Zawsze przychodziłam na grób taty jako pierwsza, bo mama wolała odwiedzać go w inne dni, z dala od tłumów i świąt. Dla niej to była intymna chwila – „swoje pożegnania” jak mawiała. A ja… lubiłam ten listopadowy zgiełk, dzieci biegnące z zapalniczkami, babcie z wiązankami i ten woskowy zapach, który mieszał się z dymem i chłodnym powietrzem. Tamtego roku znów weszłam między rzędy grobów, niosąc znicz i chryzantemy, ale spotkałam tam kogoś.

Przy grobie stała nieznajoma kobieta

Wysoka, elegancka, ubrana w grafitowy płaszcz i bordowy szal, który niedbale opadał jej z ramienia. Trzymała w dłoni zapalonego znicza, a obok leżały świeże, czerwone róże. Zatrzymałam się kawałek dalej, czując, że nie powinnam podchodzić. Patrzyłam, jak gładzi dłonią granitową płytę, aż w końcu spojrzała w moją stronę jakby mnie znała.

– Przepraszam… – zaczęłam niepewnie – czy... znała pani mojego tatę?

– Tak. Bardzo dobrze go znałam. Przepraszam, że nie przedstawiłam się od razu – powiedziała, wyciągając do mnie dłoń. – Alicja jestem.

– Pracowaliście razem?

– Nie. On był... moim ojcem. Władysław. Twój tata... był też moim tatą.

Stałyśmy naprzeciwko siebie w milczeniu

To chyba jakaś pomyłka – wycedziłam i zrobiło mi się gorąco.  – Mój ojciec miał jedną rodzinę. Jedną córkę. Mnie.

– Wiem, jak to brzmi – odpowiedziała spokojnie. – Też dowiedziałam się dopiero po jego śmierci. Urodziłam się, gdy twój ojciec miał czterdzieści sześć lat – dodała. – Moja mama… była z nim przez dwadzieścia lat. I choć nie mieli ślubu, on bywał u nas regularnie. Byłam jego małą Alą. Tak do mnie mówił.

Czułam, jak kolana robią się miękkie. Usiadłyśmy na ławeczce naprzeciwko grobu. Czułam, jak ziemia osuwa mi się spod nóg, choć przecież siedziałam. Alicja mówiła spokojnie, jakby to, co mówi, było normalne. Jakby każdy ojciec miał drugą córkę, o której nikt nie wiedział.

Przyjeżdżał zawsze w niedzielę o siedemnastej. Tak punktualnie, że mama ustawiała zegarek po jego krokach. Przywoził mi drożdżówkę z tej samej piekarni. Mówił, że to najlepsza w mieście.

Wiedziałam, o jaką piekarnię chodzi. Tata też mi kupował tam drożdżówki. Często wracał z dwiema. Zawsze myślałam, że jedna była dla mamy. – Ale... przecież miał rodzinę. Miał mnie i mamę. Jak to możliwe? – Wyszeptałam pod nosem – Myślałam, że był idealnym ojcem – wyszeptałam.

– Może był. Tylko dla dwóch dziewczynek naraz – Powiedziała  Alicja i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.

Po tym spotkaniu z Alicją wróciłam do domu otępiała

Mama była u sąsiadki, więc miałam chwilę spokoju. Zatrzymałam się przy starym kredensie. Niby zwykły mebel, ale kiedyś tata trzymał tam swoje papiery, rachunki, notesy. Otworzyłam dolną szafkę i zaczęłam przeglądać teczki. Na samym dnie leżała płócienna torba. W środku były zdjęcia. Na pierwszym – tata z jakąś kobietą, śmieją się, trzymają za ręce. Na kolejnych – tata z dzieckiem, małą Alicją.

Zrobiło mi się duszno. Siadłam na podłodze. W torbie były też listy. Wszystkie od niej – od tej kobiety. Pisała do niego „Kochany Władku”, opowiadała o Alicji, o jej pierwszym zębie, o konkursie recytatorskim, o grypie. Tata odpowiadał. Odpisywał. Czasem dołączał zdjęcia ze mną. Czyli oni o sobie wiedzieli?

Nie planowałam powiedzieć mamie. Przynajmniej nie tak szybko. Ale trzy dni później wróciłam do domu i zastałam ją siedzącą na moim łóżku. W rękach trzymała zieloną torbę. Tę samą, którą tak skrupulatnie ukryłam.

Nie musiałam nic mówić. Wiedziała już wszystko

– To... leżało w szafie. Przypadkiem... – powiedziała, nie patrząc mi w oczy. – Myślałam, że to rzeczy taty z pracy.

Usiadłam naprzeciwko niej, nie wiedząc, od czego zacząć. Żadnych słów nie było dość dobrych, żeby opowiedzieć, jak wyglądała nasza rodzina naprawdę. Jak wyglądał ojciec, którego tak czule wspominałyśmy.

– Ona się nazywa Alicja. Mówi, że była jego córką. I chyba... wszystko na to wskazuje – powiedziałam cicho.

Wiedziałam, że coś ukrywa. – Jej głos był spokojny, aż za bardzo. – Znikał. Wracał z kwiatami bez okazji. Czasem mówił, że musi zostać dłużej w pracy, choć jego szefowa twierdziła, że wyszedł o czasie. Zawsze coś podejrzewałam, ale nigdy nie zapytałam, bo bałam się odpowiedzi.

Wtedy podeszłam i usiadłam obok niej. Po raz pierwszy od lat mama się do mnie przytuliła.

Od poznania prawdy minęły trzy miesiące

Nikt już nie był taki sam. Mama zamknęła listy z powrotem do tej zielonej torby i schowała na najwyższej półce w szafie. Powiedziała tylko jedno zdanie: – Nie chcę tego wyrzucać. Nie jestem gotowa, żeby też wyrzucić jego. Nie drążyłam. Zaczęła chodzić na cmentarz w środy. Sama. Nie zadaję pytań, ale widzę, że zostawia czasem dwie świeczki.

Ja z Alicją spotykam się raz w tygodniu na kawie. Jest inna niż ja – bardziej pewna siebie, bezpośrednia, odważna. Ale coraz łatwiej się nam rozmawia. Czasem potrafimy się nawet śmiać z rzeczy, które jeszcze niedawno bolały. Jak z tego, że tata miał dwa notesy – jeden dla naszej rodziny, drugi dla „niedzielnych spraw”.

– Wiesz, może on naprawdę nas kochał. Po swojemu. Niezręcznie. Ale chyba nie był zły. Po prostu... tchórzliwy – Powiedziała raz Alicja. 

Nie mam odpowiedzi. Może kiedyś znajdę. Na razie próbuję pogodzić się z tym, że mój tata był człowiekiem. Zwykłym, pełnym sprzeczności. I że nie tylko ja miałam do niego klucz.

Agnieszka, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: