Poznałam go przez aplikację i od miesiąca pisaliśmy niemal codziennie. Nie był nachalny i nie rzucał tekstami, które miały mnie poderwać. Pisał normalnie, o tym, że był w kinie na filmie, który mi się podobał, o tym, że jego pies nie znosi deszczu, albo o tym, jak gotował obiad i prawie spalił kuchnię. Zaskoczył mnie tym, jak potrafił słuchać – nawet przez ekran. Kiedy zaproponował spotkanie, nie wahałam się długo. Powiedział tylko, że chciałby mnie czymś zaskoczyć i że będzie inaczej, niż się spodziewam.
Wszystko zaczęło się od zdjęcia
Miał na sobie granatowy sweter i uśmiechał się lekko, jakby nie do końca był pewien, czy robi to dobrze. To zdjęcie mnie zatrzymało, bo nie był typowym facetem z internetu – żadnych muskułów na siłowni, żadnych sportowych samochodów w tle. W opisie napisał tylko: „Piszę lepiej, niż mówię, ale daję się zaprosić na kawę.” Brzmiało skromnie i uczciwie, więc napisałam.
Nasze rozmowy nie były jak z filmu. Czasem milczeliśmy przez kilka godzin, a czasem śmialiśmy się przez pół wieczoru z głupich memów. Mówił, że nie lubi planować zbyt dużo, że lubi zaskakiwać ludzi – na swój sposób. Gdy zaproponował spotkanie, dodał tylko, że to będzie coś innego.
– Mam pomysł – napisał. – Nie pytaj, tylko się ubierz wygodnie i weź bluzę.
Zapytałam, czy idziemy na spacer czy może gdzieś w góry.
Odpisał:
– Zaufaj mi. To nie będzie ani jedno, ani drugie.
Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Było w nim coś, co sprawiało, że chciałam go lepiej poznać, nawet jeśli miał dziwne pomysły. W końcu, co złego może się stać podczas randki z chłopakiem, który pisze o swoim psie i kuchennych porażkach? Zgodziłam się. Umówiliśmy się na sobotnie popołudnie. Napisał tylko, że odbierze mnie spod mojego bloku i żebym się nie spóźniła.
Sobota przyszła wyjątkowo szybko
Stałam pod blokiem, drżąc lekko z ekscytacji i nerwów. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Kiedy podjechał samochód, od razu go rozpoznałam. Uśmiechał się szeroko, choć nie przesadnie, i machał ręką, jakby cieszył się na moje widok. Ten moment sprawił, że poczułam lekkie ciepło w klatce piersiowej, zupełnie jakby moje serce wiedziało, że to nie będzie zwykła randka.
– Cześć – powiedział, otwierając drzwi. – Gotowa na coś nietypowego?
Skinęłam głową i wsiadłam do auta. Nie zaproponował kawy ani spaceru, jak podejrzewałam. Zamiast tego włączył spokojną muzykę, taką, którą lubiłam, chociaż nie powiedziałam mu tego wcześniej. Rozmowa potoczyła się naturalnie, o filmach, książkach i głupich codziennych sprawach, które nagle wydawały się istotne. Miał w sobie coś, co sprawiało, że zapominałam o czasie, o tym, że spotykam kogoś po raz pierwszy. Czułam się dziwnie swobodnie i… trochę podekscytowana.
Po kilkunastu minutach samochód skręcił w boczną uliczkę, a potem w wąską drogę prowadzącą przez las. Nigdy wcześniej tam nie byłam. Słońce przebijało się między drzewami, a zapach wilgotnej ziemi wypełniał auto. Zatrzymał się nagle, uśmiechnął się i powiedział:
– Dotarliśmy. Zaskoczyłem cię?
Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyłam przez szybę, starając się pojąć, gdzie jestem. Przed nami rozciągała się polana, na której ustawione były dwa leżaki i mały stolik z lampionami. Było magicznie, niemal filmowo. Nie spodziewałam się, że ktoś może przygotować coś takiego na pierwszą randkę. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, on wyciągnął rękę i powiedział:
– Chciałem, żeby to było wyjątkowe. Nie jak wszyscy inni.
Poczułam ciepło na policzkach i uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że ta randka będzie inna niż wszystkie wcześniejsze. Nie mogłam przewidzieć, dokąd nas zaprowadzi.
Usiedliśmy na leżakach
Postawił przed nami mały stolik z termosikiem herbaty i ciasteczkami. Cisza była przyjemna, naturalna, taka, która nie wymagała wypełniania słowami każdej sekund. Patrzyłam na niego i nagle poczułam, że naprawdę chcę poznać tego człowieka. Jego oczy były uważne, a uśmiech – ciepły, bez przesadnej pewności siebie. Czułam się dziwnie bezpiecznie, choć wciąż lekko podekscytowana.
– Lubię takie miejsca – powiedział w końcu, przełamując ciszę. – Czasem człowiek potrzebuje spokoju, żeby zobaczyć, co naprawdę ważne.
Skinęłam głową, próbując nie zdradzić, że zgadzam się z nim całym sercem. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, pijąc ciepłą herbatę. Nie musiałam nic mówić, a jednak czułam, że nasze myśli zaczynają się przenikać. Była w tym coś intymnego – pierwszy raz od dawna nie musiałam udawać kogoś innego.
Potem wstał i zaproponował spacer po polanie. Chciałam powiedzieć, że wolałabym zostać na leżaku, ale jego spojrzenie było tak ciepłe i zachęcające, że uśmiechnęłam się tylko i poszłam za nim. Kroki po miękkiej trawie wydawały się synchronizować z moim oddechem. Zatrzymaliśmy się przy małym strumieniu, a on spojrzał na wodę i westchnął.
– Wiesz – zaczął powoli – zawsze chciałem, żeby pierwsza randka była czymś więcej niż kawa czy kino. Chciałem, żeby to była historia, którą zapamiętasz.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Jego słowa były tak nieoczekiwane, a jednocześnie… prawdziwe. Czułam, że nie próbuje mnie zaimponować – po prostu chciał, żebym zobaczyła kawałek swojego świata. Nie wiem, ile czasu spędziliśmy tam razem. Minuty ciągnęły się w nieskończoność, a jednak były za krótkie. Zrozumiałam jedno: ta randka była początkiem czegoś, czego nie dało się przewidzieć, a jednocześnie czułam, że chcę, aby trwało jak najdłużej.
To był tylko początek
Zanim zdążyłam zorientować się, dokąd zmierzamy, wylądowaliśmy przed niewielką, niepozorną bramą prowadzącą do piwnicznej części starego budynku. Powiedział tylko:
– Chcę, żebyś poczuła coś innego. Trochę adrenaliny.
Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy się bać. Schody prowadziły w dół, a ich metalowe poręcze były zimne i wilgotne. Pod spodem pachniało lekko kurzem i wilgocią, zupełnie inaczej niż na polanie. Czułam, jak serce bije mi szybciej, nie tyle ze strachu, ile z podekscytowania i ciekawości.
– Nic się nie bój – powiedział, chwytając mnie delikatnie za ramię. – Jestem tu, wszystko będzie dobrze.
Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że to miejsce wygląda jak scenografia z filmu przygodowego. Z każdą minutą ciemność wciągała mnie głębiej, ale jego obecność była jak latarnia – spokojna i pewna. Szliśmy powoli, rozmawiając cicho. Nawet echo naszych kroków wydawało się kontrolowane, jakby przestrzeń dostosowywała się do naszego rytmu. Dotarliśmy do niewielkiej komnaty, w której czekały lampy naftowe i kilka starych mebli, tworzące nieoczekiwanie klimatyczną scenerię.
To, co wydawało się dziwne i niebezpieczne na początku, teraz było fascynujące. Każdy szczegół miał znaczenie – cień tańczący na ścianach, zapach starych książek, dźwięk kropli wody spadającej gdzieś z sufitu. Czułam, że ta chwila zostanie ze mną na długo.
– Chciałem, żebyś zobaczyła coś, czego nie doświadczysz codziennie – powiedział. – Czasem trzeba zejść w ciemność, żeby docenić światło.
Uśmiechnęłam się, czując, że zaczynam rozumieć jego myślenie. To nie była zwykła randka – to była przygoda.
Byłam coraz ciekawsza
Po powrocie z podziemnej komnaty samochód stał cicho pod drzewami, a ja wciąż czułam dreszcz ekscytacji. Nie spodziewałam się, że zwykła randka może tak wciągnąć, że adrenalina miesza się z przyjemnym ciepłem, które pojawiało się w moim ciele.
– To było niesamowite – powiedziałam, patrząc na niego. – Naprawdę się nie spodziewałam czegoś takiego.
– Wiedziałem – odpowiedział, uśmiechając się szeroko. – Masz ochotę jeszcze gdzieś pójść? – zapytał nagle, skręcając w boczną uliczkę.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Chciałam, żeby wszystko trwało w tym magicznym, nieprzewidywalnym rytmie, który stworzył. Uśmiechnęłam się i skinęłam głową. Poszliśmy do małej kawiarenki, którą znał tylko lokalni mieszkańcy. Tam znowu zaczęliśmy rozmawiać, tym razem bardziej o życiu, marzeniach i drobnych absurdach codzienności.
Każde zdanie, które wypowiadał, sprawiało, że czułam się bliżej niego. Jego opowieści były lekkie, a jednocześnie pełne szczerości, tak jakby chciał, żebym naprawdę go poznała. Pod koniec wieczoru, kiedy wychodziliśmy na świeże powietrze, spojrzałam mu w oczy i poczułam, że to nie była zwykła randka. To było coś więcej. Czułam, że w jego obecności mogę być sobą, nie muszę udawać, ani niczego kontrolować.
– Dziękuję – powiedziałam cicho. – Za wszystko.
– Nie ma za co – odpowiedział, chwytając moją dłoń. – To dopiero początek naszej wspólnej przygody.
Nigdy nie zapomnę tego spotkania
Kiedy wracałam do domu, czułam mieszankę ulgi i niedowierzania. To, co wydarzyło się tego dnia, wciąż krążyło w mojej głowie jak film, którego nie chciałam przewijać ani kończyć. Każda chwila była tak inna od wszystkich wcześniejszych spotkań z facetami z internetu, że trudno było uwierzyć, że naprawdę istnieje ktoś, kto potrafi zaskoczyć, nie będąc nachalnym ani sztucznym.
Pomyślałam o jego uśmiechu, o sposobie, w jaki prowadził mnie po tej polanie, o ciemnej komnacie pod ziemią, w której czułam się dziwnie bezpiecznie, i o kawiarni, gdzie znowu odkryliśmy swoje zwykłe, codzienne historie. Wszystko było przemyślane, a jednocześnie spontaniczne. Zrozumiałam, że ta randka była czymś więcej niż spotkaniem – była lekcją o zaufaniu i otwartości, o tym, że warto czasem zejść z utartej ścieżki, by poczuć prawdziwą przygodę.
Nie wiedziałam, co przyniesie przyszłość, ale wiedziałam jedno: chciałam więcej takich dni. Nie idealnych, nie przewidywalnych, ale prawdziwych, pełnych emocji, śmiechu i drobnych zaskoczeń. Spacerując po mojej ulicy, czułam, że ten dzień zapisze się w mojej pamięci na długo, bo pokazał mi, że czasem warto pozwolić komuś prowadzić, nawet jeśli droga wydaje się dziwna lub nieznana.
Ostatnie spojrzenie na jego samochód, który odjeżdżał w ciemność, sprawiło, że poczułam ciepło i lekką ekscytację. Wiedziałam, że już nigdy nie będę myśleć o pierwszych randkach tak samo. To, co mogło wydawać się ryzykowne, okazało się wyjątkowe, a każda minuta tej przygody zostanie ze mną na zawsze. Z uśmiechem zamknęłam drzwi mieszkania, wiedząc, że świat naprawdę potrafi zaskakiwać, jeśli tylko odważymy się zaufać drugiej osobie i pozwolić się poprowadzić w nieznane.
Nina, 26 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż kupował nowe swetry i perfumy, a potem znikał w kościele. Myślałam, że zdradza mnie z chętną parafianką”
- „Miałam już serdecznie dość rygoru mojego męża. Był dyrektorem nie tylko w pracy, ale i w domu dla naszej rodziny”
- „Rocznicę ślubu miałam świętować z mężem, a spędziłam ją z teściową. Mój luby znalazł sobie wtedy ciekawsze zajęcie”









