Zawsze uważałam, że mam całkiem niezłe oko do ludzi. Nie w sensie detektywistycznym, nie. Raczej chodziło mi o tę kobiecą intuicję, która pozwala wyczuć, kiedy coś się nie zgadza – nawet jeśli wszystko na pierwszy rzut oka wygląda w porządku. Nie powiem, że zawsze miałam rację, bo nie jestem alfą i omegą. Ale w tej jednej sprawie... no cóż. Powiem tylko, że moje przypuszczenia zaczęły się w najbardziej niepozornym momencie – podczas spaceru z córką po parku. Zwykła sobota, trochę słońca, trochę liści pod nogami i my dwie – ja i moja czterolatka, która akurat uparła się, by karmić wiewiórki. Wtedy go zobaczyłam. Szedł z kobietą. Nie z moją teściową. Z inną. Obcą. Ale to, jak szli… jak się do siebie uśmiechali… Nie trzeba być detektywem, żeby zrozumieć, co się dzieje.

To nie tak, jak myślisz

– Mamo, patrz, ona ma takie samo wiaderko jak ja! – zawołała Tosia, ciągnąc mnie za rękaw, ale ja już wtedy nie słyszałam połowy tego, co do mnie mówiła.

Zamarłam. Kilka metrów przed nami, przy ławeczce pod rozłożystym klonem, stał on – mój teść. W czapce z daszkiem, której nigdy nie nosił, i w lekkiej, granatowej kurtce, tej samej, którą jeszcze tydzień temu odwieszał w naszym przedpokoju po niedzielnym obiedzie. Obok niego – szczupła, zadbana kobieta. Miała na sobie kremowy płaszcz, kaszmirowy szal i uśmiech, który bardziej pasował do randki niż do spaceru z koleżanką.
A potem ona poprawiła mu kołnierz — delikatnie, z troską, przesuwając palcami po jego szyi, jakby robiła to setki razy. On się wtedy uśmiechnął. Tak... ciepło. Tak… młodo. I wtedy poczułam to nieprzyjemne szarpnięcie w brzuchu.

– Tato?! – wyrwało mi się, zanim w ogóle pomyślałam.

Odwrócił się gwałtownie. Kobieta zrobiła krok w tył.

– Sabinko… co ty tu… – zaczął, ale już wiedziałam, że nic mądrego z niego nie wyjdzie.

– Spaceruję z Tosią.  – powiedziałam chłodno, choć nogi miałam jak z waty.

– To nie tak, jak myślisz – zaczął od razu, jakby trenował tę formułkę wcześniej. – My tylko...

– Jasne. Tylko spacer. Tylko poprawianie kołnierzy. Tylko ukradkowe spojrzenia. Znam „tylko” – przerwałam mu, bo nie miałam siły słuchać.

To skomplikowane

– Sabinko, proszę, nie rób scen – powiedział cicho teść, rozglądając się nerwowo dookoła, jakby nagle cały park mógł się na niego gapić.

– Ja? Scen? – zaśmiałam się krótko. – To ty tu jesteś z obcą kobietą, a mnie chcesz uciszać?

Kobieta milczała. Miałam ochotę rzucić jej w ślad jakąś kąśliwą uwagę, ale nie. Jeszcze nie teraz.

– Tato, naprawdę myślałeś, że nikt was nie zauważy? W tym mieście? Ty i... – zawahałam się. – Kim ona właściwie jest?

– To… znajoma. Znajoma sprzed lat – wymamrotał.

– No tak. Znajome sprzed lat mają ten szczególny przywilej poprawiania ci kołnierzy – skwitowałam. – A mama? Też ją zna?

Zamilkł. Patrzył na mnie z taką miną, jakby nagle został przyłapany na przestępstwie.

– Sabinko, to skomplikowane… – zaczął wreszcie.

– Wiem, to zawsze jest skomplikowane – przerwałam mu ostro. – Powiedz mi tylko jedno. Czy mama wie?

– Nie. I bardzo bym prosił… – spojrzał na mnie błagalnie. – Żebyś jej nie mówiła. Jeszcze nie teraz. Proszę.

– „Jeszcze”? Czyli planujesz jej powiedzieć. Kiedy? Jak już się wyprowadzisz?

– To nie tak…

– To może powiedz mi, jak? – syknęłam. – Bo jeśli ty tego nie zrobisz, tato, to ja naprawdę nie wiem, czy potrafię nadal milczeć.

Albo powiesz jej sam, albo… zrobię to ja

Teść przysiadł na ławce, jakby nagle opadł z sił. Patrzył na swoje dłonie, jakby szukał na nich odpowiedzi.

– Sabinko, ja nie chciałem tego. To się po prostu… wydarzyło – powiedział cicho.

– Tak? Po prostu się wydarzyło? – usiadłam obok niego, ale nie za blisko. – Jak ulewa, jak korek w mieście? Serio, tato?

– Z Wandą… znamy się od młodości. Spotkaliśmy się przypadkiem na pogrzebie wspólnego znajomego. Potem jeszcze raz, i tak wyszło… – urwał.
– I tak wyszło, że spotykacie się po kryjomu. Że zdradzasz moją teściową. Moje dziecko mówi do niej „babcia”, tato! – głos mi się załamał.

Spojrzał na mnie ze smutkiem. I może odrobiną wstydu. Może.

– Twoja teściowa od lat żyje jakby obok mnie. W jednym domu, ale osobno. Tylko obowiązki, tylko rutyna… Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz ze mną porozmawiała. Tak naprawdę.

– I to jest powód, żeby szukać czułości gdzie indziej?

– To jest powód, żeby znów poczuć się widzialnym. Wanda mnie słucha. Pyta. Pamięta, co mówię. To… daje mi poczucie, że jeszcze jestem ważny.
Zamilkłam. Bo to, co powiedział, było w jakimś sensie… prawdziwe. Ale przecież nie usprawiedliwione.

– Tato, ja rozumiem, że można się pogubić. Ale to nie jest rozwiązanie. Mama nie zasługuje na takie upokorzenie.

– Wiem. I dlatego proszę cię, Sabinko… daj mi trochę czasu. Ja to wszystko ułożę.

– Masz tydzień. Albo powiesz jej sam, albo… zrobię to ja.

To nie są tylko spacery

Przez cały tydzień chodziłam jak na szpilkach. Z jednej strony chciałam wierzyć, że teść naprawdę coś zrobi – powie, wyzna, choćby spróbuje naprawić sytuację. Z drugiej… znałam go. Był mistrzem odwlekania, omijania tematu i udawania, że nic się nie dzieje. Jak wtedy, gdy pękła rura w łazience, a on przez dwa dni udawał, że to „wilgoć od prania”. W niedzielę siedzieliśmy przy wspólnym obiedzie. Teściowa w swoim fartuszku z nieodłączną plamką po buraczkach, uśmiechnięta, jak zawsze. Teść – spięty jak struna, nawet ziemniaki sobie nie dosolił. Ja – gotowa eksplodować przy pierwszym fałszywym słowie. I mój mąż, który oczywiście o niczym nie wiedział.

– Dziękujemy, mamo, pyszny rosół – powiedział, odkładając łyżkę. – Tato, jak tam samopoczucie?

Teść odchrząknął, wziął łyk kompotu i uśmiechnął się sztucznie.

– Aaa, już lepiej. Spaceruję codziennie. Ruch to zdrowie.

– No tak. Codzienne spacery z… Wandą – powiedziałam z pozornym spokojem.

– Jaką Wandą? – zapytała teściowa.

Teść pobladł.

– Sabinko, nie teraz – wysyczał przez zęby.

– Właśnie teraz, tato. Miałeś tydzień. I nie zrobiłeś nic.

– O czym wy mówicie? – głos teściowej zadrżał.

– O tym, że twój mąż spotyka się z inną kobietą, mamo – powiedziałam, patrząc jej w oczy. – I to nie są tylko spacery.

Nie planowałem tego

– Co ty mówisz, Sabina? – Teściowa odsunęła talerz. – To prawda?

Teść wbił wzrok w stół. Palcami ściskał serwetkę, jakby to mogło mu pomóc zniknąć.

– Z Wandą się znamy od lat… – zaczął powoli, ledwie słyszalnym głosem. – Spotkaliśmy się przypadkiem. Początkowo tylko rozmawialiśmy.

– Rozmawialiście – powtórzyła. – I przez te rozmowy nie możesz mi spojrzeć w oczy przy obiedzie?

Nie planowałem tego. Po prostu… między nami od dawna nic nie ma. Mieszkamy razem, ale…

– Ale co? Ale ja ci gotuję? Piorę? Pamiętam, że nie znosisz pietruszki w zupie? – przerwała mu. – Przepraszam, że nie robiłam ci masażu stóp i nie mówiłam, że jesteś moim sensem życia!

Wstałam i podeszłam do niej. Wyciągnęłam dłoń, ale ona ją odepchnęła.

– Wiedziałaś, Sabina? Od kiedy?

– Niedawno. W parku… ich widziałam. Myślałam, że powie ci sam.

– A ty myślałaś, że lepiej będzie zniszczyć to przy rosole, niż dać mi chwilę spokoju?

Zamilkłam. Tato też nic nie mówił. Tylko mój mąż, który do tej pory siedział jak mysz pod miotłą, odezwał się po raz pierwszy.

– Ojciec… serio?

– Przepraszam – wyszeptał teść.

Teściowa wyszła z kuchni. Trzasnęły drzwi.

Zapanowała cisza. I tylko zapach rosołu unosił się w powietrzu.

Nie wiem, czy da się to posklejać

Po obiedzie wszystko się rozjechało. Teściowa zamknęła się w sypialni i nie odezwała się już do końca dnia. Mąż poszedł uśpić Tosię, bo już była zmęczona. Zostaliśmy tylko my – ja i teść. Teraz siedział przy kuchennym stole z miną człowieka, który stracił wszystko, co miał.

– Sabinko… – zaczął, ale podniosłam rękę.

– Nie. Wiesz, że cię szanowałam, tato. I może właśnie dlatego nie rozumiem, jak mogłeś jej to zrobić.

– Ja sam nie wiem, jak to się potoczyło. To nie była zemsta, ani głupia zachcianka…

– Tylko? – spojrzałam mu prosto w oczy. – Tylko pragnienie, żeby ktoś cię znowu słuchał? To powiedz to mamie. Może by zrozumiała. Ale ty wybrałeś kłamstwo.

– Myślałem, że ją ochronię. Przed bólem.

– A kogo ochroniłeś? Siebie. Wyszło na to, że wszyscy są dla ciebie wygodnym tłem. Mama, żona, której się nie chce. Ja, synowa, która ma siedzieć cicho. A Wanda – odskocznia. Tylko że to się tak nie da. Ktoś zawsze cierpi.

Zamilkł. W końcu wstał.

Pójdę z nią porozmawiać.

– Lepiej późno niż wcale, tato – odpowiedziałam. – Ale nie zdziw się, jeśli ona już nie będzie chciała słuchać.

Patrzyłam, jak znika za drzwiami. I pierwszy raz poczułam, że w tej rodzinie coś pękło na dobre. Nie wiem, czy da się to posklejać.

Sabina, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: