Nigdy nie sądziłem, że największym problemem w wychowaniu dzieci okaże się… babcia. Moja teściowa, Helena prowadzi jakąś dziwną, podjazdową wojnę z naszymi zasadami wychowawczymi. Z Anką ustaliliśmy kilka prostych reguł – żadnych chipsów przed obiadem, ograniczenie słodyczy, żadnych smartfonów przed dziesiątym rokiem życia. Niby nic wielkiego, zwykłe rzeczy, które mają utrzymać dzieciaki przy zdrowych zmysłach i odciągnąć od ekranów. Ale wystarczy jeden weekend u babci, żeby wszystko runęło.

Zaczęło się niewinnie

– Tato, a czemu my nie mamy własnych tabletów? Babcia mówiła, że w ich czasach to dzieci nie miały nic, a teraz to chyba nie problem – zapytała Maja, siedmioletnia królewna z blond kitkami.

– Bo my z mamą uznaliśmy, że jeszcze nie czas. I koniec dyskusji – odpowiedziałem, łapiąc wzrok Anki, która stała w kuchni, udając, że miesza zupę.

– Ale Kuba ma! – jęknęła Maja, wskazując na młodszego brata, który właśnie grzebał w jakiejś torbie od babci.

Wysypałem jej zawartość na stół: dwie paczki żelków, zestaw figurek z filmu, który był oznaczony jako „od 12 lat”, różowy tablet z plastiku i kartka: „Dla moich skarbów, bo na tym świecie trzeba mieć trochę radości – Babcia”.

Anka przysiadła obok i chwyciła mnie za ramię: – Wiesz, że ja próbuję z nią rozmawiać, ale ona wciąż robi swoje.

– To nie rozmowa. To sabotaż – powiedziałem, a dzieci tymczasem już rozdzierały pudełko z tabletem.

Potem sprawy się komplikowały

– Nie, kochanie, nie otwieramy tego – rzuciłem w stronę Mai, podchodząc do stołu i wyrywając tablet z jej rąk. – To wraca do babci.

– Ale dlaczego?! – pisnęła Maja, patrząc na mnie z wyrzutem. – Babcia powiedziała, że mogę! Mówiła, że wy to jacyś tacy „zbyt sztywni” i że kiedyś to dzieci miały luz.

– Cudownie – mruknąłem i rzuciłem spojrzenie Ance. – Dzwonię do niej. Teraz.

Odebrała od razu: – Pawełku! Wszystko w porządku? Majeczka zadowolona z prezentu?

– Helena, co to ma być?! – zasyczałem, starając się nie podnosić głosu. – Tablet? Żelki? Po raz setny prosiliśmy, żebyś nie kupowała im takich rzeczy!

– Ale dlaczego? One się tak cieszyły… Pawełku, dzieciństwo powinno być radosne. A wy tylko te zakazy, zakazy... Ja tylko chciałam zrobić im przyjemność. Nic wielkiego. Nie przesadzaj – jej głos stwardniał.

– To nie chodzi o jedną rzecz. Ty za każdym razem podważasz nasz autorytet. Jak mam potem wytłumaczyć dzieciom, że czegoś im nie wolno, skoro babcia mówi co innego?

Po drugiej stronie zapadła cisza. A potem: – Wiesz co, Paweł… Może to wy przesadzacie. Dzieci was nie zapamiętają z tego, że im czegoś zabranialiście.

Wieczorem dzieci już spały

Maja zasnęła w moich ramionach, z mokrymi od łez policzkami, mamrocząc coś o tym, że babcia ją kocha, a ja chyba nie. Poczułem się jak ostatni skurczybyk. Zamknąłem za sobą drzwi ich pokoju i zszedłem na dół. Anka siedziała w kuchni, a obok leżał tablet – ten od Heleny – wyłączony, ale wciąż jakby parzył powietrze swoją obecnością.

– Nie wiem, co z nim zrobić – powiedziała cicho Anka. – Może rzeczywiście przesadzamy. Boję, że dzieci zaczną nas nienawidzić. Maja dziś na mnie nie spojrzała nawet raz normalnie. A Kuba patrzył jakbyśmy mu zabrali świętego Mikołaja.

– Bo Helena zrobiła z siebie świętego Mikołaja. Słodycze, zabawki, wszystko, co zabronimy – ona przynosi. To nie jest „babcia daje ci czekoladkę raz na jakiś czas”. To podkopywanie naszego autorytetu. Musimy postawić granicę, a jeśli nie zacznie nas słuchać, nie będzie już tak mile widzianym gościem. Chce być babcią? Niech będzie. Ale zgodnie z naszymi zasadami.

– I chcesz to jej powiedzieć?

– Nie. Ty jej to powiedz – spojrzałem na Ankę. – Bo ona nie słucha mnie. Dla niej jestem tylko tym chłopakiem, który zabrał jej córeczkę. Ale ciebie może posłucha. Jesteś jej córką. I matką swoich dzieci. Jeśli ty nie postawisz granicy, ona wejdzie nam na głowę.

Anka kiwnęła głową: – Dobrze – powiedziała cicho. – Pogadam z nią. Ale błagam cię… nie krzycz więcej przy dzieciach. Bo ja nie chcę, żeby to była wojna.

Wróciłem wcześniej z pracy

Już w progu usłyszałem śmiechy. Głośne, radosne, dziecięce. Wszedłem do kuchni i zamarłem. Helena siedziała przy stole z Mają i Kubą. Mieli przed sobą kolorowe długopisy, paczkę chipsów i... coś jeszcze. Pudełko z błyszczącym, nowym głośnikiem Bluetooth. W opakowaniu, z paragonem w środku. Anka stała oparta o blat. Nie odezwała się, kiedy wszedłem.

– Co to jest? – zapytałem, wskazując na pudełko.

– Prezent. Kuba mówił, że chce słuchać bajek. To nie tablet, Paweł. Tylko coś, co rozwija wyobraźnię. Dzieci powinny mieć trochę luzu! – podniosła głos. – Życie to nie tylko zakazy! Ja tylko chciałam…

– Przestań! – przerwałem jej. – Ty chcesz tylko jedno: żeby być tą fajną. A mnie zostawić w roli złego gliny. Skoro nie umiesz uszanować naszych zasad, to nie przychodź. Tak będzie lepiej – powiedziałem ostro.

Helena zamarła: – Naprawdę mnie wyrzucasz?

– Nie. Sama się wypisujesz.

Wstała. Schowała pudełko do torby i rzuciła: – Dzieci i tak kiedyś zrozumieją, kto je kochał. I kto był za surowy.

Nie było jej przez kilka dni

Żadnego telefonu, żadnej wiadomości. Jakby zapadła się pod ziemię. Maja codziennie pytała, kiedy babcia przyjdzie. Kuba był cicho, ale wieczorem przytulał się mocniej niż zwykle. Anka nie komentowała mojej decyzji, ale unikała mnie wzrokiem. Jadaliśmy w ciszy, jakby każde słowo mogło coś zburzyć. W piątek po południu włożyłem kurtkę i poszedłem do niej. Ręce miałem spocone, jakbym szedł do spowiedzi.

Helena otworzyła drzwi od razu. Wyglądała na zmęczoną: – Przyszedłeś mnie dalej oskarżać? – zapytała, nawet nie prosząc do środka.

– Przyszedłem pogadać – odpowiedziałem cicho.

– Wiem, że przesadziłam – powiedziała po chwili. – Ale ja tylko chciałam, żeby mnie pamiętali. Jak mama nie patrzyła, ja też czasem wynosiłam sobie cukierka do łóżka. To był mój mały bunt. Chciałam, żeby oni też mieli swoje wspomnienia. Nie tylko „nie wolno”.

– Tyle że to nie chodzi o słodycze, Heleno – odparłem. – Chodzi o to, że odbierasz nam głos. I uczysz ich, że zasady są elastyczne.

– Zróbcie mi listę zasad. Serio. Na kartce. Będę się jej trzymać. Ale nie odcinajcie mnie od nich całkiem. Ja nie mam piętnastu lat przed sobą. Może pięć. Może mniej.

– Zrobimy tę listę. Ale razem.

Nazajutrz zaprosiłem Helenę do nas

Maja prawie skakała z radości, a Kuba się uśmiechnął – pierwszy raz od tygodnia. Anka czekała w salonie. Zaparzyła herbatę, postawiła talerzyk z ciastkami. Zasiadła w fotelu, jakby przygotowywała się na coś ważniejszego niż rozmowę – na przesłuchanie albo naradę kryzysową. Helena przyszła bez torby z prezentami. Tylko z małą kopertą w dłoni.

– Spokojnie, to pusta kartka – odparła. – Możecie mi na niej napisać, co wolno babci, a czego nie. Na serio.

Uśmiechnęła się blado. Ja z Anką spojrzeliśmy po sobie. Potem usiedliśmy wszyscy przy stole. Dzieci były w swoim pokoju, zajęte bajkami. Chciałem wierzyć, że nie słyszą, ale pewnie słyszały wszystko.

– Chcemy tylko jednej rzeczy – zacząłem. – Żebyś nie podważała naszych zasad. Jeśli czegoś zabraniamy, nie dawaj tego „w tajemnicy” i nie przynoś im rzeczy, które mają nas postawić w złym świetle. Nie chodzi o zabawki. Chodzi o to, że potem mówią: „babcia pozwalała”.

Helena kiwnęła głową. – W porządku. Ale pozwólcie mi być babcią po swojemu. Czy mogę zabierać ich do kina, do parku, na lody – jeśli nie łamię zasad?

– Możesz – powiedziałem. – Byle bez konspiracji.

Mała wtuliła się w nią, a za nią przyszedł Kuba. Przez chwilę było cicho. Anka ukryła łzy, ja poczułem coś w gardle, co trudno było przełknąć.
Nie było tu zwycięzców. Tylko trzy pokolenia uczące się kochać z nowymi granicami.

Paweł, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: