To był jeden z tych dni, które zaczynają się zupełnie zwyczajnie, a kończą... no właśnie. Pracowałem w tej firmie już kilka lat, nie licząc na nic wielkiego. Dlatego, gdy szef wręczył mi premię, byłem w szoku. Prawdziwe pieniądze. Od razu pomyślałem o wakacjach. Marzyłem o białym piasku, palmach i słońcu. Czułem radość, jakiej dawno nie znałem. Kupiłem, sushi i wracałem do domu z głową pełną planów. Ale życie miało dla mnie inny scenariusz. Jeden wieczór zburzył wszystko, co wydawało się stabilne.

Ten dzień miał być jak każdy

– Serio? Nie pomylił się pan? – zapytałem, wpatrując się w cyfry na pasku wypłaty.

– Nie, Krzysztofie. Oto twoja zasłużona premia – odpowiedział szef z uśmiechem. – Jesteś solidny, niezawodny, a my to cenimy.

Wyszedłem z jego gabinetu z głową w chmurach. Przez chwilę czułem się, jakby ktoś docenił cały ten codzienny trud, niewidoczny dla świata. Odpaliłem wyszukiwarkę lotów, a serce biło mi szybciej niż przy pierwszej randce. W końcu mogłem pozwolić sobie na coś więcej niż wczasy nad polskim jeziorem. Miałem ochotę wykrzyczeć światu, że zasłużyłem. Na urlop, na szczęście i na chwilę oddechu.

Z pracy wyszedłem wcześniej – z tym charakterystycznym poczuciem, że świat właśnie zaczął się do mnie uśmiechać. Wstąpiłem do ulubionej knajpki po sushi, kupiłem nawet kwiaty. Ola miała ostatnio gorszy nastrój, może to ją rozchmurzy. Myślałem o tym, jak razem siedzimy na plaży, trzymamy się za ręce, milczymy i patrzymy na fale. Takie wakacje mogłyby być dla nas czymś nowym, początkiem kolejnego etapu.

Z klatki schodowej wysłałem jej wiadomość: „Mam dla ciebie niespodziankę! Już wchodzę”. Drzwi do mieszkania były zamknięte od środka, ale miała klucz. Otworzyłem. Cisza. Nie dziwna, ale inna niż zwykle. Czułem, że coś jest nie tak, choć jeszcze nie potrafiłem tego nazwać. Buty były inne. Zapach też. Ale dopiero, gdy podszedłem do drzwi sypialni, wszystko zaczęło się układać w całość.

Drzwi do sypialni były przymknięte

Z dziwnym niepokojem nacisnąłem klamkę. Ola siedziała na łóżku tyłem do mnie, w białym szlafroku, z telefonem w dłoni. Usłyszała, że wchodzę, ale się nie odwróciła. Coś było w jej sylwetce – napięcie, jakby bała się spojrzeć mi w oczy.

–Cześć – powiedziałem ostrożnie. – Wszystko okej?

Podniosła głowę i wtedy zobaczyłem jej twarz. Nie zaskoczoną. Nie ucieszoną. Raczej... gotową na coś, co miało nadejść. W tym samym momencie drzwi do łazienki otworzyły się z cichym skrzypnięciem. I wyszedł on. Obcy facet w samym ręczniku. Nawet nie wyglądał na skrępowanego.

Zamarłem. Spojrzałem na Olę. Przełknęła ślinę.

– Krzysiek... – zaczęła. – Wiem, jak to wygląda, i... przepraszam. To mój kolega. Z pracy – powiedziała cicho.

– Kolega? W ręczniku? U mnie w łóżku?

Nie odpowiedziała. Patrzyliśmy na siebie, a ja czułem, jak wszystko się we mnie gotuje. Chciałem wrzeszczeć, rzucać rzeczami, ale stałem nieruchomo. Jakby moje ciało nie mogło zareagować szybciej niż mózg, który jeszcze nie przyjął, że to się naprawdę dzieje. Obcy facet spojrzał na mnie, wzruszył ramionami i odwrócił się z powrotem do łazienki. A Ola... ona po prostu siedziała. Jakby czekała, aż zdecyduję, co dalej.

Stałem wbity w podłogę

Szukałem w głowie jakichkolwiek słów. Zamiast tego wydobyło się ze mnie jedno, płaskie zdanie: – Kiedy to się zaczęło?

Ola spuściła wzrok. Przez chwilę myślałem, że powie coś w rodzaju „to nie tak, jak myślisz”, ale ona nie miała już siły udawać: – Kilka miesięcy temu – powiedziała cicho. – Zaczęło się od rozmów po pracy. Potem jakoś... samo poszło.

– Samo poszło? – powtórzyłem z goryczą. – Ty wiesz, co ja dzisiaj planowałem? Chciałem cię zabrać na wakacje życia. Dostałem premię. Chciałem, żebyśmy wyjechali. Odpoczęli. Zaczęli od nowa, rozumiesz?

W oczach miała coś między żalem a niedowierzaniem: – Krzysiek... ty zawsze coś chciałeś. Ale zawsze było później, po pracy, po jakimś terminie. A ja byłam tu sama.

– To dlatego znalazłaś sobie kogoś innego?

– Nie planowałam tego. Po prostu poczułam, że jestem dla kogoś ważna.

Te słowa uderzyły we mnie mocniej niż cokolwiek innego. Jakby wszystko, co budowaliśmy przez lata, właśnie zostało wycenione na „samotność” i „ważność dla kogoś innego”. Oparłem się o framugę drzwi i w końcu spytałem: – Kochasz go?

Nie odpowiedziała od razu. Ale jej milczenie wystarczyło.

Czas ciągnął się jak nigdy

Staliśmy tak jak wryci, patrząc na siebie w milczeniu. Słyszałem krople wody kapiące z kranu w łazience, słyszałem swój własny oddech – krótki, urywany. I to milczenie między nami, które było głośniejsze niż jakiekolwiek krzyki.

Musisz się wyprowadzić – powiedziałem w końcu.

Nie odpowiedziała. Wstała powoli, jakby te słowa były dla niej oczekiwane. Nie zdziwiły jej. Jakby sama wiedziała, że tak to się skończy. Chciała coś powiedzieć, ale tylko pokiwała głową i wyszła z pokoju. Słyszałem, jak rozmawia szeptem z nim w przedpokoju. Gdy wyszli, mieszkanie nagle wydało się obce.

Zadzwonił telefon. Mama. Nie odebrałem. Co miałbym powiedzieć? Że nie jestem już pewien, kim jestem? Że wszystko, co znałem, zniknęło w ciągu piętnastu minut? Wstałem i zacząłem pakować jej rzeczy do walizki. Powoli. Starannie. Nie ze złości, ale z poczucia, że trzeba zamknąć ten rozdział. Choćbym nie wiem, jak bardzo tego nie chciał, wiedziałem jedno – Ola już nie była moim domem. A ja musiałem nauczyć się mieszkać sam.

Musiałem nauczyć się być sam

Minęły trzy dni, zanim wszystko do mnie dotarło. Przez pierwszą noc spałem na kanapie, chociaż łóżko było puste. Drugą noc spędziłem, gapiąc się w sufit, a trzeciego dnia po prostu wyszedłem z mieszkania. Bez planu. Chciałem uciec od ścian, które wszystko pamiętały. Zadzwoniłem do pracy i powiedziałem, że potrzebuję kilku dni wolnego. Szef się zgodził. Może się domyślił, a może nie. Nie obchodziło mnie to.

Wieczorem otworzyłem ponownie przeglądarkę z lotami. I z jakiegoś powodu nie zamknąłem jej. Patrzyłem na oferty last minute. Palmy, plaże, cisza. Wtedy uświadomiłem sobie, że nie muszę już nikogo pytać. Nie muszę dopasowywać planów, budżetu, humoru drugiej osoby. Kliknąłem „rezerwuj”, chociaż jeszcze nie wiedziałem, czy jadę, by coś odnaleźć, czy by coś zgubić. Ale wiedziałem, że muszę jechać.

Samolot wylądował tuż przed świtem

Powietrze było ciepłe, słone i dziwnie obojętne na to, co działo się we mnie. Wyszedłem z terminalu z jedną walizką i bez żadnych planów. Hotel zarezerwowałem naprędce – zwykły, niewielki pensjonat przy plaży. Bez luksusów, bez all inclusive. I dobrze. Nie miałem siły na sztuczny uśmiech recepcjonistów.

Pierwsze dwa dni przesiedziałem na balkonie. Patrzyłem na fale, które rytmicznie uderzały o brzeg, jakby ktoś tam w środku świata chciał mnie przekonać, że wszystko ma swój rytm. Jadłem mało, spałem jeszcze mniej, ale powoli coś się we mnie zmieniało. Trzeciego dnia poszedłem na spacer i spotkałem parę starszych ludzi, którzy zaprosili mnie na kawę. Mówili łamaną angielszczyzną, ale ich życzliwość była szczera. Opowiadali o tym, jak tu przyjeżdżają co roku. Jak życie potrafi się zmienić po sześćdziesiątce i jak ważne jest, żeby się nie zatrzymać.

Zacząłem wychodzić z pokoju częściej. Poznałem kilka osób, ale nie szukałem niczego. Po prostu byłem i to wystarczało. Czy to były wakacje życia? Nie. To były wakacje, które pozwoliły mi zrozumieć, że życie się nie kończy, kiedy kończy się związek. Że samotność nie musi być karą, tylko początkiem czegoś innego. I że czasem, żeby się odnaleźć, trzeba się zgubić. Wracałem do kraju z tym samym bagażem, ale innym sercem.

Krzysztof, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: