Nazywam się Bartek. Mam trzydzieści sześć lat, pracuję w dziale IT w średniej wielkości firmie. Lubię swoją robotę – nie ma w niej zbyt wielu niespodzianek, a to mi akurat odpowiada. Każdy dzień wygląda podobnie: wstaję o 6:30, jem owsiankę, wychodzę do pracy. Wracam, robię kolację, zmywam, czytam, czasem pogadam z Kasią. Życie nie musi być ekscytujące, żeby było dobre – przynajmniej tak sobie powtarzam. Z Kasią jesteśmy razem od ośmiu lat. Mamy swoje rytuały – te stare i te nowe. W soboty zawsze robimy zakupy razem, w niedzielę jemy leniwe śniadanie, a na Mikołajki... na Mikołajki kupujemy sobie drobiazgi. To nasza tradycja. Nie odpuszczam, nawet jeśli to tylko para ciepłych skarpet i kartka z żartem, który rozumiemy tylko my.
Ostatnio... między nami trochę się zmieniło. Mniej rozmów, mniej wspólnych wieczorów. Czasem siada obok mnie na kanapie, ale nie dotyka. I choć nic się oficjalnie nie stało, czuję, jakby coś się wymknęło. Ale nie panikuję. To tylko etap – tak sobie mówię. Każdy związek ma swoje lepsze i gorsze dni. Dlatego w tym roku postanowiłem, że kupię jej coś wyjątkowego. Zegarek z grawerem. "Dla Kasi – zawsze Twój." Taki gest. Może głupi, może naiwny. Ale dla mnie to ważne. Symbol. Chcę, żeby wiedziała, że pamiętam.
– Serio tyle wydałeś na zegarek? – zapytał mnie Adam, kolega z biura, gdy pokazałem mu zdjęcie.
– Chcę, żeby wiedziała, że wciąż mi zależy. Że pamiętam – odpowiedziałem cicho.
I ta czułość… nie dla mnie
Wyszedłem z pracy trochę wcześniej niż zwykle, uprzedziłem szefa, że mam coś do załatwienia w mieście. Pogoda była jak na grudzień łaskawa – szaro, ale bez wiatru, bez deszczu. Wsiadłem do tramwaju i patrzyłem przez zaparowane okno, ściskając w dłoni kwitek z numerem przesyłki. Zegarek czekał na mnie w punkcie odbioru przy jednej z bocznych ulic. Po drodze układałem sobie w głowie, jak jej go dam. Czy zapakuję w pudełko z kokardą, czy po prostu położę na poduszce. Widziałem to wszystko bardzo wyraźnie, jakby już się wydarzyło. Odebrałem paczkę, sprawdziłem pobieżnie – wszystko było jak trzeba. Grawer wyglądał dokładnie tak, jak sobie życzyłem. "Dla Kasi – zawsze Twój." Małe litery, proste. Nic więcej.
Schowałem pudełko do torby i postanowiłem przejść się jeszcze kawałek piechotą, zanim wrócę do domu. Potrzebowałem paru minut dla siebie.
Minąłem kilka witryn, nie patrząc specjalnie na wystawy, aż zatrzymałem się przy jednej z kawiarni. Początkowo nie zauważyłem jej. Dopiero gdy przeszedłem dwa kroki dalej, cofnąłem się jak zahipnotyzowany. Kasia. Siedziała przy stoliku pod oknem, a naprzeciwko niej mężczyzna. Miał rękę na stole, a ona trzymała ją obiema dłońmi. Patrzyła na niego w sposób, którego nie widziałem od miesięcy. Uśmiechnięta, rozpromieniona. Ich twarze były blisko, pochylali się ku sobie jakby cały świat poza tym stolikiem nie istniał.
Zamarłem. Nie ruszałem się przez dłuższą chwilę. Czułem, jak serce mi przyspiesza, ale nogi jakby przestały mnie słuchać. Nie miałem odwagi wejść do środka. Stałem, jakby ktoś mnie przykleił do chodnika. Patrzyłem na nich, jakby to był film, w którym nie mogę zmienić scenariusza. W końcu oderwałem wzrok i poszedłem w kierunku przystanku. W głowie cały czas miałem pytanie: Dlaczego ten uśmiech? I ta czułość… nie dla mnie. Już nie dla mnie.
Nie przyniosłem nic w tym roku
W tramwaju było duszno i cicho. Ludzie patrzyli gdzieś przed siebie albo w ekrany telefonów. Ja patrzyłem w podłogę. Torba z pudełkiem spoczywała na moich kolanach, jakby ważyła tonę. Nie mogłem się skupić. Obraz z kawiarni wracał co kilka minut, nieproszony, natarczywy. Ona. Jej dłonie na jego. Ten uśmiech. Miałem wrażenie, że coś mi się wymknęło, ale nie wiedziałem, kiedy dokładnie. I czy w ogóle zdążyłbym to zatrzymać.
W domu panowała cisza. Wszedłem, nie zapalając światła.
Położyłem torbę na stole, wyjąłem pudełko i przez chwilę trzymałem je w dłoniach. Przesunąłem palcem po wieczku. Potem otworzyłem szufladę w komodzie i wsunąłem je do środka, nawet nie patrząc. Zamknąłem szufladę zdecydowanym ruchem i usiadłem na kanapie. Siedziałem długo. Nie włączałem telewizora, nie sięgałem po książkę. Tylko siedziałem. Wpatrywałem się w przestrzeń, która nic mi nie dawała i nic nie odbierała. Kasia wróciła później niż zwykle. Otworzyła drzwi lekko rozbawiona, niosła w dłoni siatkę z zakupami. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się, podeszła i pocałowała mnie w policzek.
– Dzień dobry, Mikołaju – powiedziała z błyskiem w oku.
– Nie przyniosłem nic w tym roku – odpowiedziałem sucho, bez cienia emocji.
– Oj tam… – zaczęła żartobliwie, ale widząc moją twarz, zamilkła. Odłożyła siatkę, jakby nagle nie wiedziała, co z nią zrobić.
Nie odezwałem się już więcej tego wieczoru.
Czy to trwało od dawna?
Kolejne dni mijały, ale nic się nie zmieniało. Nie wybuchłem, nie zapytałem, nie zrobiłem sceny. Nie chciałem słuchać wyjaśnień. Nie wiedziałem nawet, czy bym potrafił. Po prostu zacząłem się wycofywać. Kasia próbowała rozmawiać – o codziennych sprawach, o zakupach, o tym, co zobaczyła w internecie. Ja odpowiadałem najkrócej, jak się dało. Czasem wcale. Wspólne kolacje stawały się milczeniem dzielonym przy jednym stole. Kiedyś czekałem, aż wróci z pracy. Teraz tylko słyszałem klucz w zamku i odsuwałem się w myślach jeszcze dalej. Kiedy mówiła, że wychodzi na spotkanie z koleżanką, kiwnąłem głową.
Gdy dostawała wiadomość i ekran telefonu rozświetlał się w półmroku, kątem oka zerkałem na nazwę kontaktu. Nigdy nie odważyłem się zapytać. Nie dlatego, że nie chciałem znać prawdy. Bałem się, że znam ją już od dawna. Zacząłem ją obserwować. Nieświadomie, ale uważnie. Każdy jej uśmiech analizowałem, jakby był zaszyfrowanym przekazem. Każdy ton głosu odsłuchiwałem w głowie jeszcze raz, gdy szła do łazienki. Czułem się jak obcy w swoim domu. I może właśnie o to chodziło. Czy zdradziła mnie wtedy po raz pierwszy, czy to trwało od dawna? A może to był tylko moment? Może chciała, żeby ktoś ją zobaczył? Może chciała, żebym ja zobaczył?
Minęło kilka tygodni. Pudełko leżało nietknięte, schowane w szufladzie, jakby już nie miało znaczenia. Czasem, gdy Kasia wychodziła, otwierałem je i patrzyłem na grawer. "Dla Kasi – zawsze Twój." Brzmiało jak zdanie z innego życia. W nocy budziłem się, odwracałem do niej plecami. Czasem patrzyłem, jak śpi – spokojnie, z twarzą odwróconą ode mnie. Myślałem wtedy: Może wciąż ją kocham. Ale czy mogę jej ufać? Którejś soboty zapytała:
– Co się z tobą dzieje, Bartek?
– Nic.
– Przestań. Milczysz od tygodni.
– Po prostu…
Nic już nie było takie samo
Byłem blisko tego, żeby zapytać. Kiedy znów zobaczyłem, jak szybko odblokowuje telefon i chowa go, jakby coś ukrywała, miałem już słowa na końcu języka. Ale nic nie powiedziałem. Przełknąłem to jak kolejną gorzką herbatę. Nie chciałem usłyszeć odpowiedzi, której się domyślałem.
Zamiast tego zrobiłem coś innego. Wziąłem zegarek z szuflady i zabrałem go do pracy. Adam, ten sam, który wcześniej dziwił się cenie, spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Chcesz go sprzedać?
– Tak. Nie dam go jej. Nie ma sensu.
Nie pytał o nic więcej. Dał mi mniej niż zapłaciłem, ale wziąłem bez słowa. Wróciłem do biurka, uruchomiłem komputer i zatopiłem się w pracy. Od tamtej pory nic już nie było takie samo. Przestałem się starać. Przestałem myśleć o prezentach. Na święta kupiłem jej książkę. Tę samą, którą już miała. Zrobiłem to specjalnie. Chciałem, żeby zauważyła. Zauważyła.
– To już nie to samo, co kiedyś – powiedziała przy wigilijnej kolacji, bez pretensji, raczej z żalem.
– Może nigdy nie było – odpowiedziałem.
Nie spojrzała na mnie. Jadła dalej, jakby nic się nie wydarzyło. Nie wiem, co naprawdę widziałem tamtego dnia. Nie zrobiłem zdjęcia, nie skonfrontowałem jej z tym, nie wyciągnąłem żadnych dowodów. Ale to nie miało znaczenia. Wystarczyło jedno spojrzenie przez szybę, żeby coś we mnie się zamknęło. Od tamtej pory nie kupuję prezentów. Nie dlatego, że mnie nie stać. Nie dlatego, że jestem zły. Po prostu już nie wierzę w gesty. Nie wierzę w symbole. Nawet w miłość – nie taką, jaką znałem. „Nie przyniosłem nic w tym roku” – powiedziałem raz. I tak już zostało.
Bartek, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dostałem podwyżkę i chciałem zrobić żonie wakacje niespodziankę. Ona jednak zaserwowała mi jeszcze większego psikusa”
- „Nasza pościel pachniała ostrymi perfumami. W bolesny sposób przekonałem się, kto zostawia ten zapach z ogonem”
- „Żona mówiła, że idzie na spacer, a ja nic nie podejrzewałem. Jej nocne wędrówki prowadziły ją wprost do ramion kochanka”








