Nie wiem, czy to ja jestem przewrażliwiona, czy świat po prostu oszalał. Bo może nie powinnam się aż tak wściekać, skoro teoretycznie nic złego się nie wydarzyło. Ale jak to powiedzieć mężowi, że jego tatuś – ten święty, niedościgniony wzór ojcostwa i opiekuna – zamiast pilnować wnuków, flirtował w kuchni z jakąś kobietą.
Nie, nie szukam dramatu tam, gdzie go nie ma. Po prostu... widok tej sceny nie dawał mi spokoju. Tym bardziej że kuchnia wyglądała jak z romantycznego filmu – bukiet kwiatów, na stole odświętne porcelanowe filiżanki. I do tego śmiech teścia i sąsiadki. Taki głęboki, swobodny, zażyły. A ja? Teraz się zastanawiam, czy nie lepiej by było nie wiedzieć...
Przyszła tylko na chwilę
Gdy tylko usłyszałam śmiech z kuchni, przystanęłam. Miałam już krzyknąć „cześć!”, ale coś mnie powstrzymało. Położyłam siatkę z pieluchami na komodzie i ostrożnie zajrzałam do środka.
– Ależ panie Jerzy, no coś pan! – zarechotała kobieta o zbyt wysokim, zbyt młodym głosie.
– Oj tam, oj tam, przecież nie powiedziałem nic złego – odpowiedział mój teść, poprawiając sobie okulary na nosie. – Tak tylko żartuję. Ale trzeba przyznać, że sąsiadka wygląda dziś wyjątkowo promiennie.
Zamarłam.
– A pan jak zwykle czarujący – odpowiedziała kobieta i... pogłaskała go po ręce.
Stałam jak wryta, gapiąc się na ich dwoje przy kuchennym stole. Ona – w różowej bluzce z dekoltem i nogą założoną na nogę, on – w moim fartuchu, który kiedyś dostałam od mamy. I jeszcze ta porcelana – filiżanki, których używałam tylko na święta!
– Dzień dobry – odezwałam się w końcu, wchodząc do kuchni.
– Aleksandra! Ty już?! – Jerzy aż podniósł się z krzesła. – Miałaś wrócić później, przecież...
– Tak, miało mnie nie być – powiedziałam chłodno. – A gdzie jest Zosia?
– Śpi – odpowiedział szybko. – Usnęła przed chwilą.
Sąsiadka zerwała się z miejsca.
– Ja już lecę, zostawiłam garnek na gazie – rzuciła i niemal wybiegła z kuchni, zostawiając za sobą obłok perfum i niedopitą herbatę.
Stałam w milczeniu, patrząc na teścia.
– Kto to był? – zapytałam.
– Sąsiadka. Przyszła tylko na chwilę.
– Tylko na chwilę?
– Ależ... przestań, Ola...
Zacisnęłam usta. Jeszcze nie wiedziałam, co bardziej mnie wkurzyło – jego mina, czy fakt, że uskuteczniał amory w mojej kuchni.
Nie rozumiem, o co ten hałas
– Przyszła po cukier – teść brnął dalej, jakby to miało wszystko wyjaśnić.
– I została na kawę? – zmarszczyłam brwi. – Cukier mamy w sklepie, dwie minuty stąd.
Jerzy odsunął się od stołu i westchnął ciężko, jakby to on miał prawo czuć się dotknięty.
– Ola, nie bądź śmieszna. Nie rozumiem, o co ten hałas. Dziecko bezpieczne, ja miałem chwilę rozmowy z sąsiadką. Przecież to nie zbrodnia.
– To może następnym razem zaproś ją do sypialni? Będziecie mieli jeszcze bardziej „intymnie”.
– No teraz to przesadzasz! – podniósł głos. – Zachowujesz się, jakbyś mnie przyłapała na zdradzie.
– A na czym cię przyłapałam, Jerzy? Na tym, że zostawiłeś moją córkę samą, żeby popijać kawkę z obcą kobietą w moim domu?
– Obcą? Mieszkamy drzwi w drzwi od lat! Znam ją lepiej niż połowę mojej rodziny.
– No właśnie, chyba aż za dobrze! – To ja zapierniczam na zakupy, bo dziecku kończą się pieluchy, a ty mi robisz z kuchni kawiarnię dla sąsiadek!
Jerzy pokręcił głową i usiadł z powrotem. Zapadła cisza. Przez chwilę słyszeliśmy tylko cichutkie pochrapywanie Zosi przez elektroniczną nianię.
– Dobrze, niech będzie. Przepraszam – mruknął w końcu Jerzy. – Nie pomyślałem. Ale nie było żadnych złych intencji. Przysięgam.
Popatrzyłam na niego, ale nie odpowiedziałam. Wzięłam pieluchy i wyszłam z kuchni, czując, że to dopiero początek tej historii.
Nie rób z tego afery
Wieczorem powiedziałam o wszystkim Michałowi.
– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam spokojnie.
– Mhm? – spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
– Poprosiłam twojego ojca, by popilnował małej, a jak wróciłam, to on flirtował w kuchni z sąsiadką. Michał, ona siedziała u nas jak u siebie! Do tego kwiaty w wazonie, filiżanki, ploteczki, śmiechy. A Zosia sama w łóżeczku.
– Ale przecież spała?
– A jakby się obudziła i zaczęła płakać? On miał pilnować dziecka, a nie podrywać sąsiadki!
Michał westchnął.
– Ola, tata nie jest idiotą. Przecież nic się nie stało. Sąsiadka pewnie przyszła na chwilę...
– Na chwilę? Jej perfumy było czuć w kuchni było jeszcze godzinę później.
– Daj spokój... – mruknął. – Robisz z igły widły.
– Może dlatego, że to ja zostawiam córkę pod opieką kogoś, komu ufam. I nie chcę, żeby się okazało, że jak tylko zamknę drzwi, to pan Jerzy zamienia się w amanta z sąsiedztwa!
Michał potarł twarz dłońmi i westchnął jeszcze raz, tym razem bardziej zirytowany niż zmęczony.
– Pogadam z nim, dobrze? – powiedział w końcu. – Ale nie rób z tego afery.
– A może już jest afera, tylko nikt poza mną nie chce tego zauważyć?
Zamilkł. I ja też. Bo wiedziałam, że rozmowa z Jerzym niczego nie zmieni.
Po prostu lubię towarzystwo
Michał porozmawiał z ojcem. Przynajmniej tak twierdził. Ale że nie przyniosło to żadnego efektu, przekonałam się już kilka dni później. Wróciłam wcześniej z pracy, bo odwołali mi spotkanie. Weszłam do mieszkania, zdjęłam buty i usłyszałam znajomy śmiech dobiegający z kuchni.
– No, powiem pani, takich naleśników to dawno nie jadłem – chwalił Jerzy.
– A to tylko ricotta, truskawki i odrobina serca – zachichotała sąsiadka. – Wie pan, że kuchnia to moja pasja?
Weszłam tam jak burza.
– Widzę, że mamy nową tradycję – rzuciłam sucho. – Zamiast opieki nad wnuczką – warsztaty kulinarne.
Oboje zamarli. Sąsiadka z widelcem w powietrzu, Jerzy z truskawką na brodzie.
– Aleksandra, nie sądź mnie tak surowo – powiedział teść, sięgając po serwetkę. – Zosia śpi. A sąsiadka tylko przyniosła dżem.
– Dżem?! – uniosłam brwi. – A przypadkiem nie gotowe naleśniki z ricottą?
– Sama zrobiłam – przyznała kobieta z nutą dumy. – Tak od serca.
– Świetnie. Od serca to można dziecku bajkę poczytać. Albo mleko podgrzać. A nie flirtować w kuchni!
– Aleksandra, proszę cię – Jerzy spojrzał na mnie błagalnie. – Nie krzycz przy dziecku.
– To może nie rób z mojego mieszkania kawiarni dla cudzych żon!
Sąsiadka wstała szybko.
– Nie wiedziałam, że jestem problemem. Już mnie nie ma.
Jerzy spuścił wzrok.
– Po prostu lubię towarzystwo, Ola. Sam wiesz, jak się robi, jak człowiek długo sam..
– Nie w mojej kuchni, Jerzy. Nie, kiedy masz pilnować mojej córki.
W tym domu są pewne zasady
Wieczorem, kiedy Zosia już spała, a ja wciąż nie mogłam się uspokoić, usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam – oczywiście Jerzy. Z rękami w kieszeniach i miną jak po karze od przedszkolanki.
– Aleksandra, ja tylko na chwilę – zaczął cicho. – Przemyślałem to.
– Lepiej późno niż wcale – burknęłam i cofnęłam się w głąb mieszkania. – Wchodź.
Usiadł w kuchni, jakby to było jego naturalne środowisko. Ale tym razem nie czekała na niego kawa, tylko mój chłodny wzrok.
– Nie chciałem cię zdenerwować – powiedział. – Ale chyba nie zauważyłaś, że jestem samotny.
– Jerzy, ja to rozumiem. Naprawdę. Tylko że w tym domu są pewne zasady.
– Przyszła raz, drugi... było miło. Pomyślałem, że nikomu to nie szkodzi.
– Ale szkodzi. I wiesz co? Najbardziej boli mnie, że nie masz nawet cienia refleksji, że zostawiasz wnuczkę bez opieki. I że to było dla ciebie w porządku. Zamilkł na chwilę, po czym spuścił głowę.
– Masz rację. Gdyby to była inna sytuacja, pewnie sam bym się wściekł.
Popatrzyłam na niego z zaskoczeniem. Rzadko przyznawał się do winy. Prawdę mówiąc – prawie nigdy.
– To... co teraz? – zapytałam.
– Porozmawiam z sąsiadką. Nie będę już jej zapraszał, kiedy będę opiekował się Zosią.
I pierwszy raz od dawna, poczułam, że może naprawdę mnie usłyszał. Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni. Jerzy rzeczywiście się zmienił. Nie było już sąsiadki w kuchni, nie było porcelanowych filiżanek, ani zapachów drogich perfum.
– Dziadek, chodź! Zobacz, jak robię wieżę! – wołała Zosia z dywanu.
Pewnego dnia zaparzyłam herbatę, usiadłam z nim przy stole i powiedziałam:
– Dzięki, że się ogarnąłeś.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
– Aż tak źle było?
– Było – odpowiedziałam szczerze. – Ale liczy się to, co teraz.
Uśmiechnął się i pokiwał głową. Może więc nie wszystko jest stracone. Może i dziadek może się czegoś nauczyć – choćby tego, że flirt w kuchni ma swoją cenę. Zwłaszcza, gdy ktoś inny zostawia mu pod opieką całe swoje serce – trzyletnie i z kokardką.
Aleksandra, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mieszkam z teściową pod jednym dachem i już mam tego dość. Każdego dnia słyszę tylko, że nie jestem u siebie”
- „Teściowie sprzedali działkę, na której miał stanąć nasz dom. Okazało się, że robili podkład pod marnotrawną córeczkę”
- „Teściowa panoszy się po naszej kuchni, jakby była u siebie. Mąż nie widzi problemu, a we mnie aż się wszystko gotuje”





