Czasem siedzę sama przy kuchennym stole, patrzę, jak herbata paruje w kubku z pękniętym uchem i myślę, jak to się stało, że moje życie tak się rozmyło? Że wszystko, co kiedyś miało kolor i smak, teraz przypomina raczej zimną zupę. Niby coś tam się tli, ale bez większego sensu.
Kiedyś Waldek był inny. Śmiał się głośno, potrafił mnie zaskoczyć i przytulić tak, że zapominałam o całym świecie. A teraz? Została między nami tylko cisza. Nie ma kłótni, nie ma awantur, ale też nie ma dotyku, nie ma rozmowy, nie ma czułości. Przechodzimy obok siebie jak duchy.

Nie mogłam w to uwierzyć

Pracuję, a potem wracam zmęczona do domu, gotuję, sprzątam i zerkam na Waldka. A on najczęściej siedzi z nosem w telefonie albo gapi się w telewizor. Słowo „bliskość” chyba wypadło nam z użycia. Zbliżały się Mikołajki, więc miałam głupią nadzieję, że może chociaż raz mnie czymś zaskoczy. Kiedyś to robił, ale potem długo już nie doczekałam się kwiatów, prezentu czy choćby czegoś słodkiego. Ale może znów da mi znak, że jeszcze o mnie myśli?

Któregoś dnia szukając kluczy do piwnicy w kieszeni jego zimowej kurtki, natknęłam się na nieco pogięty paragon. Już miałam go wyrzucić, ale rzuciłam okiem na logo. I wtedy zamarłam: sklep z biżuterią „Złoty Blask – Jubiler Premium”, a pod spodem: „naszyjnik z białego złota z cyrkoniami”. Data? Dokładnie miesiąc temu. Cena? 1790 złotych. Serce zaczęło mi łomotać jak oszalałe.

Przez moment stałam jak sparaliżowana. Nie dostałam żadnego prezentu ani na imieniny, ani na Mikołajki. I ten naszyjnik… nie trafił do mnie. Więc komu go kupił? Od razu przed oczami zobaczyłam obrazek – jakaś kobieta, może młodsza, śmiejąca się do niego w restauracji. Waldek wręcza jej pudełeczko, ona rozpakowuje je z błyskiem w oku, a on się uśmiecha… Nie do mnie.

Wieczorem, gdy wrócił z pracy, postanowiłam zapytać od razu. Bez owijania w bawełnę.

– Znalazłam coś w twojej kurtce – powiedziałam, trzymając paragon w ręku. – Chcesz coś wyjaśnić?

Waldek spojrzał na mnie, a potem na kartkę. I jakby się lekko cofnął: – Aha, to… To miała być niespodzianka – mruknął. – Dlatego nie mówiłem.

– Niespodzianka? Po miesiącu? – próbowałam zachować spokój, ale w środku już wrzałam. – Dla mnie?

– No przecież nie dla sąsiadki, Iza… – odparł z niechęcią i odwrócił się do lodówki.

A mnie nie przekonał. Bo mówił to zbyt szybko, zbyt chłodno. Jakby próbował coś zamaskować. I to spojrzenie, uciekające, nerwowe… W mojej głowie zaczął się układać scenariusz, którego wcześniej nie chciałam dopuścić do siebie nawet na chwilę.

To siedziało we mnie jak drzazga

Cały ten paragon, jego reakcja i to dziwne milczenie po wszystkim sprawiło, że całą noc nie mogłam spać. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej czułam, że coś tu się nie zgadza. Że to „niespodzianka” to tylko wymówka, kiepska i nieprzemyślana, a najgorsze było to jego spokojne: „No przecież nie dla sąsiadki”. Jakby sprawa była załatwiona.

Rano nie wytrzymałam i od razu przy śniadaniu zaczęłam temat: – Dla kogo to było, Waldek? – zapytałam wprost.

Spojrzał na mnie, jakby nie rozumiał, o czym mówię: – Iza, daj spokój, przecież już mówiłem…

– Nie, nie mówiłeś, tylko unikałeś odpowiedzi – Głos mi zadrżał. – To była biżuteria za prawie dwa tysiące złotych. Myślisz, że nie wiem, że nie masz takich pieniędzy tak po prostu? Pytam po raz ostatni, dla kogo kupiłeś ten naszyjnik?! Bo na pewno nie dla mnie! – wrzasnęłam. – Czyżby jakaś nowa koleżanka z pracy? 

– Iza… Nie teraz. Nie tak. – Wreszcie się odezwał, ale cicho, jakby zmęczony.

Wtedy właśnie drzwi uchyliły się lekko. Nasza córka Ola stała w nich w piżamie, przerażona: – Mamo… Czy wy się rozwiedziecie?

Zatkało mnie. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Głos uwiązł mi w gardle. A Waldek? Nic, tylko milczał.

Poczułam się bardzo samotna

Minęły trzy dni, a ja nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa, kiedy był w pobliżu. Waldek też się nie starał. Chodził po domu jak cień, wychodził wcześniej, wracał późno. Niby nadal jadł obiad, który mu podawałam, ale nie patrzył na mnie, nie dziękował. Jakbyśmy byli współlokatorami. Obcymi ludźmi pod jednym dachem.

Ola milczała. Tylko raz, przy śniadaniu, zapytała cicho: – Mamo… to się już nie da naprawić?

Udawałam, że nie słyszę. Bałam się odpowiedzieć, bo nie wiedziałam, co czuję. Gniew? Zdradę? Czy może wstyd, że może jednak przesadziłam?
Wieczorami leżałam w łóżku sama, nasłuchując odgłosów z salonu. Czasem słyszałam, jak Waldek krząta się po kuchni. Kiedyś poszłam napić się wody i zobaczyłam go przez szparę w drzwiach – siedział przy stole, głowę miał opartą na dłoniach.

Na dnie szafy zaczęłam chować swoje dokumenty. W międzyczasie znalazłam w Internecie namiar na adwokatkę od spraw rozwodowych. Zastanawiałam się, ile kosztuje pierwsza konsultacja. Myślałam o tym coraz częściej.

Wieczorem Ola weszła do mojego pokoju. Przysiadła na brzegu łóżka: – Może tata naprawdę coś dla ciebie szykował? Przecież mówił, że to niespodzianka…

– Ola… – westchnęłam. – On od dawna niczego dla mnie nie robi. Nawet nie wie, jakie lubię kwiaty.

Spojrzała na mnie smutno. Jakby chciała coś powiedzieć, ale się rozmyśliła. I wyszła.

To był sobotni poranek

Siedziałam przy stole z kawą, w piżamie i rozwleczonym swetrze, z oczami wlepionymi w ekran telefonu, choć nawet nie widziałam, co przewijam. Waldek pojechał „po zakupy”, jak to ostatnio bywało – bez pytania, czy coś potrzebuję. Ola zeszła do piwnicy, bo uparła się, że w tym roku ona przyniesie ozdoby świąteczne. Nie było jej dobrych kilkanaście minut. Nagle usłyszałam, jak biegnie po schodach i wpadła do kuchni z wypiekami na twarzy. W dłoni trzymała małe, granatowe pudełeczko z logo, które znałam już aż za dobrze.

– Mamo, patrz co znalazłam! – powiedziała, niemalże triumfalnie. – Było pod stertą narzędzi. W piwnicy!

Patrzyłam na nią, nie rozumiejąc: – To chyba dla ciebie. Pudełko po biżuterii… – dodała, wręczając mi je.

Otworzyłam. Naszyjnik. Cienki łańcuszek z białego złota z subtelną zawieszką. Wzór, który pokazywałam kiedyś Waldkowi w reklamie. Nawet zażartowałam, że gdyby kiedyś wygrał w totka, to może by mi taki sprawił.

Wtedy właśnie wszedł on. Z siatką w ręce, zaskoczony. Zatrzymał się, widząc pudełko w moich dłoniach.

To miała być niespodzianka – powiedział cicho. – Na Wigilię. Wtedy się poznaliśmy… Pamiętasz?

Nie odpowiedziałam od razu. Czułam, jak coś we mnie pęka. Coś między żalem, wzruszeniem, a… wściekłością.

– Dlaczego nic nie powiedziałeś?! Dlaczego pozwoliłeś mi myśleć, że mnie zdradzasz?! Że ci na mnie nie zależy?!

Waldek spuścił wzrok. A ja, mimo że trzymałam w dłoni to, o czym tak długo marzyłam – czułam, że to już nie ma znaczenia.

Usiedliśmy przy stole

Waldek po jednej stronie, ja po drugiej. Ola zamknęła się w swoim pokoju. Dom był cichy, ale to nie była dobra cisza. Trzymałam naszyjnik w dłoni, ale już nie potrafiłam patrzeć na niego tak samo. Wzruszenie, które pojawiło się, gdy zobaczyłam pudełeczko, zgasło tak szybko, jak się pojawiło. Teraz czułam przede wszystkim pustkę.

Chciałem ci przypomnieć, że jeszcze o nas pamiętam – odezwał się Waldek po dłuższej chwili. – Że nie zapomniałem o tamtej Wigilii… Jak wtedy przyszłaś do mnie z opłatkiem i…

– Ale ja nie potrzebuję przypomnienia. Ja potrzebuję obecności – przerwałam mu. – Tego, żebyś był tu, przy mnie, każdego dnia. A nie wpadł raz w roku z prezentem, jakby to wszystko miało zadziałać jak magiczny guzik.

Zamilkł i patrzył na swoje dłonie: – Iza… może ja nie umiem inaczej. – Westchnął. – Ty zawsze tak dużo czułaś. Ja… nie umiem tego nazwać. Ale to nie znaczy, że mi nie zależy.

– Ale ja już nie wierzę w intencje. Za dużo było milczenia. Za dużo udawania, że wszystko jest okej. A jak coś się waliło, to ja miałam to posprzątać, bo ty nie potrafisz o tym mówić.

Patrzył na mnie, jakby pierwszy raz mnie naprawdę słyszał, ale ja… już nie miałam siły tłumaczyć. Czułam, że coś we mnie pękło. I że nawet najdroższy prezent tego nie sklei.

Zostawiłam naszyjnik na stole

Nie potrafiłam go nawet schować z powrotem do pudełka. Nie dlatego, że nie był piękny. Ale bo teraz przypominał mi nie o miłości, tylko o tym, jak bardzo się od siebie oddaliliśmy.

– Nie chcesz go? – zapytał Waldek, patrząc na mnie z nadzieją, której nie potrafiłam już udźwignąć.

– Nie chodzi o to, czy go chcę. Chodzi o to, że nie wiem, czy chcę nas – odpowiedziałam. – Ten naszyjnik nie cofnie miesięcy milczenia, twojej obojętności. Nie sprawi, że znowu będę wierzyła, że jesteśmy dla siebie ważni.

Waldek tylko skinął głową. Powoli zamknął pudełko i odłożył je na półkę. Potem odszedł bez słowa.

Wieczorem leżałam sama w łóżku, słuchając, jak krząta się gdzieś w salonie. Cicho, niemal niezauważalnie. Żadne z nas nie spało. Ale żadne też nie przyszło do drugiego. Nie było krzyków, nie było rozstań. Nie padły wielkie słowa, ale coś w nas umarło. Coś, czego nie da się zamaskować biżuterią ani przeprosinami.

Może to nie zdrada zabija miłość. Może to cisza. Obojętność. Brak rozmów. Leżałam w ciszy i czułam, że już nie jesteśmy razem. Że od dawna jesteśmy obok. A najgorsze było to, że może oboje po prostu do tego przywykliśmy.

Izabela, 40 lat


Czytaj także: