Nigdy nie sądziłem, że moje małżeństwo stanie się polem walki o zaufanie. Przez długi czas byliśmy zgodną parą – przynajmniej tak mi się wydawało. Rutyna, praca, wspólne obiady, czasem wieczór z filmem. Myślałem, że to wystarczy, że to właśnie stabilność jest tym, czego oboje chcieliśmy. Niestety, moja żona zaczęła widzieć rzeczy, których nie było. W każdym moim uśmiechu do koleżanki z pracy, w każdej wiadomości na telefonie, doszukiwała się zdrady. Początkowo sądziłem, że to przejściowe, ale potem wydarzyło się coś, czego nigdy jej nie zapomnę…

Zauważyłem to po raz pierwszy

Na twarzy mojej żony pojawił się uśmiech, ale oczy mówiły co innego – chłodne, badawcze spojrzenie, jakby mnie skanowała. Usiadłem przy stole, rzuciłem krótkie „przepraszam, korki były straszne”, ale nie odpowiedziała. Stała oparta o framugę, krzyżując ręce na piersi.

– Znowu z tej firmy nie możesz się wyrwać – rzuciła niby od niechcenia. – Fajnie tam macie, co?

Nie drążyłem. Miałem za sobą ciężki dzień i jedyne, na co miałem ochotę, to święty spokój. Pocałowałem ją w policzek, ale ona się cofnęła. Zostawiła mnie z obiadem, który już dawno wystygł. Z dnia na dzień robiła się coraz bardziej podejrzliwa. Przeglądała moje kieszenie, zaglądała do telefonu, nawet kiedyś zrobiła zdjęcie tablicy rejestracyjnej auta, którym odwoziłem koleżankę po spotkaniu służbowym.

– Kto to był? – zapytała tego wieczora, pokazując zdjęcie.

– Koleżanka z pracy. Miała problem z samochodem, więc ją podrzuciłem.

– Jasne. A może podrzuciłeś ją do hotelu?

Patrzyła na mnie tak, jakby właśnie mnie przyłapała z tą kobietą w łóżku. Czułem się, jakbym był ciągle przesłuchiwany. Atmosfera w domu zaczęła gęstnieć. Już nie było czułości, nie było śmiechu, tylko nieustanne pytania i podejrzenia.

Przestałem czuć się jak u siebie w domu

Wszystko, co robiłem, było potencjalnie podejrzane. Przeglądała moje smsy, zaglądała do historii połączeń. Raz nawet przejrzała mi służbowy laptop, twierdząc, że "chciała tylko coś sprawdzić w Excelu". Zorientowałem się, że prowadziła coś w rodzaju własnego śledztwa. Znikała na całe godziny, po czym wracała z miną, jakby właśnie zdobyła kolejny dowód zdrady. Kiedyś znalazłem w szafie kartkę – zapiski dat, godzin i inicjałów. Mój grafik. Porównywała go chyba z wiadomościami z mojego telefonu.

Myślisz, że jestem głupia? – zapytała, gdy przyłapała mnie na przeglądaniu tej kartki. – Spotykasz się z nią. Myślisz, że nie wiem, że siedzi obok ciebie w biurze?

– Marysia? Pracuje ze mną w dziale, to wszystko.

– Nie jestem idiotką.

Byłem już zmęczony tą wojną. Zacząłem unikać kontaktu, by nie prowokować. Z pracy wracałem punktualnie, nie odbierałem służbowych telefonów po osiemnastej, nawet przestałem komentować kobiety w serialach, które oglądaliśmy razem. A i tak wszystko było źle. Pewnego dnia znalazła rachunek za obiad – z restauracji, w której byliśmy z działem po podpisaniu dużego kontraktu. Dopisała do rachunku długopisem: „Marysia?”. Rzuciła go na moją poduszkę. Spałem wtedy na kanapie.

Tego wieczoru mieliśmy mieć gości

Przyjeżdżała moja siostra z mężem i dzieciakami. Ustaliliśmy to już dawno, a mimo to, kiedy wróciłem z pracy, zastałem żonę siedzącą w salonie z kieliszkiem wina w ręce i wyrazem twarzy, który zwiastował burzę. Stół nie był nakryty, dziecięce zabawki dalej leżały porozrzucane na dywanie, a w kuchni pachniało tylko dymem z przypalonej patelni.

– Goście zaraz przyjadą – powiedziałem, zdejmując płaszcz.

– Może lepiej, żeby nie przyjeżdżali – odpowiedziała chłodno. – Chyba nie powinni oglądać naszego małżeństwa od środka. Znowu byłeś z tą swoją Marysią? – zapytała.

Zacisnąłem zęby – Skończ, błagam cię. To była normalna zmiana w pracy. Nawet nie zamieniliśmy dziś słowa.

Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Goście. Wpuściłem ich z wymuszonym uśmiechem, a żona przez godzinę udawała, że wszystko gra. Po kolacji, gdy wszyscy byli jeszcze przy stole, nagle wstała i rzuciła: Może powiesz im wszystkim, z kim naprawdę spędzasz wieczory?

Stół zamilkł, a moja siostra spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Chciałem coś powiedzieć, ale nie byłem w stanie.

Myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy

Pomyliłem się. Dwa dni później, w środę rano, siedziałem przy biurku, przeglądając raporty, gdy usłyszałem poruszenie na korytarzu. Ktoś biegł, ktoś inny szeptał coś pod nosem. Zanim zdążyłem zareagować, drzwi do mojego pokoju otworzyły się gwałtownie.

O proszę, sam na sam! – wparowała ona, moja żona, cała roztrzęsiona i blada z emocji. – Wiedziałam, że tu będziecie!

Marysia siedziała przy sąsiednim biurku, z kubkiem kawy w dłoni. Zamarła. Reszta zespołu stanęła w drzwiach, niepewna, czy wchodzić, czy uciekać.

– Co ty wyprawiasz?! – poderwałem się z krzesła. – Co ty tu robisz?

– Przyszłam zobaczyć na własne oczy – rzuciła ostro. – Może teraz coś powiesz, ty i twoja ukochana?

Marysia spuściła wzrok. Było mi jej żal. W jednej chwili stała się uczestniczką przedstawienia, którego nie powinna być częścią.

– Nie rób sceny, wyjdź stąd – syknąłem przez zęby. – Tu jest moja praca.

– Twoja praca? Czy może twoje drugie życie?

Szef, pan Domański, pojawił się nagle w drzwiach: – Co tu się dzieje?

Przez moment nikt się nie odzywał. Potem moja żona wybuchła płaczem i wybiegła z biura, zostawiając za sobą ciszę, wstyd i dziesiątki par oczu wbitych we mnie. Stałem tam jak idiota, czując, że coś bezpowrotnie się skończyło.

Po tamtym dniu nie wróciłem od razu do domu

Przesiedziałem kilka godzin w aucie, zaparkowanym pod parkiem. Myślałem o wszystkim: o jej oczach pełnych furii, o Marysi, która przez moją żonę nie pojawiła się w pracy przez następne dwa dni, o szefie, który wezwał mnie na rozmowę i powiedział, że musi „porozmawiać z działem HR”.
Kiedy w końcu otworzyłem drzwi do mieszkania, zastałem ją siedzącą na kanapie, w piżamie, z czerwonymi oczami i paczką chusteczek na kolanach. Spojrzała na mnie, ale nie odezwała się ani słowem.

– Nie wiem, co więcej mam ci powiedzieć – zacząłem spokojnie. – Nie zdradziłem cię. Nigdy.

– Ale… ja czuję, że coś się zmieniło – wyszeptała.

– Tak, zmieniło się. Przestałaś mi ufać. Zaczęłaś wierzyć własnym domysłom, zamiast mi. Przez to rozwaliłaś nie tylko nas, ale i moją pracę. Potrzebuję czasu – powiedziałem cicho – Nie wiem, czy potrafię dalej z tobą być. Nie po tym, co zrobiłaś.

Ona tylko skinęła głową. Wtedy zrozumiałem, że żadne z nas nie jest w tym momencie gotowe na przebaczenie. Choć nie było zdrady, było coś równie trudnego do wybaczenia – zniszczone zaufanie.

Wyprowadziłem się tydzień później

Zrobiłem to bez krzyków, bez dramatycznych pożegnań. Spakowałem walizkę, zabrałem kilka ubrań i dokumenty. Ona nie pytała, dokąd jadę. Ja nie mówiłem. Zostawiłem jej klucze na stoliku w przedpokoju. Tyle zostało z naszego wspólnego życia – klucze i cisza. Zamieszkałem tymczasowo u kolegi. W pracy temat incydentu przycichł, choć czułem, że co poniektórzy nadal mnie obserwują z ukosa. Marysia wróciła, ale trzymaliśmy dystans.

Od żony dostawałem wiadomości. Czasem długie, czasem tylko jedno słowo: „przepraszam”. Nie odpisywałem. Nie dlatego, że byłem zły. Po prostu nie wiedziałem, co miałbym powiedzieć. Przecież to wszystko nie wydarzyło się nagle. To był proces. Kropla po kropli wylewała się z niej zazdrość, aż w końcu zalała wszystko.

Czasem zastanawiam się, czy mogłem coś zrobić inaczej. Może więcej rozmawiać, bardziej uspokajać, nie zbywać jej obaw. Ale przecież nie można żyć w związku, gdzie każda chwila jest przesłuchaniem. Gdzie każdy gest trzeba tłumaczyć. Nie wiem, co będzie dalej. Może kiedyś uda się odbudować, choć cień relacji. Może już nie. Ale jedno wiem na pewno – miłość bez zaufania to jak dom bez fundamentów. Prędzej czy później i tak się zawali.

Michał, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: