Lubię wracać tą samą drogą z pracy. Mam wtedy wrażenie, że cokolwiek się nie wydarzyło w biurze, to wszystko i tak sprowadza się do jednego – że znów jestem w tym samym miejscu. Czasem się łudzę, że może coś się zmieniło. Że matka nie włączyła tego samego serialu, że nie zapyta „czemu tak późno”, choć wiem, że jest piętnasta trzydzieści, jak zawsze. Że zapomni zadać to pytanie o moje życie, które i tak zna na pamięć, a potem znów zniknie w kuchni, gotując dla nas dwojga obiad na trzy dni.
Mam trzydzieści sześć lat. Pracuję w firmie, której nazwy sam czasem nie potrafię wypowiedzieć – outsourcing czegoś tam, nieistotne. Ludzie w pracy śmieją się, że wyglądam, jakby ktoś mnie tam trzymał za karę. Może i trzyma. Nie mam psa, kota, dzieci, żony. Mam matkę. I pokój z tapetą, którą kładłem, mając dwadzieścia dwa lata, myśląc, że to tylko na chwilę, dopóki się nie wyprowadzę. Tapeta wciąż jest. Ja też.
Kiedyś było inaczej. Kiedyś wracałem tu z kimś. Z Magdą. Pachniała miętą i miała ten charakterystyczny sposób marszczenia nosa, gdy coś ją irytowało. Pamiętam, jak śmiała się w głos, gdy pierwszy raz powiedziała mi: „Twoja mama mnie nie znosi”. Myślałem wtedy, że przesadza. Że matka po prostu potrzebuje czasu. Że to się jakoś ułoży. Nie ułożyło się. Dziś jestem sam. I wiecie, co jest najgorsze? Że czasem naprawdę zastanawiam się, czy ona nie miała racji.
To nie jest dziewczyna dla ciebie
Magdę poznałem przypadkiem, w kolejce po kawę. Miała rozwichrzone włosy, ciemną kurtkę i uśmiech, który zostawał pod powiekami długo po tym, jak się odwróciła. Zaczęliśmy rozmawiać, spotykać się, jeść razem kolacje, oglądać filmy. Po trzech miesiącach wiedziałem, że chcę z nią spędzić resztę życia. Po sześciu już planowałem oświadczyny. Miałem w głowie idealny wieczór, pierścionek schowany w szufladzie biurka, nawet knajpę zarezerwowaną na sobotę. Wystarczyło powiedzieć mamie. Chciałem, żeby usłyszała to ode mnie, żeby wiedziała, że to poważne. Może nawet się ucieszy. Zacząłem mówić jeszcze zanim zdjąłem buty. Stała w kuchni przy zlewie, myjąc ręce. Odwróciła się i spojrzała na mnie takim spojrzeniem, jakim patrzy na człowieka ktoś, kto już wie, że zaraz powie ci coś, co ci się nie spodoba.
– Chcę się jej oświadczyć – powiedziałem. – W sobotę.
Nie odpowiedziała od razu. Wytarła dłonie w ręcznik, usiadła przy stole i westchnęła.
– To nie jest dziewczyna dla ciebie – rzuciła spokojnie, jakby chodziło o pogodę.
Zamarłem. Jeszcze próbowałem się uśmiechać, ale już czułem, że coś w tym wszystkim mi nie gra.
– Dlaczego? Bo nie gotuje zupy na wywarze? Bo nie prasuje koszul? Bo nie siedzi mi na kolanach i nie całuje po rękach?
– Bo nie myśli o tobie. Myśli tylko o sobie – odparła. – Ty potrzebujesz kobiety, która cię zrozumie. A ona tylko czeka, żeby cię sobie ustawić po swojemu.
– Ustawiać? – zaśmiałem się nerwowo. – Kocham ją. Jest niezależna, wie, czego chce, nie mam z nią cyrków. Wiesz, jak to jest być z kimś, kto nie gra w gierki?
– Miłość to za mało – powiedziała cicho. – Z czasem zrozumiesz. Nie pasujecie do siebie.
– Może nie pasuje do ciebie. Ale ja się z nią dobrze czuję.
Wstała i zaczęła zbierać talerze ze stołu, mimo że dopiero co je poustawiała. To był jej sposób na zakończenie tematu. Poszedłem do swojego pokoju i długo leżałem w ciszy, wpatrzony w sufit. Przez kilka dni nic więcej nie mówiła, ale czułem to w każdym spojrzeniu, w każdym komentarzu, że to nie była zwykła rozmowa. Coś się wtedy zaczęło. A raczej coś się skończyło.
Chciałem, żeby się cieszyła moim szczęściem. Zamiast tego zacząłem się zastanawiać, czy nie ma racji. Czy czegoś nie przegapiłem. Czy Magda naprawdę mnie kocha, czy może tylko jestem dla niej wygodny. Te myśli nie przyszły znikąd. Wszczepiła je we mnie moja matka, a ja nawet się nie zorientowałem, kiedy zaczęły rosnąć.
Nie przejmuj się nimi
Matka nie zrezygnowała. Przez jakiś czas było cicho, ale już wiedziałem, że to cisza przed burzą. Zaprosiła ciotkę Renatę, wujka Mariana i kuzynkę Anetę na niedzielny obiad, jakby chciała uczcić moje zaręczyny, choć oficjalnie jeszcze ich nie ogłosiłem. Magda miała przyjechać trochę później, prosto z pracy. Siedzieliśmy już wszyscy przy stole, gdy się zjawiła. Weszła z uśmiechem, jak zawsze, i od razu podeszła do mnie, żeby pocałować mnie w policzek. Matka tylko odwróciła wzrok.
– Ależ się wystroiła – mruknęła ciotka Renata, niby do nikogo, ale wystarczająco głośno.
– Bo jest niedziela, prawda? – odpowiedziała Magda spokojnie. – Lubię dobrze wyglądać.
– Tylko nie każda dziewczyna nadaje się do rodziny – zaczęła matka. – Czasem serce ślepe, ale rodzina widzi więcej.
Aneta odchrząknęła. Wujek Marian rozlał kompot, udając, że nie słyszy. Magda nie spuszczała wzroku z matki.
– To ciekawe, bo ja akurat widzę całkiem sporo – powiedziała. – I nie jestem ślepa. Po prostu nie gram w gierki.
Zapanowała niezręczna cisza, którą próbowałem przerwać, pytając o nową pracę kuzynki. Bezskutecznie. Magda zjadła bardzo mało. Wyszliśmy wcześniej, niż planowaliśmy. W drodze do domu próbowałem ją pocieszyć.
– Nie przejmuj się nimi. Ciotka zawsze coś musi skomentować. Mama też się przyzwyczai. Potrzebuje czasu.
Magda popatrzyła przez szybę.
– Łatwo ci mówić. Ty tylko siedzisz i patrzysz. Ja tu walczę o przetrwanie, a ty nawet nie trzymasz mojej strony.
Nie odpowiedziałem. Wiedziałem, że ma rację. Ale nie potrafiłem tego przyznać. Czułem, że stoję pośrodku i muszę jakoś utrzymać równowagę, żeby nikogo nie stracić.
– Kocham cię – powiedziałem w końcu, cicho, jakby to miało wszystko naprawić.
Pokręciła głową, ale nic nie powiedziała. To milczenie ciągnęło się między nami jeszcze przez wiele dni. Wiedziałem, że ona zaczyna się cofać. A ja nie miałem odwagi, żeby pójść za nią.
Jeszcze możesz się wycofać
Zasnąłem późno. Kręciłem się w łóżku, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Miałem sen, który później wracał do mnie jak wyrzut sumienia. Śniło mi się, że jestem stary. Wracałem do pustego mieszkania z siatką w ręku, mijając sąsiadów, których twarze nic mi nie mówiły. Siadałem na kanapie, włączałem telewizor i patrzyłem w ekran, nawet nie wiedząc, co oglądam. Nie było w tym śnie nic dramatycznego. Tylko cisza. I samotność.
Obudziłem się zlany potem. Przez chwilę nie mogłem złapać oddechu. Spojrzałem na telefon – była szósta rano. Ślub miał się odbyć o piętnastej. Magda spała jeszcze u swojej przyjaciółki, jak to sobie zaplanowały. Mnie czekało tylko jedno – rozmowa z matką. Siedziała już przy stole, jakby czekała na mnie od świtu. Filiżanka z kawą stała nietknięta. Spojrzała na mnie, jak tylko wszedłem do kuchni.
– Jeszcze możesz się wycofać – powiedziała. – Nie musisz tego robić.
– Matko, to mój ślub. Przestań.
– Ja ci tylko mówię. Widzisz, za parę lat podziękujesz mi. Ta kobieta zniszczy cię. Zmieniasz się przy niej. Nie jesteś sobą.
Usiadłem ciężko przy stole. Wciąż miałem w głowie ten sen. Wciąż czułem to dziwne, głuche napięcie w klatce piersiowej.
– Nie chcę cię stracić – powiedziałem w końcu. – Ale nie chcę też stracić jej.
Zamilkła. Patrzyła gdzieś na okno, przez które wpadało blade światło poranka.
– To wybierz – powiedziała. – Ale wiedz, że po tym nie będzie już powrotu.
Nie pamiętam, co odpowiedziałem. Może nic. Może tylko wyszedłem z kuchni i zamknąłem za sobą drzwi. Do ślubu zostało kilka godzin, a ja czułem się tak, jakby to nie miało już żadnego znaczenia. Magda zadzwoniła o jedenastej. Zapytała, czy mam obrączki. Odpowiedziałem, że tak. Potem była chwila ciszy. Chyba czekała, aż powiem coś jeszcze. Nie powiedziałem. Rozłączyła się pierwsza. Nie pojechałem do kościoła. Siedziałem na łóżku w garniturze, patrząc na zasłony. Telefon dzwonił raz, drugi, trzeci. Przestał. Wieczorem matka podała mi rosół i spojrzała na mnie tak, jakby właśnie wszystko wróciło do normy.
– Dobrze zrobiłeś – powiedziała spokojnie. – Jeszcze mi za to podziękujesz.
Nie odpowiedziałem. Rosół wystygł w talerzu, a ja nie byłem już pewien, czy w ogóle jestem głodny.
Miłość to nie tylko wybór. To odwaga
Minęło kilka lat. Dni zlewały się w jedno, poranki były podobne do wieczorów. Praca, tramwaj, schody, klucz do zamka. W domu zapach zupy, odgłos telewizora, znajome pytania, na które znałem odpowiedzi jeszcze zanim padły. Czasem zaglądałem na jej profil. Magda wyglądała na szczęśliwą. Miała kogoś. Zrobili sobie zdjęcie w górach, śmiała się, miała ten sam błysk w oczach, który kiedyś był dla mnie. Długo patrzyłem na to zdjęcie, aż ekran przygasł. Przy kolacji matka spojrzała na mnie i powiedziała:
– Widzisz, miałam rację. Z tamtą byś się tylko męczył.
Odłożyłem łyżkę i spojrzałem na nią spokojnie.
– Może i miałaś. Ale nie było warto.
Nie powiedziała nic więcej. Wiedziała, że nie będziemy już do tego wracać. Czasem siedzę przy oknie i patrzę, jak ludzie się mijają. Dziewczyna śmieje się do chłopaka, ten poprawia jej kaptur, całują się na światłach. Czasem to boli. Nie dlatego, że im zazdroszczę. Po prostu wiem, że kiedyś też tak miałem. Nie umiem już myśleć o Magdzie w czasie teraźniejszym. Nie opowiadam o niej nikomu. Nie wspominam. Ale są wieczory, gdy leżę i zamykam oczy, i wraca jej zapach, sposób, w jaki poprawiała włosy, jak mówiła moje imię, kiedy była zła. Wszystko wraca, jakby to było wczoraj. Miłość to nie tylko wybór. To odwaga. A mnie wtedy jej zabrakło. I tylko nocą czasem śni mi się Magda. Nie jako żal. Jako pytanie, na które już nigdy nie odpowiem.
Mateusz, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Po ślubie miałam prowadzić Porsche, a nie jeździć na mopie. Jednak każdy facet traktuje żonę tak samo”
- „W małżeństwie czułam się jak zamknięta w złotej klatce. Nikt nie wiedział, że mąż kontroluje każdy mój ruch”
- „Szykowałam się do ślubu z narzeczonym, ale moje serce biło dla innego. Przez grę na 2 fronty, straciłam wszystko”









