Nie jestem przeciwniczką miłości, ale w tym przypadku jakoś to wszystko pachniało mi bardziej pokazem niż prawdziwym życiem. Nie mówiłam jednak nic, tylko obserwowałam i coś mnie w środku wierciło. Intuicja? A może po prostu matczyna czujność. Tyle że nikt nie słucha starych bab. A potem przyszła ta chwila gdy wszystko, co zapowiadało się pięknie, zamieniło się w koszmar.
W kościele było duszno. Siedziałam w pierwszym rzędzie, spocona, z sercem gdzieś przy gardle. Obok mnie sztywno siedział mój mąż, który miał minę, jakby zaraz miał zemdleć, choć to nie on zakładał białą suknię. Moja piękna córka stała przy ołtarzu. Spojrzałam też na pana młodego. Ten jego garnitur... idealnie dopasowany, ale on sam wyglądał, jakby za chwilę miał się wycofać z tego wszystkiego tyłem. Oczy spuszczone w podłogę, a ręce zaciśnięte w pięści.
Ksiądz mówił swoje:
– Jeśli ktoś z zebranych wie o jakiejkolwiek przeszkodzie do zawarcia tego małżeństwa, niech przemówi teraz albo zamilknie na zawsze...
Nagle wszyscy przeżyli szok
W tym momencie głośniki zapiszczały, coś zaskrzypiało i wszyscy usłyszeliśmy: Tato, nie kocham jej, ale muszę to zrobić. Nie mam wyboru. Głos był jak z nagrania. Metaliczny. Sztywny. Ale znajomy.
– Przecież to głos pana młodego... – szepnęła sąsiadka z ławki obok.
Moja córka odwróciła głowę powoli, jakby nie wierzyła w to, co słyszy.
– Co tu się dzieje? – powiedziała tylko. I osunęła się na ziemię jak kukła.
Ktoś krzyknął, ktoś inny pobiegł po wodę, a ksiądz wyglądał, jakby miał sam paść na posadzkę. Ja klęczałam przy Jance, wachlowałam ją i modliłam się, żeby to był żart. No przecież to niemożliwe!
– Oddech ma normalny. Uwaga, pomożemy ją przenieść do zakrystii – powiedział starszy pan z tyłu, chyba lekarz.
– Popatrzyłam jak mój zięć, ten cały „pan młody”, stoi jak zamurowany. Nie ruszył się. Nawet nie próbował podejść. Tylko wpatrywał się w podłogę.
– No rusz się, człowieku! – syknęłam, wstając. – Twoja narzeczona zemdlała!
– Ja… – wyjąkał. – Ja nie wiem, skąd to się wzięło…
Smutne rozwiązanie zagadki
– Z nagrania, głupcze! – warknęłam. – Może się sam nagrałeś?! Może sam to powiedziałeś swojemu tatusiowi przez telefon?
W tej chwili do kościoła wpadł jakiś techniczny z obsługi.
– Przepraszam, coś się przełączyło! Mikrofon połączył się z folderem odtwarzania… Nie mam pojęcia, jak to możliwe…
– Cud boski – mruknęła ciotka Hela z tyłu.
Jankę już wynosili do zakrystii. Ja rzuciłam mężowi spojrzenie:
– Idź do niej. Ja się zajmę tym... panem młodym.
Podszedł do mnie niepewnie, blady jak ściana.
– Ja… mogę to wyjaśnić.
– Chłopcze, ja bym ci radziła milczeć – powiedziałam chłodno. – To już nawet nie jest skandal. To jest dno.
Zignorowałam go i pobiegłam wesprzeć córkę
Stałam nad Janką, która leżała na kościelnej kozetce z zamkniętymi oczami i wyglądała jak porcelanowa lalka.
– Mamo... on to naprawdę powiedział? – otworzyła oczy i patrzyła we mnie jak dziecko, które właśnie zrozumiało, że Święty Mikołaj nie istnieje.
– Może to jakaś pomyłka… jakieś stare nagranie… – próbowałam bronić czegoś, czego bronić się nie dało.
– On to powiedział. Poznałam jego głos… – wyszeptała i zakryła twarz dłonią.
Wyszłam do przedsionka i pierwsze, co zobaczyłam, to matkę pana młodego – stała z zaciśniętymi ustami i wzrokiem wbitym w podłogę.
– My też jesteśmy zszokowani – powiedziała cicho. – Ale może… nie róbmy scen. Goście patrzą.
– Sceny?! – parsknęłam. – Kobieto, twoje dziecko właśnie złamało serce mojej córce na oczach setki ludzi, a ty się martwisz o gości?!
Podszedł ojciec pana młodego. Taki typ – dystyngowany, włosy siwe, garnitur pewnie lepszy niż moja lodówka.
– To była prywatna rozmowa – powiedział spokojnie. – Ktoś musiał się włamać do plików.
– A co, nagraliście sobie rodzinną spowiedź na pendrive’a?! – rzuciłam ostro.
Wróciłam do zakrystii z bijącym sercem
Janka siedziała już, bosa, z welonem zmiętym na kolanach i zamyślona patrzyła w przestrzeń.
– Wszystko słyszałam, mamo. Nie musisz nic mówić.
– Może to nie tak, jak wygląda. Może… spanikował. Każdy się boi przed ślubem.
– „Nie kocham jej, ale muszę to zrobić.” – zacytowała z mokrymi od łez oczami.
– Janka… ja wiem, że serce ci pęka. Ale przysięgam, jak teraz wyjdziesz do ołtarza, to sama cię stamtąd ściągnę.
– Nie zamierzam. – Wstała powoli. – Pomóż mi zdjąć suknię, nie wracam tam ani na moment.
Patrzyłam na nią chwilę, a potem zdjęłam swoją marynarkę i okryłam ją. Powiedziałam, że wychodzimy tylnym wyjściem, a potem zrobimy coś bardzo ważnego. Zjemy tort bez pana młodego. I wypijemy toast za wolność.
Wyszłyśmy bocznymi drzwiami
Ksiądz coś jeszcze za nami wołał, ale nie oglądałyśmy się. Janka w mojej marynarce, w balerinach, z rozmazanym makijażem wyglądała jak po ucieczce z jakiegoś kiepskiego filmu.
– Mamo, co teraz zrobimy z tymi wszystkimi ludźmi? – zapytała, kiedy usiadłyśmy w samochodzie.
– Ludzie sobie poradzą. Goście to nie dzieci, wystarczy, że powiesz im „nie będzie ślubu”, a już wiedzą, że nie ma też obiadu.
– To najgorszy dzień w moim życiu.
– A mój najlepszy, bo nie pozwoliłaś sobie zniszczyć życia. Wiesz, ile kobiet nie ma tej odwagi?
– Mamo, a gdybym jednak wyszła za niego… to byś przyszła na wesele?
– Przyszłabym. Ale miałabym czarne rajstopy i czarne myśli.
Zaśmiała się cicho, pierwszy raz od rana. Przetarła policzki.
Czy czas uleczy rany?
Janka nie wychodziła z domu przez pierwsze dni, unikała telefonu, a wszystkie kartki z życzeniami ślubnymi wrzuciłyśmy do pudła po butach i wcisnęłyśmy do szafy. Ale pewnego wieczoru przyszła do mnie do kuchni.
– Mamo, a ty… kiedy wiedziałaś, że to się nie uda?
– Jak przyszedł do nas pierwszy raz. Siedział przy stole jak uczeń przy egzaminie. I nie patrzył ci w oczy, tylko w twój dekolt.
– Serio? – zaśmiała się zduszonym śmiechem.
– Serio. Ale co miałam zrobić? Zakneblować cię i zamknąć w piwnicy? Musiałaś zobaczyć to sama. I zobaczyłaś. Na szczęście w porę.
– Myślisz, że ludzie przestaną gadać?
– Przestaną. Bo zaraz będą mieć nowy temat. Może ciocia Zosia znowu się rozwiedzie, a może ksiądz znowu komuś odmówi komunii. Świat nie kręci się wokół naszego dramatu.
– Tylko czasem jeszcze myślę... że może gdyby nie to nagranie…
– …to dziś byś płakała do poduszki jako żona kogoś, kto cię nie kocha. Tak?
Patrząc tamtego wieczoru na córkę, wiedziałam jedno: nie każdy ślub musi się odbyć. Czasem największą miłością, jaką można sobie okazać, jest rezygnacja.
Teresa, 55 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.