Od kilku miesięcy czuję, że coś się zmieniło. Mój mąż, Krzysztof, nie rozstaje się ze swoim telefonem nawet na chwilę. Zabiera go do łazienki, śpi z nim pod poduszką, a każde powiadomienie sprawia, że jego twarz staje się spięta. Przestał rozmawiać ze mną tak jak kiedyś. Nawet gdy jesteśmy razem w domu, mam wrażenie, że jest gdzieś indziej. Zaczęłam podejrzewać, że może mieć romans. Myśli o tym nie dają mi spokoju. Chciałabym zajrzeć do jego komórki, zobaczyć, co tak bardzo stara się przede mną ukryć. Ale czy jestem gotowa na prawdę?

Jesteś ostatnio jakiś nieobecny

– Co chcesz na kolację? – zapytałam go, starając się mówić pogodnie, choć czułam, jak zaciskają mi się zęby.

– Nie wiem. Cokolwiek – odpowiedział, nie podnosząc wzroku znad ekranu.

Znowu. Znowu ten telefon. Siedzieliśmy przy jednym stole, a i tak czułam się, jakby go tu nie było. Przez cały dzień nie zapytał, jak mi minął dzień. Nie zauważył nawet, że zmieniłam kolor włosów. Nic. Wcześniej bywało inaczej. Rozmawialiśmy przy kolacji, śmialiśmy się z głupot, planowaliśmy weekendy. A teraz? Krzysztof patrzył w ekran, a jego palce co chwilę coś wystukiwały. Jakby tam, po drugiej stronie wyświetlacza, działo się coś o wiele ciekawszego niż moje istnienie.

– Wszystko u ciebie okej? – zapytałam cicho.

– Tak. Czemu pytasz? – spojrzał na mnie tylko na sekundę i znowu wrócił do telefonu.

– Bo… jesteś ostatnio jakiś nieobecny. Cały czas z nosem w tym… – przerwałam, nie chcąc się rozpłakać.

– Przesadzasz – rzucił. – Po prostu mam dużo spraw. Praca, wiesz, takie rzeczy.

Kłamał. Czułam to w każdej kości. Niby uśmiechał się, gdy chciał mnie uspokoić, ale ten uśmiech był fałszywy. Jego oczy już od dawna nie były „moje”. Nie patrzył nimi na mnie jak kiedyś. Teraz zerkał tylko kontrolnie – czy przypadkiem nie wiem za dużo. Tego wieczoru, gdy usnął, podeszłam do stolika nocnego i spojrzałam na jego telefon. Leżał ekranem do dołu. Zablokowany.

Chciałam tylko znać prawdę

Zawsze miał odblokowany telefon. Zawsze. Jeszcze kilka miesięcy temu nie było dla niego problemem zostawić komórki w salonie, kiedy szedł pod prysznic. Teraz – nie spuszczał jej z oka. Jakby trzymał tam jakieś państwowe tajemnice. Pewnego dnia, gdy wychodził z łazienki z parującą głową i ręcznikiem na biodrach, zostawił telefon na umywalce. Stałam akurat w progu. Przez sekundę nasze spojrzenia się spotkały. Zmieszał się. Dosłownie rzucił się po ten telefon, jakby obawiał się, że w ciągu trzech sekund zdążę odczytać całą jego korespondencję.

– Co się tak rzucasz? – zapytałam, niby żartem, ale chciałam usłyszeć jego reakcję.

– Po prostu… woda. Nie chcę, żeby się zalał – odpowiedział szybko, za szybko. Zbyt nerwowo.

Wtedy właśnie zaczęłam planować. Musiałam dowiedzieć się, co się dzieje. Czułam, że coś jest nie tak. Czytałam gdzieś, że kobieca intuicja to nie mit. I moja właśnie krzyczała. Krzyczała głośno, że Krzysztof mnie zdradza. Zaczęłam go obserwować. Notowałam, kiedy odpisuje szybciej, a kiedy ucieka do łazienki z telefonem. Najczęściej siedział w niej po dwadzieścia minut. Myślałam, że może to typowe męskie przewijanie newsów, ale potem usłyszałam śmiech. Kobiecy. Głosik z jakiegoś filmiku? A może rozmowa wideo? Tego samego wieczoru usiadłam do laptopa i zaczęłam czytać, jak można przejąć dostęp do cudzego telefonu. Nie byłam z siebie dumna. Ale nie czułam też wyrzutów sumienia. On coś ukrywał. A ja chciałam tylko znać prawdę.

Poczułam, jak świat się zawalił

Następnego dnia postanowiłam działać. Udawałam spokojną, serdeczną żonę. Podałam mu obiad, rozmawiałam przy stole, nawet zapytałam o nowy serial, który oglądał. Ucieszył się, że się „interesuję”. Chciałam, żeby czuł się bezpiecznie. Żeby odłożył telefon, chociaż na chwilę. Wieczorem, kiedy poszedł pod prysznic, zostawił komórkę w kuchni, podłączoną do ładowarki. Serca prawie nie czułam, jak szłam po cichu do kuchni. Ręce mi się trzęsły. Podniosłam telefon. Ekran był wygaszony, zablokowany. Szybko wpisałam hasło, które podejrzewałam – nasze wspólne urodziny. Nie zadziałało. Druga próba – imię jego matki. Też nie. Została jedna szansa, zanim telefon zablokuje się na dobre. Spróbowałam jego starego PIN-u. Cztery cyfry. Wpisałam. Zaskoczyło. Weszłam do środka.

Dotknęłam ekranu i zobaczyłam listę rozmów. Serce waliło mi jak oszalałe, ręce się pociły. Otworzyłam najnowszy czat. Nazwa kontaktu nie była dla mnie obca — znałam jej głos z telefonicznych rozmów Krzysztofa sprzed lat, ale nie spodziewałam się, że wróci do jego życia w tak intymny sposób. Przesuwałam palcem po wiadomościach i czytałam to, czego się bałam: zdrobnienia, planowanie spotkań, zdjęcia wysyłane o drugiej nad ranem. To nie były suche biznesowe słowa. To były słowa, które kiedyś wypowiadał tylko do mnie.

– Czekam na ciebie – brzmiała jedna z wiadomości, opatrzona serduszkiem.

Poczułam, jak świat się zawalił. Wszystkie drobne sygnały, które wcześniej bagatelizowałam — prysznice z telefonem, nagłe wyjścia — nagle układały się w brutalny obraz zdrady. Przewijałam dalej: krótkie notki o tym, że „jutro będzie lepiej”, że „nie może dłużej”, że „spotkają się w miejscu, gdzie nikt ich nie zobaczy”. Zdjęcia, które zrobiły mi najgorsze wrażenie — jego twarz bliska czyjejś twarzy, uśmiech, którego nie widziałam od miesięcy. Wtedy usłyszałam, jak wychodzi z łazienki. Telefon spadł mi niemal z rąk. Drzwi się otworzyły, a on w spojrzał na mnie pytająco, nie rozumiejąc mojego wyrazu twarzy.

– Co się stało? – zapytał.

Powiedzieć mu, że widziałam jego wiadomości, że znałam teraz każdy szczegół ich rozmów — wydawało mi się zbyt proste. Wolałam obserwować jego reakcję, szukać w oczach prawdy, którą zaczął przede mną ukrywać. 

Nie spałam tej nocy. Leżałam obok niego, słysząc równy oddech, jakby nic się nie stało, jakby nie zdradzał mnie z kobietą, którą znałam z jego przeszłości. Każdy centymetr mojego ciała krzyczał, żeby go obudzić, rzucić mu telefon w twarz, nakrzyczeć, wypłakać się. Ale nie zrobiłam tego. Zamiast tego wpatrywałam się w sufit, analizując w głowie każdy etap naszej relacji, każdy moment, który miał znaczyć coś więcej. Rano zachowywał się jak zwykle.

Pocałował mnie w policzek, powiedział, że się spieszy, że oddzwoni do mnie po spotkaniu. Miał nawet czelność uśmiechnąć się z czułością. Obserwowałam go bez słowa. Chciałam wiedzieć, co zrobi dalej. Czy będzie dalej kłamał, czy chociaż drgnie mu powieka, kiedy znów napisze do niej. Przestałam się łudzić, że może to tylko flirt, że może się jeszcze wycofa, że wróci do mnie jak mąż, nie jak obcy.  Wiedziałam, że dziś wieczorem będę musiała z nim porozmawiać. 

Zniszczył coś, co trudno będzie odbudować

Kiedy wrócił z pracy, już czekałam. Siedziałam w salonie, telefon leżał na stole. Nie musiałam nic mówić – od razu wiedział, że wiem. Spojrzał na mnie, potem na telefon i usiadł naprzeciwko.

– Ile widziałaś? – zapytał cicho.

– Wszystko – odpowiedziałam, równie spokojnie. Nie chciałam już krzyczeć. Nie chciałam się szarpać z tym, co się stało. Chciałam tylko usłyszeć jego wersję. Cokolwiek.

– To… nie tak miało wyglądać – zaczął. – Myślałem, że to tylko chwila, odskocznia. A potem… po prostu nie wiedziałem, jak z tego wyjść.

Nie zaprzeczył. Nie tłumaczył się zbyt gorliwie. Chyba naprawdę nie miał już siły. Albo czuł ulgę, że nie musi już udawać.

– Czemu z nią? – zapytałam.

Wzruszył ramionami. 

– Bo była. Bo pisała. Bo czułem się jak ktoś ważny. A z tobą… – urwał. 

– A ze mną? – naciskałam, chociaż wiedziałam, że odpowiedź zaboli.

– A z tobą wszystko było przewidywalne. Bezpieczne. Stabilne. I to mnie przerażało.

Milczeliśmy długo. Potem wstałam, poszłam do sypialni i zaczęłam pakować jego rzeczy. Nie prosił, żebym przestała. Nie próbował mnie zatrzymać. Chyba też wiedział, że zniszczył coś, co trudno będzie odbudować. Kiedy wyszedł, usiadłam przy stole. Długo wpatrywałam się w puste miejsce naprzeciwko. Nie płakałam. Płakałam już wystarczająco. Teraz byłam tylko zmęczona. I wolna.

Alicja, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: