Z Janem układało się przyzwoicie. Może nie rozumiał, jak można pracować „przy komputerze” i „nie mieć ludzi pod sobą”, ale nigdy mi tego wprost nie wypominał. Aż do tamtego wieczoru przy grillu. Nagle – bez pytania – ogłosił, że „Paweł przejmuje firmę” i uśmiechał się szeroko. Karolina kiwała głową, a ja… nie wiedziałem, co powiedzieć. Bo przecież nikt mnie o to nie zapytał. Odmówiłem, grzecznie, ale stanowczo u od tego czasu coś się zmieniło. Najpierw milczenie. Potem uwagi. Aż w końcu – jawna wrogość. Jan przestał się do mnie odzywać, a Karolina stawała się coraz chłodniejsza.

Rodzinne spotkania zaczęły przypominać rozmowy kwalifikacyjne

– Dzwonił tata i pytał, czy się „zdecydowałeś”. – Karolina stanęła w drzwiach kuchni, nawet nie zdejmując płaszcza.

– Nie zmieniłem zdania, Karolina. Nie przejmę firmy twojego ojca – Naprawdę uważasz, że miałbym rzucić wszystko, co zbudowałem, żeby… co? Wchodzić w buty twojego ojca i udawać, że mnie to kręci?

– To nie chodzi o ciebie, Paweł. Chodzi o rodzinę. O tradycję. O to, co mój tata budował przez całe życie. – Podniosła głos. – A ty zachowujesz się jak gówniarz, który nie rozumie, że są rzeczy ważniejsze niż twoja święta wolność!

Zrobiło się cicho. Słychać było tylko ciche pikanie zmywarki – Nie zamierzam podporządkować mu całego swojego życia – powiedziałem cicho, ale stanowczo.

Karolina spojrzała na mnie długo. W oczach nie było już tylko złości, ale też niesamowity chłód. – Tato miał rację – powiedziała w końcu. – Ty nigdy nie byłeś częścią tej rodziny.

Zatkało mnie – Serio? Po tych wszystkich latach, po ślubie, po dzieciach, nagle „nigdy nie byłem”?
Nie odpowiedziała. Wzięła torebkę z krzesła i wyszła do salonu, zostawiając mnie samego. Zgasiłem gaz. Stałem w kuchni i czułem, jak coś we mnie pęka.

Nie wiedziałem jeszcze, że to dopiero początek

Biuro Jana pachniało drogim cygarem i ciężkimi meblami z katalogów dla ludzi, którzy lubią przypominać, że mają pieniądze. Siedział za wielkim dębowym biurkiem i nie zaprosił mnie żebym usiadł.

– Karolina mówiła, że chcesz porozmawiać – zacząłem ostrożnie.

– Chciałem ci dać szansę, Paweł – wszedł mi w słowo. – Ale widzę, że nie masz w sobie ani lojalności, ani ambicji. Nie chcesz firmy? To czego w ogóle chcesz od życia? Zadowala cię grzebanie przy komputerach i siedzenie w dresie w domu? – W jego głosie brzmiała pogarda, jakby mówił o jakimś błocie.

– Mam ambicję. Tylko nie taką jak ty. Nie każdy marzy o tym, żeby zarządzać ludźmi i spędzać życie w garniturze. Ja chcę mieć czas dla córek. Dla żony. Dla siebie. Praca to nie całe życie.

– To ja nie mam już nic do powiedzenia. Nie jesteś moim zięciem. Nigdy nie byłeś. – Podniósł się i spojrzał na mnie z góry. – Drzwi są tam, gdzie były. Nie muszę ci przecież pokazywać wyjścia.

Wyszedłem bez słowa. Na schodach nogi się pode mną ugięły. Wiedziałem, że to było nieuniknione.

Wymazał mnie z rodziny jednym zdaniem

Od tamtej rozmowy z Janem minęło kilka tygodni. W tym czasie nikt z rodziny Karoliny się do mnie nie odezwał. Ani Barbara, ani jej siostra, ani kuzyn Karoliny, który wcześniej co miesiąc dzwonił, żeby pogadać o pierdołach. Teraz cisza. Jakby ktoś wyciął mnie z ich świata.

– Czemu nie jedziemy do dziadków? – zapytała Zuzia któregoś wieczoru, kiedy układałem ją do snu.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Że dziadek ma uczulenie na ludzi z własnym zdaniem? Karolina milczała i unikała rozmów. Pewnego wieczoru, wracając z kuchni, usłyszałem, jak rozmawia przez telefon w salonie. Nie zauważyła, że stoję za drzwiami.

– Mamo, ja nie wiem… On się nie zmienia. Jest coraz bardziej uparty. Tata mówi, że tak nie da się funkcjonować. Nie chcę wybierać. Ale on postawił sprawę jasno. Albo Paweł, albo rodzina – Nagle weszła do kuchni, gdy stałem już przy blacie z herbatą w dłoni. Udawałem, że nie słyszałem. Ale ona wiedziała. Spojrzała na mnie, jakby mnie pierwszy raz widziała.

– Podsłuchiwałeś?

– Postawili ci ultimatum? – zapytałem spokojnie.

Nie zaprzeczyła. Nie powiedziała nic. I to bolało bardziej niż wszystko inne.

Mieszkaliśmy razem, ale staliśmy się jak obcy ludzie

Karolina przestała ze mną rozmawiać, a ja zbierałem się każdego ranka z coraz większym trudem. Pracowałem, ogarniałem dom i bawiłem się z córkami. Zaczęła coraz częściej zabierać dziewczynki do teściów. Czasem wracały wieczorem, czasem zostawały na noc. Nie pytała, nie informowała. Po prostu – znikały. A ja zostawałem w ciszy, w pustym mieszkaniu, czując się jak intruz we własnym życiu.

Pewnego wieczoru zebrałem się w sobie – Karolina... Możemy porozmawiać? Chcę tylko wiedzieć, czy jeszcze jesteśmy rodziną. Czy w ogóle próbujesz nas ratować.

– Ja... nie mogę żyć w konflikcie z moją rodziną. – Zamknęła laptop. – A z tobą to niekończąca się walka.

Nie krzyczałem, nie błagałem i nie rzucałem oskarżeń. Tylko kiwnąłem głową, a trzy dni później wynająłem kawalerkę na drugim końcu miasta.
Zabrałem tylko najpotrzebniejsze rzeczy, a dziewczynki pocałowałem we śnie. Wyszedłem cicho, jak złodziej, który kradnie sam siebie z miejsca, gdzie już nikt go nie chce.

Kilka dni później zadzwoniła do mnie teściowa

Barbara zawsze miała ton miękki, niemal przepraszający. „Czy mogłabym cię odwiedzić, Paweł? Sama. Na chwilę.”

Nie spodziewałem się tego. Ale się zgodziłem. Przyszła z domowym ciastem w rękach. Pachniała tym samym perfumami co zawsze – czymś ciepłym i znajomym. Usiadła na brzegu krzesła, jakby bała się zostawić po sobie ślad.

– Jan nie wie, że tu jestem – zaczęła. – I... nie sądzę, by kiedykolwiek mi wybaczył, że przyszłam. Popatrzyła na mnie z bólem. Nie jak na zięcia. Jak na kogoś, kogo kiedyś naprawdę lubiła. – Paweł... Ja nie zgadzam się z tym, co się dzieje. Ale to już nie do odkręcenia. Jan… On nie umie przegrywać. A dla niego to była porażka.

– Że nie przejąłem jego firmy?

– Że się nie podporządkowałeś. Karolina też się pogubiła. Ma dobre serce, ale... zawsze chciała, żeby tata był z niej dumny. Może... mogłeś się bardziej postarać?

– Może – odpowiedziałem, wstając. – Ale nie kosztem siebie.

Paweł, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: