Nie wiem, kiedy dokładnie przestałem lubić ludzi. Może to był proces. Może to się działo powoli – po jednej rozmowie, po jednym zawiedzionym spojrzeniu, po jednym nieszczerym „co u ciebie?”. A może to był moment, którego nie zauważyłem. Teraz jest tak, że pracuję zdalnie, rzadko wychodzę z mieszkania. Mam parę pasji – robię zdjęcia starych budynków, kolekcjonuję płyty winylowe, a czasami, kiedy nie mogę spać, uczę się szwedzkiego. Tylko tak, dla siebie. Nikomu się tym nie chwalę, nikogo to przecież nie obchodzi.
Wigilia zawsze wyglądała podobnie
Mama pyta, czy jem, bo wyglądam blado, a tata tylko kiwa głową jak zawsze. Magda – moja siostra – uśmiecha się od ucha do ucha, z błyskiem w oku rozdaje prezenty wszystkim po kolei, a potem ze wzruszeniem patrzy, jak je rozpakowujemy. Co roku od niej dostaję książkę tej samej autorki. Nie wiem ile ich mam, bo po trzecim razie, przestałem liczyć. Kiedyś naprawdę kochałem czytać, a teraz te książki stoją na półce zafoliowane.
W tym roku Magda znów mówiła najwięcej. Opowiadała, że Antek – jej starszy syn – grał w szkolnym przedstawieniu świętego Józefa, a młodszy coś tam narysował i zdobył wyróżnienie. Pokiwałem głową, dodałem: „To fajnie”, i zamilkłem. Wiedziałem, że nie muszę nic więcej mówić, bo nikt tego nie oczekiwał. To była jedna z tych rozmów, które toczyły się same, bez potrzeby uczestnictwa. Potem przyszła pora na prezenty.
Mama wręczyła każdemu coś praktycznego – skarpetki, ręcznik, herbata w puszce. Klasyka. Magda rozdała kolorowe pakunki, uśmiechając się promiennie. Mój leżał jak zawsze – prostokątny, sztywny, przewidywalny. Zanim go otworzyłem, spojrzałem na nią. Potem rozerwałem papier i znów tam była. Książka-nowa część tej samej serii. Okładka w pastelowych barwach, tytuł o miłości i samotności, może coś o podróży – nie zwróciłem uwagi.
– No przecież lubisz czytać! – zawołała Magda z dumą.
– Kiedyś lubiłem – odpowiedziałem, odkładając książkę na bok.
Zapanowała niezręczna cisza
Nie długa, ale wystarczająco niezręczna, żeby każdy ją poczuł. Mama spojrzała na mnie ze sztucznym uśmiechem, który rozciągnął jej usta, ale nie poruszył ani jednej zmarszczki wokół oczu. Tata nadal milczał. Magda po chwili zaśmiała się krótko, jakby to wszystko było żartem, który tylko ja potraktowałem zbyt serio.
– Aż tak ci się znudziły książki? – zapytała, udając lekki ton.
– Może nie znudziły. Po prostu przestałem wierzyć, że coś się w nich zmienia – odparłem.
Mama zaczęła szybko zmieniać temat i mówić o karpiu. Że się udał, że w tym roku jest wyjątkowo delikatny, że przyprawy lepsze niż te z zeszłego roku. Ja w tym czasie patrzyłem na tę książkę. Zafoliowaną. Jeszcze pachniała drukiem.
Z każdą minutą miałem coraz większe wrażenie, że nie patrzę na prezent, tylko na jakiś dziwny symbol. Bezużyteczny, a jednak powtarzany co roku. Jakbyśmy wszyscy grali w przedstawieniu, w którym nikt nie pamiętał już sensu pierwszego aktu.
– Po co się starasz, Magda? – pomyślałem. – Myślisz, że to coś zmienia? Przecież nie rozmawialiśmy naprawdę od lat.
Następnego dnia obudziłem się wcześnie
Stanąłem przed półką. Wszystkie książki od Magdy były tam, ustawione jak w sklepie – w idealnym porządku, grzbietami do przodu, żadna nieotwarta. Sięgnąłem po najnowszą. Wciąż była zafoliowana. Usiadłem przy stole, włączyłem laptopa i zacząłem wystawiać ogłoszenia. Wpisałem tytuł, wybrałem kategorię, a potem przyszła kolej na opis: „Stan idealny, nigdy nieczytana. Jak relacje rodzinne.”
Zamknąłem komputer i przypomniało mi się, jak kiedyś naprawdę czytałem. Potrafiłem siedzieć pod biurkiem z latarką, bo w pokoju już gaszono światło. Czytałem książki, których nie rozumiałem, tylko dlatego, że były i miały w środku historie. Przynosiłem je ze szkolnej biblioteki, z piwnicy, z klatki schodowej, gdzie ludzie zostawiali stare tomy w kartonach. Nikt nie zauważył, że przestałem i nikt nie spytał dlaczego.
Nie pamiętam dokładnie, ile miałem lat, kiedy próbowałem powiedzieć Magdzie o czymś ważnym. Miałem zeszyt, do którego pisałem opowiadania. Jedno z nich było o chłopcu, który udawał, że śpi, żeby nie słuchać, jak rodzice się kłócą. Pokazałem je siostrze, kiedy siedziała przy biurku.
Przeczytała dwa zdania i zapytała: – Ale po co to piszesz? To jakieś zadanie?
Pokręciłem głową, niepewnie: – To takie... moje. Po prostu.
– Aha – rzuciła, odkładając zeszyt. – Wiesz, że zaraz leci ten serial, co lubimy?
Wtedy schowałem zeszyt na dno szuflady. Już nigdy do niego nie wróciłem. Może dlatego teraz łatwiej mi było udawać. Łatwiej mówić „dziękuję” i „super książka” niż powiedzieć prawdę. Bo po co? Przecież nie chodziło o mnie. Chodziło o rytuał i o to, żeby wszystko wyglądało, jak trzeba. Tylko że ja coraz bardziej nie potrafiłem w nim uczestniczyć.
Tego się nie spodziewałem
Kilka dni później, kiedy wróciłem z zakupów i zdjąłem kurtkę, telefon zadzwonił. Na wyświetlaczu – Magda. Zdziwiło mnie to, bo rzadko dzwoniła bez zapowiedzi. Odebrałem.
– Wystawiłeś tę książkę? – zapytała od razu, bez powitania – To... to jakiś żart, tak? Wiesz, że wystarczyło powiedzieć, że nie chcesz już książek? Że cię to nie cieszy? – jej głos był spięty, ale starała się mówić łagodnie.
– A co by to zmieniło? – zapytałem. – Zamiast książki dałabyś mi inny prezent, który i tak nic by nie znaczył.
– Myślisz, że nic nie znaczy? Że próbuję być blisko, ale to wszystko tylko pokaz? – podniosła głos, a potem go natychmiast stłumiła. – To może trzeba było mi powiedzieć wcześniej, że cię nie obchodzę.
Zamilkłem i to nie dlatego, że nie miałem nic do powiedzenia. W końcu powiedziałem: – Chyba sam chciałem wierzyć w to, że jesteśmy blisko, że te książki coś znaczą i że jeszcze się rozumiemy.
Westchnęła, a potem powiedziała cicho: – Wiesz, co, muszę kończyć. Zadzwonię, jak... jak będę mogła.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, już się rozłączyła. Zostałem sam w mieszkaniu. Telefon w dłoni, jakby jeszcze przez chwilę był ciepły od tej rozmowy. Ale nic się nie zmieniło. Może tylko to, że teraz już wszystko było powiedziane. Albo prawie wszystko.
Po rozmowie wyszedłem z mieszkania
Nie chciałem siedzieć i analizować każdego zdania, które padło. Wiedziałem, że i tak będę to robił, ale w ruchu łatwiej udawać, że się nie myśli. Śnieg topniał pod butami, na chodnikach były śliskie plamy, a ja szedłem bez celu, po prostu przed siebie.
W głowie miałem obraz wigilijnego stołu. Mama – pogodzona, z tym że wszystko musi wyglądać dobrze, choćby w środku się waliło. Tata – obecny ciałem, nieobecny resztą. Taki był, odkąd pamiętam. Zawsze coś naprawiał, coś robił, coś przemilczał. Jakby cisza była jego językiem. A Magda... Magda zawsze grała rolę tej, która trzyma wszystko w garści. Ta, co wie, co komu kupić, co komu powiedzieć, jak uratować atmosferę. Tylko że my nie potrzebowaliśmy ratunku, my potrzebowaliśmy prawdy.
Nie chciało mi się wracać do domu. Wstąpiłem do kawiarni, tej niedaleko rynku, w której bywałem kiedyś częściej. Zamówiłem herbatę, usiadłem przy oknie i wyjąłem telefon. Sprawdziłem ogłoszenie. Książka już się sprzedała, a kupujący napisał wiadomość: „PS: Opis rozwalił mnie na łopatki.”
Przeczytałem to kilka razy. Nie wiem, czy chodziło o śmiech, czy o zrozumienie. Ale ktoś zauważył. Ktoś przeczytał zdanie, które było prawdziwe. Może właśnie o to chodziło. Żeby choć raz przestać udawać. Może właśnie to było mi potrzebne – powiedzieć coś szczerze, nawet jeśli tylko w ogłoszeniu.
Coś we mnie pękło
Wróciłem do domu i usiadłem przy komputerze. Nie miałem ochoty na film ani na muzykę, nie chciałem też czytać wiadomości. Otworzyłem pocztę i zacząłem pisać maila do Magdy. Bez planu, bez powitania. Palce same ułożyły słowa: „Jeśli naprawdę chcesz, żebym ci kiedyś coś powiedział, to niech to nie będzie przy świątecznym stole.”
To było wszystko. Nie przeprosiłem. Nie tłumaczyłem się. Nie dopisałem nic więcej. Nie chciałem się w tym rozmywać. Wysłałem i przez chwilę patrzyłem na ekran, jakby miał mi powiedzieć, co dalej. Nie powiedział. Zrobiło się cicho. Bardzo cicho.
Czułem ulgę. Krótką jak oddech po wyjściu na mroźne powietrze. Potem przyszła pustka. Nie dramatyczna. Raczej taka, w której nie wiesz, co ze sobą zrobić. Poszedłem do kuchni, nalałem sobie wody, stanąłem przy oknie. W sąsiednim bloku paliły się światła. Ktoś jadł kolację, ktoś oglądał telewizję, ktoś rozmawiał, a może też milczał, tylko że we dwoje.
Zastanawiałem się, czy Magda odpisze. Czy się obrazi. Czy poczuje się zraniona, czy zrozumie. A może po prostu skasuje wiadomość, zamknie laptopa i pójdzie do swoich dzieci, do męża, do życia, które potrafi prowadzić z zamkniętymi oczami. Tak jak ja prowadzę swoje. Nie wiedziałem, czy coś się zmieni, ale to, że wreszcie coś powiedziałem bez opakowania, było nowością. Czułem to wyraźnie – ta wiadomość była jak otwarte okno w dusznym pokoju. Krótki podmuch chłodnego powietrza. A potem znowu cisza.
Wojtek, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dałam mężowi na Mikołajki prezent prosto z serca. Przekonałam się, jak słabo znam faceta, z którym żyję od 10 lat”
- „Zjazd absolwentów przywołał nie tylko wspomnienia ze szkolnej ławki. Wraz z nimi wróciła do mnie miłość z dawnych lat”
- „Po rozwodzie czułam się przezroczysta i bezużyteczna. Dopiero nowy romans na nowo obudził we mnie kobietę”









