Na początku myślałam, że to będzie spokojny weekend. Pojedziemy na cmentarz, odpalimy znicze, zamienimy kilka słów. Klasyka. Ale wystarczyła jedna uwaga mojej teściowej, jedno spojrzenie spod podniesionych brwi i – jak to zwykle bywa – wszystko wzięło w łeb. Mówiąc szczerze, nie jestem osobą szczególnie pobożną, ale raz w roku staram się, jak umiem. Bez większego zadęcia, bez tej teatralnej zadumy na pokaz.
Ale niestety – dla mojej teściowej każda okazja to moment na egzamin. Jakbym miała do zdania jakiś wewnętrzny test z bycia żoną jej ukochanego synka. Nieważne, że jesteśmy małżeństwem od prawie dekady i mamy wspólny kredyt, psa i dwójkę dzieci. Dla niej ja wciąż jestem „tą dziewczyną”. W tym roku postanowiłam zrobić wszystko jak należy. Kupione znicze nie były z przeceny, a chryzantemy wybrałam duże, dorodne, w kolorze, który – jak sądziłam – spodoba się nawet jej. No i wtedy właśnie to powiedziała. O tych „wieńcach z horroru”. Jakbym z cmentarza zrobiła plan zdjęciowy jakiegoś filmu grozy. A potem... Potem już poszło.
Teściowa skrytykowała moje kwiaty
– Malwina, kup proszę jakieś kwiaty na groby. Tylko nie takie z marketu – rzuciła teściowa, nie podnosząc nawet wzroku znad krzyżówki. – W zeszłym roku wyglądały jak z taniej wystawki.
– Jasne, mamo. Pójdę do kwiaciarni przy kościele, tam mają ładne kompozycje – odparłam spokojnie, chociaż w środku aż się we mnie gotowało.
– Oby nie plastikowe. I nie te z brokatem, bo potem wygląda jakbyśmy na grobie odprawiali wesele.
Zacisnęłam zęby i wyszłam z domu. Przez całą drogę powtarzałam sobie: „To tylko kwiaty”. Wybrałam duże, piękne chryzantemy. Ciężkie, rozłożyste, w ciemnofioletowym odcieniu. Kwiaciarka aż cmoknęła z uznaniem, że „pani ma oko”. Wróciłam dumna jak paw.
– Co to ma być? – zapytała teściowa, patrząc na kwiaty.
– Chryzantemy. Piękne, prawda? – uniosłam brwi, jeszcze z nadzieją.
– Wyglądają jakbyś zamówiła je do planu filmowego. Wiesz, tego z tymi zombie. I... no nie powiem... te kolory! Jakby zaraz zza pomnika miał wyskoczyć Dracula.
Poczułam, jak moja twarz robi się czerwona. Wzięłam oddech.
– To może sama następnym razem sama kupisz – syknęłam.
– Nie denerwuj się, Malwinka. Po prostu... masz inny gust. Taki... awangardowy.
Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale ugryzłam się w język.
Kąśliwych uwag ciąg dalszy
Cmentarz był jak co roku – zatłoczony. Kręciło się tam pół miasta. Wszyscy udawali, że się nie widzą, dopóki nie stanęli metr od siebie.
– O, proszę, proszę… – odezwała się teściowa, przystając przed grobem jej rodziców. – Zofia z mężem już byli. Jak zwykle, pierwsza.
– A mówiła, że ją krzyż łupie – mruknęłam, stawiając moje fioletowe chryzantemy przy tablicy.
– Nie tak! – syknęła teściowa. – Przesuń je trochę w prawo. Tu nikt nie będzie widział nazwiska.
Poprawiłam kwiaty.
– Tak lepiej? – zapytałam z lodowatym uśmiechem.
– No, chociaż tyle. Ale i tak za ciemne. Pogrążają wszystkich w jeszcze większym smutku.
– To grób, mamo. Tu nie ma opcji „wesoło”.
Obok przeszła sąsiadka z osiedla. Spojrzała na nas i przystanęła.
– Dzień dobry! O, widzę, że tym razem chryzantemy … sama pani wybierała?
– Nie, to synowa – odpowiedziała teściowa. – Ja bym wybrała coś jaśniejszego. Ale co poradzić… młodzi teraz mają inne wyczucie.
Stałam tam, z rękami w kieszeniach, zaciśniętymi ustami i tylko jedna myśl krążyła mi po głowie: wytrzymaj, Malwina, wytrzymaj. Do grobu dziadka szliśmy w milczeniu. Teściowa pierwsza, ja i reszta rodziny za nią, niosąc znicze.
– Uważaj, tu korzeń – rzuciła, nie odwracając się.
– Mhm.
Zatrzymała się nagle i westchnęła ciężko.
– No i znowu ktoś ukradł wazon. Co roku to samo. – Ludzie to jednak hieny. Nawet zmarłemu zazdroszczą.
Zaczęła układać znicze, jakby grała w jakąś wersję planszówki. Jeden w lewo, drugi w prawo, trzeci pod kątem.
– Może jednak moje kwiaty postawić tutaj? – zaproponowałam. – Ładnie by się komponowały z marmurem.
– Absolutnie nie – ucięła. – Dziadek miał poczucie humoru i wolałby coś innego, niż te ciemne wieńce.
– Te chryzantemy są symboliczne – powiedziałam spokojnie. – Ciemny fiolet oznacza szacunek i powagę.
- Nie będziemy ich tu stawiać i kropka.
W ciszy zapaliłam znicz i przez chwilę patrzyłam na płomień.
– Malwinka, no nie stój tak. Pomóż mi jeszcze tu podgarnąć liście.
W drodze powrotnej z cmentarza w samochodzie panowała cisza. Teściowa siedziała z przodu obok mojego męża, ja z tyłu z dziećmi. Starsza córka coś rysowała palcem po zaparowanej szybie, młodszy spał z otwartą buzią.
– Widzieliście pomnik sąsiadów, piękne te wiązanki mieli, nie to co nasze – mruknęła teściowa.
– A ja uważam, że moje chryzantemy wyglądały elegancko i nowocześnie – odpowiedziałam.
– Widać, że nie znasz się na kwiatach – podsumowała teściowa lodowato.
Pora na szczerą rozmowę
W domu zaparzyłam herbatę i próbowałam udawać, że wszystko jest w normie. Dzieci biegały po salonie, mąż zajął się pilotem, jakby mecz miał być rozwiązaniem całego konfliktu świata. A ja? Ja szłam z tacą do kuchni, jakby była moją tarczą.
– Chcesz herbaty z cytryną, mamo? – zapytałam, nie patrząc jej w oczy.
– Jeśli to nie problem – odparła chłodno.
Postawiłam filiżankę przed nią na stole.
– Może się dogadamy – zaczęłam spokojnie. – Na przyszłość Ty wybierasz kwiaty. Ja – znicze. Mam dosyć tego, że mama ciągle podważa moje zdanie.
– Ja niczego nie podważam – oburzyła się. – Tylko wyrażam opinię. Mam do tego prawo.
– A ja mam prawo się nie zgadzać.
– Dobrze. W przyszłym roku to już sama wszystko ogarnę. Nie będę zawracać ci głowy.
– Nie o to mi chodziło – westchnęłam. – Ale może raz, chociaż raz, mogłabyś powiedzieć, że coś ci się podoba. Nawet jeśli nie do końca trafia w twój gust. Dla świętego spokoju. Albo... z wdzięczności?
– Malwina, te kwiaty... może nie były w moim stylu, ale... wiem, że były od serca.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– Pomyślałam sobie… Może w przyszłym roku pojedziemy razem? Do tej kwiaciarni - dodała.
– Umowa stoi – uśmiechnęłam się.
Malwina, 41 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zamiast płakać, kłóciłam się z teściową o to, gdzie pochować męża. Niepotrzebnie, bo w testamencie zakpił z nas obu”
- „Teściowa chciała zabłysnąć na 1 listopada i wzięła się za czyszczenie pomnika. Zrobiła coś, czego nigdy jej nie zapomnę”
- „Ręce mi opadły, gdy zobaczyłam, co teściowa przyniosła na grób mojego męża. Festiwal kiczu to przy tym pestka”