Nie jestem jedną z tych kobiet, które oczekują pierścionków z brylantem czy weekendów w Paryżu. Naprawdę wystarczyłby mi ciepły gest, kwiaty z warzywniaka, może śniadanie do łóżka. Nie marzę o fajerwerkach, tylko o tym, by mój mąż pamiętał, że jeszcze jestem jego żoną, nie tylko współlokatorką i matką jego dzieci. Dlatego czekałam na moje urodziny z cichą nadzieją, że w końcu mnie czymś zaskoczy. Nie spodziewałam się cudów, ale... nie sądziłam też, że dostanę coś, co rozwali mnie dosłownie i emocjonalnie.
Chciałam wierzyć, że tym razem będzie inaczej
– Co byś chciała dostać? – zapytał mnie znienacka Marek, siedząc z nogami na stole i mieszając herbatę tak niedbale, że aż kapnęła na obrus.
– Sama nie wiem – odpowiedziałam z udawaną obojętnością, bo przecież nie powiem wprost: „Chcę, żebyś pomyślał, żebyś się postarał, żebyś zrobił coś sam z siebie.” To by było zbyt trudne. – Zaskocz mnie – rzuciłam w końcu.
Marek tylko wzruszył ramionami.
Znałam go dobrze. Wiedziałam, że jeśli nie powiem dokładnie, co chcę, to albo nic nie kupi, albo – co gorsza – kupi coś zupełnie od czapy. Rok temu były skarpetki i kubek z napisem „Najlepsza Żona na Świecie”. Dwa lata temu – ręcznik. Taki szary, do łazienki. I żel pod prysznic. Mimo wszystko chciałam wierzyć, że tym razem będzie inaczej. Że może go coś olśni. Zaczęłam delikatnie podpowiadać: niby przypadkiem mówiłam, że koleżanka była na masażu, że widziałam piękny szal na wystawie, że brakuje nam wspólnych zdjęć.
– Może zrobilibyśmy sobie jakąś sesję? Taką... romantyczną? – rzuciłam któregoś wieczoru.
– Taaa, no jasne. Najlepiej od razu zamówmy drona i kamerzystę – zaśmiał się i nawet nie oderwał wzroku od telefonu.
Powoli traciłam nadzieję. Ale wciąż była we mnie ta mała iskierka. Że może chociaż raz...
Może da się to jeszcze odnaleźć
Dwa dni przed urodzinami, wracając z pracy, zastałam Marka przy komputerze.
– A co ty tak klikasz zawzięcie? – zapytałam, zdejmując płaszcz.
– A, nic, sprawdzam coś – mruknął i od razu zminimalizował okno.
Zdziwiłam się. Zwykle nie miał w sobie ani krzty tajemniczości. Może faktycznie coś planuje? Może kupuje bilety na koncert, który mi kiedyś wpadł w oko? Może kolacja, kino? Poczułam, jak miękną mi kolana z ulgi. Następnego dnia zapytał, o której kończę pracę.
– Bo myślałem, żebyśmy gdzieś wyskoczyli. Tak tylko we dwoje – dodał, nie patrząc mi w oczy.
– Serio? – uniosłam brwi z niedowierzaniem. – Ty to mówisz?
– No przecież cię nie zostawię na urodziny – prychnął.
Tego wieczoru poszłam spać z uśmiechem. Miałam ochotę znowu być „tą kobietą”, nie tylko kucharką i opiekunką. Przypomniałam sobie nasz pierwszy wspólny wyjazd nad morze, jak siedzieliśmy na kocu, trzymał mnie za rękę i mówił, że jestem najfajniejszą babką, jaką zna. Gdzieś się to wszystko po drodze zgubiło, ale może da się to jeszcze odnaleźć?
– Kocham cię, wiesz? – powiedziałam cicho, kładąc się obok niego.
– Mhm... ja też – odpowiedział bez przekonania, ale już nie chciałam psuć sobie nastroju.
Miałam nadzieję. Naiwną, niemądrą, ale prawdziwą.
Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Obudziłam się wcześniej niż zwykle, z niecierpliwości. Czułam się jak dziecko, które czeka na tort i balony. Może Marek zrobił śniadanie? Może chociaż czekają na mnie kwiaty? Ale w kuchni było tylko rozlane na stole mleko i otwarta paczka sera. Na szafkach – bałagan z wczoraj, a w powietrzu unosił się zapach smażonej cebuli. Marek spał. Obudził się dopiero, kiedy trzasnęłam szafką.
– Co jest? – wymamrotał. – Już ósma?
– Mhm. Urodziny mam.
– No tak. Najlepszego, kochanie – rzucił i... zasnął znowu.
Zrobiłam sobie kawę, usiadłam przy oknie i gapiłam się w ogród. Wysłała mi życzenia siostra, potem koleżanka z pracy, potem mama. Marek nie wstał nawet, kiedy wychodziłam. Przyszedł dopiero po południu.
– Masz – rzucił i wręczył mi torbę z logo sklepu z AGD.
Zajrzałam do środka i przez chwilę nie wiedziałam, co widzę.
– Tłuczek? – spytałam głucho.
– No. Bo ten stary się rozpadł. Mówiłaś, że ci się źle kotlety robi. To teraz będziesz miała porządny. Taki z drewnianą rączką, zobacz.
Patrzyłam na niego jak na obcego człowieka.
– Ty myślisz, że ja marzyłam o tłuczku do mięsa?
– No przecież praktyczne. Zresztą mówiłaś, że...
– Mówiłam?! Ty w ogóle mnie słuchasz?!
Czas na tort
– Wiesz co, naprawdę nie wiem, co ty sobie myślałeś – syknęłam, starając się mówić cicho, bo zza ściany dochodziły głosy gości. Rodzice właśnie siadali przy stole, dzieci biegały podekscytowane po salonie.
– No przecież... to tylko prezent. Robisz aferę o tłuczek – burknął.
– Nie o tłuczek! O brak wyczucia. O to, że nawet się nie zastanowiłeś, czego mogłabym chcieć. Nie chodzi o pieniądze, Marek, tylko o to, że... nic nie czujesz.
– Przesadzasz. Dostałaś prezent, jest impreza, tort, rodzina. Co jeszcze chcesz? Teatru?
Zacisnęłam pięści. Miałam ochotę krzyknąć, wyjść, zostawić ten przeklęty tłuczek na środku stołu i zamknąć się w łazience. Ale nie mogłam. Nie dzisiaj, nie przy wszystkich. Wyszłam z kuchni, uśmiechając się na siłę.
– Chodźcie, kochani, czas na tort! – zawołałam i klasnęłam w dłonie.
Dzieciaki się rozbiegły, Marek przyniósł świeczki, nawet pomógł mi zapalić je. A potem stał obok i śpiewał „Sto lat” tak, jakby nigdy w życiu nie zrobił nic nie tak.
– Pomyśl życzenie, mamusiu – powiedział mój młodszy synek.
Spojrzałam na jego uśmiechniętą buzię i wtedy poczułam, jak bardzo się w środku rozsypuję. Zdmuchnęłam świeczki. Życzenie? Chciałam zniknąć. Choćby na chwilę. A tłuczek... leżał na blacie kuchennym, wciąż w torbie, jak wyrzut sumienia.
Musimy zacząć od nowa
Wieczorem, kiedy goście już wyszli, a dzieci spały, Marek przysiadł obok mnie na kanapie. W telewizorze coś mrugało, ale ja patrzyłam tylko w jeden punkt. Na stole wciąż leżał ten nieszczęsny tłuczek.
– No dobra, może faktycznie nie trafiłem – powiedział cicho.
– Nie trafiłeś? Marek, ty nawet nie próbowałeś – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku czułam, jak we mnie wszystko bulgocze. – Ja nie chciałam nic drogiego. Chciałam... cokolwiek od serca. Chociaż kartkę z życzeniami. Rysunek od dzieci. Cokolwiek, co by pokazało, że wiesz, kim jestem.
– No dobra, przyznaję, głupi pomysł. Ale wiesz, ja nigdy nie umiałem w te romantyczne rzeczy. Ty zawsze miałaś w głowie jakieś drobiazgi, kwiaty, świeczki... A ja myślę praktycznie.
– To przynajmniej pomyśl praktycznie o nas. Bo tak dalej się nie da – powiedziałam, czując, że zaraz się rozpłaczę. – To nie o prezenty chodzi. To o to, że nie ma nas. Są tylko rachunki, dzieci i wieczny brak czasu.
Marek spuścił głowę.
– Chyba o tym zapomniałem. – Uśmiechnął się blado. – Wiesz co? Zrobimy tak. Ty wybierasz, co chcesz dostać za rok. Ja płacę. Ale obiecuję, że to ty będziesz wybierała. I że się postaram.
Nie odpowiedziałam. Tylko sięgnęłam po tłuczek i położyłam go na półce. Niech zostanie. Na pamiątkę. Żeby pamiętać, od czego musimy zacząć od nowa.
Nie wiem, co będzie za rok
Minęły dwa tygodnie. Tłuczek dalej leżał na półce, nieużywany, jakby oboje baliśmy się do niego zbliżyć. Marek od tamtej rozmowy był... inny. Nie od razu cudowny, nie nagle książę z bajki, ale… bardziej obecny. Zrobił kolację – kanapki, ale z serwetką i świecą. Zawołał mnie na spacer bez dzieci. A w sobotę sam poszedł z nimi na plac zabaw, żebym „mogła poleżeć i pogapić się w sufit”. Wtedy poczułam, że może naprawdę coś do niego dotarło. Może nie o prezent chodziło. Może nawet nie o romantyzm, a o to, żeby ktoś chciał cię widzieć. Nie jak meblościankę w salonie, nie jak darmową nianię, tylko jak kobietę, która ma prawo marzyć, czekać, rozczarowywać się i mówić głośno, że jest jej źle.
Nie wiem, co będzie za rok. Może znowu dostanę coś kuriozalnego. A może nie. Ale wiem, że teraz, kiedy siedzimy wieczorem razem przy herbacie, rozmawiamy o czymś więcej niż lista zakupów i raty kredytu. W końcu spojrzał na mnie jak na kobietę, nie jak na dodatek do rachunków. A ja zaczęłam mu znowu wierzyć. Bo czasem jedna kłótnia potrafi więcej niż dziesięć lat milczenia. I chociaż nie planuję wieszać tłuczka na ścianie jak relikwii, to niech sobie leży. Jako symbol. Tego, że można się nie zrozumieć do bólu… ale też spróbować jeszcze raz.
Ewa, 39 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż zawsze marzył o wielkiej willi, ale to ja muszę sprzątać w nieskończoność. Tyram więcej, niż hotelowa pokojówka”
- „Gdy poznałam prawdę o mężu, od razu się ewakuowałam. Nie będę brać odpowiedzialności za jego błędy przeszłości”
- „Mąż całymi dniami gapi się w telewizor, a spaceruje tylko do lodówki. Nie tak wyobrażałam sobie naszą jesień życia”





