Nie jestem osobą, która lubi konfrontacje. Wolę, kiedy wszystko da się załatwić na spokojnie, bez krzyków, bez dramatów. Cenię sobie spokój domowy i dobrą atmosferę – nawet jeśli czasem trzeba coś przemilczeć albo przymknąć oko. Ale są takie chwile, w których człowiekowi coś się w środku przestawia. Coś pęka. I wtedy nie ma już miejsca na grzeczność. Kiedy po raz pierwszy usłyszałam od znajomej, że moja teściowa opowiada na mój temat kłamstwa, uznałam to za nieporozumienie. Pomyłkę. Przecież ja nigdy nie zrobiłam jej nic złego! Byłam uprzejma, pomocna, cierpliwa. Kiedy przyjeżdżała, zawsze czekała na nią gorąca kawa i ciasto. Nie wtrącałam się w jej relacje z moim mężem – choć czasem miałam ochotę.

Ale z czasem tych „nieporozumień” zaczęło być coraz więcej. Różni ludzie, w różnych sytuacjach, mówili mi rzeczy, których nie powinni byli wiedzieć. Albo – których nie powinni byli słyszeć. Zaczęłam łączyć fakty. I wtedy już wiedziałam. To nie była pomyłka. Moja teściowa plotkowała o mnie. Bezczelnie i świadomie. A to, czego się o sobie dowiedziałam, sprawiło, że w końcu postanowiłam działać. Czasem trzeba spojrzeć w twarz osobie, która od miesięcy działa za twoimi plecami. I jasno, bardzo jasno, powiedzieć, że więcej na to nie pozwolisz.

To nie było złośliwe

– Mamo, możemy porozmawiać? – zapytałam spokojnie, siadając przy stole w jej kuchni. Czekałam, aż odłoży łyżkę i przestanie mieszać zupę.

– Oczywiście, Celinko. Co się stało? – uśmiechnęła się, ale uważny obserwator zauważyłby w jej oczach czujność. Wiedziała.

– Nie będę owijać w bawełnę – zaczęłam. – Wiem, że mówiła pani ostatnio kilku osobom, że Michał mnie utrzymuje, a ja nic nie robię.

– No ale kochanie… – zaczęła przeciągle, z tym fałszywym rozbawieniem, które tak dobrze znałam. – To nie była żadna plotka, przecież sama mówiłaś, że masz teraz mniej zleceń…

– Mniej, mamo. Mniej, a nie zero. A nawet gdybym przez chwilę nic nie zarabiała, to nie daje pani prawa, żeby rozpowiadać, że żyję mu na koszt. To po pierwsze. A po drugie – kogo to w ogóle obchodzi?

Teściowa nabrała powietrza jak do riposty, ale zrezygnowała. Pokiwała głową.

– To nie było złośliwe. Po prostu ludzie pytali, to powiedziałam, jak jest. Z troski, kochanie.

– Z troski? – prychnęłam. – A ta „troska” sięga aż do opowieści, że Michał jest przeze mnie zmęczony? Że nie mam dzieci, więc co ja niby w tym domu robię?

Zamilkła.

– Słyszałam to od osoby, która nie miała prawa tego wiedzieć. A potem jeszcze od jednej. I kolejnej. To się rozeszło, mamo. I ja nie mam zamiaru udawać, że to nic takiego.

– Ale… ludzie czasem źle interpretują…

– Nie. To nie są domysły. Pani to mówiła.

Mam dość udawania

Teściowa zamilkła na dobre kilka sekund. Patrzyła gdzieś w bok, jakby nagle ściana za moimi plecami stała się niezwykle interesująca.

– Mamo, ja naprawdę nie przyszłam tu krzyczeć – dodałam ciszej. – Ale mam dość udawania, że wszystko jest w porządku, kiedy pani mnie podkłada nogi.

– Nie dramatyzuj, Celina… – westchnęła i pokręciła głową. – To są zwykłe rozmowy przy kawie. Ludzie gadają, ja też coś tam mówię. Nie zawsze da się wszystkiego dopilnować.

– Ale to nie jest "coś tam"! – podniosłam głos, zanim zdążyłam się powstrzymać. – To są rzeczy, które niszczą mój wizerunek w rodzinie i wśród znajomych. Bo jak ktoś słyszy od pani, że jestem leniwa, że się obijam, że Michał ledwo to znosi – to zaczyna w to wierzyć!

– Nie przesadzaj – burknęła, teraz już wyraźnie zirytowana. – Jakbym naprawdę chciała ci zaszkodzić, to miałabym dużo lepsze sposoby.

Zatkało mnie. Patrzyłam na nią osłupiała.

– Czy pani właśnie… – zawahałam się – …czy mama właśnie mi zagroziła?

– Nie. – Wzruszyła ramionami. – Ale trzeba czasem wiedzieć, na czym się stoi.

– W takim razie pozwolę sobie jasno powiedzieć, na czym ja stoję – wstałam powoli od stołu. – Od dziś nie życzę sobie żadnych komentarzy na mój temat. Ani do znajomych, ani do dalszej rodziny, ani do sąsiadek. Nic. Rozumiemy się?

Popatrzyła na mnie, a jej twarz stwardniała.

– No proszę, jaka stanowcza się zrobiłaś

– Bo już nie dam sobie wejść na głowę.

– Może i nie powinnam tego mówić – odezwała się nagle, już mniej złośliwie. – Ale wiesz… ja tylko chcę dobrze dla Michała. On jest moim synem. Nie raz do mnie dzwonił, mówił, że jest zmęczony, że w domu nic nie działa, że ciągle jesteś zajęta sobą.

– Mamo, naprawdę? – popatrzyłam na nią, czując, jak zaciska mi się gardło. – Mój własny mąż? Tak pani powiedział?

Nie musiał mówić wprost – odpowiedziała wymijająco. – Słyszę po głosie. Znam go. Wiem, kiedy coś go gryzie.

– A nie przyszło pani do głowy, że jego zmęczenie może wynikać z pracy? Z tego, że on sam też nie zawsze potrafi się ogarnąć? Że dom to nie tylko moja odpowiedzialność?

No i się zaczyna… – westchnęła, odwracając się z powrotem do garnka. – Dzisiejsze kobiety to tylko wymagania mają. Kiedyś to się po prostu robiło, nie jęczało. Nie było coachów i „równego podziału obowiązków”.

– Mamo, ja przyszłam bronić siebie. Bo krzywdzisz mnie tymi komentarzami. I przy okazji krzywdzisz Michała. Bo robi z niego ofiarę we własnym małżeństwie. A on sam wcale się tak nie czuje. 

Nie rozumiem, skąd ta niechęć

– To może usiądźmy jeszcze na chwilę – powiedziała cicho teściowa, wycierając dłonie w kuchenny ręcznik. Usiadła ciężko na krześle i pierwszy raz od dawna wyglądała… zwyczajnie. Bez tej teatralnej miny, bez napięcia. – Wiem, że nie jestem łatwa. Ale to wszystko nie wzięło się znikąd.

– W takim razie chętnie posłucham – odpowiedziałam spokojnie. – Bo naprawdę nie rozumiem, skąd ta niechęć. Zrobiłam coś pani?

– Nie… To nie ty. To ja mam problem z tym, że Michał dorósł. Że ma swoje życie. Swoją kobietę. Swój dom, do którego ja już nie pasuję.

Zaskoczyła mnie tą szczerością. Spojrzała gdzieś w bok, unikając mojego wzroku.

– Zawsze byliśmy we dwoje. Po rozwodzie, kiedy jego ojciec wyjechał, to my trzymaliśmy się razem. A potem… pojawiłaś się ty. I nagle mój syn był bardziej twój niż mój.

– Mamo, ale przecież nie odebrałam go pani. On nadal panią kocha. Dzwoni, odwiedza… Ale też ma prawo mieć swoje życie. I ja w tym życiu jestem. Nie jako rywalka. Jako partnerka.

– Wiem – skinęła głową. – Ale czasem człowiek rozumie coś dopiero, jak narobi szkód. Może chciałam pokazać, że on nadal mnie potrzebuje… Może nawet chciałam, żeby ci było przykro. I było, prawda?

– Było – przyznałam szczerze. – Ale bardziej bolało mnie to, że nie widzi pani we mnie członka rodziny.

Zapadła cisza. W końcu teściowa pokiwała głową.

– Przepraszam, Celina. Może za późno, ale… naprawdę przepraszam.

Może to był pierwszy krok

– Mamo, ja nie jestem wrogiem. Chciałabym, żebyśmy mogły się dogadywać – powiedziałam, nieco łagodniej niż wcześniej. – Życie i tak bywa wystarczająco trudne. Nie potrzebujemy jeszcze kłótni w rodzinie.

– Masz rację – odparła cicho. – I może... może ja za bardzo próbowałam udowodnić, że wiem lepiej. Że Michał powinien był wybrać kogoś innego. Ale z biegiem czasu zrozumiałam, że to nie mój wybór. I chyba jestem po prostu zazdrosna, że ktoś zna go lepiej niż ja.

– Ja go nie znam lepiej. Znam go inaczej – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. – Ale pani zna jego dzieciństwo, jego przyzwyczajenia, te historie, których ja nie poznam nigdy. I naprawdę, nie musi pani walczyć o miejsce w jego życiu. Ono już tam jest.

Zamilkła, po raz pierwszy wyglądając na poruszoną. Wyciągnęła rękę przez stół i dotknęła mojej dłoni.

– Chciałabyś… żebyśmy może raz na jakiś czas się spotkały? Same? Tak, żeby nie musieć się przekomarzać o zupę, dzieci, porządek? Tylko tak… po prostu?

– Naprawdę bym chciała, mamo – odpowiedziałam bez zawahania się.

– I ja też. Wiesz, ja mam czasem taką twardą skorupę, ale pod spodem… – wzruszyła ramionami. – Też jestem tylko kobietą, której trudno pogodzić się z przemijaniem.

Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy od dawna między nami zapanował jakiś spokój. Prawdziwy. I może to był pierwszy krok.

– Dobrze – powiedziałam. – Zacznijmy od kawy. Ale tym razem bez dodatku plotek.

– Obiecuję – pokiwała głową. – Chociaż... kawę umiem zaparzyć lepiej niż ty.

– I niech tak zostanie, mamo.

Wiedziałem, że sobie poradzisz

Zanim wyszłam od teściowej, usłyszałam jeszcze:

– Celina…Michał ma szczęście, że cię ma.

– A ja mam szczęście, że go mam. I że jesteśmy rodziną. Nawet jeśli trochę pokręconą.

Te słowa nie oznaczały, że wszystko od tej pory będzie idealne. Wiedziałam, że przyjdą jeszcze sytuacje, w których się nie zrozumiemy, w których znowu coś między nami zgrzytnie. Ale był to pierwszy raz, kiedy naprawdę się usłyszałyśmy. I to wystarczyło. Po powrocie do domu Michał podniósł wzrok znad laptopa.

– Jak było?

– Spokojnie – odpowiedziałam, zdejmując płaszcz. – Rozmawiałyśmy. Tak naprawdę.

– I?

– I chyba mamy początek czegoś nowego. Może nie od razu przyjaźń, ale… coś normalnego. Coś lepszego.

Michał podszedł i objął mnie.

– Wiedziałem, że sobie poradzisz. Tylko ty potrafisz zapanować nad mamą bez wojny domowej.

Nie zapanowałam. Porozmawiałyśmy. To różnica.

– A mimo to – powiedział z uśmiechem – jesteś bohaterką.

Nie, nie czułam się bohaterką. Czułam się kobietą, która przestała dawać się spychać w kąt. Która powiedziała „dość” z szacunkiem, ale stanowczo. I która zakończyła cichą wojnę nie krzykiem, a rozmową.

Celina, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: