sam odnajdzie drogę do siebie.

Janusz, 57 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: