Kiedy miałam trzydzieści lat, byłam pewna, że życie kończy się po czterdziestce. No bo kto chciałby być babką w garsonce i z trwałą ondulacją, wlepiającą wzrok w gazetkę promocyjną z dyskontu? A potem jakoś minęło czterdzieści, potem pięćdziesiąt... i zanim się obejrzałam, stuknęła mi sześćdziesiątka. I wiecie co? Lubię ubrać się w coś kolorowego, potańczyć, pośmiać się na głos – i niech się gapią, jak chcą. Może to kwestia przekory, a może tego, że za długo tłumiłam siebie. Zresztą... kiedy, jak nie teraz? Córka oczywiście tego nie rozumie. I właśnie wtedy, gdy ostatnio ubrałam żółty płaszcz w kwiaty i wrzuciłam zdjęcie z wrotkami – padły te słowa:
– Mamo, robisz z siebie pośmiewisko.
Uśmiechnęłam się. Wzięłam łyk herbaty z imbirem i powiedziałam tylko:
– Wolę być śmieszna niż zgorzkniała.
Nie zrozumiała. Ale to nic. Moja historia dopiero się zaczyna.
Przecież ty masz sześćdziesiąt cztery lata
– I naprawdę tak poszłaś na zakupy? – zapytała Julia, patrząc na mnie z miną, jakbym wyszła z domu w stroju klauna.
Stałam akurat przy kuchni, wyciągając z piekarnika drożdżowe ciasto. Płaszcz zawisł na oparciu krzesła, a wrotki – dumne, pastelowe, z błyszczącymi kółkami – stały przy wejściu.
– Tak. I nawet pani z warzywniaka powiedziała, że świetnie się prezentuję.
– Mamo... – westchnęła ciężko, siadając przy stole. – Przecież ty masz sześćdziesiąt cztery lata. Nie jesteś już nastolatką.
– A to znaczy, że mam co? Mam chodzić cały czas w podomkach – zapytałam. – Julka, ja nie robię nikomu krzywdy. Jeżdżę na wrotkach. Uśmiecham się. To grzech?
– To... żenujące. – Julia spuściła wzrok. – Robisz z siebie pośmiewisko.
Zamarłam na moment. Ostatni raz, kiedy ktoś powiedział mi coś równie bolesnego, to był chyba Marian – mój były mąż.
– Wolę być śmieszna niż zgorzkniała – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku aż kipiało.
Zapanowała cisza. W piekarniku dopiekała się druga blacha ciasta.
– Chcesz kawałek drożdżowego? – zapytałam w końcu.
– Nie wiem, czy nie jestem na ciebie za bardzo obrażona.
– To zjedz dwa. Może przejdzie.
Uśmiechnęła się pod nosem, ale już nic nie powiedziała.
Nie muszę się nikomu tłumaczyć
– Magda, no nie wierzę! Ty to jesteś! – usłyszałam zza pleców, kiedy stałam przy osiedlowym śmietniku z kartonem po nowym blenderze.
Odwróciłam się i zobaczyłam Halinkę z trzeciego piętra. 
– A w co nie wierzysz, Halinko?
– No, że ty tak sobie... tak sobie chodzisz! W tych butach... na kółkach! I ten płaszcz. Wzorzysty! No wiesz... ludzie mówią.
– Zawsze mówią. Jak się jest za grzeczną – mówią. Jak się za dużo śmieje – mówią. A jak się ubierze kolorowo – to już hańba i sodoma. To co?
– Ale w twoim wieku...
– Halinka. Przestań. W moim wieku nie muszę się nikomu tłumaczyć. Ty też nie musisz, ale chyba lubisz.
Halinka się zarumieniła.
– Wiesz... ja też kiedyś chciałam takie czerwone kalosze, jak widziałam w katalogu.
– To, czemu nie kupiłaś?
– Bo mój mąż powiedział, że się nie wypada.
Pokiwałam głową i wrzuciłam karton do kontenera.
– Halinka. Kup te kalosze. I załóż je, zanim ci życie przejdzie obok.
Poukładane rzeczy są nudne
Tego popołudnia Julia przyszła bez zapowiedzi. Zazwyczaj poprzedzała swoje wizyty trzema SMS-ami i jednym pasywno-agresywnym telefonem, więc coś musiało ją gryźć.
– Masz coś słodkiego? – zapytała, siadając przy stole i zsuwając płaszcz z ramion.
– Coś się stało? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. – Słodkie mam. Sernik. Ale ciężki. Jak twoje nastroje ostatnio.
– Mamo… nie zaczynaj.
Podałam jej kawałek na talerzyku z lawendowym wzorem. Złapała widelczyk i zaczęła dłubać w cieście.
– Bardzo dobry – mruknęła.
Po czym dodała:
– Wiesz… nie powinnam była tak mówić. O tym pośmiewisku. Po prostu... długo cię znałam taką... poukładaną, a teraz jesteś zupełnie inna.
Zaskoczyła mnie.
– Poukładane rzeczy są nudne – oznajmiłam z uśmiechem.
Życie nie pyta o metrykę
Zawsze lubiłam tańczyć, choć całe życie tłumaczyłam sobie, że nie mam na to czasu. A teraz, w każdy czwartek, pod sklepem z warzywami organizują potańcówki osiedlowe. Taka inicjatywa sąsiedzka: trochę muzyki z głośnika, trochę śmiechu.
– Pani Magdo, dzisiaj też pani z nami zatańczy? – zagadnęła mnie Gosia, lat pięćdziesiąt trzy, w legginsach z cekinami i z uśmiechem większym niż cała ta impreza.
– A jakże. Ja się tu rozgrzewam od rana. Dziś mam ochotę na coś szybszego – odpowiedziałam i zakręciłam się w moim nowym, granatowym płaszczu w kolorowe kwiaty.
Kiedy zabrzmiała moja ulubiona piosenka, nie pytając nikogo o pozwolenie – wyciągnęłam Halinkę z tłumu.
– Ale ja nie umiem… – próbowała protestować.
– To tym bardziej. – zaśmiałam się.
I zatańczyłyśmy. Halinka najpierw jak robot z problemami z koordynacją, ale potem coś w niej puściło. Zaczęła się śmiać. Jej twarz – zwykle spięta – teraz była rozświetlona.
– Magda, Boże, kiedy ja ostatnio się śmiałam?! – zawołała.
Muzyka grała, wieczór pachniał pieczonym chlebem z pobliskiej piekarni, a ja wiedziałam jedno – życie nie pyta o metrykę, zanim zaprosi do tańca. W piątek wybrałam się do drogerii po szampon, a wróciłam z czerwoną szminką. Wychodząc ze sklepu, spotkałam Julię. I oczywiście – bingo – dokładnie wtedy, gdy poprawiałam usta w lusterku.
– Mamo?! – zawołała z takim przerażeniem. – Co ty robisz?
– Maluję się. A co, nie rozpoznajesz własnej matki w wersji deluxe?
– Ale tak… publicznie? I… na czerwono? Mamo, naprawdę. To wygląda… – zawahała się – odważnie.
– Dziękuję. To był komplement? Wiesz, ty się boisz, że ludzie się będą gapić. A ja się boję, że przestaną.
– Zupełnie cię mamo nie poznaję.
– A ja dopiero teraz poznałam siebie naprawdę.
– Choć czasem mnie to zawstydza… to chyba też cię podziwiam. Tylko nie umiem jeszcze powiedzieć tego wprost.
– Właśnie powiedziałaś.
Popatrzyła na mnie. Tym razem bez oceny. Z czułością.
Magdalena, 64 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na stare lata dopadła mnie strzała Amora. Ludziom nie mieści się w głowie, że w tym wieku wolę randki od szydełkowania”
 - „W sanatorium nie mogłem się oprzeć uroczej kuracjuszce. Na dancingu nasze serca wirowały w rytmie walca”
 - „Całe życie byłam rozsądna, aż w końcu na stare lata powiedziałam dość. Nie sądziłam, że wolność ma swoją cenę”
 
 





