Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęłam czuć, że coś jest nie tak. Może to był ten trzeci raz, gdy Michał wyszedł z rodzinnego obiadu, tłumacząc się, że musi „tylko na chwilę podjechać po coś do znajomego”. Albo może wtedy, gdy wrócił po półtorej godziny z pustymi rękami i wilgotną koszulą, jakby się gdzieś spieszył. Patrzyłam na niego wtedy i pierwszy raz pomyślałam: czy ja w ogóle znam tego człowieka? Michał był moim mężem od dwóch lat. Dobrze zarabiał, był czuły, troskliwy, a przynajmniej taki wydawał się na początku. Ale z czasem, jakby coś w nim zaczęło wygasać. Robił się coraz bardziej nieobecny. Znikał na dłużej niż wcześniej, a kiedy pytałam, co się dzieje, zbywał mnie. Mówił, że to praca, że kumpel czegoś potrzebuje, że musi „coś załatwić”. 

Najgorsze, że to działo się zawsze u jego rodziców. Raz mówił, że schodzi do piwnicy po słoiki. Innym razem, że jedzie do sklepu po ser. Tylko że żadnych słoików nie przynosił, a sera w lodówce nie przybywało. Siedziałam wtedy z jego mamą w kuchni, słuchałam, jak opowiada o ich sąsiadce, o wnuczce kuzynki i o przecenach w markecie. Kiwałam głową, ale myślami byłam gdzie indziej. Gdzie on znowu poszedł?  Zauważyłam przy obiadach, że często zerkał na telefon. W trakcie pobytu wciąż znikał z jakąś samą wymówką. A jego spojrzenie... Nie patrzył już na mnie tak jak dawniej. Pewnego dnia coś we mnie pękło. I postanowiłam, że tym razem za nim pójdę.

Czemu ciągle coś podejrzewasz?

W niedzielę wybieraliśmy się jak zwykle na obiad do teściów. 

– Mama zrobiła rosół, mówiła, że twoje ulubione kluseczki też będą – rzucił beztrosko.

Ja zapinałam płaszcz, stojąc przy lustrze. Michał stał za mną i poprawiał kołnierzyk. Unikał mojego wzroku.

– I co, znowu zjesz dwa łyki i „będziesz musiał wyskoczyć”?

Nie odpowiedział od razu. Uśmiechnął się krzywo i schylił po kluczyki do auta. W samochodzie panowała napięta cisza.

– Michał… – zaczęłam spokojnie. – Nie róbmy tego znowu. Po prostu powiedz, co się dzieje.

– Nic się nie dzieje. Czemu ciągle coś podejrzewasz?

Bo jesteś inny. Bo znów znikniesz na godzinę. Już nie pamiętasz, kiedy ostatni raz naprawdę byłeś ze mną? Tak... obecny?

Michał przyspieszył, zaciśnięte dłonie na kierownicy.

– Przesadzasz, Ewa. Naprawdę zaczynasz brzmieć jak paranoiczka.

– Paranoiczka? – prychnęłam. – Bo chcę wiedzieć, gdzie chodzi mój własny mąż?

– Skaczesz mi po głowie, bo raz na tydzień wychodzę na pół godziny?

– Zawsze „pół godziny”. I zawsze wtedy. A potem wracasz, jakbyś grał w jakimś teatrze. Uśmiechasz się, żartujesz, ale oczy masz gdzie indziej.

– Przestań, Ewa. Serio, przestań.

Dojechaliśmy pod dom teściów. Jeszcze nie wysiadł, a już rzucił:

– Skoczę tylko szybko do sklepu po coś dla ojca. Wracam za pół godziny.

– Znowu? Może tym razem pójdziemy razem? – zaproponowałam lodowatym tonem.

– Naprawdę? Już zaczynasz? – warknął i trzasnął drzwiami, zostawiając mnie samą w aucie.

Patrzyłam za nim, jak odchodzi.  Ale tym razem… nie zamierzałam udawać, że nic nie widzę.

Ja już nie chciałam słuchać

Mąż nadal nie wracał, a ja czułam, że potrzebuję oddechu. Nie musiałam nikomu nic tłumaczyć – teściowa akurat była zajęta szorowaniem garnków, a teść siedział w fotelu z gazetą, jak zawsze. Zarzuciłam na siebie płaszcz i wyszłam z domu. Chodziłam po okolicy bez celu. Skręciłam w leśną ścieżkę i nagle zobaczyłam go z jakąś kobietą. Obejmowali się, trzymali za ręce. Podeszłam nieco bliżej, uważając, żeby mnie nie zauważyli. Okazało się, że to Natalia, sąsiadka teściów. Znała Michała od wielu lat. Wychowywali się na jednej ulicy. Kiedyś jeszcze w czasach szkolnych byli nawet parą.

Teraz patrzył na nią z czymś, czego ja już dawno nie widziałam w jego oczach. Z czułością. Wracałam do teściów z rękami w kieszeniach, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. W głowie miałam tysiąc myśli. Jakieś pół godziny później wrócił Michał. Jak gdyby nigdy nic usiadł w salonie z telefonem w ręku. Chciałam porozmawiać z nim na osobności, więc poprosiłam, aby wyszedł ze mną do kuchni. 

– Przyznaj się, jak długo to trwa?

Odłożył telefon i spojrzał na mnie zaskoczony.

Nie wiem, o co ci chodzi. 

– Od kiedy masz romans z sąsiadką? 

– O czym Ty mówisz. 

– Przestań udawać. Widziałam Cię dziś z Natalią, jak byłam na spacerze. 

– Ewa… nie rozumiesz. To nie tak miało być…

– Nie tak miało być?! A jak? To dlatego urywałeś się z niedzielnych obiadków? Na jakieś schadzki z dawną miłością?

– Zdradziłeś mnie. Nie tylko fizycznie. Zdradziłeś mnie z każdą swoją nieobecnością, każdym kłamstwem, każdą tajemnicą.

Chciał coś powiedzieć, ale ja już nie chciałam słuchać. Wstałam i wyszłam do łazienki. Patrzyłam na siebie w lustrze. Kobieta, która tam była, miała obce oczy. Nie było w nich ani łez, ani złości. Tylko rozczarowanie. Potworne, bolesne rozczarowanie.

Przyszłam po dowód

Zanim nacisnęłam dzwonek, przez kilka minut chodziłam w kółko pod jej domem. Wiedziałam, że może nie powinnam tu być. Ale musiałam zobaczyć ją jeszcze raz. Spojrzeć jej w oczy. Natalia otworzyła niemal od razu. Stała w progu z lekko zdziwioną miną, ale nie wyglądała na zaskoczoną. Jakby wiedziała, że w końcu przyjdę.

– Chcę porozmawiać. 

Z wahaniem odsunęła się od drzwi i gestem zaprosiła mnie do środka. Mieszkanie było ciepłe, trochę zabałaganione.  Usiadłyśmy naprzeciw siebie. 

– Wiem o wszystkim, widziałam was na własne oczy. 

– Nie chciałam, żebyś się dowiedziała w ten sposób – powiedziała w końcu.

– A jak? Przez kartkę w skrzynce? Po tylu miesiącach kłamstw? Nie masz za grosz wstydu. 

Spuściła wzrok.

– On był przy mnie, kiedy najbardziej tego potrzebowałam. Nigdy nie planowałam go odbierać. Ale uczuć nie da się tak po prostu kontrolować.

– I myślisz, że to jest dobre tłumaczenie?

– Nie oczekuję od ciebie wybaczenia – odpowiedziała. – Wiem, że cię skrzywdziliśmy.

Wstałam. Nie chciałam już nic więcej słyszeć. Nie przyszłam tu po przeprosiny. Przyszłam po dowód. I go dostałam.

Nie było już nic do ratowania

Wieczorem w domu panowała cisza tak gęsta, że można było w niej utonąć. 

– Możemy porozmawiać? – zapytał cicho.

Skinęłam głową, ale nie usiadłam. Zostałam pod ścianą, daleko od niego.

– Nie planowałem tego – zaczął. – przysięgam ci. Ona była w trudnej sytuacji, potrzebowała wsparcia. 

– A Ty oczywiście pozwoliłeś jej wypłakać się na swoim ramieniu? – zapytałam lodowato.

– Było mi jej szkoda, ale nie chciałem tracić ciebie. Więc zacząłem kłamać.

– Nie tylko kłamałeś, Michał. Ty mnie wykreślałeś stopniowo ze swojego życia, za każdym razem, kiedy tylko zamykałeś za sobą drzwi. Dla niej.

– Ale kocham cię, Ewa. Naprawdę.

Zaśmiałam się.

Miłość nie wygląda tak, Michał. Miłość to nie znikanie, milczenie, tajemnice. To nie budowanie dwóch światów i liczenie, że żaden się nie zawali.

– Nie chcę się  tobą rozstawać.

– A  Ty mnie już dawno zostawiłeś. Każdego dnia, kiedy wychodziłeś i kłamałeś. Każdą swoją nieobecnością, każdą historią o „sklepie” czy „koledze”. Wiesz, kiedy ostatni raz czułam, że jestem twoją żoną?

Nie odpowiedział.

– Ja też nie pamiętam – dodałam cicho.

Podeszłam do regału, zdjęłam nasze wspólne zdjęcie i wyrzuciłam do kosza. Potem bez słowa poszłam spakować torbę. Nie było już nic do ratowania.

To nie ja zbudowałam życie na tajemnicy

Wyprowadziłam się bez dramatu. Bez walizki na środku ulicy, bez krzyków sąsiadów. Spakowałam się w kilka godzin. Gdy zamykałam za sobą drzwi, Michał siedział w kuchni. Nie powiedzieliśmy sobie nic. Znalazłam pokój do wynajęcia – niewielki, w kamienicy, z cienkimi ścianami i odrapanym parapetem. Ale to był mój pokój. Pierwsza noc była najdziwniejsza. Nie płakałam. Leżałam i słuchałam ciszy. I po raz pierwszy od miesięcy nie czekałam, aż ktoś wróci do domu. Bo już nie miałam na kogo czekać.

Z czasem nauczyłam się żyć od nowa. Poranki bez pośpiechu. Śniadania, które smakują nawet w samotności. Telefon, który nie musi milczeć godzinami. Przestałam sprawdzać, o której Michał się loguje. Przestałam sprawdzać cokolwiek. Ludzie pytają, czy żałuję. Nie. To nie ja powinnam się wstydzić. To nie ja zbudowałam życie na tajemnicy. To nie ja zamieniłam miłość na logistykę układania kłamstw. Najtrudniejsze było zrozumieć, że odejście nie oznacza przegranej. Czasem to jedyny sposób, by się ocalić. Zanim całkowicie znikniesz we własnym życiu. Ja znów uczę się oddychać. I to wystarczy.

Ewa, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: