Moja mama ma sześćdziesiąt lat, ale zachowuje się tak, jakby utknęła na zawsze w okresie studiów. Lubi krótkie spódniczki, selfie w lustrze, imprezy z dużo młodszymi znajomymi. Nie mam nic przeciwko temu, że ktoś chce się czuć młodo – ale kiedy zaczynasz się wstydzić własnej matki, coś tu jest nie tak. Od lat próbuję nie zwracać na to uwagi, ale po ostatnim weekendzie w końcu się złamałam. Bo tym razem nie tylko przyniosła nowego kochasia do naszego domu, ale zrobiła coś, co wyprowadziło mnie z równowagi.

Wiedziałam, że to będzie katastrofa

Niedziela była moim ulubionym dniem tygodnia – pod warunkiem, że spędzałam ją sama. Bez żadnych wizyt, bez telefonu z pretensjami, bez mamy. Parzyłam kawę, robiłam sobie omlet z warzywami i odpalałam serial. Właśnie miałam zacząć nowy odcinek, kiedy usłyszałam zgrzyt klucza w zamku. Nie myliłam się – mama.

– Cześć, kochanie! – zawołała z przedpokoju, jakbyśmy były najlepszymi kumpelami, a nie matką i córką, które ledwo się tolerują.

– Mamo, mogłaś chociaż zadzwonić… – jęknęłam, gasząc telewizor.

Ale ja mam niespodziankę! – powiedziała z takim entuzjazmem, że już wiedziałam, że to będzie katastrofa. – Poznajcie się, to Igor!

Zza jej pleców wyłonił się on. Wysoki, opalony, z dziwnym uśmiechem. Mógł mieć najwyżej trzydzieści kilka lat. W pierwszej chwili pomyślałam, że to może nowy sąsiad albo jakiś znajomy z pracy. Ale nie. Mama położyła mu rękę na ramieniu z taką poufałością, że od razu wiedziałam, w czym rzecz.

– Igor i ja... no cóż, spotykamy się – powiedziała, zerkając na mnie z jakąś dziwną dumą.

Wpatrywałam się w nią bez słowa. On uśmiechał się jak idiota. Mama była zachwycona sobą, jakby właśnie przyprowadziła do domu wygraną na loterii.

– To nie jest dobry moment – powiedziałam w końcu. – I nigdy nie będzie.

Chciałam się zapaść pod ziemię

Moja mama nie wygląda na swoje lata. To znaczy – nie tak, jak powinna wyglądać kobieta po sześćdziesiątce. Ćwiczy z jakąś influencerką z internetu, chodzi na zabiegi do kosmetyczki częściej niż ja do fryzjera i nosi legginsy tak obcisłe, że nawet mnie byłoby w nich wstyd wyjść do sklepu. I jasne – niby super, że o siebie dba. Ale ona nie robi tego dla siebie. Robi to, żeby się podobać innym. Kiedyś znajoma z pracy zapytała mnie, czy to moja starsza siostra wrzuca takie odważne zdjęcia z wakacji. To była moja matka – w bikini, na jachcie, z podpisem „#summerbody. Chciałam się zapaść pod ziemię.

– Nie wstydzisz się takich zdjęć? – spytałam ją wtedy, jeszcze delikatnie.

– A czemu miałabym się wstydzić? – odpowiedziała rozbawiona. – Mam ciało, to je pokazuję. Ty też powinnaś się trochę otworzyć. Cały czas w tych samych nudnych dżinsach…

To zawsze ja byłam tą "sztywniarą", rozsądną, poważną, wiecznie z nosem w książkach. Mama była tą zabawną. Lekką. Uwielbianą przez wszystkich. Ale coraz częściej miałam wrażenie, że ona nie tyle żyje swoim życiem, co na siłę wpycha się w moje. Zwłaszcza gdy Igor – jej nowy "chłopak" – zaczął zachowywać się... zbyt swobodnie.

Z Igorem nie minęły nawet trzy dni, a już miałam go po dziurki w nosie. Mama wprowadziła go do naszego życia z prędkością huraganu. Pojawiał się nagle, bez zapowiedzi, jadł nasze jedzenie, zostawiał brudne kubki w zlewie i mówił do mnie „mała”. Kiedy raz próbowałam zwrócić mu uwagę, że nie jestem jego kumpelą, rzucił mi tylko uśmieszek spod grzywki i parsknął śmiechem.

Najgorsze wydarzyło się jednak tydzień później. Umówiłam się z Kubą – chłopakiem, z którym zaczęłam się spotykać. Wysłałam mamie smsa, że będę miała gościa i proszę, żeby nie schodziła w samym szlafroku, jak to czasem robiła. Myślałam, że zrozumie. Ale nie. Kiedy otworzyłam Kubie drzwi, na schodach już stała mama. Ubrana jakby szła na randkę – obcisła sukienka, szpilki, pełny makijaż. Uśmiechnęła się do niego promiennie, jakby był gościem specjalnym na jej prywatnym przyjęciu.

– O, kogo my tu mamy! – zawołała. – Chodź, Kuba, usiądź z nami na chwilę, napijesz się czegoś?

Zbladłam. Kuba spojrzał na mnie pytająco.

– Dzięki, pani Sylwio, ale my się tylko na chwilkę spotykamy – odpowiedział grzecznie, ale widziałam, że był nieco zmieszany. 

Już więcej się nie odezwał. To nie pierwszy raz. Zaczynałam podejrzewać, że moja mama robiła to celowo.

Ile można udawać, że nic się nie dzieje

Wszystko we mnie kipiało. Ile można udawać, że się nic nie dzieje? Że to normalne, że twoja własna matka chce zrobić z siebie gwiazdę na oczach całego osiedla? Nie wytrzymałam. W sobotni wieczór, kiedy Igor znów pojawił się u nas bez zapowiedzi – tym razem w samym podkoszulku i bokserkach, bo „został na noc i nie miał się w co przebrać” – pękłam.

– Mamo, możemy pogadać? – rzuciłam, próbując zachować spokój.

– Jasne, tylko szybko, bo Igor czeka na mnie z winem – odpowiedziała, nie podnosząc wzroku znad swojego telefonu.

Zamknęłam drzwi do kuchni i oparłam się o blat. Ręce mi się trzęsły.

– Musisz przestać. Zachowujesz się tak, jakbyś miała dwadzieścia lat. Wiem, że chcesz żyć, bawić się, być atrakcyjna, ale... to wszystko dzieje się moim kosztem. Twoi faceci przychodzą do mojego mieszkania, zachowują się jak u siebie, komentują, przeszkadzają. Jesteś moją matką, a czasami mam wrażenie, że jestem bardziej dojrzała niż ty. 

Mama milczała przez chwilę, potem wzruszyła ramionami.

– To ty masz problem, nie ja. Ja tylko korzystam z życia. Ty powinnaś też spróbować.

Wyszła, zostawiając mnie z palącym uczuciem, że coś między nami pękło na dobre.

Jakby świat kręcił się wokół niej

Myślałam, że po tej rozmowie coś się zmieni. Że może mama się zatrzyma, przemyśli, przynajmniej spróbuje zrozumieć. Ale ona jakby jeszcze bardziej się nakręciła. Następnego dnia wrzuciła w social mediach zdjęcie z Igorem – w łóżku, przy kawie, w jej koronkowej piżamie. Podpis: „Poranki po sześćdziesiątce też mogą być gorące”. Było mi niedobrze. Napisałam do niej wiadomość, bo nie miałam siły już mówić: „Mamo, proszę, przestań. To mnie rani. To nie zabawne, to nieśmieszne. To upokarzające”. Nie odpisała.

Wieczorem przysłała mi tylko emoji serduszka. Jakby to było wszystko, co miała mi do powiedzenia. A potem przyszła wiadomość od ojca. Nie odzywał się zbyt często, ale widocznie coś do niego dotarło. „Słyszałem, co się u was dzieje. Nie przejmuj się. Twoja matka zawsze żyła tak, jakby świat kręcił się wokół niej”. Usiadłam z tymi słowami i poczułam, że... on ma rację.

Mama nie była zła. Ale była... skupiona tylko na sobie. Całe życie. Nawet kiedy mnie wychowywała, to bardziej jako dodatek do własnych planów. Nie jako córkę, którą chce chronić i wspierać. I nagle wszystko zrozumiałam. To nie było tak, że ona chciała mnie zranić. Ona po prostu nigdy nie potrafiła się nikim przejmować – nawet mną. A Igor? Zniknął z jej życia tydzień później. Zostawił jej tylko kubek do kawy i kilka zdjęć. A ona? Zaczęła flirtować z kurierem z aplikacji.

Może dopiero teraz jesteśmy wolne

Długo zastanawiałam się, czy to może ze mną coś jest nie tak. Czy przesadzam. Czy jestem po prostu zbyt sztywna, zbyt zasadnicza, za bardzo zamknięta na „radość życia”, jak to określała mama. Może faktycznie jestem nudna? Może zazdroszczę jej odwagi? A może... po prostu nie potrafię zaakceptować, że nie mam takiej matki, jaką chciałam mieć? Ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem pewna – to nie chodzi o sukienki, piżamki, bikini, ani nawet o facetów. Chodzi o to, że nigdy nie czułam się przy niej ważna. Że w wieku trzydziestu dwóch lat wciąż jestem tą rozsądną, odpowiedzialną, dorosłą w tej relacji. A mama? Ona wciąż biega po imprezach, pokazuje pazury i mówi, że to jej czas. Że nie ma ochoty być „czyjąś matką na pełny etat”.

Więc chyba przestanę próbować z nią konkurować, doganiać, tłumaczyć. Po prostu pozwolę jej żyć tak, jak chce. A sobie – też. Bez ciągłego poczucia wstydu, bez oceniania siebie jej oczami, bez wpychania się w rolę kogoś, kim nigdy nie chciałam być. Ona nie przestanie być tą wyzwoloną sześćdziesięciolatką z młodszym kochankiem. A ja nie muszę być jej lustrzanym odbiciem. Wreszcie to zrozumiałam. I może dopiero teraz jesteśmy naprawdę wolne. Każda na swój sposób.

Nina, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: