Choroba mamy przyszła nagle, choć przez całe życie wydawała się niezniszczalna. To ona zawsze miała siłę, by dźwigać cudze problemy, a teraz sama potrzebowała pomocy. Spędzałem z nią coraz więcej czasu – gotowałem jej posiłki, sprzątałem mieszkanie i słuchałem jej wspomnień. Czasem mówiła rzeczy, które wydawały mi się dziwnie melancholijne, jakby próbowała rozliczyć się z przeszłością. Nie zwracałem na to większej uwagi, dopóki nie zaczęła mówić o tajemnicach, które „nie powinny umrzeć razem z nią”. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że jedno zdanie wypowiedziane przez nią kilka dni później sprawi, że moje dotychczasowe życie przestanie mieć sens.
Mama była coraz słabsza
Zimą dom był chłodny, więc pilnowałem, by w piecu zawsze tlił się ogień. Kiedyś to ona chodziła z wiadrem węgla, dziś robiłem to ja, czując się jak dziecko, które nagle musiało dorosnąć. Choroba zabrała jej energię i zauważałem, że bywała coraz bardziej zamyślona. Czasem mówiła półsłówkami, które nie miały sensu, jakby prowadziła rozmowy z kimś, kogo nie widziałem.
– Mama, z kim ty rozmawiasz? – spytałem raz, gdy wymamrotała czyjeś imię.
– Z przeszłością, synku – odparła po chwili milczenia. – Z przeszłością, która wraca, gdy człowiek już nie ma dokąd uciekać. Muszę ci coś powiedzieć – zaczęła cicho. – Nie chcę zabrać tego sekretu do grobu.
– Jakiego sekretu? – zapytałem, siadając na krześle obok.
– O tobie, Krzysiu. O twoim ojcu. Długo milczałam, ale nie daje mi to spokoju.
Serce mi zamarło. W pokoju zrobiło się duszno, a ja nie wiedziałem, czy chcę usłyszeć ciąg dalszy. Mama ścisnęła moją dłoń, a jej spojrzenie było błagalne.
Milczała przez tyle lat
– Ojciec… nie był twoim prawdziwym ojcem – powiedziała w końcu mama, a ja przez chwilę nie rozumiałem, co właśnie usłyszałem – Wiem, że to trudne, ale musisz wiedzieć. Twój tata, ten, który cię wychował, był wspaniałym człowiekiem. Ale biologicznie… nie był tobą związany.
Siedziałem nieruchomo, czując, jak w głowie coś mi pulsuje. Mama mówiła dalej, a każde jej słowo wbijało się we mnie jak nóż. Mówiła, że miała dwadzieścia jeden lat, że poznała pewnego mężczyznę – starszego, żonatego, który obiecywał, że odejdzie od żony.
– Nazywał się Edward – wyszeptała. – Był lekarzem w przychodni, w której wtedy pracowałam. Myślałam, że to miłość mojego życia. A potem zniknął, kiedy dowiedział się, że jestem w ciąży.
Nie byłem w stanie złapać tchu.
– I ojciec… ten prawdziwy – wiedział? – zapytałem.
– Nie. Nigdy się nie dowiedział. A twój tato... przyjął mnie z tobą. Wiedział, że jesteś dzieckiem innego, ale kochał cię bezgranicznie. Nie chciałam cię skrzywdzić, Krzysiu. – Łzy popłynęły jej po policzkach. – Kocham cię najbardziej na świecie.
Zrobiło mi się niedobrze. Czułem, że całe moje życie właśnie się rozsypuje. Wstałem, nie wiedząc, co zrobić z rękami.
– Muszę wyjść – powiedziałem tylko i zamknąłem za sobą drzwi. Na zewnątrz powietrze było zimne, ale ja czułem tylko gorąco pod skórą. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałem, kim naprawdę jestem.
Nie mogłem spać całą noc
Wpatrywałem się w sufit, słysząc w głowie każde słowo mamy. Wstałem o świcie, zrobiłem sobie kawę i otworzyłem stary album ze zdjęciami. Widziałem nas – mnie, mamę i jego. Ojca. Tego, którego teraz powinienem nazywać inaczej. Patrzył w obiektyw z tym spokojnym, ciepłym spojrzeniem, które pamiętałem z dzieciństwa. Przypomniałem sobie, jak uczył mnie jeździć na rowerze, jak razem łowiliśmy ryby, jak w dniu matury powiedział tylko: „Jestem z ciebie dumny, synu.”
– Synu… – powtórzyłem półgłosem, a łzy same napłynęły mi do oczu. Przecież to on był moim ojcem. Nikt inny.
Zamknąłem album z trzaskiem. Wyszedłem z domu i poszedłem przed siebie, bez celu. Po drodze mijałem ludzi, którzy spieszyli się do pracy, dzieci z plecakami, matki z wózkami. Wszyscy mieli swoje małe światy, poukładane i bezpieczne. A ja miałem tylko pustkę. Wieczorem wróciłem. Mama leżała w łóżku, spała niespokojnie. Kiedy się poruszyła, otworzyła oczy i spojrzała na mnie niepewnie.
– Wróciłeś…
– Tak. – Usiadłem przy niej, ale nie umiałem jej dotknąć. – Nie wiem, jak mam to wszystko przyjąć.
Poprosiła o przyniesienia pudełka
Było małe, metalowe, lekko pordzewiałe. Pamiętałem je z dzieciństwa – zawsze mówiła, że to „pamiątki po babci”.
– Otwórz je, proszę – powiedziała, a jej głos był prawie szeptem.
W środku znalazłem kilka listów, stary zegarek i zdjęcie. Mężczyzna w białym fartuchu, stojący przy samochodzie z lat osiemdziesiątych. Wysoki, ciemne włosy, uśmiech jak z dawnych filmów. Mama popatrzyła na mnie i wyszeptała: – To Edward, twój biologiczny ojciec.
– Wiedziałaś, co się z nim stało? – zapytałem po chwili.
– Widziałam go raz, kilka lat po twoich narodzinach. Szedł z żoną i córką. Nie zauważył mnie. Nie chciałam niszczyć im życia.
Podała mi zdjęcie – Weź je, jeśli chcesz.
– Nie – odparłem ostro. – Nie potrzebuję twarzy człowieka, który mnie porzucił.
Mama spuściła wzrok, a ja natychmiast pożałowałem tych słów. Widziałem, że cierpiała. Ale byłem zbyt rozbity, by ją pocieszać. Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Wpatrywałem się w sufit i myślałem, że gdzieś tam może chodzi po ulicach ktoś, kto nawet nie wie, że ma dorosłego syna. A ja… noszę jego krew, choć nigdy nie poznam jego głosu.
Z mamą było coraz gorzej
Lekarze mówili o „stadium końcowym”, a ja nie chciałem tego słuchać. Udawałem, że to tylko przeziębienie, że jeszcze wstanie, jak dawniej. Ale w środku wiedziałem, że to już koniec. Czułem się rozdarty – między gniewem a współczuciem. Chciałem jej wybaczyć, ale nie potrafiłem.
Któregoś wieczoru, gdy siedziałem przy jej łóżku, zapytała cicho: – Nadal się na mnie złościsz? Przepraszam, chciałam dobrze. Naprawdę wierzyłam, że cisza będzie dla ciebie lepsza. Że jeśli będziesz miał kochającego ojca, to nie będzie miało znaczenia, kto dał ci życie.
Spojrzałem na nią. Była taka krucha, jakby zrobiona ze szkła. Wtedy coś we mnie pękło. Wziąłem ją za rękę – Nie złość się na mnie, mamo. Po prostu… nie wiem, kim teraz jestem.
– Jesteś moim synem – wyszeptała. – Zawsze nim będziesz.
Tego wieczoru rozmawialiśmy długo. Opowiadała o moim „ojcu”, o tym, jak mnie nosił na rękach, jak czekał przed szkołą z kanapką, kiedy zapomniałem śniadania. W jej oczach pojawił się spokój. Jakby dopiero teraz mogła odejść w zgodzie z samą sobą. Kilka dni później odeszła we śnie. Siedziałem przy niej, trzymając ją za dłoń, aż zrobiła się zimna. Wtedy zrozumiałem, że żadne wyznanie – choćby najtrudniejsze – nie może unieważnić miłości. Ale rana, którą zostawiła, miała się goić bardzo długo.
Długo nie mogłem się pozbierać
Po pogrzebie minęło sporo czasu, zanim doszedłem do siebie. Przez wiele tygodni żyłem jak na autopilocie – praca, zakupy, puste wieczory. Czasem łapałem się na tym, że wciąż chcę do niej zadzwonić, zapytać, jak się czuje, czy coś potrzebuje. A potem przypominałem sobie, że już nie ma kogo pytać.
Pewnego dnia, porządkując jej rzeczy, znalazłem to zdjęcie – to, którego nie chciałem wcześniej przyjąć. Twarz mężczyzny, który dał mi życie, ale nie nazwisko. Przez chwilę wpatrywałem się w nie, próbując poczuć cokolwiek. Złość, żal, ciekawość. Nic. Położyłem fotografię obok tej, na której był mój prawdziwy ojciec – ten, który mnie wychował. I wtedy dotarło do mnie, że geny nie mają znaczenia. Miłość – tak.
Od tamtej pory często chodzę na cmentarz. Siadam przy grobie mamy i mówię do niej spokojnie, bez gniewu: – Wiem, dlaczego to zrobiłaś. I chyba w końcu potrafię ci wybaczyć.
Nie szukałem Edwarda. Nie chciałem. Mam wspomnienia o mężczyźnie, który uczył mnie żyć uczciwie, i kobietę, która popełniła błąd z miłości. To wystarczy. Zrozumiałem, że prawda potrafi zniszczyć, ale też oczyścić. Mama zmarła spokojna, ja – choć długo szedłem po omacku – w końcu też odnalazłem spokój. A to, kim jestem, przestało być pytaniem. Stało się odpowiedzią.
Krzysztof, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Żona wmawiała mi romansowanie na boku i obsesyjnie mnie pilnowała. W pewnym momencie miarka się już przebrała”
- „Mam ciepłe kluchy w domu i Casanovę w pracy. Jeden dał mi pierścionek, a drugi nasionko i teraz nie wiem, co wybrać”
- „Mąż myślał, że gdy mnie zostawi, to zostanę z niczym. Nie miał pojęcia, że przez wszystkie lata odłożyłam cichaczem ładną sumkę”








