Nie wiem, w którym momencie coś się zmieniło. Może to była suma drobiazgów – cichych wieczorów bez słów, chłodnych pocałunków przed snem, czy spojrzeń, które kiedyś mówiły wszystko, a teraz uciekały w bok. Z zewnątrz moje życie wydaje się całkiem uporządkowane. Mam pracę, którą lubię – nie ekscytującą, ale stabilną. Mieszkanie w centrum, opłacone rachunki, nawet plany na wakacje. Mam też Julię. Żonę. Byliśmy małżeństwem od siedmiu lat. Siedem – niby szczęśliwa liczba. Ale od jakiegoś czasu czułem, że z Julią dzieje się coś... nie tak.
Czułem, że coś jest na rzeczy
Moja żona stała się kimś obcym. Patrzyłem na nią i nie poznawałem jej, nie rozumiałem. Była cicha, ale inaczej niż kiedyś. Nie była już tą spokojną, zamyśloną dziewczyną, z którą kiedyś siedziałem do trzeciej nad ranem i debatowałem o filmach, o śmierci, o tym, jakbyśmy nazwali dzieci. Teraz ta cisza pomiędzy nami była... pusta, głucha. Czasem wracałem z pracy i siadałem w kuchni naprzeciwko niej. I nie potrafiłem wydusić z siebie niczego. Czułem się, jakbyśmy już tylko zachowywali pozory małżeństwa.
Pewnego wieczoru, gdy znów siedzieliśmy razem przy kolacji i na talerzach stygło jedzenie, a telewizor cicho mruczał w tle, zebrałem się w sobie.
– Wszystko między nami w porządku?
Zerknęła na mnie znad talerza. Bez zdziwienia, bez emocji.
– Oczywiście. Czemu pytasz?
Wzruszyłem ramionami. Co miałem powiedzieć? Że nie pamiętam już, jak pachnie jej skóra po kąpieli, bo przestała się do mnie przytulać? Że nie wiem, czy dalej mnie kocha, czy to już po prostu przyzwyczajenie?
– Nie wiem. Po prostu… jakoś ostatnio cicho między nami.
Julia uśmiechnęła się, ale ten uśmiech nie dotarł do jej oczu.
– Może po prostu oboje jesteśmy zmęczeni.
Zmęczeni. To słowo było tak wygodne, jak kołdra w listopadowy poranek. Przykrywa wszystko, nawet rozpad związku.
Zapach, którego nie znałem
Kolacja była zwyczajna. Jajka, bagietka, sałata. Zjadaliśmy w ciszy, przerywanej jedynie odgłosami sztućców i cichego tykania zegara na ścianie. Julia podniosła się pierwsza, zgarnęła talerze i zniknęła w łazience. Zostałem sam przy stole jeszcze przez chwilę, zbierając siły, żeby wstać i przygotować łóżko. Nie spieszyło mi się.
Kiedy wszedłem do sypialni, światło lampki nocnej rzucało delikatny cień na pościel. Odgarnąłem kołdrę i poprawiłem poduszki. Wtedy to poczułem. Coś innego. Ostry, intensywny zapach, którego nie potrafiłem przypisać do niczego znajomego. Męski, zdecydowany. Może jakieś perfumy, może woda po goleniu, ale zupełnie obca. Ten zapach nie należał do mnie ani do niej. Julia używała lekkich, kwiatowych zapachów, ten był zupełnie inny, cięższy. Przez chwilę po prostu stałem, z dłońmi zaciśniętymi na kołdrze, oddychając coraz wolniej.
To mógł być przypadek. Ktoś w pracy, może taksówkarz, może znajomy, którego tylko przelotnie minęła. Może wpadła na kogoś w windzie. Ale im dłużej tam stałem, tym bardziej czułem, że coś jest nie tak. Pytanie cisnęło mi się na usta, choć jeszcze nie wiedziałem, jak je zadać. Kiedy Julia wróciła, wytarła dłonie w ręcznik i spojrzała na mnie bez wyrazu. Postanowiłem mówić od razu, zanim się rozmyślę.
– Był tu ktoś ostatnio, jak mnie nie było?
Zmarszczyła brwi. Była zaskoczona, ale nie poruszona.
– Nie, no co ty. Tylko ja. A o co chodzi?
– Po prostu ten dziwny zapach. Inny niż zwykle.
Uśmiechnęła się, ale jakoś płytko, zbyt szybko.
– Może nowe mydło? Przestań, świrujesz.
Świrujesz. Tak to właśnie brzmiało. Odwróciła się, sięgnęła po książkę i położyła się do łóżka, jakby nic się nie stało. Ja jeszcze przez dłuższą chwilę siedziałem na krawędzi łóżka i patrzyłem w ciemność. Mógłbym jej uwierzyć, może nawet chciałem. Ale w środku czułem niepokój.
Wszystko stało się jasne
Od tamtego wieczoru nie umiałem już odpędzić natrętnych myśli. Szedłem do pracy, rozmawiałem z ludźmi, wykonywałem swoje obowiązki jak zwykle, ale coś nie dawało mi spokoju. Patrzyłem na Julię inaczej. Analizowałem jej ruchy, ton głosu, to, jak szybko chowa telefon, gdy wchodzę do pokoju. Kiedyś wierzyłem, że te rzeczy mnie nie dotyczą. Zdrady, sekrety, domysły. Teraz każdy szczegół zdawał się mówić zbyt wiele.
Julia wychodziła częściej, wracała później. Czasem mówiła, że była z koleżanką, czasem że musiała przejść się, przewietrzyć. Nie dopytywałem. Udawałem, że przyjmuję jej słowa bez pytań, ale tak naprawdę robiłem listę. Zapisywałem sobie w głowie, kiedy mówiła, że wychodzi, o której wraca, jak wygląda, czy pachnie inaczej. Sprawdzałem godziny, choć sam siebie za to nienawidziłem.
Pewnego dnia zdecydowałem się wrócić wcześniej. Nie uprzedziłem jej. Drzwi były niedomknięte. To pierwsze, co mnie uderzyło. Julia zawsze zamykała je dokładnie, na jeden zamek, czasem na dwa. W przedpokoju panował porządek, jej buty stały tam, gdzie zwykle. Cicho wszedłem do środka i przystanąłem. Z sypialni dochodził śmiech Julii, a potem usłyszałem jeszcze coś. Męski głos. I ten zapach, który nie należał do mnie.
Stałem przy ścianie, niezdolny do ruchu. Głowa mówiła: idź stąd, wróć później, udawaj, że to się nie wydarzyło. Ale ja już wiedziałem. Może nie wszystko, może nie dokładnie, ale wystarczająco. Nie otwieraj tych drzwi, nie chcesz wiedzieć. Ale wzystko stało się jasne.
Prawda wyszła na jaw
Kiedyś myślałem, że w takich chwilach człowiek krzyczy, roztrzaskuje coś o ścianę, szarpie, domaga się wyjaśnień. Tymczasem ja po prostu nacisnąłem klamkę i wszedłem. Spokojnie, jakby to był każdy inny dzień, jakbym wrócił z pracy i chciał się przywitać. Sypialnia była słabo oświetlona, zasłony przysłaniały światło. Na łóżku siedziała Julia. Bez bluzki. Obok niej, odwrócony, jeszcze z ręką na jej talii, mężczyzna. Widziałem tylko jego plecy i ciemne włosy. I ten sam zapach, który czułem wcześniej. Był wszędzie – na pościeli, w powietrzu, na niej.
Spojrzeli na mnie jednocześnie. Ona z przerażeniem, on z czymś pomiędzy zaskoczeniem a obojętnością. Jakby spodziewał się, że prędzej czy później ktoś stanie w drzwiach. Nie zrobiłem kroku do przodu ani się nie cofnąłem. Po prostu stałem w miejscu.
– Teraz wiem, czyj to był zapach – powiedziałem cicho.
Julia poruszyła się nerwowo, jakby chciała się zakryć, choć było już za późno.
– Michał, ja… to nie tak…
– Właśnie tak. Dokładnie tak.
Nie czekałem na odpowiedź. Nie chciałem jej słyszeć. Odwróciłem się, wyszedłem z sypialni, przeszedłem przez korytarz i zatrzymałem się na chwilę przy drzwiach wejściowych. Usłyszałem jakiś szelest za sobą, ale nie obejrzałem się. Po prostu chwyciłem za klamkę i wyszedłem. Zamknąłem drzwi powoli, bez hałasu i bez dramatyzmu. W zupełnej ciszy. Jakby to było coś, co należało zrobić już dawno temu.
Byłem taki naiwny
Nie miałem planu. Po prostu szedłem przed siebie, bez celu. Błąkałem się długo. Minąłem kawiarnię, w której się poznaliśmy. Minąłem przystanek, gdzie stała z walizką, gdy wracała od swojej matki. Był też sklep z lampami, do którego poszliśmy w trzecim roku małżeństwa, kiedy wymienialiśmy wszystko, bo chcieliśmy „nowego początku”. Stałem przy tej witrynie dobre dziesięć minut, patrząc w odbicie swojego zmęczonego cienia.
Po drodze zaszedłem do sklepu i kupiłem kawę na wynos. Usiałem na ławce pod kamienicą i sączyłem gorący napój powoli, jakby to był najważniejszy rytuał tego dnia. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. W końcu nogi poniosły mnie do mieszkania matki, które od jakiegoś czasu stało puste. W środku unosił się zapach kurzu. Niby wszystko tam było – łóżko, stół, kilka książek – ale czułem się jak w muzeum. Usiadłem w fotelu, który kiedyś stał w jej sypialni, i przez chwilę nic nie robiłem. Potem zdjąłem buty i położyłem się w ubraniu na łóżku.
Nie płakałem, nie przeklinałem. Myślałem. Nie tylko o Julii, ale o sobie. Jak łatwo było mi przymykać oczy na prawdę? Jak bardzo chciałem wierzyć, że wszystko jest dobrze? Ile razy zbywałem własne wątpliwości i jak długo ufałem, że cisza to tylko kwestia zmęczenia? Ale nie byłem głupi. Zdrada nie przyszła nagle. To nie był jeden wieczór, jedno kłamstwo. Zapach kłamstw zatruwał powietrze już od dawna.
Nie zamierzałem wracać
Poranek był chłodny i cichy. W mieszkaniu nie było zasłon, więc słońce wdarło się przez okna bez pytania, rozlewając się po podłodze, jakby nic się nie stało. Przez chwilę miałem wrażenie, że to zwykła niedziela. Gdyby nie drżące dłonie i ciężar w klatce piersiowej, może nawet bym w to uwierzył. Nie poszedłem do pracy. Do nikogo nie zadzwoniłem, nie tłumaczyłem się. Siedziałem w kuchni przy herbacie i patrzyłem w okno.
Julia dzwoniła już kilka razy, a potem zaczęły przychodzić wiadomości. Nie odbierałem telefonu i nie czytałem, co napisała. Czułem, że jeśli usłyszę jej głos albo przeczytam słowa, wróci wszystko – zapach, obraz, słowa, które miała na końcu języka, kiedy wszedłem do sypialni. Zastanawiałem się, co mam teraz zrobić. Wracać po swoje rzeczy? Spotkać się z nią? Posłuchać jej wersji? Ale przecież nie potrzebowałem jej wersji. Wszystko było jasne.
Wziąłem telefon i włączyłem nagrywanie. Nie planowałem niczego mówić, ale słowa przyszły same.
– Nie dzwoń, nie pisz. Wiem już wszystko. Nie wrócę.
Odsłuchałem ten głos. Brzmiał obco, jak ktoś, kto już nie czeka, kto przestał się łudzić. Wysłałem wiadomość, po czym wyłączyłem telefon i schowałem go głęboko do plecaka. Nie miałem odpowiedzi na to, co dalej. Może zacznę szukać nowego mieszkania. Może zatrzymam się tu, u matki, na jakiś czas. Nie miałem planu. Ale wiedziałem jedno – nie potrafiłbym żyć z kimś, kto udaje, że wszystko można naprawić, kiedy w rzeczywistości zostało tylko puste łóżko i cudzy zapach.
Nie muszę już udawać
Nie spodziewałem się, że wszystko może się tak skończyć – bez krzyków, bez trzaśnięcia drzwiami, bez dramatycznych słów. Nie to znałem z filmów, nie tak wyobrażałem sobie koniec małżeństwa. Myślałem, że kiedy coś się rozpada, to zostaje po tym huk, który długo dźwięczy w uszach. Tymczasem została cisza.
Nie wróciłem do tamtego mieszkania. Nie zabrałem zdjęć, książek, ubrań. Wystarczyło, że wyszedłem z pokoju, w którym wszystko się skończyło. Nie mam planów. Nie mam kalendarza z datą przeprowadzki, nie wyznaczyłem dnia na powrót do normalności. Ale coś się we mnie zmieniło. Przestałem sobie tłumaczyć, że to minie, że to tylko kryzys, że wszystko da się odbudować. Nie wszystko warto naprawiać. Czasem lepiej odejść, zanim człowiek sam przestanie siebie rozpoznawać.
Teraz to wszystko boli już mniej. Może to nie jest jeszcze spokój, ale coś do niego podobnego. Coś uczciwszego. Nie udaję już, że nie wiem. Nie wmawiam sobie, że było inaczej. Po prostu przyjmuję to, co jest. W tej całej historii nie chodziło tylko o zdradę. Chodziło o to, że od dawna się od siebie oddalaliśmy. Julia przestała pytać, czy wszystko w porządku. Ja przestałem się przytulać, bo bałem się tego chłodu, tej obcości. Teraz jest samotność. Ale przynajmniej nie muszę już udawać.
Michał, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Przeczuwałam, że mąż ma kochankę, ale nie wiedziałam, kogo. Zamarłam, gdy odkryłam, z kim dzielę pościel”
- „Zdradzałam męża, ale on też nie należał do świętych. Gdy poznałam jego kochankę, rozegrała się koreańska drama”
- „Teściowa omal nie poszła z torbami przez zdrapki. Weszłam z nią w układ, na którym obie miałyśmy skorzystać”








