Poznałam go na szkoleniu branżowym. Typowy, nudny event z zimną kawą i zbyt długimi prezentacjami. Stanął obok mnie przy stole z ciastkami i rzucił coś o tym, że catering wygląda, jakby też wypalił się zawodowo. Zaśmiałam się – chyba za głośno. Tak się zaczęło. Najpierw maile. Potem rozmowy o pracy, o tym, jak jego żona zostawia kubki na parapecie, a mój mąż potrafi pół dnia patrzeć w ekran, nie odzywając się ani słowem. Adam był inny.
Kiedy mówił, czułam, że naprawdę mnie słucha. I że mnie dostrzega. Patrzy na mnie jak na kobietę. Naszym rytuałem stały się czwartki. Zawsze ta sama kawiarnia, ten sam stolik, espresso dla niego, latte owsiane dla mnie. Kelnerka przestała pytać, co zamawiamy. Pocałunek na powitanie. Kilka godzin ucieczki od reszty świata.
– Twój Kuba wie, że tu jesteś? – zapytał mnie kiedyś.
– Mój Kuba rozmawia ostatnio tylko z klawiaturą – odpowiedziałam.
Usprawiedliwiałam się. Myślałam: „To tylko chwile. To nie miłość. Jeszcze nie”. Kiedyś sądziłam, że jeśli się nie zakocham, to nie będzie zdrady. Naiwna. Byłam dobrą dziewczyną. Tak długo, jak wmawiałam sobie, że to tylko zwykłe, przyjacielskie spotkania. Ale z czasem coś się zmieniło. I nie było już odwrotu.
Wszystko się skomplikowało
– Myślisz, że to się kiedyś skończy? – zapytałam cicho, mieszając łyżeczką w ledwo ciepłej kawie.
Adam oderwał wzrok od okna. Patrzył na mnie chwilę, jakby naprawdę chciał znaleźć odpowiedź, ale jej nie miał.
– W sensie… my? – dopytał.
Skinęłam głową. Przez sekundę pomyślałam, że może powie: „Nie, nigdy”. Ale nie powiedział nic. Jeszcze wczoraj zapominaliśmy o całym świecie w hotelowym pokoju, a dzisiaj siedzieliśmy naprzeciwko siebie, przy naszym stoliku, który tamtego dnia wydawał się zbyt ciasny. Pomiędzy nami zawisło coś ciężkiego – pytania bez odpowiedzi, skrywane sekrety, świadomość, że granice się przesunęły. I wyrzuty sumienia.
– Justyna coś podejrzewa – powiedział w końcu. – Nie mówi wprost, ale wiem, jak patrzy. Jakby mnie lustrowała z każdym moim „wrócę później”.
– A ty? Myślisz, że Kuba nie widzi, że wracam jak z innej planety?
Zamilkł. W jego oczach było coś nowego – napięcie, może lęk.
– Może powinniśmy przystopować – rzuciłam nagle, nie patrząc na niego.
– Jasne – odparł natychmiast. Zbyt szybko
– Tak po prostu? – Spojrzałam na niego ostro.
– No przepraszam, ale to ty to zaproponowałaś – uniósł ręce obronnie.
– Bo myślałam, że powiesz: „Nie chcę cię stracić”. Że powiesz cokolwiek.
– A co mam mówić, skoro wiem, jaka jest sytuacja? Skąd mam wiedzieć, na czym stoimy?
To bolało. Bardziej niż sądziłam. Bo przecież miało być bezpiecznie, bez emocji. A tymczasem wszystko się skomplikowało.
To było podejrzane
Kuba siedział w kuchni, nad kubkiem z herbatą, która parowała już tylko symbolicznie. Cisza była gęsta, jakby między nami rozciągała się niewidzialna kurtyna. Czasem miałam wrażenie, że całe nasze mieszkanie przesiąkło tym milczeniem – korytarze, ściany, nawet podłogi.
– Ciekawe, co takiego jest w tych czwartkach – odezwał się nagle, nie patrząc na mnie.
Zamarłam z ręką na torebce. Przez chwilę udawałam, że nie zrozumiałam.
– Co masz na myśli?
– No nie wiem… – wzruszył ramionami. – Może po prostu jakiś nowy rytuał. Wiesz, czwartek: Natalia znika, wraca późno, pachnie inaczej.
– Mam sporo pracy – odpowiedziałam zbyt szybko.
– Aha. A ja, jak rozumiem, powinienem się cieszyć, że jesteś taka... zaangażowana.
Wstał i podszedł do zlewu. Stał tam chwilę, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale wziął tylko szklankę i ją umył. Jakby to była jedyna rzecz, nad którą miał kontrolę.
– Od kiedy czytasz poezję po nocach? – zapytałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Odwrócił się powoli, z uniesioną brwią.
– A od kiedy ty się tym interesujesz?
– Zawsze czytałeś reportaże. Teraz leżą na stole tomiki z zakładkami.
– Może się starzeję.
Nasze spojrzenia się spotkały. Na ułamek sekundy. I nagle zrozumiałam – on wie. Albo przeczuwa. Ale nie pyta. A ja się nie przyznaję.
Stanęłam jak wryta
Weszłam pierwsza. Adam szedł tuż za mną, jeszcze kończył coś pisać na telefonie. Drzwi kawiarni zaskrzypiały znajomo, jak co czwartek. Zręcznie minęłam kobietę z wózkiem, podeszłam do naszego stolika. I wtedy stanęłam jak wryta. Zobaczyłam Kubę. Siedział tyłem do mnie, ale poznałabym jego ramiona wszędzie. I obok niego – Justyna. Ubrana w beżowy płaszcz, z filiżanką herbaty uniesioną do ust. Spokojna. Może aż za bardzo.
Adam zatrzymał się obok mnie i na chwilę zapadła cisza tak głęboka, że wydawało mi się, że nawet muzyka z głośników przygasła. Nie mogliśmy się ruszyć. Nie mogliśmy uciec. W końcu Justyna spojrzała na mnie, unosząc wzrok znad filiżanki.
– O, nie tylko my wpadliśmy na pomysł czwartków – powiedziała łagodnie.
Kuba odwrócił się powoli, z półuśmiechem, który był bardziej grymasem.
– Ironia losu, prawda? Ta kawiarnia chyba naprawdę ma w sobie coś magicznego.
Adam przełknął ślinę. Chciał coś powiedzieć, ale jego głos zawisł w powietrzu.
– Może usiądziecie? – dodała Justyna. – Nie będziemy przecież udawać, że się nie znamy.
Usiadłam mechanicznie, Adam zrobił to samo. Cztery filiżanki, jeden stolik. Dwie zdrady. I nikt nie miał odwagi powiedzieć prawdy.
– To kto pierwszy? – zapytał Kuba. – Może zrobimy losowanie?
Nikt się nie zaśmiał. I wtedy zobaczyłam – w oczach Justyny był ból. Ale też ulga. Bo może tylko ktoś, kto też zdradza, może naprawdę zrozumieć, jak bardzo to boli.
Prawda była bolesna
Szliśmy w milczeniu. Między nami – kilka kroków, które zdawały się większe niż całe lata naszego małżeństwa. Adam i Justyna zostali w kawiarni. Adam szedł przede mną. Odezwał się dopiero pod klatką.
– Chcesz wiedzieć, kiedy to się zaczęło?
Spojrzałam na niego kątem oka. Miał zaciśniętą szczękę, dłonie w kieszeniach. Powiedziałam tylko:
– Tak.
– Rok temu, po waszym szkoleniu. Justyna coś podejrzewała, zdobyła kontakt do mnie. Chciała porozmawiać, podzielić się swoimi obawami. Spotykaliśmy się coraz częściej. Ona słucha. Patrzy. Nie przerywa mi po drugim zdaniu.
Weszliśmy na schody. Mieszkanie wydawało się zbyt jasne.
– A ty? Kiedy się zakochałaś?
– Ja się nie zakochałam – rzuciłam szybko, może zbyt szybko.
– Natalia, proszę cię.
Usiadł przy stole. Tym samym, przy którym jeszcze tydzień temu jedliśmy kolację w ciszy.
– Może gdybyś wtedy mnie przytuliła, coś powiedziała... Ale ty już byłaś gdzie indziej – powiedział bez wyrzutu. Z dziwnym spokojem.
– Nie tylko ty cierpiałeś. Ale przynajmniej ja nie udawałam, że wszystko gra.
– Nie udawałaś? Błagam cię, cały czas mnie okłamywałaś. A ja nie miałem wyboru. Musiałem żyć z tą wiedzą, zachować pozory.
Spojrzałam na niego. I zobaczyłam kogoś obcego. Nie byłam gotowa, żeby zobaczyć siebie jego oczami. Ale już nie było odwrotu.
Nikt już nie udawał
Nie wiedziałam, po co się zgodziłam. Justyna zadzwoniła dzień po tym feralnym czwartkowym zajściu i zapytała, czy możemy się spotkać. Nie pytała, czy mam czas. Po prostu: „Będę o siedemnastej, tam, gdzie zwykle siedzicie”. Tonem, któremu się nie odmawia. A więc przyszłam. Bo byłam ciekawa, bo coś we mnie chciało ją zrozumieć. Usiadła przede mną spokojnie, w tej samej beżowej kurtce. Bez makijażu. Jakby nie chciała już udawać.
– Wiesz, nie każda zdrada zaczyna się w łóżku – zaczęła od razu. – Niektóre zaczynają się od przemilczeń. Od tego, że ktoś miesiącami nie patrzy ci w oczy.
Nie odpowiadałam. Czekałam.
– Adam był nieobecny długo, zanim jeszcze całkowicie się oddalił. Kiedy mówiłam, kiwał głową, ale słuchał tylko do połowy zdania. A potem wracał do swoich... zajęć. Do ciebie.
– Czemu nic nie powiedziałaś? – zapytałam, w końcu przełamując ciszę.
– Bo chciałam ci spojrzeć w twarz.
To zdanie przecięło mnie jak nóż. Tak równo, bez krzyku, bez emocji. Tylko chłodne ostrze.
– Myślałam, że jesteś słaba, naiwna. A potem zrozumiałam, że jesteś dokładnie taka jak ja. Zabrakło ci tylko kogoś, kto by się tobą interesował. Kto by cię dostrzegł.
– Myślisz, że jeszcze da się coś naprawić?
Uśmiechnęła się gorzko.
– Nie wiem. Ale przynajmniej już nikt z nas nie udaje.
Zostałam sama
Nasz stolik był wolny. Czekał. Jak pies pod sklepem – wierny, mimo że nikt nie wraca. Usiadłam. Kelnerka rzuciła mi szybkie „dzień dobry” bez cienia uśmiechu. Zamówiłam latte, chociaż nie miałam ochoty na nic. Przez szybę patrzyłam na ludzi, którzy nie wiedzieli, co się wydarzyło w tym miejscu tydzień wcześniej. Jak świat się zawalił, jak bliskie osoby nagle stały się zupełnie obce.
Nie było Adama. Nie pisał, nie dzwonił. I może dobrze. Kuba wyszedł rano z domu, zostawiając kartkę: „Zostanę dłużej w pracy”. Nic więcej. Jakbyśmy się cofnęli do poprzedniego życia, tylko już bez żadnych masek. Zostałam sama. Ale pierwszy raz nie z poczuciem winy, a raczej z ciszą, która już tak nie ciążyła. Wzięłam łyk kawy. Była letnia i bez smaku, ale nie przeszkadzało mi to. Patrzyłam przez okno i myślałam: może następnym razem usiądę gdzie indziej.
Natalia, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Gdy odkryłam plamy na kołnierzyku męża, postanowiłam pobrudzić swoje sumienie. Pomógł mi w tym jego najlepszy kumpel”
- „Przez lata odkładałam grosz do grosza na własne 4 kąty. Mąż za moimi plecami oddał wszystkie pieniądze teściowi”
- „Mąż znikał w lesie na długie godziny. Bałam się, że mnie zdradza, ale prawda była o wiele bardziej tragiczna”









